No
i stało się to, czego życzyli sobie moi Czytelnicy, zdecydowałem się podzielić
poświątecznymi refleksjami nie czekając nowego roku. Pomyślałem, że lepiej z
tym nie zwlekać.
Święta były, minęły,
znów stały się wspomnieniem. Ze zdziwieniem konstatuję, że właściwie niewiele się spełniło z gorących życzeń świątecznych.
Miało być wesoło,
spokojnie, w rodzinnym gronie, z zachowaniem staropolskich tradycji, z kolędą
na ustach, no i oczywiście pobożnie, bo przecież czcimy Boże Narodzenie. Miało być,
ale dziś po głębszej refleksji coraz bardziej dochodzę do wniosku, że tak nie
było. W głębi duszy odzywał się co rusz
dzwonek ostrzegawczy, że naprawdę nie ma
z czego się cieszyć.
Było tak jak dawniej,
świątecznie i miło w wielu domach, choć trudno powiedzieć, czy w większości
domów. Niestety, cieniem się kładł niepokój wywołany tym, co się dzieje na
świecie, a zwłaszcza polityczną wojną w naszym parlamencie, która natychmiast
przenosi się pod strzechy. Choćbyśmy tego chcieli uniknąć przynajmniej w czasie
świąt, ale nie jest to możliwe w dzisiejszym
medialnym świecie.
Pisze o tym w podwójnym
numerze świątecznego „Newsweeka” znany nam Krzysztof Materna:
„Mam sporo lat,
przeżyłem sporo świąt, ale nigdy w okresie przedświątecznym nie byłem tak
zawieszony w jakiejś dziwnej próżni, której nie mogę zdefiniować inaczej niż
jako stan bliski schizofrenii”.
Dalej wspomina
Krzysztof niedawną rocznicę stanu wojennego 13 grudnia, kiedy to po odśpiewaniu
wszystkich zwrotek polskiego hymnu wielotysięczne tłumy Polaków, trzymając
biało-czerwone flagi, wyzywają się od komunistów i złodziei.
A oto konkluzja felietonu
Krzysztofa Materny pt. „Niewesołe
życzenia”:
„Tymczasem ci sami
ludzie, pełni nienawiści, braku zrozumienia dla innych, śpiewający ten sam
narodowy hymn, za chwile będą sobie i innym życzyli spokojnych świąt. Może nie
wszystkim udzieli się taki parszywy przedświąteczny nastrój. Może będą mieli
szczęście i na pasterce zamiast ewangelii nie usłyszą wyzwisk pod adresem
reszty Narodu. Może będą mieli to szczęście , że posłuchają współczesnej kolędy
nagranej przez Magdę Umer i Grzegorza Turnaua. Zastanowią się nad słowami
papieża Franciszka. Pomyślą o rzezi, która odbywa się w Aleppo i nie przejdą
bezrefleksyjnie do myślenia o bliskich, o przyszłości, nowym roku i przyjaźni
tych wszystkich, którzy chcą żyć w spokoju, z godnością, z poszanowaniem
wolności i tolerancją dla innego człowieka”.
A w ogóle telewizja
wypełniona po brzegi specjalistami krajowej i zagranicznej kuchni roztoczyła
przed nami wysublimowane jadłospisy
wieczerzy wigilijnej. I serce nam zadrżało z trwogi, że nie podołamy sprostać
nowoczesności, a ręce zatrzęsły od trzymania się za kieszeń. Z bijącym sercem,
pełni niepokoju zasiedliśmy do tradycyjnego stołu i wstyd nie odstępował przy
serwowaniu postnego barszczyku z uszkami, zupy grzybowej, smażonego karpia,
pierogów z kapustą, kapusty z grochem, a na deser kompotu z suszonych owoców.
Po prostu istna, zapyziała wiocha. Kudy nam chudopachołkom do specjałów
telewizyjnej socjety. Nie ucieszyła mnie
podrzucona przez Aniołka pod choinkę woda toaletowa i letnie skarpety, bo
zdałem sobie sprawę, że nie mam pewności, czy z tego dobrodziejstwa zdążę
skorzystać. No a z kolęd najbardziej utkwiło mi w pamięci: „W Dzień Bożego
Narodzenia radość wszelkiego stworzenia:
ptaszki w górę podlatują, Jezusowi wyśpiewują, wyśpiewują”.…
Na szczęście nie
nastąpił koniec świata przewidziany przez proroków. Słońce nie zagasło, księżyc
w nocy nadal świeci odbiciem jego światła. Życie toczy się dalej, tak jakby
nigdy nic. Na tablicy ogłoszeń w moim miasteczku widzę barwne, krzykliwe
plakaty o betlejemskim miasteczku pod kościołem Chrystusa Króla, balach
sylwestrowych, spotkaniach noworocznych,
poświątecznej, promocyjnej sprzedaży towarów w wałbrzyskich marketach, a
obok klepsydry informujące o pogrzebie zmarłych, Samo życie!
Ale niepokój zasiany
wcześniej, tuż przed świętami w mediach nie ustępuje. I trudno się temu dziwić.
W świątecznym numerze „Polityki” rzucił się w oczy tytuł „Rok niespokojnej
ziemi”, a w nim ostrzeżenie: 20 grudnia skończyła się w Polsce przewidywalność
tego co może nastąpić, Tego dnia, jak pisze redaktor Jerzy Baczyński, partia
rządząca ostatecznie przejęła władzę nad Trybunałem Konstytucyjnym, zamieniając
go w prawny gadżet, ustrojową wydmuszkę. Nasz republikański ustrój zmienia się
w monarchię niekonstytucyjną, gdzie pełnia władzy przy zachowaniu
instytucjonalnej fasady – przysługuje faktycznie jednemu człowiekowi. Ave
Cezar!
W kolejnym artykule pt.
„Królestwo chaosu”, grupa ekspertów „Polityki” przytacza argumenty
potwierdzające, że w nadchodzącym roku zawisła nad Polską czarna chmura recesji
gospodarczej i finansowej w związku z lawinowo rosnącymi kosztami tego chaosu.
Cytuję:
„Władza PiS-u ma dwa
oblicza. Pierwsze to surowa twarz rewolucjonisty, sanatora i inkwizytora, który
z żelazną ręką i makiaweliczną zręcznością przeprowadza plan całkowitego przejęcia państwa i jego
instytucji. Ale spod tej maski wyłania się inne wstydliwe oblicze
niekompetentnego, nieudolnego
bałaganiarza…”
Obszerny artykuł z
metodyczną dokładnością obnaża szczegóły tego bałaganiarstwa i niekompetencji,
a czytając o tym wszystkim włos się jeży na głowie. Po prostu trudno uwierzyć,
że coś takiego może mieć miejsce w cywilizowanym kraju europejskim i nie ma
sposobu by reagować na to wszystko inaczej jak czynny udział w manifestacjach
ulicznych.
Więcej spokoju i
optymizmu znalazłem we wspomnianym wyżej „Newsweeku”, w artykule wstępnym
redaktora naczelnego, Tomasza Lisa, pt. „Wiara, nadzieja, siła”, gdzie czytam,
co następuje:
„Demokratyczna,
obywatelska, otwarta, tolerancyjna i mądra Polska przetrwa jedynie wtedy, gdy
Polacy nie zapomną, że jej przetrwanie zależy tylko od nich. . Bezradność i
poczucie beznadziei, odczuwane przez obywateli, to najwięksi sojusznicy obecnej
władzy”.
Autor artykułu stara
się przekonać Czytelników, że nie wolno pozostawać biernym wobec tego, co się
dzieje w Polsce, nie należy tracić wiary, że się uda zbiorowym wysiłkiem
powstrzymać dyktatorskie zapędy i odwrócić trend zawłaszczania państwa przez
politykierów jednej partii. W mijającym roku zobaczyliśmy w Polsce piękne
twarze ludzi godnych, przyzwoitych i odważnych, tych którzy dostrzegli, że nasza
demokracja i wolność stają się coraz bardziej zagrożone i że trzeba bronić tych
zdobyczy ruchu „Solidarności”, które zostały wywalczone zbiorowym wysiłkiem i
poświęceniem tysięcy Polaków przed laty.
W podobnym tonie
wypowiada się Grzegorz Turnau, krakowski kompozytor i piosenkarz w świątecznym
wydaniu „Gazety Wyborczej” zatytułowanym: „Jak się masz Turnau? Coraz lepiej”.
Grzegorz Turnau opowiada o nagranym wraz z Magdą Umer klipie „Kolęda dla
tęczowego Boga”, w której odnosi się krytycznie do braku reakcji ze strony
naszych władz na to, co się dzieje w syryjskim Aleppo. Została ona wycofana z
programów radia i telewizji publicznej. Cieszy się powodzeniem w internecie.
„Przypominam wszystkim malkontentom, mówi Grzegorz, że tęcza to znak biblijny –
symbol nadziei po potopie. Wszyscy śpiewamy kolędę „Mizerna cicha”, w której
padają słowa: „pod malowaną tęczą”.
Grzegorz Turnau
opowiada, że nie ma żadnych poglądów politycznych, natomiast ma poczucie
przyzwoitości. Ona każe mu dzisiaj powiedzieć, że jest droga, której nie
akceptuje. Gdy władza rozdaje w sposób tak brutalny karty, uznając wszystkich
ludzi, którzy budowali Polskę po roku 1989 za przestępców – nie może milczeć. Cytuję:
„Na mojej lodówce od
dawna wisi myśl Dantego: Najbardziej
gorące miejsce w piekle zarezerwowane jest dla tych, którzy w okresie kryzysu
moralnego zachowują swą neutralność…
Mój teść, 92-letni
wybitny kompozytor, na pytanie: Jak się masz tato, odpowiada: Coraz lepiej ! Wierzę,
że życie to są powtarzalne cykle. Kiedy czujemy, że jesteśmy w złym cyklu, to
znaczy, że już blisko końca okrążenia, za
chwilę rozpocznie się dobry cykl”.
I tą sentencją
Grzegorza Turnaua budującą dobrą nadzieję na Nowy Rok 2017 pragnę pokrzepić
wszystkich moich Czytelników. Nie upadajmy na duchu. Uwierzmy,
to będzie rok dobrego cyklu. Będzie lepiej
!