Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

piątek, 6 lipca 2018

Czytam, więc żyję...




Motto:

Z „Księgi Jakubowej” Olgi Tokarczuk:

Gdyby ludzie czytali te same książki, żyliby w tym samym świecie, tymczasem żyją w innych, jak ci Chińczycy, o których pisał Kircher. A są tacy, całe mnóstwo, co nie czytają wcale, ci mają umysł uśpiony, myśli proste, zwierzęce, jak owi chłopi o pustych oczach. Gdyby on, ksiądz, był królem, nakazałby jeden dzień pańszczyzny na czytanie przeznaczyć, cały stan chłopski zagoniłby do ksiąg i od razu inaczej wyglądałaby Rzeczpospolita.

( Mowa o księdzu Benedykcie Chmielewskim , autorze ksiąg o charakterze encyklopedycznym pt. „Nowe Ateny”).

O roli i znaczeniu książki w naszym życiu mówi się i pisze od dawien dawna i temat ten jest wciąż aktualny. Z zachętą do czytania książek spotykamy się na każdym kroku, poczynając od szkoły, a potem w latach młodości, bo książka pozwala nam pełniej przeżywać emocje związane z przyjaźnią, miłością i urządzaniem się w życiu dorosłych. A potem już jako dojrzali ludzie szukamy w książkach uzupełnienia własnych zainteresowań i zamiłowań.

Bywa też tak, że sięgamy po tomiki wierszy, gdy sprzyja temu wyjątkowy nastrój refleksji i zadumy, o czym możemy przeczytać w moim wierszu:


O czymże dumać w deszczowym staccato,
gdy jak kamfora rozpływa się lato,
a krople z nieba  jak srebrzyste łzy,
zdobiące lica - spływające  perły.

Był upał, prysnął jak bańka mydlana,
słońce zasnute jak gwiazda zaranna,
nic nie pomoże cieszenie się chwilą,
gdy błyśnie słońce    wołamy:  trwaj chwilo!

Lecz czas jak rzeka, jak rzeka płynie,
lato się topi w deszczowej malignie,
ratując  resztki słonecznej finezji,
sięgam z nadzieją  -  po tomik poezji…

O dziwo, czytam i oczom nie wierzę,
sypią się zwrotki jak ranne pacierze,
każda  skąpana w porannej rosie,
śpiewa pieśń rzewną o ludzkim losie…

I z tej lektury wiem tylko jedno,
liczy się prawda, liczy się piękno,
niech sobie niebo chmurkami kląska
moim balsamem  -  jest książka !


Tak sobie myślę, że byłoby pięknie, gdyby u nas w kraju rozpowszechnił się hiszpański zwyczaj obdarowywania osób miłych sercu zamiast kwiatów - książkami. Niechby to było i na Walentynki, i Dzień Kobiet, i na święta Bożego Narodzenia pod choinkę, na imieniny lub urodziny. Lubię kogoś, więc zrobię mu przyjemność, podaruję książkę. 

A książek mamy prawdziwe bogactwo w handlu, wprost nieprawdopodobne. A przecież one aż się proszą, by je wziąć do ręki i przeczytać. Nasze placówki kultury, biblioteki i księgarnie potrafią rozpowszechnić tę tradycję, podobnie jak powszechne czytanie dzieł naszych klasyków.

Szczególne miejsce wśród książek i to jest zrozumiałe, zajmują książki związane tematycznie z naszym miejscem zamieszkania. Wiadomo, że koszula jest najbliższa ciału. Okazuje się, że mamy takich książek coraz to więcej, a Wałbrzych dzięki Oldze Tokarczuk i Joannie Bator stał się miastem znanym na świcie nie tylko z powodu „złotego pociągu”.

Nie pamiętamy o tym, że niemiecki Waldenburg był jednym z najpiękniejszych miast pod względem położenia krajobrazowego i architektury kilku dzielnic, a z wojny wyszedł bez uszczerbku, bo uniknął bombardowań i zmasowanej obrony ze strony Niemców. Faktem jest, że rozłożenie na łopatki w latach dziewięćdziesiątych przemysłu wydobywczego  pociągnęło za sobą w miejsce rozwoju – katastrofę, z której ciężko było się podźwignąć. Potrzeba wielu lat, by się z tego upadku podnieść i odbudować. Sprzyjały temu możliwości jakie stworzyło wejście Polski do Unii Europejskiej.

Od paru lat Wałbrzych nie schodzi z ust poszukiwaczy skarbów, dziennikarzy, a nawet polityków na całym ziemskim globie. A stało się to skutkiem medialnej sensacji o domniemanym odkryciu miejsca, gdzie został pod koniec wojny  ukryty przez hitlerowców „złoty pociąg” z Wrocławia.

Historia „złotego pociągu z Wrocławia” spędza sen z oczu nie tylko poszukiwaczom skarbów lub badaczom wojennej i powojennej historii. To jak się okazuje fascynujący temat do napisania książki.

Wydawałoby się – wystarczy pomysł. Reszta zrobi się sama, bo materiałów na temat „złotego pociągu” jest bez liku, aż trudno to ogarnąć, a do tego szczypta fantazji – i już mamy książkę.

Tak się może wydawać adeptowi sztuki pisarskiej. Ale żeby napisać dobrą książkę, nie wystarczy sam zamiar, trzeba się wcześniej nad tym dobrze napracować.

Mówiła o tym Jolanta Maria Kaleta, wrocławska pisarka, autorka kilkunastu książek, specjalizująca się w odkrywaniu tajemnic Dolnego Śląska, obok Joanny Lamparskiej filar niekończącego się mostu prawdy i fantazji budowanego na kanwie niezbadanych do końca i nieodkrytych tajemnic z czasów wojennych i powojennych.

A miało to miejsce w prawdziwym skarbcu wałbrzyskiej kultury, w Bibliotece pod Atlantami, na spotkaniu z autorką jedenastu książek obracających się w zagadkowym kręgu tego co mogłoby przeminąć bez echa, gdyby nie wnikliwe oko literata i  pasjonata historii współczesnej.

Miałem okazję uczestniczyć w tym spotkaniu na zaproszenie Agaty Czajor z „Biblioteki pod Atlantami”, co spowodowało moje jeszcze większe niż dotąd zainteresowanie twórczością Jolanty Kalety. Już wcześniej poznałem jej książkę  wydaną w 2013 roku pt. „W cieniu Olbrzyma”. Trudno się dziwić, skoro akcja tej książki toczy się w miejscach najbliższych mojemu sercu, w Jedlinie-Zdroju i Głuszycy. Książkę czytałem z zapartym tchem, bo żyję tym tematem odkąd udało nam się w Głuszycy w 1996 roku zagospodarować i uruchomić do zwiedzania podziemną trasę turystyczną pod Osówką, jedną z najciekawszych w kompleksie „Olbrzyma”, a Jedlina- Zdrój, to moja „druga ojczyzna”, gdzie było drugie miejsce mojej pracy nauczycielskiej.

Wcześniej niż „W cieniu Olbrzyma” napisała Jolanta „Testament Templariusza” rozgrywający się w magicznym klimacie starego opactwa w Henrykowie, a następnie „Duchy Inków” – barwną, pełną zagadkowych i dramatycznych zdarzeń powieść rozgrywająca się na Podhalu, w zamku  Nidzica, jak się okazuje mającym coś wspólnego z Wyspą Słońca na jeziorze Titicaca, w kolebce Inków. A potem przyszły kolejne książki, „Wrocławska Madonna”, „Kolekcja Hankego”, „Lawina”, „Obcy w Antykwariacie”, „Operacja Kustosz”, no i książka, która wydaje się nam szczególnie interesująca, bo dotyczy „Złota Wrocławia”. To jest istotnie książka szczególna, powieść sensacyjno-przygodowa świadcząca o wysokiej klasie autorki, mającej za sobą doświadczenie i dojrzały warsztat pisarski. Powieść która potrafi wzbudzić emocje wspomnień, łzy i nostalgię oraz rzecz rzadką, w miarę czytania chce się ją czytać jeszcze bardziej, bo napięcie wzrasta z każdą kartką, a przecież chcemy się dowiedzieć wreszcie, gdzie się podziało złoto Wrocławia.

Ja oczywiście nie czuję się upoważniony, by odpowiedzieć na to pytanie. Nie dam też wskazówki, gdzie szukać bursztynowej komnaty. Robi to Jolanta Kaleta w kolejnej książce „Strażnik Bursztynowej Komnaty”, gdzie wątek kryminalny przeplata się z przygodą i sensacją. Tak jest zresztą we wszystkich powieściach Jolanty Kalety, bo w odróżnieniu od wspomnianej Joanny Lamparskiej nie pisze ona książek typowo popularno-naukowych, ale realistyczne wątki historyczne ubarwia konwencją fikcyjną, beletrystyczną. Jest wielu Czytelników, którzy chętniej sięgają po takie książki.

Nie tak dawno z emocją przywitaliśmy nową książkę Jolanty Kalety, w której powróciliśmy do wydarzeń związanych z podziemnym kompleksem „Riese”, poznaliśmy dalsze losy bohaterów powieści „W cieniu Olbrzyma”, a akcja tej książki pt. „Riese – śmierć ma sowie oczy” toczy się w  niezwykle zagadkowym miasteczku – w Głuszycy.

A ja jestem teraz pod wrażeniem Jej najnowszej książki  -„Pułapka”, z której nabrałem przekonania, że „nic nie jest tym, czym się wydaje”, ale dzięki temu mogłem się przenieść w fascynujący świat poszukiwaczy skarbów ukrytych tym razem w legendarnej „szczelinie jeleniogórskiej”.

Jolanta Maria Kaleta nie ustaje w biegu. Już wkrótce pojawi się na naszym rynku kolejna  książka. Nie znam jeszcze jej tytułu i tematu. Mogę tylko obiecać, że jak tylko to się stanie – napiszę o tym w moim blogu, bo wiem że do  książek J.M. Kalety mogę zachęcać Czytelników w ciemno.

 Dzięki temu, że czytam przekonuję się, że żyję i to życie wydaje mi się sensowniejsze i bogatsze.
Warto czytać !

2 komentarze:

  1. Pieknie piszesz Stanisławie o książkach i o ich autorach. A właściwie to głównie o autorkach.
    To wielka radość mieć takiego recenzenta.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Jadwigo, cieszę się że mam tak sympatycznych Czytelników jak Ty, a w sztuce pisania jesteś super więc z największą przyjemnością odwiedzam Twój blog i Twoje książki. pozdrawiam !

      Usuń