Trzy lata temu mogliśmy
przeczytać w „Polityce” dziennikarską
relację z podróży do Wałbrzycha, Filipa Springera pt. „Wiatr od ruin”. Wałbrzych, to jedno z 31
byłych miast wojewódzkich w Polsce, które po reformie administracyjnej utraciły
swój zaszczytny status i musiały się pogodzić z powrotem do rangi powiatu
grodzkiego. Filip Springer w ramach projektu „Miasto Archipelag – Polska
mniejszych miast” zamieścił na łamach poczytnego tygodnika zapowiadany już
wcześniej reportaż.
Nic dziwnego, że jego
artykuł wzbudził moje nadzwyczajne
zainteresowanie. Mam w swoim dorobku, myślę że interesującą książkę o
Wałbrzychu i całej ziemi wałbrzyskiej – „Wałbrzyskie powaby”, ale zdaję sobie
sprawę z tego, że jest to książka pisana przez tubylca uczuciowo związanego z
tym miastem i w tej sytuacji skazanego na subiektywizm. Byłem ogromnie ciekaw,
jakie wrażenie wyniósł z Wałbrzycha dziennikarz z zewnątrz i co o nim napisał
do wiadomości publicznej w całym kraju.
Mogę z pełnym
przekonaniem powiedzieć, że się nie zawiodłem. Wprawdzie mój niepokój wzbudził
dość zaskakujący tytuł „Wiatr od ruin” i
mroczna ilustracja dróżki wiodącej z nieczynnego kamieniołomu na
Podgórzu do centrum, zamieszczona na samym wstępie reportażu, bo pomyślałem
wtedy, że będzie znów chodziło o to, by postraszyć Polaków ponurym Wałbrzychem,
ale jak się później okazało Filip Springer dostrzegł jednak i docenił atuty
krajobrazowe i architektoniczno-zabytkowe miasta, które wkroczyło na drogę
rozwoju, a co najważniejsze - odnalazł
ważnych i wartościowych młodych ludzi, poświęcił im uwagę i uznał za
dobry prognostyk dla jego przyszłości. Pisze więc Filip Springer z podziwem o
brodatym blondynie, Nullo, czyli Patrycjuszu Kochanowskim, rapującym z
powodzeniem w „Trzecim Wymiarze” na wałbrzyskiej scenie hiphopowej, pisze też o
Mateuszu Mykytyszynie, odkrywającym Wałbrzych dla siebie i dla innych z gorącym
sercem i oddaniem, czego przykładem jest rosnąca rola prowadzonej przez niego
przy zamku Książ Fundacji Księżnej Daisy, a na koniec o Magdalenie Woch, która zrezygnowała z
Warszawy, by wrócić do rodzinnego miasta i tutaj oddać się bez reszty pracy
edukacyjno- kulturalnej w nowo otwartej Starej Kopalni.
Wałbrzych jest dla
Filipa Springera nadzieją na lepszą przyszłość, tak więc z przekonaniem cytuje
na koniec reportażu słowa Magdaleny Woch:
„To może być naprawdę
genialne do życia samodzielne miasto, trzeba tylko trochę dłużej poczekać niż
gdzie indziej”, a Mateusz dodaje; „Znów mi się chce myśleć o tym mieście w czasie
przyszłym”.
W reportażu Filipa
Springera mamy oczywiście znacznie więcej ciekawych i pozytywnych spostrzeżeń i
refleksji. Dowodzą one, że to nie „wiatr
od ruin” jest dla tego miasta w tej chwili symptomatyczny, ale raczej „wiatr od
Wałbrzyskiej Strefy Ekonomicznej”, bo ona jest
miastotwórcza i od niej w dużej mierze zależy przyszłość ziemi
wałbrzyskiej. A w ogóle wiatry od zachodu są w naszej strefie klimatycznej
przeważające.
Mateusz Mykytyszyn
ułatwia nam bliższe poznanie przeszłości Wałbrzycha, a zwłaszcza zamku Książ,
dzięki niemu wiemy już znacznie więcej kim była księżna Daisy i jak ważną rolę
odegrał w historii tej ziemi ród Hochbergów. Prezes Fundacji księżnej Daisy
może więc bez zastrzeżeń przenieść się w przyszłość. Ale dobrze jest też pamiętać
o przeszłości.
Niezależnie od
politycznych opcji i zapatrywań nie powinniśmy pomijać zasług dla miasta
cieszących się powszechnym uznaniem działaczy społecznych, ludzi kultury i
sztuki.
Mam w swej biblioteczce
kilka Roczników Województwa Wałbrzyskiego z lat 1987 do 1998 roku. Można w nich
znaleźć interesujące prace naukowe, opracowania, referaty w różnych dziedzinach
życia, gospodarki i kultury. To są teksty na wysokim poziomie intelektualnym,
świadczą o dużej wiedzy i talencie autorów. Potwierdzają one aspiracje
wojewódzkie miasta nad Pełcznicą, bo obok potencjału przemysłowego miało ono
liczące się osiągnięcia w dziedzinie kultury. Wałbrzych może się poszczycić
bogatą plejadą sławnych ludzi oddanych bez reszty swemu miastu. To wstyd, żeby
o nich nie pamiętać. Dla przykładu wspomnę tylko nazwisko - Eufrozyna
Sagana. Kto z młodych ludzi dziś pamięta zasługi długoletniego dyrektora
Muzeum Okręgowego w Wałbrzychu, twórcy muzealnej kolekcji mikroflory
karbońskiej, niezwykle pracowitego i sympatycznego człowieka. Wiele dobrego
mógłby o nim powiedzieć późniejszy dyrektor Muzeum, Stanisław Zydlik, albo z
zamiłowania mineralog, Kazimierz Kozakiewicz. Właśnie on jest jednym z
pomysłodawców zgromadzenia wszystkich zbiorów skalnych Wałbrzycha w części
muzealnej Starej Kopalni i nazwania jej imieniem Eufrozyna Sagana.
Myślę, że wiele
podobnych, dobrych inicjatyw i pomysłów krąży po mieście. Warto poszukać
odpowiedzi na pytanie, co zrobić by odsłonić karty z najbliższej przeszłości i
przywrócić pamięć o osobach zasłużonych dla miasta. Niewątpliwie potrzebna jest akceptacja władz
miejskich, ale też taka forma
organizacyjna, która pozwoli zebrać żyjących jeszcze, pamiętających tamte czasy
ludzi nauki i kultury, odsuniętych często na boczny tor, by opracować wspólnie realny
plan działania i jak najszybciej przystąpić do jego realizacji.
Czekamy na ożywczy dla nich wiatr z zachodu.
Książke Filipa Springera mam w domu i przeczytalam z dużym zainteresowaniem bo jest niesamowicie wartosciowa./Nie mogę jednak teraz do niej zajrzec bo jestem na działce/.
OdpowiedzUsuńA Walbrzychowi życzę wszystkiego dobrego.
Dziękuję Stokrotko, ze znalazłaś czas na zagoszczenie w moim blogu, choć wiadomo na działce jest się czym zająć i zwykle czymś nie mniej pożytecznym. A w Wałbrzychu dzieje się sporo dobrego, odnoszę wrażenie, że jest to rekordowy skok w przyszłość. Pozdrawiam !
UsuńZapomnialam napisać że ta książka to."Miasto archipelag. Polska mniejszych miast".
UsuńZa kilka dni Wałbrzych znowu stanie się sławny na cały świat ponieważ znaleziono nowe ślady obecności "Złotego pociągu".A jak się nie uda go odnależć to przecież okres wakacji to tzw.sezon ogórkowy i musi się coś dziać.Natomiast niejaki Jarosław poinformował Europę,że oni nic nie robią wbrew Konstytucji RP.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń