Wam zaś najmilsi w sercach niech gości
ciepło czułości i wzajemności,
a blask iskrzących z choinek świeczek,
niech Was raduje jak małe dzieci,
niech Wam przyświeca w Nowym Roku,
by światłych celów nie zgubić w mroku,
o przyjaciołach zawsze pamiętać –
po to są właśnie grudniowe święta !
Było, minęło. Już po świętach, depcze nam po piętach Nowy
Rok, nie wolno trwonić czasu na rozrywkę, bo niewiele go pozostało.
W moim blogu zrobię tylko
drobniutki poświąteczny remanent przemyśleń i
refleksji w chwilach wolnych spędzonych poza świątecznym stołem, a
ponieważ tegoroczne święta były dłuższe niż zwykle, to i czasu na medytacje nie
brakowało. Pogoda okazała się łaskawa, zwłaszcza do południa. Był więc czas na
spacery z pieskami i był czas na reminiscencje w ciszy własnego pokoju. Były
też momenty bezpośredniego kontaktu z książką najcenniejszą dla mnie w te
święta. To „Księgi Jakubowe” Olgi Tokarczuk, pisarki, która okazała się moim
metafizycznym gościem świątecznym. Dzięki niej mogłem odbywać podróże w
bezkresne przestrzenie wschodniej Rzeczposplitej Obojga Narodów u jej schyłku i
przeżywać niezwykłe fascynacje opowieściami o ludziach i zdarzeniach jakże
często do złudzenia podobnych do naszej dzisiejszej rzeczywistości, jakby czas
stanął w miejscu i mimo upływu wieków w człowieku niewiele się zmieniło.
Ze względu na doniosłość
uświęconych staropolską tradycją Świąt Bożego Narodzenia dałem sobie spokój z
telewizją, radiem i innymi mediami, by w ten sposób próbować się uchronić przed
„słowem bożym” naszych najwyższych dostojników świeckich i duchownych
nawołujących do pojednania i zgody Polaków, których właśnie teraz tuż przed
świętami Bożego Narodzenia skłócili do reszty, depcząc Trybunał Konstytucyjny, Konstytucję i zapisane w niej zasady praworządności.
Naszym krajem po zwycięstwie
wyborczym PiS-u zawładnął super-prawicowy organ władzy, podczas gdy zdecydowana
większość Polaków jest w gruncie rzeczy lewicowa, czego dowody możemy znaleźć
na każdym kroku. Jesteśmy za świeckością państwa, za wolnością słowa, za
równością i sprawiedliwością, za prawdziwą demokracją, a nie hegemonią jednej
partii w organach władzy, wynikającą z fatalnej ordynacji wyborczej. Tymczasem
już z pierwszych poczynań PiS-u okazuje się, że grozi nam znany z PRL-u monopartyjny
system sprawowania władzy, a do tego przedwojenny klerykalizm w najbardziej krańcowej
postaci.
„Bóg mieszka w Warszawie” pisze
Krzysztof Varga w felietonie „Dużego Formatu” GW relacjonując swe wrażenia z
belgijskiej komedii biblijnej „Zupełnie Nowy Testament”. W tym quasi
moralitecie filmowy Bóg mieszka w Brukseli z bezwolną żoną („Matką Boską”)
zajmującą się haftowaniem i sprzątaniem oraz rezolutną córką, o imieniu Ea,
nieznaną z ewangelii siostrą Jezusa. Ów Bóg przesiaduje w ogromnym pokoju
wypełnionym kartotekami przed komputerem, na którym ustala swoje nieliczne
boskie prawa, zwykle unieszczęśliwiające ludzi. Pewnego dnia Córka Boża, nie
mogąc znieść wredności Ojca, dobiera się do komputera i ujawnia wszystkim
ludziom daty ich śmierci. Ten krok wydawałoby się okrutny okazuje się humanitarny,
bo pozwala ludziom zupełnie inaczej ułożyć sobie życie znając swój kres, ale
także uwolnić się od Boga.
A oto jak komentuje ten film
Krzysztof Varga:
„Nieodmiennie nurtowało mnie przez cały czas pytanie, czy
gdyby takowa komedia w Polsce powstała, i w Polsce nie w Belgii się rozegrała,
to mielibyśmy protesty polityków katolickich, krucjaty różańcowe, egzorcyzmy
pod kinami, zgłoszenia do prokuratury w sprawie obrazy uczuć religijnych…
Ale mnie się akurat zdaje, że Bóg
mieszka w Warszawie, wiele znaków na to wskazuje. Naturalnie, że Bóg poprzez
swą doskonałość wszędzie może mieszkać jednocześnie, ale podejrzewam że w
Warszawie mieszka on szczególnie intensywnie, i tutaj wyzłośliwia się na Polakach z wielkim ukontentowaniem, nasamprzód oczywiście co jakiś czas odbierając im rozum.
Kiedy tylko Polacy zaczną myśleć i działać racjonalnie, Bóg natychmiast im w
głowach miesza, tak że robią się bezmyślni i irracjonalni. Gdy Polakom uda się
coś konstruktywnego zbudować, Bóg natychmiast interweniuje, tak że Polacy to,
co zbudowali z wielką pasją zaczynają demontować…
Jeśli w istocie Bóg w Warszawie
mieszka, na co wszystkie poszlaki wskazują, wiarę i nadzieję mieć należy, iż ma
on córkę, która Polaków jednak finalnie zbawi”.
I podzielając nadzieje autora
felietonu tym właśnie optymistycznym akcentem podsumuję deliberacje nad naszym
polskim losem, zwłaszcza że przed nami nowy rok, a z nim niepokój o to, co nas
czeka w nowym roku.
Aby podtrzymać na duchu ludzi
wątpiących lub niewierzących w możliwość cudu nad Wisłą pozwolę sobie na jeszcze jedną dygresję.
Wpadł mi w oko grzbiet książki „Przygody dobrego wojaka Szwejka” Jarosława
Haška. Nabyłem ją bezpośrednio po
którymś tam pobycie w Pradze. A książkę chciałem koniecznie mieć, gdyż miałem w
Pradze okazję skorzystać z dobrodziejstw
gospody „Histinec u Kalicha”, niedaleko centrum „Na Bojišti 12-14”. To wesoły lokal, do
którego gościnnie zaprasza manekin Szwejka przy wejściowej bramie. Złoty płyn
chmielowy leje się tam strumieniami, a do tego smakowite dania mięsne, kotlety,
gulasze, golonki, no i niezastąpiona niczym czeska gotowana kapusta o
specyficznym słodkawo-kwaśnym smaku, a w ogóle obfity wybór wszystkiego czego
dusza zapragnie, a kieszeń wytrzyma. No i oczywiście, czeska, nastrojowa muzyka
sącząca się z głośników w równym tempie z kuflowym napojem. Być w Pradze, a nie
być „u Kalicha”, to znaczy nigdy nie poczuć, nie doświadczyć i nie pojąć, skąd
się brał ustawiczny, niewyczerpany, rozbrajający optymizm dobrego wojaka Szwejka. On się brał z prostego założenia,
nigdy nie jest tak źle, aby nie mogło być jeszcze gorzej. Cieszmy się dniem
dzisiejszym, nie myślmy o jutrze, tego nigdy nie da się przewidzieć, co będzie.
Nie odkładaj na jutro tego dobrego, co możesz przeżyć dziś. To najprostsze z
prostych maksymy życiowe, a ile w nich głębokiej mądrości.
Nowy Rok bieży... i jak co roku
wzbudza nowe nadzieje. Co by nie powiedzieć, to w tym przypadku nie możemy się
obronić przed zarzutem łatwowierności. Nie pozwalają nam zresztą spadające na
nas jak krople srebrzystego dżdżu z nieba pełne serdeczności i spontaniczności
optymistyczne życzenia noworoczne. Szczęśliwego
Nowego Roku słychać ze wszech stron. Dochodzą do tego wierszowane laurki: W
Nowym Roku, niech się świat rozściela wokół ! Do siego roku, byś szybował w nim
jak sokół ! Ten rok niech Ci będzie skrzydlatym łabędziem co pływa po stawie i
mieszka w Warszawie ! Krocz spokojnie w Nowym Roku do sukcesu, krok po kroku !
Cieszymy się więc Nowym Rokiem,
obiecujemy sobie powitać go z należytym szacunkiem, a nawet entuzjazmem,
zgodnie z powszechnie przyjętą tradycją, oczywiście w Noc Sylwestrową. Już od
wielu dni spędza nam ona sen z oczu. Po pierwsze, gdzie, po drugie z kim, po
trzecie w jakiej kreacji. Co innego - bal sylwestrowy, co innego – prywatka, a
jeszcze co innego - sylwester domowy.
Nie mówię o jeszcze innych
pomysłach na Sylwestra. Pomysłowość Rodaków w tym względzie jest
nieograniczona. O nich dowiemy się z naszych środków przekazu. Media czyhają na
wszelkiego rodzaju ekstrawagancje.
A po Sylwestrze będzie tak, jak w
poniższym epigramacie:
Wracamy z Sylwestra, na ulicach
dnieje,
w uszach gra orkiestra, cały
świat się śmieje !
W domu czeka łóżko i wygodne
spanie,
tak się kończy duszko to nocne
hasanie.
Nowy rok zagościł, a w głowie coś
pęka,
z nadmiaru radości, opadła nam
szczęka …
Niestety, takie są nieuchronne
prawa egzystencjalne, za każdą przyjemność trzeba ponosić konsekwencje. Im
więcej szampana i balowania w noc sylwestrową, tym ciężej dojść do siebie
pierwszego dnia Nowego Roku.
Ale nawet pełna świadomość
skutków sylwestrowego biesiadowania nie powstrzyma nas, by w dobrym nastroju z
lampką szampana powitać Nowy Rok i złożyć sobie szczególnie serdecznie życzenia
noworoczne.
Czynię to również z należną atencją wobec Czytelników mojego blogu,
czując już na czole aurę zbliżającej się Nocy Sylwestrowej i niezwykłej godziny
zerowej z 31 grudnia 2015 na 1 stycznia 2016.
Więc dołączam poniższe życzenia jak przystało wierszem:
Lekkości, uroku w Nowym Roku!
Niech się dobrze dzieje, bo nam
dowcip zaśniedzieje,
bez zabawy zwiędnie dusza, zmieniasz
się w kaktusa.
Niech więc uśmiech nas ogarnia
jak morska latarnia.
Los nas wprawdzie nie rozczula,
wciąż „zgaduj zgadula”,
choć nie wiemy co przed nami, żyjmy marzeniami!
Wszystkiego miłego w Nowym
Roku !