to lato potraktujmy symbolicznie |
Muszę wyjaśnić moim Czytelnikom
skąd nagle i niespodziewanie wzięło mnie na dzisiejszą suplikację. Jak to
często w życiu bywa impulsem stał się zupełnie błahy epizod. Przelatując po
facebooku rzuciłem okiem na wydawałoby się standardowy link reklamowy o treści:
Zaleca dr Marcin Polakowski z Krakowa. Krem Ostelite.
Nie ubliżaj, szanuj, doceń, bo jutro mogą być tylko wspomnienia.
Przez chwilę mnie zamroziło. Jak
mogłem do tego dopuścić. Nie skorzystałem jak dotąd z antidotum krakowskiego
lekarza i cóż mi pozostało - tylko wspomnienia.
Rozejrzałem się po pokoju. Tyle
rzeczy bliskich mojemu sercu i duszy. I wszystko lada moment może stać się
tylko wspomnieniem, na domiar złego, nie moim, tylko moich bliskich.
Pomyślałem - zaletą moich
przodków jest fakt, że nie żyją. Skromnie, ale dumnie czekam na moment
odziedziczenia tej cechy. Nie powiem, że nie myślę o tym z niepokojem. Wyobrażam sobie osobę, która wejdzie do
mojego pokoju, aby zrobić tu porządek. Przymierzałem się do tego wiele razy, za
każdym razem nieskutecznie. Z tysiąca rzeczy pochowanych w szufladach i na
półkach każda jedna wydaje mi się potrzeba i ważna. Może się jeszcze przydać,
albo też stanowi pamiątkę, więc odkładam ją z powrotem zamiast umieścić w koszu
na śmieci. To dla mnie tak samo jakbym wyrzucał fragment z mojej biografii.
Mam dość pokaźny pakiet dyplomów,
podziękowań i odznaczeń, zajmują honorowe miejsce na górnej półce szafy, a
wśród nich takie, które wręczano mi za czasów komuny. Są dziś corpus deliciti
mojej haniebnej współpracy z reżimem. Po ukończeniu szkół jako nauczyciel
powinienem rzucić pracę w zawodzie i przejść do
opozycji, najlepiej podziemnej. Ciężko by mi było dziś wytłumaczyć, że
jeśli istniała w PRL-u jakaś opozycja, to była ona w takiej konspiracji, że
normalny człowiek nic o niej nie wiedział. Może w Warszawie tak, ale nie w
prowincjonalnym miasteczku.
Boję się, że moi bliscy nie
omieszkają zafundować mi pomnika, na którym przedstawią mnie z opuszczoną
głową, pochylonego nad skarbonką z napisem: „co łaska”. A po wrzuceniu monety
słychać będzie głos: „Bóg zapłać”. Wszystkie datki zostaną przeznaczone na
wsparcie inicjatywy – pomoc dla abnegatów.
To mój pomysł, zważywszy na to, że sam się do nich zaliczam. A jest to rzecz
nowatorska. Nikt jeszcze na to nie wpadł, że abnegaci potrzebują pomocnej
dłoni, by wydobyć się z tej ścieżki wyobcowania się od otoczenia, niedbalstwa i
niesubordynacji.
W ten oto sposób wypełniłaby się
moja troska o to, by wydobyć na światło dzienne postawę życiową, która z
partykularnych względów została wrzucona do przysłowiowej „puszki Pandory”, a
przecież nie powinna ona wadzić nikomu, bo jest w całej swej strukturze
obojętna, a nosi ona uczoną nazwę – indyferentyzm.
To i tak jest lepsze niż jedna z mutacji idealizmu filozoficznego, zwana indeterminizmem.
Wolałbym jednak by moja mogiła
była czysta od jakichkolwiek materialnych ingrediencji.
Eliksirem dla mej pośmiertnej duszy byłby skromniutki kopczyk pokryty trawką z
kępkami stokrotek. Do tego kwiatuszka mam sentyment od dziecka, a jego
uosobieniem są bliskie mojemu sercu przyjaciółki, a wśród nich ta, która pół
wieku temu z niezrozumiałych do dziś dla mnie powodów, powiedziała odważnie
„tak” i tak już zostało. Może faktycznie przejął ją do szpiku kości wiersz, który
na jej cześć wówczas napisałem:
Ty jesteś
Ty jesteś vox naturae, vox Dei
lotny obłok sięgający zenitu,
dym kadzielny przemieszany z
ambrozją
w uszach koncert przerywany ciszą
Ty jesteś żelazna sprężyna
gwałt odciskasz w dwójnasób
nie dajesz się uformować
zewnętrznie
nie potrafisz uścisnąć bez słów
Ty jesteś hangar awionetki
chronisz w sobie efemerydę,
lada moment uleci w transzeje
miejsca w tobie nie zagrzeje
Ty jesteś góralska ciupaga
lśnisz odbitym połyskiem słońca
wabisz też aksamitem rękojeści
mogę gładzić ją tak bez końca
Ty jesteś głaz pustynny w tropiku
emanujesz energią odbitą,
każde z tobą mimowolne zetknięcie
promieniuje do kości szpiku
Ty jesteś Salwatore Dali
przecudowny melanż purnonsensów
cóż dziwnego żeśmy się stali
układem przeciwsobnym – push pull
Okazuje się, ze ten układ pozwolił
przetrzymać wszystkie chwile, jak to nazwali niemieccy romantycy - „burzy i
naporu”. A uzbierało się tego przez te ponad pół wieku.
Dziś wcale dużo nie trzeba, aby
stać się ambiwalentnym w stosunku do otoczenia i ludzi. Przyczyny mogą być
różne. Wyobraźmy sobie mieszkańców Zgierza w czasie i po pożarze składowiska
śmieci, który z dnia uczynił noc, a czarna chmura nieomal jak Cumulus Flammagentis
po pożarze buszu lub erupcji wulkanu przesłoniła całe niebo czyniąc wyobrażenia
ludzi o zaćmieniu słońca znane z powieści Bolesława Prusa „Faraon” dziecinną
igraszką. Co nas może czekać jeśli nie podejmiemy natychmiastowych kroków by
ograniczyć gigantyczne ilości wywożonych odpadów i śmieci poczynając od dużych
miast, a na prowincjonalnych kończąc.
Mamy tych zagrożeń co niemiara.
Cisną się ze wszystkich stron. Trzeba być odpornym psychicznie bądź też mieć do
wszystkiego stosunek ambiwalentny, albo
stać się jak ja abnegatem. Wmawiam więc sobie, że żyję dla wyższych celów. Ale
to nie jest takie złe, przede wszystkim – nieszkodliwe. A skutek -
przynajmniej macie Państwo coś do poczytania.
I w trosce o to, by być z Wami
posłucham rady krakowskiego lekarza i zamówię sobie dla próby tubkę kremu Ostelite.
Tak więc suma sumarum moje
dzisiejsze rozważania w gruncie rzeczy są optymistyczne.
Dlatego też gdyby do czegoś
doszło, a niezbadane są wyroki niebios, to jednak mimo wszystko myślę sobie: żal będzie stąd odjeżdżać !
P.S.
W trosce o oszczędność czasu
ułatwię moim Czytelnikom sprawniejszą percepcję tekstu, tak by nie musieli
zaglądać do słownika wyrazów obcych:
abnegat – 1. człowiek wyrzekający się korzyści, wygód, przyjemności
dla wyższych celów,
2. człowiek nie dbający o
siebie, zwłaszcza o swą powierzchowność,
ambiwalentny – dwuwartościowy, uczucie lub stan uczuciowy
dwuwartościowy, przyjemno-przykry, pozytywno-negatywny, np. podziw z
zazdrością, miłość z nienawiścią,
indyferentyzm – stosunek obojętny wobec zagadnień politycznych,
religii, moralności, niektórych zjawisk społecznych,
indeterminizm – doktryna przeciwstawna determinizmowi, głosi, że wszystkie
lub co najmniej niektóre zjawiska na świecie nie podlegają żadnym
prawidłowościom, że nie wszystko jest przyczynowo uwarunkowane.
ingrediencja – domieszka, składniki mieszaniny
push - pull - układ przeciwsobny, układ dwóch połówek
uzwojenia, połączonych w taki sposób, że powstające w obwodzie zakłócenia
znoszą się wzajemnie,
Fot. Zbigniew Dawidowicz
Witam. Na temat pierwszej części Twojego postu nie będę się wypowiadał.Tyle razy na ten temat wypowiadałem się,że dzisiaj sobie odpuszczę.Ty najlepiej wiesz jak się czujesz oraz co Tobie dolega. Życie jest bardzo kruche, wczoraj zmarł mój serdeczny kolega z którym przyjażniliśmy się ponad 50 lat.W związku z tym bardzo mi smutno.Ale Twój blog musiałem przeczytać.Uważam,że z wierszyka na cześć Kazi musi być zadowolona Twoja białogłowa.To na dzisiaj tyle,bo nie mogę się pozbierać.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBronku, nie bierz tego tak poważnie. Wyczułeś chyba, że tekst jest z lekka żartobliwy, sam piszesz że życie jest bardzo kruche, nie można przechodzić obok tego obojetnie.Nie jestem aż takim abnegatem, żeby o tym nie pamiętać. Dziękuję Ci za koleżeńską przestrogę !
UsuńCzy nie ma już nadziei?
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=l1ZoJ6XCVgQ
Ziemia też jakby zwolniła i obraca się coraz wolniej...Księżyc powoli,ale ciągle się od Ziemi oddala(ponad cal rocznie).1,5 mld lat temu doba wynosiła 18 godzin.Im wolniejsze obroty,tym cieplejszy klimat.
Gazeta Wyborcza,to nakład 96 tys:(
Jest nadzieja?
W czwartek"tajemnicza"grupa Bilderberg rozpoczęła,jak co roku,dyskusję w Turynie o"populistycznym powstaniu",które ogarnia Europę.
bilderbergmeetings.co.uk
Włóczący się od kilku lat po Marsie włóczęga Curiosity odkrył na tej planecie"cegiełki życia"...
nie było nas,był las,nie będzie nas,będzie las:)
Dla tych co czasami mają gorszy dzień.
Po prostu...kicha
W nocy zero a w dzień plus dycha
...jednym słowem...kicha
Córka coś tam w privat prycha
...drugim słowem...kicha
Gdzie nie spojrzysz-pustka głucha
...to już trzecia...kicha
Gołąb gdzieś na rynnie grucha
...spać nie daje...kicha
O aborcji w sejmie-dziecko znów do brzucha
...stare danie odgrzewane-na patelni...kicha
A na stole miska łycha
...pusta i tu...kicha
Wiatr nam wszystkim w oczy dmucha
...przyszła jesień z latem...kicha
W kuchni coś tam żona wzdycha
...przypaliła zupę-z obiadem też...kicha
Wchodzę na pięterko do mojego druha
...piwa nalej-wypił wczoraj to kolejna...kicha
Smutno złażę po tych schodach-sąsiadka starucha
...a psik!gromkie to wrzesień nam...kicha
Jutro walę do lekarza bo choroba wciąż czycha
...pan jest chory już na grypę to ostatnia...kicha/G.G./
Więcej deszczu bo będzie kolejna...kicha!
Pozdrawiam.
Lekiem może być Marycha,
Usuńbyle by nie kicha !
Autorowi życzę pogody ducha, a Henrykowi dziękuję za pomyślną prognozę co do nieprzemijalnośći lasu !
To ja tylko napiszę że to zaszczyt dla mnie mieć takiego blogowego znajomego jak autor tego blogu.
OdpowiedzUsuńPięknego weekendu życzę.
Dziękuję Stokrotko. Mam nadzieję, że już rana po całusie finezyjnego trzmiela się zabliźniła. Bardzo Cię cenię za to, że mimo wszystko go polubiłaś. A jeśli ktoś przeczyta ten komentarz i zechce dowiedzieć się więcej o Twojej przygodzie - odsyłam do Twojego blogu, ale proszę o podanie adresu blogowego. Pozdrawiam !
Usuń