Motto:
Minęło 6 lat od
mojego pojawienia się na stronie blogowej – tu jest mój dom.
Jeżeli możecie nie pisać, nie
piszcie, mawiał do młodych adeptów literatury radziecki pisarz Maksym Gorki.
Sam nie mógł nie pisać, czego potwierdzeniem jest obfita półka jego dzieł, na
czele ze słynną propagandową powieścią „Matka”. Maksym Gorki miał rację
suponując, że sztuka pisania ma swoje źródła i w głowie, i w sercu, że powinna
ona być tak samo konieczna dla pisarza jak dla każdego człowieka powietrze i
pokarm.
Przekonuję się coraz częściej, że
nie mogę żyć bez pisania, choć zdaję sobie sprawę z tego, że prawdziwym
pisarzem nie byłem i nie jestem. Wiem też że nim nie będę, bo na to jestem za
stary. Moje próby literackie mieszczą się w kategorii publicystyki, a takich
jak ja publicystów z Bożej łaski jest teraz krocie. Widać ich w internecie, a
listy blogerów są obfite jak tegoroczne zbiory truskawek i to wcale nie z
powodu korzystnej koniunktury, ale z tej racji, że do spożywania truskawek
nikogo nie trzeba szczególnie namawiać. Nieco gorzej jest z pozyskaniem
odbiorców krótkich z zasady postów blogowych okraszonych kolorowymi fotkami. Po
prostu czytanie, zwłaszcza wśród ludzi młodych, staje się przeżytkiem wobec
zmieniającej się jak w kalejdoskopie technologii cyfrowej, a tzw. świat
wirtualny, video-foniczny, zawładnął bezwzględnie percepcją współczesnego
człowieka, tak jak ongiś z końcem średniowiecza stało się z wynalazkiem druku
przez Jana Gutenberga.
Dochodzę do wniosku że już dziś nie byłbym dobrym nauczycielem, choć jest
to mój zawód wyuczony i sprawdzony w praktyce ponad trzydziestu lat bycia
belfrem w szkole podstawowej, a potem średniej. Ale działo się to ćwierć wieku
temu. Okazuje się, że już wkrótce zarówno nowy elementarz napiętnowany przez
duchownych ekspertów jako mało katolicki, jak również wszystkie inne papierowe
podręczniki, staną się stosem makulatury, a ich miejsce zajmie nowa technologia
e-podręcznika w nowej cyfrowej szkole.
Mamy dziś w Rzeczpospolitej rzekomo wyzwolonej z komunizmu zupełnie inną
niż w PRL-u rzeczywistość. Byłoby o czym pisać jak bardzo nasze życie uległo
zmianie. Widać to bardzo wyraźnie w polityce, a także środkach przekazu. Mam na uwadze nie tylko postęp techniczny, faktyczną rewolucję w elektronice i to
wszystko, co się wiąże z szeroko pojmowaną produkcją. Interesują mnie
bardziej jako humanistę zmiany w naszej świadomości, w sferze kultury i życia
społecznego.
Dzieją się rzeczy obok których nie można przechodzić obojętnie i choć
wydawałoby się, że nad literaturą współczesną wisi klątwa, bo wciąż nie mamy
dobrych powieści mierzących się z Marcem, Grudniem, Solidarnością oraz tym, co
teraz wyczyniają PiS-owscy apologeci „dobrej zmiany”, aż tu nagle „szast - prast”, wszystko się odmieniło. Ukazały się
właśnie trzy powieści, które powstać by nie mogły, gdyby PiS nie doszło do
władzy. To książki opowiadające o tym, czego w ostatnich latach
doświadczyliśmy, a zarazem snujące proroctwa, jak to wszystko może się
skończyć. Mówię tu o powieściach „Blask” Eustachego Rylskiego, „Pokraj”
Andrzeja Saramonowicza i „Siwy dym albo pięć cywilizowanych plemion” Ziemowita
Szczerka. Książki te to stylistyczne pomieszanie slangu, mowy urzędowej,
anglicyzmów i archaizmów, patosu mowy kościelnej i żargonu telewizyjno-reklamowego.
Świadczą o rozpadzie hierarchii wartości, a zarazem wspólnoty narodowościowej,
o degrengoladzie politycznej, moralnej i społecznej.
O tym wszystkim staram się pisać
jak najczęściej w moim sztambuchu, zwanym obecnie blogiem. Wiem, że jestem blogerem
„podwórkowym”. Zainteresowanie moim blogiem ogranicza się do wąskiej grupy
bliskich mi osób, a od czasu do czasu ich ilość urasta do rozmiarów, które są
dla mnie zaskoczeniem. Cieszę się, że mam miesięcznie ok. 10 tysięcy kliknięć i
że przez 6 lat prowadzenia blogu liczba tych kliknięć urosła do 650 tysięcy.
Czy to dużo, czy mało, nie potrafię powiedzieć. Nie próbowałem nawet się tym zainteresować.
Wiem, że są blogerzy o skali krajowej, że są tacy którzy biją rekordy
czytelności.
Od samego początku nastawiłem się na pozyskanie Czytelników wśród moich
znajomych, zwłaszcza że krąg tematyczny blogu dotyczy głównie regionu
wałbrzyskiego. Mój blog jest blogiem lokalnym. Nie robiłem wokół niego żadnej
reklamy, nie próbowałem pozyskiwać Czytelników z „dalekiego świata”. Cieszę
się, że mam również takich odbiorców i że są to osoby nietuzinkowe. To dla mnie
szczególnie ważne i cenne, że nie pozyskiwałem Czytelników za pomocą akcji
promocyjnych i reklam, ani też nie próbowałem w ten sposób pozyskiwać środków
finansowych. Moja zabawa w pisanie zarówno w blogu jak w innych mediach jest
całkowicie bezinteresowna. Robię to za darmo, bo traktuję to jako pożyteczne
wypełnienie wolnego czasu na emeryturze. Mam satysfakcję, że mogę robić to co
lubię, a nie tylko to, co muszę.
Reklamy są perfidną mistyfikacją,
nie zawsze okłamywaniem, ale zawsze uwodzeniem. To co w nich oglądamy jest
oczywiście sytuacją surrealistyczną, wynajmowani „aktorzy” w reklamach robią miny i plotą brednie, które narzuca im dział
marketingu. Ale to nie reklamy są głównym czynnikiem ogłupiającym w naszej rzeczywistości,
bo dochodzi do tego szkoła, Kościół katolicki, media. Reklamy są najbardziej
spektakularnym przykładem tego, jak łatwo zrobić prostemu „zjadaczowi chleba”
przysłowiową „wodę z mózgu”.
Dlatego nie cierpię reklam. Jeśli tylko pojawiają się na ekranie używam
pilota z przyciskiem – stop !
PiS-owska „dobra zmiana”
spowodowała to, że w ogóle nie oglądam telewizji. O tym co się tam wyprawia
dowiaduję się na portalach internetowych i stąd wiem, że zrobiłem dobrze. TVP Kurskiego stała się tak samo jak TVP w PRL-u fabryką kłamstwa. Czekam kiedy
się spełni stara maksyma: kto czym wojuje, od tego ginie.
Ale już dość pesymizmu, przecież
mamy „na szczęście” jeszcze czym się pocieszyć. W promieniach słonecznych tej
Wiosny uwierzmy, że będzie lepiej, a przynajmniej tak samo jak we wróżbach
katarynki z wiersza wielkiego maga Konstantego
Ildefonsa Gałczyńskiego. Przypominam ten wiesz moim wiernym Czytelnikom
na podtrzymanie dobrego nastroju. I bardzo proszę nie wyciągajcie z tego
wiersza w stosunku do mnie żadnych analogii :
Kataryniarz
(kręcąc korbą i przemawiając do
katarynki)
Lekarstwo na moją biedę,
ty moje grające serce!
Kręcę cię jak niejeden
poeta swoje wiersze.
Dzieciom, wariatom w obłokach
ileż radości przyczyniasz,
O, jakże mam cię nie kochać,
ostatni kataryniarz.
Papuga nad piszczałkami
jak subiekt w obłędnym sklepie,
wróżby sprzedaje gapiom,
że jutro będzie lepiej.
Wiadomo ludziom potrzeba
trochę bengalskich ogni,
z papugi mam trochę chleba,
więc wołam: - Lora, ciągnij!
Lora radośnie wrzeszczy
głosem Elżbiety Drużbackiej.
lecz któż jestem ja? Tyci świerszczyk
w szczelinach cywilizacji.
Świerszczykowi przyśnił się Boy-Żeleński i jakby to było na jawie
usłyszał jego przesłanie:
Oj Mi- , oj Mi-, oj Mi -chalik,
powiedz mi chłopie, czyś ty się wścik,
zamiast podłogi szorować,
chcesz na Parnasie buszować?
Fascynują cię Muzy
zamiast pokój odkurzyć,
wznosisz swe oczy ku górze
i ślęczysz przy klawiaturze?
A czas jak rzeka płynie,
co widać po twojej łysinie.
Mój pomysł nie jest nowy,
masz obok ogródek działkowy,
weź w ręce łopatę i gracę,
od razu będzie inaczej -
- zobaczysz efekty swej pracy !
Tak jest. Przedwczoraj trochę
popadało, na ogródku zielono i kwieciście. Trawka rośnie, grządki wołają: plew
mnie. Wystarczy troszkę wysiłku fizycznego, a efekty pracy będą widoczne jak na
dłoni.
Przywołuję zawsze dobre i aktualne hasło reklamowe PRL; Do roboty !
A pisanie lub czytanie
zostawmy na potem.
Fot. Zbigniew Dawidowicz
Fot. Zbigniew Dawidowicz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz