Dzisiejszy post dedykuję mojemu serdecznemu
przyjacielowi, Bronkowi z Piławy Górnej, który zachęcił mnie do promowania
cenionych przeze mnie książek.
Piszę
to wczesnym rankiem, bo ta pora dnia w moim przypadku jest najlepsza do
pisania. Czuję jasność umysłu nawet wtedy, gdy za oknem na niebie kłębią się
chmury, a nocne mary jeszcze całkiem nie opuściły mego Ego. Pozwala mi to żywić
nadzieję, że to co dziś napiszę spotka się z zainteresowaniem moich znakomitych
Czytelników.
Motto:
Płomień rozgryzie malowane dzieje
Skarby mieczowi spustoszą złodzieje,
Pieśń ujdzie cało…
(Adam Mickiewicz, Konrad
Wallenrod)
Niewielu
z nas zdaje sobie sprawę z prawidłowości, którą odkrywam coraz częściej i która
zaczyna nabierać w mojej jaźni jakiegoś symbolicznego znaczenia. Próbuję odkryć
co się kryje w jej konturach i czemu ma służyć. Wybitni znawcy, uczeni krytycy
i historycy literatury zapewnie uknuliby przy tej okazji podnoszącą na duchu,
patriotyczną teorię, że właśnie w Polsce, na naszych ziemiach, niezależnie
od politycznego ich ukształtowania, rodziły się kariery
najwybitniejszych luminarzy literatury polskiej i światowej. Cechą specyficzną
tych karier było to, że twórcy ci emigrowali w pewnym momencie swego życia za
granicę i tam dopiero otwierała się przed nimi szansa podboju świata. Wielu z
nich było pochodzenia żydowskiego, ale byli też rdzenni Polacy. Niektórzy
osiągnęli szczyty już jako pisarze francuscy, amerykańscy lub angielscy, ale są
wśród nich pisarze i poeci posługujący się tylko językiem polskim. Dotyczy to
też uczonych, czego najokazalszym przykładem jest Maria Curie - Skłodowska.
Co
było powodem, że karierę robili poza granicami swego miejsca urodzenia, czy
tylko sytuacja polityczna kraju pod zaborami, a po II wojnie światowej – pod
wpływami sowieckimi? A może były też inne uwarunkowania wynikające z sytuacji
materialnej lub rodzinnej, dla każdego z nich inne. To jest temat - rzeka, a wiele
ciekawych wniosków znajdujemy w znakomitej książce „Zniewolony umysł” -
Czesława Miłosza
Z
polskich klasyków literatury moglibyśmy posłużyć się przykładami chociażby
najwybitniejszych romantyków - Adama Mickiewicza, Juliusza Słowackiego,
Zygmunta Krasińskiego, a także Cypriana Norwida, zaś w muzyce -
Fryderyka Szopena. Podbił świat swoją twórczością przebywający przez
większość swego życia w Wielkiej Brytanii, powieściopisarz Joseph Conrad,
właściwie Józef Teodor Konrad Korzeniowski herbu Nałęcz – pisarz i publicysta
angielski pochodzenia polskiego. Syn pisarza i działacza niepodległościowego
Apollona Korzeniowskiego i Ewy z Bobrowskich w 1894 osiadł w Anglii i poświęcił się pracy pisarskiej. Jest
autorem kilkunastu wybitnych powieści marynistycznych, takich jak „Szaleństwo
Almayera”, „Nostromo”, „Ocalenie” ,
„Lord Jim”, „Korsarz”.
Mamy
jeszcze wielu innych wybitnych pisarzy, takich chociażby jak Noblista, Czesław
Miłosz, tworzący głównie poza granicami kraju, albo też Sławomir Mrożek, który wyemigrował aż do Meksyku, albo też literaci i publicyści
skupieni wokół paryskiej „Kultury” Jerzego Giedrojcia.
To
jest temat, któremu należałoby poświęcić zdecydowanie więcej miejsca, ale nie
w blogu. Parę dni temu opowiedziałem w
moim poście o żydowskim pisarzu I. B. Singerze, również Nobliście, którego korzenie
wywodzą się z ziem polskich.
Dziś
zaś chcę zainteresować moich Czytelników jeszcze jednym z wybitnych, ale jak
sądzę niezbyt znanych w Polsce pisarzy. We wstępie do jednej ze swoich
znakomitych powieści napisał on, co następuje:
„Niełatwo mi już pisać po polsku. A przecież
kiedyś -
nawet nie tak dawno: trzydzieści pięć lat temu – pisałem po polsku
wiersze, kochałem się w polskiej poezji, chodziłem do szkoły Kreczmara na
Wilczej… kto wie, może nawet po polsku myślałem. Ale w życiu bywa rozmaicie.
Jak się to w moim życiu obróciło, czemu stało się tak, a nie inaczej, starałem
się właśnie opowiedzieć w tej książce: może koleje mojego życia usprawiedliwią
mnie przed polskim czytelnikiem, że nie stałem się Polakiem…
Jakże się to wszystko zdarzyło, jak
doszło do tego, że mały chłopiec z pracowni kapeluszy i uczeń, który deklamował
kiedyś w szkole „Konrada Wallenroda”, taką
drogą wraca do Polski?”
Tą
drogą dla Romaina Gary była nowo wydana
w 1960 roku książka pt.„Obietnica
poranka”. Trzymam ją właśnie w ręku i zadaję sobie pytanie, dlaczego
dopiero teraz przykuła moją uwagę, jak to się stało, że nie wcześniej. Jak to
możliwe, że tak mało wiemy o autorze książki?
Romain Gary, a właściwie Roman Kacev, urodzony w Wilnie w 1914
roku, wychowany przez samotną matkę z pochodzenia żydowskiego, z którą
przeniósł się do Warszawy, gdzie spędził lata dzieciństwa i młodości. W wieku
14 lat znalazł się we Francji, bo tam właśnie widziała matka możliwość
spełnienia jej marzeń, by syn ukończył studia i zrobił karierę artystyczną. I
tak właśnie się stało. Romain Gary zdobył sławę jako pisarz ( jest autorem 30
powieści), a ponadto scenarzysta, reżyser filmowy, dyplomata. Kiedy cała
Francja czekała na jego nowe książki po samobójczej śmierci jego byłej żony
popadł w depresję i rok później w wieku 66 lat w 1980 roku strzelając z
pistoletu w usta, poszedł w jej ślady.
Życiorysem
Romana Gary można by obdzielić kilka postaci i żadna z nich nie mogłaby
narzekać na banalną biografię. Po osiedleniu się we Francji studiował i podjął
pierwsze próby literackie. W czasie II wojny światowej służył w lotnictwie
francuskim, bombardował niemieckie łodzie podwodne, patrolował niebo nad
Afryką. Po wojnie został dyplomatą (był konsulem generalnym we Francji) i pisał
nieustannie. Jego pierwsze książki miały znakomite recenzje. Za „Korzenie
Nieba” otrzymał Nagrodę Goncourtów. Ożenił się ze znaną amerykańską aktorką
Jean Seberg, brylował w salonach i pisał pod pseudonimami, by oszukać wrogo
nastawionych do niego krytyków. Opublikował w ten sposób powieść „Życie przed sobą” (1975 r.), która
odniosła oszałamiający sukces i ponownie zdobyła nagrodę literacką Goncourtów,
co zdarzyło się we Francji tylko jeden raz.
(W
Polsce taką pisarką, dwukrotną laureatką nagrody literackiej Nike jest Olga
Tokarczuk).
Swoją
biografię utrwalił w „Obietnicy poranka”, książce, którą traktuję teraz jak talizman.
Pierwsze
moje wzruszenie wywołał zacytowany na początku wstęp Romaina Gary, a w nim
prośba o wybaczenie, że nie został Polakiem. Pisarz przypomniał mi zdarzenie z
moich szkolnych lat. W liceum pedagogicznym w Brzegu nad Odrą polonistka obdarzyła mnie zaufaniem w szkolnym
teatrzyku. Grałem główną rolę – w inscenizacji „Konrada Wallenroda”. Niektóre
fragmenty z powieści poetyckiej Adama
Mickiewicza pamiętam na pamięć do dziś. Mam jeszcze w oczach koleżankę z klasy,
która partnerowała mi jako Aldona. I myślę sobie, to były dobre, niezapomniane
czasy.
Przypomnę
teraz zapamiętany przeze mnie króciutki fragment „Konrada Wallenroda” wciąż
jeszcze aktualny, mimo upływu lat:
Gdybym był zdolny własne ognie przelać
W piersi słuchaczów i wskrzesić postaci
Zmarłej przeszłości;
gdybym umiał strzelać
Brzmiącymi słowy do serca spółbraci,
Może by jeszcze w tej jedynej chwili,
Kiedy ich piosnka ojczysta poruszy,
Uczuli w sobie dawne serca bicie,
Uczuli w sobie dawną wielkość duszy
I chwilę jedną tak górnie przeżyli,
Jak ich przodkowie — niegdyś całe życie.
W
ten sposób kształtowały się w mojej szkole patriotyczne postawy niekoniecznie
poprzez nakazy: musisz być patriotą, kochać swoją ojczyznę i Boga, składać hołd
żołnierzom wyklętym, jak nie to cię „prawdziwi-patrioci” spod skrzydeł Ojca
Rydzyka wyklną z kościoła, a w swej parafii nazwą parszywym Żydem, albo
muzułmanem.
Wróćmy
jednak do „Obietnicy poranka” Romaina Gary. To książka nie tylko
autobiograficzna. Gary wyświetlił w niej w sposób sugestywny i błyskotliwy
obraz swoich czasów. A mógł to zrobić dobrze z uwagi na karierę oficerską jako
lotnik uczestniczący we francuskim ruchu oporu przeciw Hitlerowi, a po wojnie wysoki w hierarchii dyplomata francuski.
Dzięki temu poznał z autopsji czasy i ludzi. Jest to też książka będąca formą
wdzięczności i hołdu dla matki, niespełnionej artystki, która całą swą tęsknotę
za sztuką i sławą przelała na syna jedynaka.
W
powieści Romain Gary spisał swoje reminiscencje z lat dzieciństwa, młodości i
czasów wojny, zwracając szczególną uwagę na opiekuńczą rolę jego matki. Można
odnieść wrażenie, że była ona jedyną, prawdziwą miłością jego życia. Powieść
kończy się wkrótce po jej śmierci. Był to poważny wstrząs w życiu pisarza. W
zakończeniu książki tak próbuje podsumować tę część swojego życia:
Służyłem Francji całym sercem, to tylko
bowiem pozostało mi po matce, jeśli nie liczyć małej fotografii paszportowej.
Piszę również książki, zrobiłem karierę i ubieram się – zgodnie z
przyrzeczeniem – w Londynie, chociaż nie znoszę angielskiego kroju. Oddałem
nawet ludzkości poważne usługi. Raz na przykład, kiedy byłem francuskim
konsulem generalnym w Los Angeles, co przecież nakłada na człowieka pewne
obowiązki, wszedłszy któregoś ranka do salonu, dostrzegłem tam kolibra, który
przyfrunął z całkowitym zaufaniem, że to jest mój dom. Siedział na poduszce,
drobny i zdumiony, zrezygnowany zapewne i struchlały i płakał najsmutniejszym
głosem. Otworzyłem okno i koliber wyfrunął; rzadko mi się zdarzało przeżyć tak
szczęśliwą chwilę – dało mi to pewność, że nie żyłem na próżno…
Chorowałem dość ciężko po wojnie, bo nie
potrafiłem znieść myśli, że mógłbym nadepnąć mrówkę, nie potrafiłem znieść
widoku chrząszcza, który wpadł do wody. I wreszcie napisałem książkę domagając
się, by człowiek wziął pod opiekę przyrodę…
To wszystko. Trzeba będzie niebawem
opuścić wybrzeże, na którym spoczywam od dawna słuchając morza. Będzie dziś
wieczorem trochę mgieł nad Big Sur, zrobi się chłodniej, a ja nigdy nie umiałem
rozpalić ognia i ogrzewać się samemu. Spróbuję zostać jeszcze chwilę i słuchać,
wciąż bowiem mi się wydaje, że za chwilę zacznę rozumieć mowę Oceanu.
Im bardziej pusto jest na wybrzeżu, tym
bardziej wydaje mi się zaludnione. Foki umilkły na skałach, a ja leżę z
zamkniętymi oczami, uśmiecham się i wyobrażam sobie, że jedna z nich zbliży się
zaraz do mnie cichutko i nagle poczuję tuż na policzku serdeczne dotknięcie
pyszczka… Przeżyłem życie…
Przypomnę
tylko, ta książka ukazała się w 1960 roku. Jej autor przeżył zaledwie część
życia. Jeśli prześledzimy napisaną z niebywałą wnikliwością i pamięcią o
drobnych szczegółach autobiografię Romaina Gary, to dopiero zrozumiemy jak
obfita w rozmaitość wydarzeń, doświadczeń i doznań było ta droga życiowa, a
przecież los pozwolił mu przedłużyć je o 20 lat. Pisarz zmarł śmiercią
samobójczą w stanie głębokiej depresji. Jest to choroba, którą trudno sobie
wyobrazić i jak się okazuje często nieuleczalna.
Nie
piszę już więcej, bo tej książki nie da się streścić. Myślę, że warto ją
przeczytać by się przekonać, że dążenie do wielkich sukcesów i sławy nie zawsze
kończy się tak jak sobie to wyobrażamy i jakbyśmy sobie tego życzyli. A jest to
prawda znajdująca potwierdzenie w życiorysach wielu wybitnych jednostek.
I
oto konkluzja przemyśleń z dzisiejszego poranka.
Przyjmijcie ją jako obietnicę, że
nie jest ostatnią w moim blogu.
Nie wiem jak mam określić co czuję po przeczytaniu Twojego tekstu.
OdpowiedzUsuńMyślę, że może jedno słowo: WYBITNY - będzie najtrafniejsze.
Moje uznanie.
Dziękuję Stokrotko, jest mi bardzo miło, że tak to oceniasz. Pozdrawiam !
UsuńStaszku!Bardzo dziękuję za dzisiejszy bardzo ciekawy i refleksyjny tekst mnie dedykowany,Szczerze przyznaję,że nie czytałem żadnej pozycji Romana Garego.Po przeczytaniu dzisiejszego tekstu postaram się w miarę wolnego czasu przeczytać "Obietnicę poranka".Ja również często wracam do pozycji już dawno przeczytanych i odnajduję w nich zupełnie coś innego niż wtedy kiedy je czytałem w czasach młodości.Przykładem jest Homer z którego czerpali zarówno Mickiewicz jak i Słowacki.Ale co ja piszę Ty to wszystko wiesz.Jeszcze raz dziękuję i udostępniam swoim znajomym.Serdecznie pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMiło mi Bronku, że sprawiłem Ci przyjemność. Serdecznie Pozdrawiam Ciebie, Irenkę i całą Rodzinę !
Usuńpanie Stanisławie nie znam tworczości Romana Garego, ale jeżeli bedzie w mojej bibliotece to na pewno ją przeczytam, ciekawie "wypromowana" przez Pana
OdpowiedzUsuńserdeczności
Dziękuję za miły komentarz i zaglądnięcie do mojego blogu. Pozdrawiam !
UsuńWystąpiła w 34 filmach.Była jednym z najbardziej znanych celów FBI za
OdpowiedzUsuńpoparcie Partii Czarnych Panter w latach sześćdziesiątych(PROJEKT COINTLPRO).Jean Serberg,żona Romain Gary zmarła w Paryżu w wieku 40 lat,policja znalazła jej ciało owinięte w koc w samochodzie.Policja orzekła prawdopodobne samobójstwo.Policja oświadczyła również,że Jean Seberg miała tak dużą ilość alkoholu w organizmie,że niemożliwym było,aby mogła sama dostać się do samochodu bez pomocy osób trzecich.
W samochodzie w którym znaleziono J.Seberg,nie znaleziono alkoholu.
Romain Gary drugi mąż J.Seberg,na konferencji prasowej publicznie oskarżył FBI,że FBI przyczyniła się do pogarszającego się jej zdrowia psychicznego.Romain Gary popełnił samobójstwo zostawił samobójczy list adresowany do jego wydawcy,w którym wskazywał,że nie zabił się z powodu Jean Seberg,ale z powodu,że czuł,iż nie może już tworzyć dzieł literackich.
To były dobrze znane wszystkim"czasy Hoovera",ludzie umierali w tajemniczych okolicznościach,topili się,strzelali sobie w skroń,wypadali z 10 pietra,itp.
Sprawa Jean Seberg jest badana do dziś.
https://vimeo.com/242423737
Pozdrawiam.
Dziękuję Henryku za te bardzo interesujące szczegóły. Świadczą one jak polityka może oddziaływać na losy ludzkie. Niestety, to się dzieje wszędzie. Najlepiej być z dala od polityki, ale nie znaczy to, że można w ten sposób uchronić się przed jej mackami. Ona dotyka także osoby apolityczne poprzez swoje skutki.
Usuń