Wojenne
i powojenne dzieje zamku „Książ” są nadal owiane aurą tajemniczości i
niewiedzy, ale już nie tak, jak to było przez długie lata PRL-u. Skutkiem tego,
że Wałbrzych po przemianach ustrojowych ruchu „Solidarności” docenił wagę i znaczenie zamku „Książ” dla
rozwoju ruchu turystycznego i podjął szeroko zakrojone prace rewitalizacyjne, wzrosło również zainteresowanie
jego historią. Udało się odkryć wiele
utajnionych przedsięwzięć niemieckich władz wojskowych, które zarządzały
skonfiskowanym przez nie pałacem w latach 1943 – 1945. Wiemy, że rodzina
Hochbergów została pozbawiono prawa własności
do zamku, a księżna Daisy wyeksmitowana do jednej z kamienic w
Wałbrzychu, zaś na zamku prowadzone były prace adaptacyjne na kwaterę wodza III
Rzeszy, Adolfa Hitlera.
O
tym co się działo w „Książu” w tym czasie wiele szczegółów rozwikłał badacz i
pisarz, Jerzy Rostkowski, w książce „Podziemia III Rzeszy. Tajemnice
Książa, Wałbrzycha i Szczawna-Zdroju”. Tematem tym interesował się od dawna
poznański dziennikarz i pisarz, Leszek Adamczewski, wieloletni
współpracownik „Odkrywcy”. To właśnie on zamieścił w sierpniu tego roku na
portalu internetowym Wirtualnej Polski
interesujący artykuł o losach bezcennych zbiorów Pruskiej Biblioteki
Państwowej w Berlinie. Myślę, że temat ten zainteresuje Czytelników, bo wiąże
się ściśle z dwoma bliskimi nam miejscami – z Książem i Krzeszowem.
Otóż
okazuje się, że wobec zagrożenia bombardowaniem Berlina przez aliantów już w
1941 roku władze niemieckie zdecydowały się wywieź z bibliotek i ukryć to
wszystko co stanowiło jakąkolwiek wartość w zacisznym miejscu. Najcenniejsze zbiory Pruskiej Biblioteki Państwowej
przewieziono więc w największej tajemnicy do zamku Fürstenstein (Książ) koło
Waldenburga (Wałbrzycha). Miejsce to wydawało się bezpieczne, bo położone w
lesie, w oddaleniu od miasta, w pałacu dysponującym rozległymi podziemiami.
Zrazu do Fürstenstein
ewakuowano manuskrypty muzyczne oraz najcenniejsze rękopisy, listy i autografy
słynnych Niemców z kolekcji Karla Varnhagena von Ense i jego żony Rahel, między
innymi Marcina Lutra, Georga Wilhelma Friedricha Hegla czy braci Jocoba i
Wilhelma Grimm, które w Berlinie włożono do małych skrzynek wykonanych z
odpornego na wilgoć drewna. Skrzynek tych było 201 i przewieziono je na
Dolny Śląsk, co było zgodne z zarządzeniem Adolfa Hitlera, który w maju 1942 r.
zgodził się na zabezpieczanie dóbr kultury przed skutkami bombardowań poprzez
ich ewakuację na prowincję.
W 1943 r. do
podwałbrzyskiego zamku przewieziono z Berlina kolejne 304 skrzynie, a
doktor Poewe dokonał kontroli składowanych skarbów. Byłoby wszystko w porządku,
gdyby nie to, że 11 września 1943 r. Adiutantura Wojskowa Führera wydała
polecenie budowy nowej, olbrzymiej kwatery Hitlera, która miała powstać w
Górach Sowich niedaleko Waldenburga. Kilka miesięcy później polecono włączyć do
tego zamek Fürstenstein, gdzie miała powstać rezydencja Hitlera, jako głowy
państwa niemieckiego. Zamek czekała gruntowna przebudowa.
Z tego powodu zapadła
decyzja przewiezienia depozytu w inne miejsce. Wybrano nań niedaleki klasztor
benedyktynów w spokojnym Grüssau koło Landeshut (Krzeszowie koło Kamiennej
Góry). To znane na Dolnym Śląsku sanktuarium
wskazał prowincjonalny konserwator zabytków, doktor Günther Grundmann,
który w klasztorze urządził jedną ze swych składnic dla zbiorów bibliotecznych
Uniwersytetu Wrocławskiego.
Dla 505 skrzyń ze zbiorami
Preussische Staatsbibliothek wybrano kościół
świętego Józefa, gdzie umieszczono je na galerii nad bocznymi nawami.
Zakonnicy wspominali później, że skrzynie z zamku Fürstenstein przywieziono do
klasztoru w Grüssau 2 lub 3 lipca 1944 r.
Jakie były dalsze losy
zbiorów Preussische Staatsbibliothek w Berlinie? Okazuje się, że są one nadal
intrygujące.
W 1945 roku Rosjanie,
których specjalne grupy wojskowe na zajętych przez Armię Czerwoną
ziemiach Trzeciej Rzeszy poszukiwały dóbr kultury i wywoziły je do ZSRR, nie
natknęli się na spokojnie leżące sobie na kościelnej galerii skrzynie z
najcenniejszymi zbiorami berlińskiej biblioteki. Zapewne w ogóle nie
zainteresowali się położonym na uboczu klasztorem katolickim.
Natomiast szczęście sprzyjało
Polakom. W lipcu 1945 r. jedna z ekip powołanej przez Ministerstwo Oświaty RP
specjalnej komisji, zajmującej się poszukiwaniami opuszczonych bibliotek,
której pracami kierował doktor Stanisław Sierotwiński, trafiła w rejon
ówczesnej Kamieniogóry. Przyjechali też do pobliskiego Krzeszowa, gdzie
w klasztorze odnaleźli stosy skrzyń ze starymi książkami. Żaden z Polaków nie
zdawał sobie jednak sprawy, jak cenne zbiory leżą na galerii kościoła świętego
Józefa. Niemieccy zakonnicy nie zdradzili Polakom, skąd skrzynie te
przywieziono, lecz zapamiętali, że legitymująca się wystawionymi po polsku
i rosyjsku dokumentami ekipa składała się z bardzo kulturalnych ludzi.
By nie wzbudzać podejrzeń u
Rosjan, skrzynie z depozytami berlińskiej Preussische Staatsbibliothek i ze
zbiorami wrocławskimi Günthera Grundmanna wywożono z klasztoru niewielkimi
konwojami. Udało się! Rosjanie niczego nie odkryli. Skrzynie przewieziono
do Krakowa i złożono w klasztorze ojców misjonarzy. Gdy zorientowano
się, co one kryją, berliński depozyt ukryto w Bibliotece Jagiellońskiej i go
utajniono. Do wiadomości publicznej nie przedostało się ani słowo o tym, że
ów skarb nad skarbami znajduje się w dyspozycji władz polskich, przekazany
Bibliotece Jagiellońskiej na przechowanie. Dostępu do zbiorów berlińskich nie
mieli nawet pracownicy tej biblioteki, a cenzura i służby specjalne strzegli
tajemnicy skarbu z Krzeszowa.
W 1965 r. władze polskie
przekazały do Berlina wschodniego – jako "dar z okazji 20-lecia PRL i
15-lecia NRD" – zbiory Pruskiej Biblioteki Państwowej odnalezione po
wojnie w kilku składnicach na Pomorzu i Dolnym Śląsku. Polacy – i słusznie –
uważali to za dar, a nie zwrot mienia poniemieckiego, ponieważ zbiory te
otrzymaliśmy wraz z całym bogactwem inwentarza ziem nazywanych wtedy odzyskanymi.
Z Łodzi do Berlina wyekspediowano ponoć trzynaście pociągów, lecz do daru nie włączono zbiorów ze skrzyń
odnalezionych w Krzeszowie, chociaż dzisiaj wiadomo, że władze NRD
wiedziały, iż ów depozyt znajduje się w Bibliotece Jagiellońskiej. Postarali
się o to agenci Stasi, czyli enerdowskiej służby bezpieczeństwa.
Taka zresztą była konkluzja
ekspertyzy w 1987 r. sporządzonej przez profesorów Krzysztofa Skubiszewskiego i
Mariana Wojciechowskiego dla przewodniczącego Rady Państwa PRL Wojciecha
Jaruzelskiego. Profesorowie pisali między innymi: "Zbiory byłej Biblioteki
Pruskiej stały się własnością Państwa Polskiego z mocy zarządu sprawowanego
przez nie na Ziemiach Odzyskanych".
Odnalezione w Krzeszowie i
przechowywane w Krakowie najcenniejsze zbiory byłej Pruskiej Biblioteki
Państwowej muszą pozostać w Polsce jako rekompensata za straty wyrządzone
kulturze polskiej przez Trzecią Rzeszę – twierdzi bardzo wielu Polaków. To
Niemcy z premedytacją podpalili Bibliotekę Narodową w Warszawie, spalili
miliony książek, zrabowali lub zniszczyli tysiące dzieł sztuki, obrócili w
gruzy wiele zabytkowych budowli. Z tym zadośćuczynieniem za zbrodniczą wobec kultury
polskiej politykę hitlerowskiej Rzeszy nie chcą się pogodzić Niemcy, żądając
zwrotu zbiorów "berlinki".
Póki co muszą jednak się liczyć z realiami.
Faktem jest, że nie są to
skrzynie złota, a więc nie wzbudzają takiego pożądania, jakiego moglibyśmy się
spodziewać, gdyby udało się odgrzebać rzekomy „złoty pociąg” ukryty w zakopanym
tunelu w pobliżu Książa. Ale jak się
okazuje – jeszcze wszystko przed nami.
Niesamowicie ciekawe jest to wszystko.
OdpowiedzUsuńTyle tajemnic i dziwnych zbiegów okoliczności.
Ciekawe czego się jeszcze dowiemy i co pozostanie tajemnicą na zawsze.
Dziękuję i pozdrawiam
Myślę, że nie dowiemy się wszystkiego. Bardzo późno nastąpił wzrost zainteresowań śladami wojny, a czas pozwolił na ich ukrycie lub zniszczenie. Teraz możemy wróżyć z fusów. Dobrze, że jednak wiele ważnych zagadek udało się rozszyfrować, w tym militarny cel gigantycznej inwestycji w Górach Sowich, znanej jako "Riese" , czyli "Olbrzym".
UsuńInne skrzynie po brandy mieściły dziesiątki tysięcy woluminów,
OdpowiedzUsuńczy zostaną zwrócone"właścicielowi"?
"Biblioteka w Berghof przeżyła kolejne fale rabusiów:najpierw lokalni mieszkańcy,potem francuscy i amerykańscy żołnierze,a ostatecznie członkowie Senatu USA,którzy wyłaniali się z ruin Berghofu z książkami pod pachami".
www.crystalinks.com/hitlerlibrary.html
Pozdrawiam
W tym poście jest mowa o zbiorach z Berlina. W "Ksiązu" była przebogata biblioteka rodzinna Hochbergów, z której zachowały się szczątki przekazane po wojnie do Wrocławia. Co się stało z resztą? Prawdopodobnie to samo co w Berghof. Wiemy, że przez ponad rok czasu tuż po wojnie rezydowali w zamku Rosjanie. Pisałem o tym swego czasu w moim blogu. Dziękuję Henryku za komentarz.
UsuńTo o czym piszesz to prawdziwy skarb,nie wiem czy nie większy niż sztabki złota.Te zbiory to niezwykła relikwia zbiorów XVI wiecznych i póżniejszych.Wiem,że wśród tych zbiorów były rękopisy Symfonii Beethovena.Staszku w tym miejscu przyszło mi do głowy co jeszcze byś ciekawego znalazł gdybyś miał np. 20 lat mniej. A ja jeszcze chętniej i z dużą znajomością tematu pisałbym jeszcze ciekawsze komentarze.Zaraz przekazuję ten tekst swoim znajomym a Ciebie pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń