Kolejne
święta Bożego Narodzenia już za nami. Trzy dni jakże różne od innych. Zapewne
żyją jeszcze w naszej pamięci jako wydarzenie niezwykłe pod każdym względem. Tak
właśnie zapisało się Boże Narodzenie na kartach naszej literatury. Warto do
nich powracać by tą nadzwyczajną aurę świąteczną zachować na długo w pamięci i
corocznie pielęgnować.
„A
gwiazda olbrzymiała, niosła się już niby kula ognista, błękitne smugi szły od
niej, niby szprychy świętego koła, i skrzyły się po śniegach, i świetlistymi
drzazgami rozdzierały ciemności, a za nią jak te służki wierne, wychylały się z
nieba inne, a liczne, nieprzeliczoną, nieprzejrzaną gęstwą, że niebo pokryło
się rosą świetlistą i rozwijało się nad światem modrą płachtą, poprzebijaną
srebrnymi gwoździami.
-
Czas wieczerzać, kiedy słowo ciałem się stało! – rzekł Roch.
Weszli
do domu i zaraz też obsiedli wysoką i długą ławę.
Siadł
Boryna najpierwszy, siadła Dominikowa z synami, bo się dołożyła, aby razem
wieczerzać, siadł Rocho w pośrodku, siadł Pietrek, siadł Witek kole Józki,
tylko Jagusia przysiadła na krotko, bo trzeba było o jadle i przykładaniu
pamiętać.
Uroczysta
cichość zaległa izbę.
Boryna
się przeżegnał i podzielił opłatek pomiędzy wszystkich, pojedli go ze czcią,
kieby ten chleb Pański.
-
Chrystus się w onej godzinie narodził, to niech każde stworzenie krzepi się tym
chlebem świętym! – powiedział Rocho.
A
chociaż głodni byli, boć to dzień cały o suchym gardle, a pojadali wolno i
godnie.
Najpierw
był buraczany kwas, gotowany na grzybach z ziemniakami całymi, a potem przyszły
śledzie w mące obtaczane i smażone w oleju konopnym, później zaś pszenne kluski
z makiem, a potem szła kapusta z grzybami, olejem również omaszczona, a na
ostatek podała Jagusia przysmak prawdziwy, bo racuszki z gryczanej mąki z
miodem zatarte i w makowym oleju uprażone, a przegryzali to wszystko prostym
chlebkiem, bo placka ni strucli, że z mlekiem i masłem były, nie godziło się
jeść dnia tego…”
Tak
o przygotowaniach świątecznych i samej wieczerzy wigilijnej pisał w niezwykłej
powieści „Chłopi” nasz znakomity Noblista,
Władysław Stanisław Reymont. To oczywiście wyrwane z obszernej narracji
maleńkie fragmenty obchodów najważniejszych świąt we wsi Lipce.
Boże
Narodzenie, bogate w wielowiekową tradycję, bardzo mocno i z szacunkiem
pielęgnowaną na ziemiach polskich, znajduje w naszej literaturze szczególne
miejsce.
„Wigilia Bożego Narodzenia była wielką
uroczystością - pisze we wspomnieniach swych z lat
dzieciństwa Julian Ursyn Niemcewicz - Od
świtu wychodzili domowi słudzy na ryby, robiono na rzece i toniach przeręby i
zapuszczano niewód: niecierpliwie oczekiwano powrotu rybaków… Dnia tego
jednakowy po całej Polsce był obiad. Trzy zupy, migdałowa z rodzynkami, barszcz
z uszkami, grzybami i śledziem, kucja dla służących, krążki z chrzanem, karp do
podlewy, szczupak z szafranem, placuszki z makiem i miodem, okonie z
posiekanymi jajami i oliwą itd. Obrus koniecznie zasłany być musiał na sianie,
w czterech kątach izby jadalnej stały cztery snopy jakiegoś nie młóconego
zboża. Niecierpliwie czekano pierwszej gwiazdy; gdy ta zajaśniała, zbierali się
goście i dzieci, rodzice wychodzili z opłatkiem na talerzu, a każdy z obecnych,
biorąc opłatek, obchodził wszystkich zebranych, nawet służących i łamiąc go
powtarzał: „bodaj byśmy na przyszły rok łamali go z sobą”.
O
świątecznych zwyczajach i obyczajach napisał obszerną rozprawkę Lucjan Siemieński, poeta, krytyk
literacki i publicysta z XIX wieku:
„Wigilia
Bożego Narodzenia w wiejskim dworze, w tym kole serc zbliżonych do siebie,
upojonych szczęściem widzenia się po długim rozstaniu, może pogodzonych przy opłatku,
wyciska się w pamięci serca i należy do najrzewniejszych wspomnień późnej
starości… Na wsi, jeśli gdzie nie ma kościoła, gromadzi się grono domowe, tak
państwo jak czeladź, i do późnej nocy wyśpiewują kolędy. Jeżeli zaś jest
kościół, wszystko śpieszy na mszę pasterską, odbywaną o północy lub nad ranem.
Mnóstwem świateł goreją świątynie pańskie, miliony ust śpiewają nad żłobkiem
Nowonarodzonego.”
Pomysł
nocnej pasterki i jasełek wyszedł od jednego z największych świętych – Św.
Franciszka z Asyżu. Pisze o tym o.
Franciszek M. Rosiński w pięknie wydanej przez wrocławską Kolonię Limited
„Księdze Bożonarodzeniowej”.
Już
w X i XI wieku urządzano w kościołach bożonarodzeniowe misteria. Do tradycji
tej nawiązał św. Franciszek, postanowił jednak odprawiać mszę w nocy, pod
otwartym niebem, w naturalnej scenerii górsko-leśnej. Uzyskawszy zgodę papieża
Honoriusza III w 1223 r. na stokach góry w Greccio miała miejsce pierwsza
pasterka z udziałem okolicznej ludności z płonącymi pochodniami. Od XV w.,
szczególnie pod wpływem franciszkanów, stawiano w kościołach szopki, ale
największy rozkwit tej tradycji nastąpił w XVIII w.
Zwyczaj
budowania szopki przynieśli do nas franciszkanie z Włoch. Pierwsze szopki były
bardzo skromne, stawiano je we wnęce kościoła. Wewnątrz stajenki stał żłobek
lub kolebka z dzieciątkiem spoczywającym na słomie lub sianie, obok Maryja z
Józefem. Nie brakowało też wołu i osła. Nad żłobkiem unosiły się skrzydlate
aniołki, a obok stajenki pasterze przynoszący dary i strzegący trzody. Figurki
były niewielkie, z nietrwałego materiału – wosku, glinki, drewna. Z czasem
dostawiano figurki trzech króli.
Jednakże
szopka nieruchoma stała się mało
atrakcyjna. Toteż pod wpływem neapolitańskim starano się ją ożywić,
wprowadzając figurki ruchome. Tak jak w teatrze kukiełkowym poruszali je ukryci
aktorzy, zazwyczaj bracia zakonni. Przedstawiano sceny biblijne przeplatane
wstawkami obyczajowymi. Na przykład w widowiskowej scenie śmierci Heroda tyran
ten na próżno usiłuje wykupić się kostusze skarbami, władzą, koroną i berłem.
Ona chce tylko i wyłącznie jego głowy. Coraz częściej wprowadzano do szopki
elementy humorystyczne, rubaszne. Spowodowało to usunięcie ruchomych szopek z
kościołów. Szybko przekształciły się one w ludowy teatr jasełkowy. Kukiełki
zostały zastąpione przez kolędników, zwłaszcza biedaków, którzy w ten sposób
dorabiali sobie na życie. Często grupki pasterzy z Herodem, śmiercią , diabłem,
krążyły od domu do domu odgrywając jasełka, śpiewając kolędy, deklamując
okolicznościowe teksty. Dobrą tradycją cieszyli się kolędnicy z gwiazdą
betlejemską, szopką lub turoniem.
Szkoda
więc, że tradycja ruchomych szopek w kościołach zanikła. Dawnych szopek
ruchomych zachowało się w Polsce niewiele. Możemy je jednak wciąż podziwiać w
nieodległych Wambierzycach czy Bardzie Śląskim.
Warto
się tam wybrać przy okazji świąt, zwłaszcza z dziećmi, dla których ruchome
figurki, scenki rodzajowe i orientalne
obrazki są zazwyczaj bardzo atrakcyjne.
Zanika
też zwyczaj kolędowania, jak też
wystawiania jasełek na deskach scenicznych w okresie świątecznym. W mojej
pamięci zachowały się do dziś przeurocze jasełka w małej wsi nad Jeziorem
Otmuchowskim, zagrane tuż po wojnie przez amatorską grupę wiejskiego domu
kultury. Byłem wtedy w drugiej, może w trzeciej klasie podstawówki, a jasełka
stanowiły pierwszy kontakt z teatrem. Nie zapomnę wrażenia jakie wywarł na mnie
okrutny Herod i aplauzu z jakim przyjmowana była przez salę obleczona w białe
prześcieradło Śmierć i demoniczny Diabeł z widłami, wypowiadający do Heroda
słowa: Za twe zbytki, za twe zbytki, pójdź do piekła, boś ty brzydki ! Słowa te
jak i inne rymowanki z barwnych jasełek towarzyszą mi do dziś. I do dziś nie
zapomnę melodyjnej kolędy „Wśród nocnej ciszy”, śpiewanej na koniec dramy
jasełkowej początkowo przez aktorów na scenie, a potem przez całą salę.
Jakże
ciekawą i emocjonującą jest możliwość bezpośredniego uczestnictwa w misterium
„miasteczka betlejemskiego”. Możemy się
o tym przekonać w parafii Chrystusa Króla w Głuszycy. Niezwykle proste w
swej formie nawiązanie do średniowiecznych misteriów Bożonarodzeniowych
przyciąga tłumy zwiedzających. Dotąd mogliśmy tworzyć obrazy dalekiego Betlejem
tylko oczami wyobraźni. Teraz oglądamy je na własne oczy. To nic, że cała ta
inscenizacja jest nieprawdziwa, że aktorami są zwykli parafianie. To właśnie
bezpośredni kontakt z mistycznym wydarzeniem, które leży u podłoża naszej
wiary, wyzwala ukryte emocje i wzruszenia. Można się spodziewać, że tegoroczne
„Żywe Betlejem” okaże się równie bogate w wewnętrzne przeżycia i refleksje.
Bożonarodzeniowa
tradycja świąteczna w Polsce jest tak bogata i urozmaicona, że można by o niej
pisać książki.
Ma
ona swą ciekawą historię i znajduje się
w ustawicznym rozwoju. We współczesnym świecie niebywałego rozwoju techniki i
komunikacji podlega wpływom różnych kultur i cywilizacji. Ale nie są to wpływy tak wielkie, by zerwać z
korzeniami i utracić własne, katolickie i staropolskie wartości. Postarajmy się w kolejnych latach uczynić te Święta godnymi naszej narodowej
tożsamości.
Tak piękny jest Twój tekst, że nie chciałabym go sprofanować jakimś nieprzemyślanym słowem.
OdpowiedzUsuńWięc tylko serdecznie Ci za niego dziękuję.
A ja cieszę się, że mam tak znakomitego pierwszego Czytelnika, a dobre słowo o moim pisaniu jest dla mnie balsamem dla serca. Bardzo za to dziękuję. Szykujmy się do godnego powitania Nowego Roku, oby był nie gorszy od mijajacego. Pozdrawiam !
UsuńW tym roku nie miałem choinki,tylko szopkę,którą sklejałem...cztery lata.Ruchomej szopki,taką jak zbudował mój dziadek,jeszcze nie zbudowałem.Wszystko w tej szopce było poruszane ciepłem palących się świec.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Jestem pełen podziwu i uznania, to tytaniczna praca nad taką szopką, a pomysł z jej uruchomieniem ciepłem świeczek jest fantastyczny. Powinna się ustawić pod Twoimi drzwiami kolejka zwiedzajacych jak w Wambierzycach, tylko że Ty to zrobiłś chyba dla siebie i najbliższych Ci osób. Henryku - jesteś Wielki i chwała Ci za to.
OdpowiedzUsuń