Pisałem niedawno o tajemniczych losach księgozbioru pruskiej biblioteki w Berlinie, który jak się okazuje został pod koniec wojny przewieziony przez Niemców z Książa do Krzeszowa i tam ukryty w galeriach kościoła Św. Jozefa, skąd Polacy po wojnie przerzucili go potajemnie do Krakowa.
Okazuje
się, że Krzeszów zupełnie niespodziewanie spełnił dodatkową, ważną historyczna rolę.
Najważniejszą była rola jaką wyznaczyli mu gospodarni Cystersi, czyniąc z tego ukrytego
w górach przysiółku miejsce kultu religijnego, a zarazem dobrze prosperujące
gospodarstwo rolne.
Warto więc o tym
pamiętać i umieścić w swych planach przyszłorocznych wojaży właśnie Krzeszów.
Bardzo blisko, bo
zaledwie kilkadziesiąt kilometrów od Wałbrzycha mamy nie tylko słynne na Dolnym
Śląsku miejsce kultu religijnego, ale także niezwykłą atrakcję turystyczną,
bezcenny klejnot architektury, zabytkowy
zespół klasztorny cystersów. Złożony z wielu obiektów tworzy jeden z
najpiękniejszych i najcenniejszych zespołów barokowych w kraju.
To oczywiście Krzeszów, niedaleko Kamiennej Góry maleńka wioska z Sanktuarium Matki Bożej Łaskawej,
kościołem Św. Józefa i potężnymi
budowlami opactwa Ojców Cystersów i Sióstr Niepokalanek.. Jest to zabytek
klasy zerowej, a teraz po iście benedyktyńskiej, kilkuletniej pracy
renowacyjnej konserwatorów, ratującej i odsłaniającej piękno fresków, rzeźb,
obrazów, stiuków i złoceń, rzecz bezcenna.
Bywałem tu wiele razy i za
każdym z nich odkrywałem nowe walory, przekonując się do tego, że jest to
miejsce wyjątkowe. Krzeszów obok
wartości religijnych stanowi ważny dowód polskości tych ziem, a mauzoleum
Piastów Śląskich w krypcie głównej świątyni
bije na łeb i szyję osławioną
Kaplicę Zygmuntowską na Wawelu zarówno architekturą jak i wystrojem wnętrz.
Krzeszów ma niezwykle
bogatą i barwną historię. Podobnie jak cały Śląsk przechodził różne koleje
losu. Odcisnęły na nim swoje piętno i wojny husyckie w XV wieku, i wojna
trzydziestoletnia w XVII wieku, aż do całkowitej kasacji klasztoru na początku
XIX wieku. Dopiero w latach dwudziestych XX wieku, gdy klasztor przejęli
benedyktyni rozpoczął się sukcesywny proces odnowy kościołów i obiektów
klasztornych. W czasie II wojny światowej urządzono tu obóz dla przesiedleńców.
W 1943 roku zdeponowano w klasztorze najcenniejsze zbiory Pruskiej Biblioteki
Państwowej z Berlina i Biblioteki Miejskiej z Wrocławia. Los większości z nich
po wojnie jest nieznany. W 1946 roku klasztor przejęły w zarząd siostry
benedyktynki ze Lwowa. Przez wiele lat prowadziły tu prace konserwatorskie,
wspomagane przez grupę braci cystersów, a potem także sióstr elżbietanek.
Jednocześnie funkcjonowała stacja
turystyczna i noclegownia. Do zwiększenia popularności Krzeszowa przyczyniły
się zakrojone na szeroką skalę obchody 750-lecia klasztoru w roku 1992 z licznym
udziałem duchowieństwa i wiernych, także z Zachodu. Od tego momentu można mówić
o renesansie budowlanym i konserwatorskim klasztoru.
Ta nie zawsze optymistyczna
lecz interesująca historia i osiągnięta z wielkim trudem i poświęceniem
rekonstrukcja zabytku, a także rozbudowa otaczającej go wsi spowodowały, że
jest to obecnie najbardziej atrakcyjna miejscowość turystyczna w regionie
podsudeckim i cieszące się rosnącą sławą miejsce kultu religijnego.
Krzeszów od paru lat
sukcesywnie zmienia się w tętniącą życiem wieś letniskową. Z roku na rok
wzbogaca się o nowe budowle, domki letniskowe, obiekty handlowe i
gastronomiczne, jednym słowem pięknieje. Zwiedzanie obiektów sakralnych z
przewodnikiem może przyprawić o ból głowy. Każda rzecz ma swoją bogatą historię,
a interesujących rekwizytów jest tutaj co niemiara. Największy zachwyt
wzbudzają malowidła ścienne i obrazy wielkiego artysty M.Willmanna, a także
innych słynnych artystów wiedeńskich, czeskich i śląskich w obydwu świątyniach (Matki Boskiej Łaskawej
i Św. Józefa).
W Krzeszowie statystycznie jeden obraz Michaela
Willmanna przypada na 25 mieszkańców. Istna klęska urodzaju, bo tak dużego
nasycenia malarstwem tego artysty ze świecą szukać nie tylko w Polsce, ale i w
Europie (Przed wojną mógł skutecznie konkurować tylko Lubiąż).
Największe zainteresowanie miłośników malarstwa
budzi niedawno odrestaurowany obraz Willmanna – „Biczowanie”. W dowolnym innym
miejscu wiadomość o identyfikacji nieznanego wcześniej dzieła mistrza z Lubiąża
rozpaliła by nie tylko historyków sztuki, ale i każdego, kto choć w niewielkim stopniu
interesuje się malarstwem. Ale nie w Krzeszowie, bo to … normalne. To jest
właśnie krzeszowskie ,,przekleństwo” Willmanna. Ten obraz mógłby swoją
niezwykła historią obdarzyć przynajmniej kilka innych płócien. ,,Biczowanie” po
pracach konserwatorskich wróciło do krzeszowskiego muzeum i fascynuje
wrażliwych obserwatorów.
O samym Willmannie można by napisać sążnistą
książkę, bo był to artysta dość niezrównoważony i skłonny do bitki i wypitki.
Mieli więc ojcowie cystersi z nim wiele kłopotów. Nic dziwnego, że w PRL-u
jedyny w tej wsi hotel - restauracja tuż przy klasztorze, otwarty w 1970 roku
miał dowcipną nazwę - „Willmannowa Pokusa”.
Ale nie tylko ten obraz przyciąga tysiące znawców
malarstwa ściennego, zwłaszcza że mamy w Krzeszowie o obydwu kościołach co
podziwiać. Krzeszów to także zabytek sztuki budowlanej, a
głęboką refleksję historyczną w Mauzoleum Piastów Śląskich wzbogacają bogato
zdobione sarkofagi zasłużonego rodu ostatnich książąt świdnicko-jaworskich.
Zespół klasztorny ma to do
siebie, że jego budowle otacza rozległy park ze starodrzewem. Wyzwoleni spod
opiekuńczych skrzydeł przewodnika turyści mogą więc odetchnąć świeżym
powietrzem wśród niebosiężnych platanów, rozejrzeć się wokół i spokojnie oddać
się kontemplacjom nad przemijającym czasem i nicością życia ludzkiego.
Moi znajomi twierdzą, że
wyjeżdżają co roku po wigilijnej wieczerzy do Krzeszowa na Pasterkę i że za
każdym razem jest to dla nich niezwykłe przeżycie. Warto tego doświadczyć
osobiście. Krzeszów jest nam bliski pod każdym względem.
Jesteście szczęśliwcami,że tak blisko swojego domu macie zarówno Krzeszów oraz Książ a ponadto Osówkę,Walim i oczywiście Góry Sowie i Suche.W Krzeszowie po raz pierwszy byłem w 1965 r.Odległe czasy jak dla młodych czytających Twój blog.W kolejnych latach byliśmy z rodziną kilkakrotnie. I tak jak piszesz za każdym razem odkrywaliśmy coś nowego.Oprócz przeżyć religijnych również historia i sztuka.Mauzoleum Piastów Śląskich niezwykłe a obrazy Willmanna to coś niesamowitego zarówno ilość jak również jakość.Po renowacji i konserwacji jeszcze nie byliśmy,być może uda się wybrać tam w przyszłym roku.Bardzo dobra Twoja promocja Krzeszowa.Zaraz udostępniam ten dobry tekst moim znajomym.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJestem pewiem, ze odnajdziesz inny Krzeszów, odnowione obrazy i freski robią wrażenie. Zmienilo się też otoczenie wokól Bazyliki. Tutaj też wkroczyła nowoczesność. Ja mam rzeczywiście dosyć blisko do Krzeszowa, dlatego bywam tam często. Przez Mieroszów jest ponad 20 km. Serdecznie Ci dziękuję, ze znajdujesz czas przed świętami na moje pisanie.
UsuńPamiętam że byłam w Krzeszowie w tej Bazylice. Ale to było okropnie dawno i w ramach kilkugodzinnej wycieczki podczas 2-tygodniowych wczasów w Szklarskiej Porębie.Pamiętam, że oglądaliśmy też wtedy piękną szopkę - ale już jej chyba nie ma teraz...?
OdpowiedzUsuńDziękuję za interesujcy tekst.
A może to była Bazylika w Wambierzycach. Tam wlaśnie jest słynna ruchoma szopka. Tak czy owak dobrze będzie to powtórzyć. O Wambierzycach mówi się, że to śląska Jerozolima, zaś blisko Krzeszowa mamy Betlejem, o którym napiszę w kolejnym poście. A wszystko po to, by Cię zachęcić do przyjazdu w nasze strony. Serdecznie pozdrawiam, z nadzieją, że już nie trapi Cię niepokój i w święta będzie spokojniej.
UsuńNo i pomyliło mi się - ale teraz juz wiesz dlaczego. Ta szopka to oczywiście w Wambierzycach. Ale w Krzeszowie też byłam.
UsuńCzterdzieści lat temu to było.
:-)