Od dawien dawna
marzyłem o świecie w którym nie ma wojen, ludzie są dla siebie braćmi, starają
się wzajemnie wspierać, udzielać pomocy
gdy trzeba i jako istoty, które różnią się tym od zwierząt, że posiadają rozum,
starają się spełniać bez wyjątku uniwersalne przykazania boskie: miłuj drugiego jak siebie samego, nie czyń
drugiemu co tobie nie miłe. Codziennie ludzie pobożni szepcą w najważniejszej
modlitwie „Ojcze nasz” słowa: i odpuść
nam nasze winy jako i my odpuszczamy . Powiem tak, gdybyśmy spełnili to
najważniejsze przykazanie miłości bliźniego, nie byłoby win i potrzeby ich
odpuszczania.
W naszym na wskroś
katolickim kraju wydawałoby się, że te fundamentalne zasady wiary są dla nas
jak chleb powszedni, to my, naród tak głęboko katolicki, powinniśmy właśnie
promieniować ich przestrzeganiem, dawać przykład dla innych narodów.
Mogę powiedzieć, że
jestem w czepku urodzony. Nie miałem nigdy karabinu w ręce, nawet na lekcjach
przysposobienia obronnego w liceum pedagogicznym uchodziłem za wywrotowca,
kiedy nie godziłem się strzelać do tarczy. Tłumaczyłem się, że ja chcę być
nauczycielem i uczyć dzieci, że człowiek nie ma prawa strzelać do drugiego
człowieka, a wojna to wymysł szatański, by zniszczyć godność człowieka. Służby
wojskowej udało mi się uniknąć z powodu gruźlicy płuc, dzięki temu nie miałem
na sobie nigdy w życiu munduru z czego jestem dumny.
Później dowiedziałem
się, że są tacy jak ja odmieńcy, nazywają się pacyfiści. To tacy sami idealiści
jak ci co wierzą, że świat można zmienić, a człowieka ucywilizować.
Dziś u schyłku żywota
już nie jestem pacyfistą, bo wiem ze świat
jaki sobie wtedy wymarzyłem to utopia. Nigdy nie było, nie ma i nie
będzie świata idealnego, bo nie ma ludzi idealnych. Żyjemy w świecie realnym, a
w nim jak się okazuje jest wciąż miejsce dla takich indywiduów jak Hitler, Stalin, Putin, jak terroryści
islamscy i wielu innych imperatorów, o których dowiadujemy się z historii.
W „Księgach Jakubowych”
Olga Tokarczuk wyłoniła na światło dzienne magiczny świat wielonarodowościowej,
wieloetnicznej, wielokulturowej Rzeczpospolitej w przededniu rozbiorów. O
świecie tym niewiele wiemy, a o wielu zjawiskach i osobach w ogóle nie
słyszeliśmy. To wtedy właśnie ksiądz Benedykt Chmielowski w swej encyklopedii „Nowe
Ateny” próbuje opisać cały świat, a w domu Eliszy Szora pobożni Żydzi czekają
na nadejście Mesjasza. I pojawia się na Podolu młody, przystojny,
charyzmatyczny Żyd – Jakub Lejbowicz Frank, dla jednych heretyk, dla innych
wybawca, a rebelia którą wywołał mogła odmienić bieg historii i zmienić kształt
tej części świata
Już od dawna powieści
Olgi Tokarczuk robiły na mnie duże wrażenie. Podziwiałem jej talent pisarski,
mądrość życiową i niepospolitą erudycję. Jej ostatnie dzieło „Księgi Jakubowe”,
tworzone przez siedem lat traktowane jest przeze mnie nieomal jak Biblia. Nie
oznacza to, że przyjmuję je jak drogowskaz wiary, ale dlatego, że czytałem tę
księgę już parę tygodni, z przerwami i powrotami do wcześniejszych fragmentów,
bo tej księgi jak Biblii nie da się przeczytać od razu. A poza tym jest to
wolumen dość pokaźny, bo liczy sobie 906
stron, aż 7 ksiąg, 31 części, a każda po
kilkanaście rozdziałów. To książka bardzo trudna w odbiorze nawet dla historyka,
ale zarazem uderzająca bogactwem szczegółów, których nie odnajdziemy w dotychczasowej
historiografii.
Dziś nie piszę więcej o
monumentalnym dziele Olgi „Księgi Jakubowe”, chcę natomiast przytoczyć
fragmenty wywiadu zamieszczonego dwa lata temu we wrocławskim tygodniku GW pt. „Tokarczuk
– to ja jestem patriotką”, wskazujące na wyraźny rozdźwięk, jaki istnieje pomiędzy światem idealnym , a realnym.
Na pytanie prowadzącej wywiad dziennikarki
Magdy Piekarskiej, a czym jest dla pani europejskość? Olga Tokarczyk odpowiada.
- To idee demokracji, praw człowieka, emancypacji kobiet, laickiego
państwa, opieki nad słabszymi, dużej roli kultury, tolerancji i otwartości
wobec innych. Może to idealistyczna wizja, ale te wartości mocno tkwią w
naszym życiu, choć czasem ich nie zauważamy, tak oczywiste się wydają. Także
idea państwa praworządnego, które chroni swoich obywateli. Wystarczy na chwilę
opuścić granice Europy, żeby przekonać się, że żyjemy w wyjątkowym miejscu,
którego warto bronić.
A dalej Olga Tokarczuk dzieli się
osobistymi refleksjami:
- Ostatnio wracam z takich długich
podróży z dobrym nastawieniem. I już na lotnisku cieszę się, że jestem w domu.
Widzę, jaki fajny jest nasz kraj. Przy
Guadalajarze Warszawa wydaje się najpiękniejszym miastem na świecie. Polska
bardzo się zmieniła, żyje się tutaj coraz lepiej i naprawdę warto czasem
wyjechać tak daleko, żeby się o tym przekonać. Potencjał, żeby się tu wspaniale
żyło, mieszkało i tworzyło, jest ogromny. Ja w każdym razie nie zamierzam tego
odpuścić i nie dam sobie nic odebrać.
Chcę dla swojego kraju wszystkiego,
co najlepsze, i to ja jestem patriotką. A także ludzie, którzy protestują
przeciwko paleniu kukły Żyda. Bo przecież to, co się stało na wrocławskim
Rynku, jest zaprzeczeniem patriotyzmu, ośmieszaniem naszego kraju, działaniem
na szkodę państwa i jego obywateli, szczuciem przeciwko sobie i kompletną
głupotą. Patriotyzm trzeba odzyskać, bo został nam ukradziony.
Ale jak ? pyta dziennikarka?
- Może na początek trzeba jasno
powiedzieć, kim jest patriota.
Kim?
To ktoś, kto chce, żeby jego kraj
był bezpieczny, co według mnie znaczy - w Unii Europejskiej. Kto ma szacunek
dla współobywateli, jest z nimi solidarny i odpowiedzialny, leży mu na sercu
dobro wspólne. Kto szanuje swoją kulturę, chce, żeby się rozwijała, żeby była
otwarta i wolna. Jest przeciwko cenzurze. Chce państwa, którego współobywatele nie będą piętnowani i wykluczani.
Nie ma kompleksów, ma poczucie silnej kultury, której nie jest w stanie
zagrozić uchodźca. Czuje się bezpieczny, więc jest w stanie przyjąć z otwartymi
rękami kogoś, kto jest od niego słabszy.
Jest pani w bojowym nastroju?
- Jestem człowiekiem łagodnym i
nastawionym pacyfistycznie. To, co się ostatnio w Polsce wydarzyło, traktuję
jako rodzaj dreszczy, jak nazwała to Agnieszka Holland. Jako symptom
niebezpiecznej choroby, z której jeszcze możemy się wyleczyć.
Ma pani na nią lekarstwo?
- Mam wrażenie, że w momentach
zagrożenia kultura nagle odzyskuje istotną rolę. Bo w spokojnych czasach staje
się rozrywką, przyjemnością. Teraz stawia się wobec niej inne oczekiwania.
Trochę jak w czasach komuny. I zastanawiam się, co mogę zrobić. Chyba przede wszystkim pisać.
Pozwoliłem
sobie przytoczyć te fragmenty wywiadu, bo wiem, że nie wszyscy mogli do niego
dotrzeć, a poza tym tak łatwo zapominamy to, o czym przeczytaliśmy w gazecie. Jak
się okazuje słowa Olgi Tokarczuk powinny być ewangelią głoszoną w kościołach, w mediach, w szkołach i na
każdym kroku, bo czas jest ku temu, a zjawisko takie jak Jarosław Kaczyński
budzi nie mniejszy niepokój niż Jakub Frank w osiemnastowiecznej
Rzeczpospolitej.
Fot. Zbigniew Dawidowicz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz