W toczącej się dyskusji związanej
z emancypacją kobiet chcę dorzucić swoja cegiełkę. Dodam tylko, że dla mnie osobiście
kobieta, to rzecz święta. Świat istnieje dzięki kobiecie. To ona daje
bezpośrednio życie. Wszelkie dyskusje o tym kto jest ważniejszy – mężczyzna czy
kobieta nie mają sensu. Sens tkwi w naturalnym współistnieniu i współzależności
mężczyzny i kobiety. Dowody na to znajdujemy na każdym kroku. Można je znaleźć także
w fundamentach religii rzymskokatolickiej, choć jej najważniejsi kreatorzy w sutannach,
tylko i wyłącznie mężczyźni, zrobili wszystko, by to dobrze zasłonić. Dotyczy
to m. in. roli i znaczenia św. Magdaleny w życiu Jezusa Chrystusa
Przeszłość poznana z Ewangelii
jest i pozostanie już chyba na zawsze przedmiotem niekończących się analiz i
dociekań, a także towarzyszącym im rewelacji. Jest wiele przyczyn takiego stanu
rzeczy. Ewangelie stanowiące część Nowego Testamentu były pisane w latach 51-96
n.e. przez czterech uczniów Jezusa, uznanych za Świętych Apostołów ( Mateusza,
Marka, Łukasza i Jana), ale przez każdego z nich oddzielnie. Teksty były pisane
językiem pełnym uogólnień i metafor. Relacje nie są zbyt szczegółowe i mają
charakter subiektywny. Później okazało się, że nie są jedynymi opisami
życia i nauk Jezusa Chrystusa, bo
pojawiły się inne, np. w połowie XX w. ewangelie Filipa i Tomasza. Rzeczą najbardziej bulwersującą jest
odkryty w połowie XIX wieku papirus z
ewangelią Marii Magdaleny.
To nie do wiary, Maria Magdalena
powszechnie znana jako jawnogrzesznica, oblubienica Jezusa, której
demonstracyjnie przebaczył winy, a którą kościół rzymskokatolicki w 1996 roku
wpisał do oficjlanego kalendarza świętych, ona jest także autobiografem i co
ciekawsze jej nieprzeciętną rolę w życiu Jezusa Chrystusa i Apostołów
potwierdzają w swych apokryfach Filip i Tomasz. Magdalena towarzyszy
Jezusowi w jego misji odnowicielskiej dla Kościoła Żydowskiego, bierze udział w
dyskusjach z Apostołami i poucza ich, a nawet wywołuje zazdrość Piotra, który z
pretensją pyta Jezusa, dlaczego kocha ją bardziej niż innych uczniów. Słowa
Jezusa nie pozostawiają żadnej wątpliwości. Nazywa Marię Magdalenę
„doskonałością nad doskonałościami”, mówi: „Odwagi Mario. Jesteś błogosławiona
miedzy wszystkimi niewiastami, które żyją na ziemi. Przemawiaj w wolności ty,
której serce zwraca się prosto do królestwa niebieskiego, bardziej niż serca
wszystkich twoich braci”.
Okazuje się, że ze wszystkich
funkcjonujących i opublikowanych dociekań religioznawców można wnieść, iż
ukształtowały się w powszechnym odbiorze co najmniej trzy wersje Marii Magdaleny. Każda z nich ma cechy wspólne i
różniące je od siebie, i każda jest odbiciem pragnień i tęsknot epoki, w której
malowano jej nowy obraz
Pierwsza z nich, to Marta z Magdali, a więc nie Magdalena.
Magdalia to nazwa miejsca pochodzenia Marii, która przyłączyła się do grupy
podążającej za Jezusem, by stać się jego najwierniejszą służebnicą. Maria z
Magdali jest tą, z której Chrystus wypędził siedem duchów, przy czym niektórzy
badacze Pisma Św. sądzą, że tu chodziło o epilepsję. Ta Maria odgrywa kluczową
rolę w życiu Jezusa. To ona nie opuściła Go podczas męki, podczas gdy inni
przestraszeni mężczyźni uciekli. I to ona właśnie jest tą Marią Magdaleną,
której Jezus po swym zmartwychwstaniu wczesnym rankiem ukazał się najpierw. U
Jana ta scena opisana jest niezwykle poetycko. Przy pustym grobie Maria
dostrzega jakąś postać i dopiero po Jej słowach rozpoznaje mistrza. Chce go
objąć, ale padają słowa: „No li me tangere” – „Nie zatrzymuj mnie (nie dotykaj,
to inne tłumaczenie tego słowa), jeszcze bowiem nie wstąpiłem do domu Ojca!”.
Jezus posyła ją do uczniów, aby przekazała im wiadomość o Jego
zmartwychwstaniu.
„Największa tajemnica naszej
wiary, fundament i centrum Kościoła i jego przepowiednia, zostaje powierzona
kobiecie” – pisze teolożka Elżbieta Adamiak
w książce „Milcząca nieobecność”.
To właśnie przez ten fakt, że Maria
Magdalena była pierwszą powołaną do głoszenia ewangelii, zyskała tytuł
„apostołki apostołów”. W kościele wschodnim taką pozostała . Do dziś czczona
jest jako symbol wierności i miłości, której nic nie pokona.
Druga z nich, to Maria z Betanii, siostra Marty i
Łazarza, w których domu Jezus często gości. Marta się krząta, a Maria siedzi u
stóp Jezusa zasłuchana w jego słowa. Któregoś dnia na krótko przed
ukrzyżowaniem, Maria rozbiła flakon z cennym olejkiem, by namaścić stopy Jezusa
( w niektórych wersjach – głowę i wytrzeć ją własnymi włosami). U Łukasza
kobietą tą jest skruszona
jawnogrzesznica.
Trzecia z nich to Maria Egipcjanka, nierządnica z
Aleksandrii, która po nawróceniu przeżyła 30 lat na pustyni, umacniając
wizerunek skruszonej kurtyzany.
Papież Grzegorz Wielki utożsamił
te trzy postacie. I tak właśnie narodziła się Maria Magdalena, jako jedna i ta
sama oblubienica Jezusa. Dopiero w 1969 roku Kościół rzymskokatolicki wpisując
Marię Magdalenę w poczet świętych uznał , że są to trzy różne osoby.
Maria Magdalena, jaka by ona nie
była, należy do postaci wyróżniających się wśród osób bezpośrednio
towarzyszących Jezusowi Chrystusowi w jego drodze życiowej. Wprawdzie nie ma
jej na obrazie „Ostatniej Wieczerzy” Leonarda da Vinci, co potwierdza bezwzględną
dominację mężczyzn nie tylko zresztą w kościele katolickim, ale stała się
postacią szczególnie ulubioną w dziełach wielu artystów malarzy i rzeźbiarzy.
Jej wizerunki na obrazach Tycjana, Botticelliego, Fra Angelico przyciągają
urodą i zmysłowością. Georges de la
Tour namalował „Św. Marię Magdalenę medytującą”, nieziemsko
piękną, refleksyjną i jak chcą niektórzy oczekującą narodzin dziecka. Znajdują
się tacy, którzy z apokryfów Filipa i Tomasza, a także innych źródeł,
podejrzewają Jezusa o trwały związek z Marią Magdaleną. Pisze się i robi filmy,
których przykładem jest „Kod Leonarda da Vinci”, że żona Chrystusa i matka jego córki, to
najbardziej strzeżona tajemnica Kościoła”. Oczywiście Kościół oficjalnie uznaje
te poczynania za obrazoburcze i antyreligijne. O Marii Magdalenie napisano
kilka książek. Jako postać niedostatecznie udokumentowana w materiałach
źródłowych pozostaje wciąż zagadką.
O znaczącej roli kobiet w życiu „wielkich”
mężczyzn można mnożyć przykłady. Jest rzeczą fatalną, że wciąż jeszcze spotykamy
się na każdym kroku z dyskryminacją kobiet i ze muszą one walczyć o swoje naturalne
prawa.
Nie musze dodawać, ze mój dzisiejszy post jest pisany w dniu 14 lutego, oczywiście z okazji Walentynek!
Nie musze dodawać, ze mój dzisiejszy post jest pisany w dniu 14 lutego, oczywiście z okazji Walentynek!
P.S. W poście korzystałem z
obszernego artykułu Joanny Podgórskiej „Inna Maria” w „Polityce” nr 15 z 15.
O4. 2006.
Bardzo, bardzo Ci dziękuję za ten tekst.
OdpowiedzUsuńNie będę pisać jak jest piękny, bo nie trzeba o tym pisać.
O tym będzie przekonany każdy kto go przeczyta. I to pewnie nie raz.
Dziękuję Stokrotko i przesyłam najlepsze życzenia z okazji Walentynek, choć uważa się powszechnie, że to tylko święto młodych.
UsuńNo ale ja jestem ciągle młoda, więc dziękuję za życzenia.
Usuń:-)
Pod komentarzem - Stokrotki... chętnie podpiszę się i dodam: :), Stanisławie - z podziękowaniem za tekst.
UsuńPrzy tej okazji - pozdrawiam Was serdecznie :)