Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

środa, 28 lutego 2018

Jesteśmy na topie


Pisałem niedawno o tym, że w Wałbrzychu  i okolicach powstaje właśnie ekranizacja powieści Joanny Bator  „Ciemno, prawie noc” w reżyserii Borysa Lankosza. 
Scenariusz filmu „Ciemno, prawie noc” to wspólne dzieło Magdaleny Lankosz i Borysa Lankosza, które łączy elektryzującą historię kryminalną z elementami kina grozy. Niektóre sceny do filmu realizowane były na wałbrzyskim Sobięcinie, ale także w podziemiach głuszyckiej Osówki. Joanna Bator powróciła na jakiś czas do Wałbrzycha, by czuwać osobiście nad ekranizacją swojej powieści. Ekranizacja powieści Joanny Bator trafi do kin w styczniu 2019 roku.

Okazuje się, że Wałbrzych będzie miał swój film, tak jak ma swoje znakomite powieściopisarki  -  wcześniej Olgę Tokarczuk, potem Joannę Bator, obie z nagrodami „Nike”. To wszystko dzieje się w ostatnich latach w kulturze jakby na przekór lansowanej wcześniej w mediach opinii o Wałbrzychu jako mieście nędzy i grozy, na krawędzi upadku, po likwidacji kopalń węgla kamiennego.

Wałbrzych stał się głośny na całym świecie, kiedy gruchnęła wieść o poszukiwaniach „złotego pociągu”. Pociągu nie udało się odnaleźć, ale „złota passa” dla turystycznej promocji „Książa” i samego Wałbrzycha trwa.

Ale nie o Wałbrzychu chcę dziś opowiedzieć, bo okazuje się, że mamy urodzaj na podobne niespodzianki poza Wałbrzychem, tam gdzie nikt by się nie spodziewał.

Coś się dzieje szczególnie ważnego w naszej około wałbrzyskiej kulturze, ale my traktujemy to jako rzecz normalną. Nie dziwi nas, że maleńki Krajanów utopiony w górskich czeluściach, gdzieś tam na krańcach ziemi noworudzkiej,  staje się nagle oczkiem w głowie tysięcy kinomanów krajowych i zagranicznych, a zaś Walim, ongiś pulsujące życiem włókiennicze osiedle, dziś z trudem budujący fundamenty dla rozwoju turystyki i wypoczynku, odbija się głośnym echem w krajowych mediach po sukcesach w międzynarodowych konkursach w Chicago i Cannes.

Myślę, że warto temu tematowi poświęcić nieco uwagi.

W 2017 roku do polskich kin wszedł najnowszy film Agnieszki Holland  „Pokot”. Jest to adaptacja powieści Olgi Tokarczuk „Prowadź swój pług przez kości umarłych”. Film ten nagrodzony został Srebrnym Niedźwiedziem na festiwalu filmowym w Berlinie.

Znawcy literatury, bywalcy księgarń i bibliotek, znają Olgę Tokarczuk nie tylko z przekazów medialnych. Jeśli udało się trafić na którąkolwiek z jej głośnych już w całym kraju powieści, takich jak „Prawiek i inne czasy”, „Dom dzienny, dom nocny” , „Ostatnie historie”, trudno byłoby się nie zachwycić. Każda z tych książek wciąga jak narkotyk, wprowadza w utopijny, a przecież rzeczywisty  świat fantasmagorii. Zdumiewa nas, że jest to świat najbardziej prymitywny, ubogi, bo rzecz rozgrywa się w maleńkich wioszczynach górskich, a bohaterami są ludzie prości, sterani powszedniością trudów, wprzęgnięci w elementarny mechanizm „walki o byt”, a jak się okazuje ludzie bogaci duchowo, wrażliwi i czuli na  piękno przyrody i krajobrazów, reagujący bezkompromisowo na kłamstwo, obłudę i nieuczciwość otoczenia.

Dla mieszkańców takich wioszczyn,  jak Krajanów, Dworki, Wodzisław powieści Olgi Tokarczuk są nadzwyczaj swojskie, bo dzieją się jakby  tu, w ich wsi i są bliskie tutejszemu pojmowaniu świata i ludzi. Znamy z autopsji tę przyrodę, krajobrazy, uciążliwości życia górskich ustroni, zagubionych gdzieś w górach, odciętych od świata, bo jest ich sporo na naszej ziemi wałbrzyskiej. Powieść „Prowadź swój pług przez kości umarłych” stawia jednak nowe, niezwykle intrygujące pytanie. Dotyczy ono naszego stosunku do otaczającej nas przyrody i zwierząt. Dotyczy istoty człowieczeństwa, w którym idea ochrony życia jako najwyższej wartości w odniesieniu do świata zwierząt jest tylko grą pozorów.

Przyjrzyjmy się nieco bliżej fabule powieści i filmu.

W tajemniczych okolicznościach ginie mieszkaniec wsi położonej na skraju gminy noworudzkiej. Jego sąsiadka, Janina Duszejko, emerytowana nauczycielka i obrończyni zwierząt, wpada na pewien trop  i zdradza go policji. Ale organa władzy nie traktują poważnie jej podejrzeń, mają złe zdanie o kobiecie, uchodzącej za ekscentryczkę, mieszkającej samotnie i pasjonującej się astrologią.. Okoliczności kolejnych morderstw skłaniają jednak policję do innego spojrzenia na sprawę.

W tym maleńkim przysiółku, w którym przyszło żyć na stare lata bohaterce powieści, dzieją się rzeczy wzbudzające wstręt i oburzenie. Grupka myśliwych z lokalnego Kółka Łowieckiego na czele z komendantem policji i pod opiekuńczymi skrzydłami księdza proboszcza urządza sobie suto zakrapiane polowania, czując się  przy tym zupełnie bezkarnie. Tutaj nie obowiązują żadne okresy ochronne, strzela się do wszystkiego co popadnie i kiedy tylko nadarzy się okazja. Ofiarą myśliwych padły też dwie wierne i oddane suczki, jedyne towarzyszki życia mieszkającej na tym odludziu samotnej kobiety. Trudno się dziwić, że przechyliło to do reszty czarę goryczy. Bohaterka książki  podejmuje się walki o prawo do życia dla zwierząt z panującą wszędzie obojętnością , bezdusznością,   hipokryzją. Decyduje się sama być w tej sprawie i sędzią, i katem.  Jaki jest finał tej potyczki?

Odpowiedź na to pytanie poszukajmy  w powieści lub w filmie.

Filmy fabularne mają swój klimat i moc oddziaływania, zwłaszcza jak są dobrze zrobione. Znacznie trudniej jest zdobyć rozgłos i sławę filmem dokumentalnym. Tu trzeba mieć pomysł i pasję w odkrywaniu rzeczy nieznanych i frapujących

Od pewnego czasu zawładnął mediami, najpierw lokalnymi, a obecnie już krajowymi młody entuzjasta krajoznawstwa i historii ziemi wałbrzyskiej, wywodzący się z niewielkiego Walimia – Łukasz Kazek. Długo trzeba by wymieniać  jego rozliczne akcje mające na celu ratowanie pamięci tego wszystkiego, co działo się na ziemi wałbrzyskiej tuż po zakończeniu wojny. Robił to wszystko Łukasz, starając się wciągnąć do akcji ludzi tak jak on młodych i zainteresowanych. W lokalnych mediach co rusz dowiadywaliśmy się o dokonaniach odkrywczych Łukasza. A teraz mamy tego apogeum.

Wieść o sukcesach przerastających o niebo najskrytsze marzenia i samego Łukasza, i mieszkańców Walimia, rozniosła się po całym kraju. Mowa o filmie z wykorzystaniem arcyciekawych fotografii z pierwszych lat powojennych, odnalezionych przez Łukasza na strychu jednego z budynków mieszkalnych Walimia.

Dokument "Ludzie z klisz" wyreżyserowany przez Mateusza Kudłę nagradzany był na prestiżowych międzynarodowych festiwalach telewizyjnych. Film przedstawia historię związaną z odnalezieniem w sercu Gór Sowich ponad setki wywołanych klisz fotograficznych. Autorem zdjęć wykonanych pomiędzy 1947 a 1959 r. jest Filip Rozbicki, nieżyjący już organista a zarazem jeden z pierwszych polskich osadników w Walimiu. Na około 800 fotografiach utrwalił on codzienne życie mieszkańców miejscowości i okolicznych wsi.

Dokument został wyprodukowany przez „Fakty po południu” TVN24. Autorem zdjęć jest Artur Głupczyk. W marcu 2017 r. obraz zdobył nagrodę Gold Plaque na 53. Międzynarodowym Festiwalu Telewizyjnym w Chicago. Natomiast we wrześniu - główną nagrodę Złotego Delfina na festiwalu produkcji filmowych Corporate Media & TV Awards w Cannes.

Nie mogę przemilczeć wydarzenia ogromnie ważnego dla nas, mieszkańców Jedliny Zdroju i Głuszycy. Obie te miejscowości stały się miejscem akcji znakomitych powieści wrocławskiej pisarki Jolanty Marii Kalety. Jej książki „W cieniu Olbrzyma” i „Riese” tam gdzie śmierć ma sowie oczy” rozpalają do zenitu naszą wyobraźnię i pozwalają nieco wnikliwiej poznać „gorący czas” formowania się normalnego życia na wałbrzyskim „dzikim zachodzie”.
.
Jak widać coś dobrego się dzieje w naszym życiu kulturalnym. W moim poście wybrałem jedne z ważniejszych wydarzeń, ale ich lista wcale na tym się nie kończy. Warto zdać sobie z tego sprawę i o tym pamiętać. To pozwala nam czuć się pewniej i z dumą myśleć, że wcale nie pozostajemy w tyle w stosunku do innych części naszej polskiej krainy.

4 komentarze:

  1. Bardzo dobry tekst promujący Wałbrzych i okolice.No i oczywiście umiejętne wypromowanie twórców m.in. Olgę Tokarczuk a ponadto film "Pokot",którego scenariusz został opracowany np.jej książki. Dobrze,że również przypomniałeś Panią Jolantę Marię Kaletę oraz jej książki "W cieniu Olbrzyma" oraz "Riese tam gdzie śmierć ma sowie oczy"Być może w przyszłości jakiś reżyser wykorzysta te pozycje do zrealizowania filmu.Piszę o Pani Kalecie m.in.dlatego,że jest wierną czytelniczką Twojego blogu i promocja jej książek jest jak najbardziej słuszna.Pragnę tylko powiedzieć,że "W cieniu Olbrzyma" przeczytałem i
    nieskromnie stwierdzam,że jest to bardzo dobra pozycja.Pozdrawiam Panią J.M.Kaletę i życzę dalszej wspaniałej twórczości.A Tobie drogi Stanisławie życzę szybkiego powrotu do zdrowia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest dobrze, bo udało mi się dziś rano wstać z tapczanu, choć nie powiem, ze było to łatwe. Znają to ci wszyscy, którzy mieli do czynienia z dyzfunkcją kręgosłupa. Ale w dzień jak się rozruszam jest lepiej. Na samą myśl o tym co się dzieje pod drzwiami lekarzy wałbrzyskiego szpitala na Piaskowej Górze dostaję drgawek i boję się, że będę wtedy musiał się leczyć na dwie choroby, a nie jedną. Żona ma skierowanie do szpitala. By się tam dostać jeździłem z nią dwa razy. Za każdym razem parogodzinne kolejki Udało się. Ma wyznaczony termin po świętach Wielkanocnych, ale jeszcze musimy pojechać dzień wcześniej, by się upewnić że jest wolne łóżko.
      Bronku, żyjemy w kraju absurdów. Miliony złotych są topine w kieszeniach Ojców Rydzyków, biskupów i księży, a ludzie tracą zdrowie pod drzwaimi służby zdrowia, bo najlepsi lekarze dali dyla za granicę zachęceni przez PiS-owskich kretynów w sejmie i rządzie.
      Przepraszam Cię za osobistą dygresję. Wiem, że myślisz to samo. Dziękuję Ci za to, co napisałeś o p. Jolancie. Być może kiedyś to się stanie, że zostanie doceniona właściwie za to co robi dobrego dla D. Śląska swoimi książkami.

      Usuń
  2. Klisze zostały znalezione w domu pana Filipa Rozbickiego(pseud.Fila).
    Dom znajduje się w przysiółku Walimia-Grządkach.Był elektrykiem,
    organistą,fotografem,naprawiał radia w latach 50/60 ubw.

    Historycy z Hrabstwa Kłodzkiego których dokonania warto poznać:
    prof dr hab Małgorzata Ruchniewicz...
    https://pl.wikipedia.org/wiki/Małgorzata_Ruchniewicz

    prof dr hab Krzysztof Ruchniewicz...
    https://pl.wikipedia.org/wiki/Krzysztof_Ruchniewicz

    prof dr hab Arno Herzig...
    https://pl.wikipedia.org/wiki/Arno_Herzig

    Pozdrawiam i życzę zdrowia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam to Henryku, że w moim blogu pisałeś znacznie wcześniej o p. Rozbickim jako o bardzo zacnym człowieku, którego znałeś osobiście. I po tej informacji odnalazłem domek w Grządkach, gdzie mieszkał. Dobrze się stało, że udało się odnaleźć i dobrze wykorzystać jego fotografie.
      Z przyjemnością dowiaduję się o osiągnięciach historyków Hrabstwa Kłodzkiego !

      Usuń