„Gdy chodzi o kreację mitów, przewiduję dzień, w którym nowoczesne ludy będą miały boga przyrządzonego z amerykańska, boga który istniał i który zostanie potwierdzony świadectwami gazet. Będzie figurował w kościołach, a obraz jego nie będzie zdany na kaprys artysty, ale utrwali się go fotograficznie. W tym dniu cywilizacja dosięgnie swego szczytu, wówczas będą pływały po Wenecji parowe gondole”.
Oto
zdanie wypowiedziane przez Teofila Gautiera w rozmowie na „obiedzie literackim
u Magny” w Paryżu, w drugim dziesiątku lat Cesarstwa. Obiady organizowali
bracia Goncourt, rysownik Gavarni, pisarz Sainte-Beuve, Saint-Victor, Berthelot
i inni. Schodzili się co sobotę. Przetrwał ten obiad aż do katastrofy roku
1870.
W
tym obiedzie, z którego pochodzi cytowany fragment padło jeszcze wiele
niezwykle trafnych, ciekawych sentencji, oddających ducha epoki. Obiady
literackie w Paryżu, to coś podobnego jak „obiady czwartkowe” w Warszawie
na dworze króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, tylko że paryskie obiady nie
były inspirowane przez żadnego reprezentanta władzy, były wolnym, niezależnym
zgromadzeniem ludzi nauki i kultury, swobodną wymianą myśli, poglądów, opinii .
„Byliście na Wystawie? (Mowa o słynnej
Wystawie Paryskiej nowoczesnej techniki) To ostatni cios zadany przeszłości:
amerykanizacja Francji, przemysł bijący sztukę, parowa wyżymaczka rozpierająca
się kosztem obrazu” - kontynuuje Gautier,
„Ja widziałem na Wystawie rzecz
straszliwą: porcelanowe wieńce z
nieśmiertelników. Wspomnienia i żale
zamienione w jednorazowy wydatek” -
dołączył się do rozmowy Berthelot,
„Znałem pewnego ateistę. Poszedł z
przyjacielem na ryby. Przyjaciel zarzucił wędkę i wyciągnął kamień, na którym
było napisane: „Nie istnieję”. Podpisane: „Bóg”. Na to ateista mówi: „A
widzisz!”. Kiedy niedowiarstwo staje się
wiarą, głupsze jest od religii” – powiedział
Flaubert.
Saint-Beuve
wtrąca, że pogaństwo było zrazu ładną rzeczą, ale potem zmieniło się w istną
zgniliznę, syfilis. Chrystianizm był rtęcią na ten syfilis, ale za dużo jej
użyto, a teraz trzeba, żeby ludzkość
leczyła się z lekarstwa.
„Widzicie – ciągnie Gautier – nieśmiertelność duszy, wolna wola, to bardzo
zabawne zajmować się tym do dwudziestego
roku życia, ale potem to nie uchodzi. Trzeba postarać się mieć kochankę,
urządzić wygodnie u siebie, mieć ładne obrazy, a zwłaszcza dobrze pisać.
Szczególnie metafory, to ozdoba egzystencji. Religie starożytne to były religie
radości, uczty życia. To jest różnica taka jak między wieńcem z róż a chustką
do nosa. Religia chrześcijańska jest akceptowalna, kiedy się płacze. A u kobiety religia jest częścią płci”.
„Och ten spleen – włącza się Taine – to choroba naszego wieku. Trzeba zwalczać spleen wszystkimi środkami
higieny, moralności, metody!”
Przytoczyłem
urywki niezwykłych rozmów toczonych w atmosferze często bardzo gorącej,
emocjonalnej przez francuską plejadę najwybitniejszych umysłów tej epoki. To
jest prawdziwa uczta duchowa, śledzić tok dysputy, delektować się zaskakującymi
pointami, poznawać poglądy i temperamenty uczestniczących w tej zabawie
luminarzy.
Komu
to wszystko zawdzięczamy? Powinienem to zrobić na samym początku. Wymienić
znakomite nazwisko autora i tytuł jego książki, którą cenię sobie jak
drogocenny skarb. To zasłużony dla Krakowa poeta, krytyk literacki i tłumacz
literatury francuskiej okresu Młodej Polski, filar osławionego kabaretu
„Zielony Balonik” związanego z wyjątkową cukiernią artystyczną w Krakowie,
niemniej słynną „Jamą Michalikową”.
Już chyba wszystkim jest wiadome, nie może być inaczej, chodzi o Tadeusza Boya Żeleńskiego, z zawodu
lekarza, który przypadkowo stał się literatem.
Moim skarbem jest 13-sty tomik serii wydawniczej Państwowego Instytutu Wydawniczego dzieł wszystkich Tadeusza Boya Żeleńskiego z 1958 roku, p. t. „Obiad Literacki. Proust i jego świat”. Piszę z sentymentem o tej książce, która wywarła na mnie ogromne wrażenie. Relacja z paryskich obiadów jest zręcznie sporządzoną przez Boya kompilacją „Dzienników Goncourtów”, dwóch braci, Edmunda i Juliusza, zaliczanych do awangardy literatury i sztuki drugiej połowy XIX wieku we Francji. Boy Żeleński zrobił to po mistrzowsku, wybrał prawdziwe klejnoty myśli, powiedzeń, anegdot, dowcipów z obszernych notatek Goncourtów i wzbogacił je własnymi uwagami i komentarzami. Nie jest moim zamiarem rozpisywać się szerzej o Boyu Żeleńskim. Dla wielu Czytelników jest wiadomo, że był on osobą dość kontrowersyjną, trudną do zaakceptowania dla konserwatywnej części klerykalnego Krakowa, a później także zacofanych środowisk całej porozbiorowej Polski. Z bogatej literatury francuskiej, której był admiratorem przemycał idee i poglądy laickie, tropił w swych wierszach i artykułach obłudę i zakłamanie mieszczaństwa i kleru kryjące się pod pozorami dostojeństwa i patriotyzmu.
Nasuwa
się pytanie, po co o tym wszystkim piszę? Co to ma wspólnego z tytułem
blogu? Przechodzę do konkluzji.
Przypomniał
mi się dwuwiersz, nie pamiętam już kogo (czy to był Kern, czy
Załuski ?):
„Człek chciałby czasem w ślad iść Boya,
Ale nie może, bo ma boja !”
Otóż
to, całe życie mam boja. Dziś, tak
samo jak dawniej. Boję się pisać krytycznie o obecnej władzy gminnej, by się
nie narazić na szykany. Nie mogę pisać nic dobrego o opozycji, bo będzie to
wyglądało, że się jej podlizuję. A przecież może tak być, że obecna opozycja sięgnie po władzę w kolejnych wyborach, a
obecna władza stanie się wtedy opozycją. Na dwoje babka wróżyła. Trzeba więc
być przezornym zwłaszcza, że lata lecą.
Z
niepokojem obserwuję jak wypełnia się cmentarz komunalny pięknie położony na
górce w pobliżu kościoła Najświętszej Marii Królowej Polski. Wszystkie miejsca widokowe już prawie zajęte. A
ja chciałbym znaleźć przynajmniej miejsce pod płotem, ale po właściwej,
wewnętrznej stronie cmentarza. Wprawdzie zakładam, że to nie nastąpi jeszcze w
tej kadencji, ale „przezorny zawsze ubezpieczony”. Podobnie jak Lew
Tołstoj w Jasnej Polanie, nie chcę żadnych kamiennych nagrobków. Nie dość, że
cię zasypią ciężkim gruzem, to jeszcze przycisną granitowymi płytami, ciężko
oddychać. Nie chcę też porcelanowych
wieńców z nieśmiertelników, wystarczą wiosenne bratki i jesienne liście.
Czy to nie pięknie, skromnie i oszczędnie. Tym co zmarli wystarczy ludzka
pamięć, byle była to dobra pamięć, ale tak zwykle bywa, że o zmarłych mówi się
lepiej niż za życia, co pozwala mi myśleć o śmierci optymistycznie.
Ale
zanim to jeszcze nastąpi chciałbym poczytać od nowa „Obiad Literacki” Tadeusza
Boya Żeleńskiego, dodając koniecznie do tego jego „Słówka” i jeszcze kilka
innych tytułów, np. Jolanty Marii Kalety, bo liczę się z tym, że jak już
trafiła ze swymi książkami do Głuszycy, to tak szybko z niej nie wyjdzie. A
ponadto - jest ona piewczynią całego
naszego Dolnego Śląska.
Wiem,
że mogę się spotkać z anatemą części fanatycznej kościoła za apoteozę Tadeusza
Żeleńskiego, Jolanty Marii Kalety i być może jeszcze innych pisarzy
umieszczonych na „czarnej liście”, tak
jak to ongiś bywało, mogą mnie wyzwać od heretyka lub Żyda.
Trzeba naprawdę wielkiej odwagi, by iść
w ślad Boya, ale nie mogę, bo mam boja.
Fot. Zbigniew Dawidowicz
Jeśli chodzi o mnie, to spotkasz się z wyrazami najwyższego uznania.
OdpowiedzUsuńChylę czoła...
Już się spotkałem. Twoje komplementy to dla mnie balsam na duszę. Dziękuję Stokrotko! To nieprawda, że 13-stka przynosi pecha. jest odwrotnie. Serdecznie pozdrawiam !
UsuńProroctwa T.Boya-Żeleńskiego:
OdpowiedzUsuńrcin.org.pl/dlibra/docmetadata?id=63896
Przed pójściem na"górkę"należałby jeszcze odwiedzić klasztor w Starym Sączu i przeczytać lekturę:
"Z.Ameisenowa.:"Zodiak na stropie arki Noego i jego pierwowzór w klasztorze w Starym Sączu".Wyd.Star.Biura Propagandy i Turystyki",
W.Dobrowolska.:"Szkice-Sztuka pisania raportów o i do Władzy".str.600.Bez ceny."
Pamiętajcie,że uśmiech odmładza i krzepi!!
Na Angel of Grief jeszcze czas:)
https://www.youtube.com/watch?v=qB13uOq-N9k
Pozdrawiam
Dziękuję za proroctwa Boya i za Angel of Grief, choć Anioły kojarzyły mi się zwykle z promieniejąca radością. Przecudowne są te statuy...
Usuń