Motto:
„Młody poeto, się nie przejmuj
Odra płynie. Od skał
Nieraz będzie, że z głowy ci zdejmą,
to znów założą laur.
Wiedz, że recenzje to carska kopiejka
z tyłka gęsi, co na księżyc gęgają.
Ty się ucz
konstrukcji od Van Eycka,
Pióro twe
nich stroi Alkajos.
A wiedz, że
pióro to muzyczne narzędzie.
Nie jak mysz,
lecz jak struna drżyj.
Mowę jak ziemię
spulchniaj. Sól syp wszędzie.
Jak „Largo” Haendla żyj…
A skrzypce to
narzędzie. A ojczyzna szeroka
Od Wisły po
Jangtsekjang,
Lecz ucz się
pisać wierszy na polskich obłokach.
Na Stwosza
obłokach. Tak.
Z przyrodą
wejdź w konszachty. Umiej być psem i ptakiem,
lwem i wężem,
i lisem rudym.
Na
czarnoleskiej muzie jak na klaczy siedź okrakiem
Zakręć kran z
cudem…
Sztuka jest
ostro trudna. Wiele sekretów ma.
Precyzyjna
jak świetny zegarek.
Trzeba czuwać
i czuwać, by nie chwyciła rdza
Delikatnych naszych
obrabiarek…”
Plączą mi się po głowie strofy mistrza Konstantego Ildefonsa
Gałczyńskiego, kołatają i dzwonią, gdy łopatą dotknę zagrzebanych w ziemi
kamieni, by znów stać się cichymi jak pogodne baranki w chmurach, bo dzień dziś
jest w miarę ciepły, słoneczny. Wprawdzie to listopad, miesiąc nieprzewidywalny,
koniec „babiego lata”, zatrzęsienie dżdżystych, pochmurnych dni, gdy nostalgia
kłuje jak szpilki serce, a świat staje się ponury, obcy, niepokojący. Ale dziś
jest złociście i srebrzyście, więc nie mogłem odpowiedzieć negatywnie żonie,
która z promiennym uśmiechem z samego rana orzekła mimochodem: grządki trzeba by
wreszcie skopać.
Jestem więc w ogródku, przekopuję
w miarę pulchną ziemię, współczuję obwisłym i usychającym pąkom jeszcze
niedawno świeżo kwitnących georginii, które dotknęło którejś nocy mroźne
tchnienie zimy, szkoda mi zielonych kępek trawy, która porosła grządki i teraz
pod łopatą znajduje swój ziemisty grób. Świat jest zbudowany na czyimś
unicestwianiu, nawet sobie z tego nie zdajemy sprawy. Na szczątkach jednych
roślin spulchniających glebę rosną nowe roślinki, jedne żyjątka zjadają drugie,
by stać się ofiarami trzecich. A człowiek, wielka istota myśląca, posiadająca
duszę, wartości etyczne, wiedzę i doświadczenie
- jawi się w swej istocie
najbardziej okrutny. Człowiek żyje z doskonale zorganizowanego, powszechnego i
wszechogarniającego unicestwiania innych istot żyjących (świata roślin i
zwierząt). Postęp świata ludzkiego polega na doskonaleniu narzędzi i metod tego
procederu.
Nie, dalej już nie mogę, zasypuję
tę ścieżkę myślenia. Burzy ona spokój wewnętrzny. A przecież jest piękny,
słoneczny dzionek. A w mej duszy zagrały strofy poezji. Tej od których
rozpocząłem dzisiejsze opowiadanie. A poeta pisze o sztuce tworzenia, o tym by
nie poddawać się łatwo niepowodzeniom, by się uparcie uczyć od wielkich
mistrzów. Pisze by z przyrodą wejść w konszachty, z niej czerpać wzory do
naśladowania, bo przyroda, to dzieło sztuki absolutne i niepowtarzalne.
Co to jest poezja? Do czego nam
potrzebna? Czy dziś w świecie wirtualnym, w dobie techniki elektronicznej,
która uczyniła świat i człowieka jeszcze mniej poznawalnym, niż dotąd, mamy
czas na zabawę ze sztuką wierszowaną?
Myślę, że tak, że czas poświęcony
poezji nie jest czasem straconym. Poezja to wrażliwość na ład i piękno
otaczającego nas świata, to miłość do drugiego człowieka i współczucie w jego
cierpieniu. To dzięki poezji stajemy się ludzcy. Poezja to zwierciadło duszy, a
wiersz jest jej lustrzanym odbiciem. Dzięki poezji, a w szerszym ujęciu, dzięki
sztuce, człowiek staje się lepszy.
Ale jak napisał Gałczyński,
„sztuka jest ostro trudna”, więc by ja poznać, by swobodniej z nią obcować, trzeba
ją cenić i szanować:
Jutro popłyniemy daleko,
jeszcze dalej niż te obłoki,
pokłonimy się nowym brzegom,
odkryjemy nowe zatoki,
nowe ryby znajdziemy w jeziorach,
nowe gwiazdy złowimy w niebie,
popłyniemy daleko, daleko,
jak najdalej, jak najdalej przed
siebie.
Starym borom nowe damy imię,
nowe ptaki znajdziemy i wody,
posłuchamy jak bije olbrzymie,
zielone serce przyrody.
Jak to dobrze, że każdego dnia
jest przed nami jutro, a jutro to właśnie nadzieja, że spełni się to, co się
nie spełniło dziś. Optymiści wierzą, że jutro będzie lepiej i to pozwala im zachować
pogodę ducha. Pomyślałem sobie, dość tego kopania. Przecież resztę mogę zrobić
jutro. A dziś – biorę do ręki tomik poezji K.I. Gałczyńskiego – „trzeba czuwać
by nie chwyciła rdza, naszych delikatnych obrabiarek”.
Moi drodzy, zachęcam, zróbcie to samo!
Fot. Zbigniew Dawidowicz
Przepiekny tekst.
OdpowiedzUsuńMoje uznanie.
:-)
Dziękuję "Stokrotko". Miło mi to usłyszeć wlaśnie od Ciebie.
UsuńDobrze wpisałeś się w prace na Waszym ogrodzie.Muszę Tobie się pochwalić,ze również jestem w trakcie zakończenia prac ogrodowych i wykopywania dalii aby je przechować na kolejny rok. A wiersze K.I. Gałczyńskiego piękne.Mam również tomik wierszy tego poety i zaczynam czytać po Twoim blogu ,natomiast pisanie wierszy drogi Staszku pozostawiam Tobie. Jedyne co mógłbym zrobić to napisać wiersz miłosny do drogiej mnie białogłowy.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTo mógłbym jest bardzo obiecujące. Czekamy na ten moment niecierpliwie - ja i Twoja białogłowa. Gdy już dopadnie Cię wena, pamiętaj - jej imię Irena.
Usuń