Znalazłem na internetowym portalu
„Onet” rozmowę, która jak mi się zdaje jest trafnym odzwierciedleniem tych
wszystkich niepokojów i nadziei, które towarzyszą wielu Polakom w związku z tym,
co się Polsce dzieje. Myślę, że może ona być impulsem do niedzielnych rozważań
i zastąpić najlepsze kazanie. Oto najciekawszy fragment wywiadu:
Z Robertem Brylewskim,
legendą polskiego rocka, współzałożycielem zespołów Brygada Kryzys, Izrael i
Armia, rozmawia Janusz Schwertner.
Jaka przyszłość się
rysuje w związku z polityką obecnie rządzących Polską?
Trudno powiedzieć. Wiem tylko, że
Polska, której oni pragną, nie istnieje i nie będzie istnieć. I to budzi mój
spokój. Bardziej martwi mnie to, od jakiej Polski mogą nas odwlec i jak wiele
czasu możemy stracić. Społeczeństwo podlega ewolucji i prędzej czy później
osiąga kolejne etapy rozwoju. Obawiam sie, że właśnie stanęliśmy w miejscu. Ze
zdumieniem budzę się dziś w zupełnie innym kraju niż jeszcze niedawno. Kraju, w
którym przedstawiciele partii rządzącej nigdy nie mają żadnych wątpliwości.
Skąd wynika ich pewność siebie?
Dla mnie to rodzaj masowej
hipnozy. Część społeczeństwa tego potrzebuje; bezpieczeństwa, że opiekuje się
nimi grupa ludzi, która posiadła wiedzę na każdy temat. To ułatwia życie, choć
z gruntu rzeczy jest fałszywe. Spójrz na ostatnie wypowiedzi Antoniego
Macierewicza na temat mistrali kupionych rzekomo przez Rosję za dolara. To była
wpadka, do której postanowił się nie przyznawać. Wręcz przeciwnie, Macierewicz
- znów bez żadnych wątpliwości - stwierdził, że to dzięki niemu do takiej
transakcji ostatecznie nie doszło.
Wielu przedstawicieli władzy nie
ma także wątpliwości co do tego, co stało się w Smoleńsku. A film Antoniego
Krauze stawia jasną tezę: to Donald Tusk dokonał zabójstwa 96 osób, w tym wielu
swoich przyjaciół.
Aż głupio o tym mówić. To, co
dzieje się wokół Tuska, sugerowanie, że jest zamachowcem: to jeden z
nielicznych naszych polskich powodów do wstydu. Staram się do tego podchodzić
na chłodno i zwalać to na karb niesympatycznej polityki dzielenia ludzi.
Niestety, politykom udało się skutecznie wprowadzić atmosferę, w której oś
podziału jest bliska symetrii. Łudzę się, że to ma jakiś sens. Może właśnie
odbieramy jakąś lekcję? Może kolejne pokolenia wejdą w życie już bez tego
bagażu? Rząd PiS porusza sie po rejonach pogardy, do których nie chcę się
zbliżać. Ale nic nie trwa wiecznie. Na końcu może obalić się sam.
Wierzysz jeszcze w zjednoczenie Polaków?
Od dłuższego czasu liczę się z
tym, że może to się stać, ale już nie za mojego życia.
To tyle z ust sławnego muzyka. Posłuchajmy
co na temat państwa PiS-u i jego podobieństwa do polskiego Kościoła ma do
powiedzenia ksiądz Tadeusz Bartoś:
- Państwo PiS to państwo kościelne. Wypisz wymaluj. Osobliwy, ukryty
przed obliczem wścibskich oczu świat stosunków wewnątrzkościelnych polskiego
kleru. To oni tak się traktują, to u nich owa osobliwa "korporacyjna
kultura" popychadeł, centrali, która nigdy nie wiadomo, co wymyśli, kogo
wyniesie nad niebiosa, a kogo ześle w czeluść. Gdzie lizusostwo z jednej
strony, a umiejętność korzystania z okazji, by milczeć, z drugiej.
Świat karierowiczostwa a la PiS jest imitacją
pierwowzoru wziętego z życia polskiego kleru.
- Sekciarska,
pełna pogardy i szyderstwa - na zewnątrz maskowana mdłym sokiem dewocyjnego
slangu - kultura nieposzanowania jednostki. To kwintesencja stylu życia
diecezjalnych duchownych w Polsce. Stylu mafijnego - na modłę watykańską. Kto
śledzi próby reform finansów papiestwa, wie, o czym mówię. Towarzyskie układy,
nierejestrowany przez żadne urzędy obrót gotówką, lojalność przed
kompetencjami, rozdzielanie kar i nagród po uważaniu, gejowskie koterie,
pieniądze na biednych przekazywane na remonty luksusowych apartamentów w mieście
itp. Immanentne zakłamanie.
- I ten właśnie społeczny model, barokowy, arogancki, folwarczny styl jaśniepanów kapłanów, zawsze najmądrzejszych, zawsze rację mających, najsłuszniejszych, posłuchu się domagających, uległości i braku sprzeciwu, uniżenia i czapkowania - ten typ manieryzmu jest głównym katolickim wkładem w kulturę duchową polskiego ludu. Katolicyzm jako najbardziej wpływowa instytucja wychowawcza, sama zdemoralizowana do szpiku kości, demoralizuje nam społeczeństwo nie od dziś, nie od wczoraj. Są oczywiście wspaniali księża, szukamy ich niekiedy z lupą w ręku, wynajdujemy gdzie się tylko da, cieszymy się jak dzieci, jeśli choćby jeden się znajdzie. Nijak nie zmienia to obrazu całości.
Są jak się
okazuje w Kościele księża, którzy mają odwagę odnieść się krytycznie do tego
wszystkiego, co się dzieje we własnym środowisku. Oto co na głośny temat
księdza Lemańskiego nie wahał się powiedzieć inny ksiądz, Stanisław Walczak:
- No i to jest właśnie
prawdziwy ksiądz z powołania, a nie jakiś tam ojciec dyrektor, dla którego
biznes jest ważniejszy od dogmatów wiary chrześcijańskiej... Powiedział to co
wszyscy wiedzą, że wiara chrześcijańska opiera się na miłości, a nie na
nienawiści, pogardzie, arogancji i hipokryzji... Jeśli ktoś wymachuje krzyżem i
różańcem na prawo i lewo, a jednocześnie wyraża nienawiść i pogardę dla innych
ludzi tylko dlatego, że popierają jakąś inną partię polityczną, to znaczy że
chyba niewiele zrozumiał z nauki Chrystusa... Nie można być dobrym
chrześcijaninem i jednocześnie ubliżać, poniżać, pogardzać, nienawidzić...
Chrystusa trzeba przyjąć z całym inwentarzem, a On naucza: "miłujcie
swoich nieprzyjaciół..." oraz "jeśli miłować będziecie tylko tych
którzy Wam dobrze czynią, jakaż stąd dla Was zasługa?" Jeśli ktoś zamierza
traktować wybiórczo nauki Chrystusa to równie dobrze może od razu złożyć
wniosek o apostazję... Nie da się być Chrześcijaninem na pół etatu, zwłaszcza
jeśli przykazaniem które się odrzuca jest przykazanie miłości.
To nie wszystko, co wybrałem
z wypowiedzi w.w. księży. Oczywiście, nie usłyszymy tego z kościelnej ambony. Myślę,
że jak na jedną, ostatnią niedzielę lipcową, to jednak wystarczy. Warto o tym
wszystkim pomyśleć by mieć obiektywny osąd o tym, co się w kraju dzieje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz