Co mogą mieć ze sobą wspólnego, Lwów i
Wałbrzych - oto jest pytanie?
Wydawałoby się, że nie mają nic, albo niewiele.
Oba
miasta są oddalone od siebie setki kilometrów. Lwów przed II wojną światową to
jedno z największych miast w Polsce międzywojennej, ośrodek nauki i kultury
promieniujący na cały kraj, po wojnie zaś metropolia zachodniej Ukrainy.
Wałbrzych zaś przez wieki był niemieckim miastem przemysłowym, po wojnie został
wcielony do Polski wraz z całym obszarem Śląska jako rekompensata za utracone
ziemie wschodnie, dziś jest dużym
miastem powiatowym przy zachodniej granicy Polski.
Tym
wszystkim, którzy pomyślą, że chodzi tu może o jakieś związki partnerskie między tymi miastami na linii
gospodarczej, kulturalnej lub sportowej odpowiadam od razu, - niestety nie. Nie chodzi też o jakiekolwiek
związki narodowościowe, choć po wojnie w Wałbrzychu znaleźli się również
repatrianci ze Lwowa, ale wiadomo, że znacznie więcej napłynęło ich do
Wrocławia i obydwa miasta Lwów i Wrocław mają ze sobą do dziś bliskie kontakty
na polu kultury.
Co
więc takiego jest, co pozwala mi napisać, że Lwów i Wałbrzych są sobie bliskie?
Wiem, że mało kto zdaje sobie z tego sprawę i że moje odkrycie będzie
zaskakujące.
A stało się to przypadkowo, gdy trafiłem na
„pierwszy od półwiecza polski przewodnik po mieście pod Wysokim Zamkiem, jak to określili autorzy Adam i Ewa Hellankowie w książce pod
tytułem „I zobaczyć Lwów” wydanej
przez Krajową Agencję Wydawniczeą w Rzeszowie w 1990 roku. Dodam jeszcze
podtytuł książki: „Lwów znany i
nieznany. Lwów wczoraj i dziś – historia i rzeczywistość”.
Autorzy
książki to rodowici Lwowianie, którzy po wojnie przesiedlili się do Polski. I
choć w staropolskim Krakowie znaleźli to
wszystko, co dla ludzi wykształconych i
prawdziwych patriotów jest potrzebne do życia, to jednak sentyment i nostalgia
za „krajem lat dzieciństwa i młodości” nie pozwoliły zapomnieć o tym, skąd się
wywodzą. Przewodnik po Lwowie jest wypełniony subiektywnymi wspomnieniami z
tamtych lat i obrazkami z bujnej i dumnej przeszłości miasta, które już od
czasów Kazimierza Wielkiego było trwale związane z Rzeczpospolitą i zamieszkałe
w większości przez Polaków. Mamy w książce przejrzyste kompendium wiedzy z historii miasta, ale przede wszystkim
osobisty i emocjonalny przewodnik po
współczesnym Lwowie z odniesieniami do przeszłości i pokazaniem nie zawsze
korzystnych zmian, które nastąpiły.
I
właśnie śledząc kolejne etapy podróży autorów książki po Lwowie znalazłem passus, który mnie bardzo
zaintrygował. Czytam więc, że Londyn czy Budapeszt uczyniły z rzek przez nie
przepływających arterię komunikacyjną i lustro swojego śródmieścia, czeska
Praga postąpiła podobnie. Dunaj, ten który jest sercem Budapesztu, nie jest
jednak sercem Wiednia, choć śpiewa się o nim od dawna piosenki. Rytm życia
stolicy austriackiej daleko bije od tej rzeki. I w tym przypomina Warszawę, dla
której Wisła, także opiewana w pieśniach, jest czymś całkowicie drugorzędnym.
Bratysława tylko jednym brzegiem zwróciła się ku Dunajowi.
A co się stało we Lwowie?
Oto
interesujący cytat z książki:
„Energicznych,
pragnących harmonii i jedności swego grodu lwowiaków wieku XIX, z tych
wszystkich nacji, które zamieszkiwały pod Wysokim Zamkiem – drażniło, że
niewielka Pełtew odrywa, oddziela
stare centrum od narastających od połowy dziewiętnastego wieku nowych dzielnic
po drugiej stronie, na drugim brzegu. Musiało to drażnić i złościć. Zrobili
wtedy to, co się niezwykle rzadko zdarza. Zasklepili
prawie całkiem swoją rzekę. Wpuścili ją w kanał pod ziemię. W ten sposób
umożliwili powstanie wielkiej promenady, a raczej całego szeregu otwartych
salonów, które przylegają do najpiękniejszego salonu Starego Rynku. Nowe salony
miasta zostały umeblowane wieloma wspaniałymi budowlami i pomnikami, z których
jedne podobały się od razu, jak na przykład pomnik Mickiewicza na dawnym Placu
Mariackim, jak monumentalna fontanna z Matką Boską, jak postać Jana Sobieskiego
na koniu i Teatr Wielki, zamykający amfiladę tych salonów, ciągnących się
wzdłuż calutkiego starego miasta”.
Nie
wiele osób w dzisiejszym Lwowie spacerujących alejkami
miasta zdaje sobie sprawę z tego, że pod ich stopami pod ziemią dusi się
w mrocznej gardzieli niegdyś piękna, ciesząca oko i ułatwiająca mieszkańcom
życie legendarna rzeka Pełtew.
Rzeka ta o długości ok. 70 km, której źródła
znajdują się na wysokości ok. 350 m n.p.m. we Lwowie w dzielnicy Żelazna Woda
przepływa przez południową część Roztocza i uchodzi do Bugu w okolicach miasta Busk,
na wysokości około 220 m n.p.m.
Pełtew jest silnie związana
z lokacją Lwowa, pełniła funkcje fosy miejskiej. Dzięki rozlewiskom i bagniskom
skutecznie utrudniała dotarcie do miasta od strony zachodniej i północnej.
Źródła historyczne wspominają o niewielkich barkach spławianych rzeką do
Bałtyku. Pod koniec XIX w. władze miejskie zdecydowały o zasklepieniu rzeki na
odcinku śródmiejskim i włączeniu kanału w system kanalizacji miejskiej jako
główny kolektor. Decyzję o zasklepieniu argumentowano zagrożeniem malarycznym
dla miasta (w 1621 nieznośny zapach z rzeki spowodował przeprowadzkę króla
Polski Zygmunta III Wazy z Niskiego Zamku do Kamienicy Królewskiej. Od 1886
roku rzeka płynie podziemnym korytem pod dawnymi Wałami Hetmańskimi i ulicą
Akademicką. Pozostałością po dawnym biegu rzeki we Lwowie jest kształt obecnego
placu Mickiewicza, gdzie Pełtew rozwidlała się i tworzyła niewielką wysepkę, na
której znajdowała się kapliczka Matki Boskiej. Dzięki kanalizacji możliwe było
wybudowanie gmachu Teatru Wielkiego . W środkowym i dolnym biegu rzeki dominują
łąki kośne i pastwiska.
Myślę,
że po tym co napisałem powyżej, znajdujemy już odpowiedź na pytanie: co mają ze
sobą wspólnego Lwów i Wałbrzych. To co stało się z Pełtewą we Lwowie pasuje jak
ulał do losów naszej wałbrzyskiej, górskiej krynicy o wdzięcznej nazwie Pełcznica. Została ona tak samo uwięziona w podziemnym korytarzu i dziś
spacerując główną ulicą miasta z Placu Tuwima do Placu Grunwaldzkiego nikomu
się nie śni, że pod chodnikiem płynie sobie wartkim nurtem rzeka.
Z
materiałów źródłowych z 1292 roku Pełcznica nosi nazwę Polsniz, Polsnicz, a w 1355 roku Wasser Doltzniz. Potem miała jeszcze Pełcznica
kilka innych nazw. Tuż przed II wojną światową nazywała się Freiburger Wasser,
zaraz po wojnie Czarna Woda, Cichy Potok, Ogorzelec, wreszcie Pełcznica. Już sama ilość nazw wskazuje jaka to ważna
rzeka.
Jej
źródeł możemy się doszukać powyżej Glinika Starego, na wysokości 630 m. n.p.m., skąd spływa do
Podgórza, omijając Zamkową Górę. Przed wiaduktem kolejowym w pobliżu dworca
Wałbrzych Główny znika pod ziemią płynąc dalej pod ulicami: Niepodległości,
Mickiewicza, Aleją Wyzwolenia i Kolejową. Ponownie pojawia się dopiero w
dzielnicy Stary Zdrój, skąd podąża dość kręto – równolegle do ulicy Armii
Krajowej i Wrocławskiej – do Szczawienka, gdzie przyjmuje Lubachowską Wodę i
wpływa na teren Książańskiego Parku Krajobrazowego.
Tutaj
Pełcznica pokazuje swą niebywałą moc i urodę. Przedziera się skalistym
przełomem wysokości ok. 80 m.
pod Książem i ruinami Starego Książa, tworząc koryto niezwykłej miary ze
względu na roślinność i piękno krajobrazu, zwłaszcza obserwowanego z góry (z
tarasów zamku Książ lub miejsc widokowych Parku Książańskiego). Ten odcinek
rzeki objęty jest ochroną jako rezerwat przyrody. Rośnie tu wiele okazów
pomnikowych drzew, m.in. cisy pospolite, z najbardziej znanym cisem „Bolko” u wylotu z wąwozu Pełcznicy.
Dalej
Pełcznica wzbogacona o wody Szczawnika płynie przez Świebodzice, następnie
przez Ciernie na Równinę Świdnicką po czym, aż do ujścia w rzece Strzegomce,
płynie wśród użytków rolnych i niewielkich lasów.
Choć
jej w Wałbrzychu nie widzimy wiadomo, że stanowiła oś komunikacyjną miasta,
spełniając ważną rolę w czasach dawniejszych, bo właśnie przy jej brzegach
rozwijała się późniejsza aglomeracja wałbrzyska.
Myślę,
że ta wiadomość o ujarzmieniu rzeki w podziemnym kanale nie jest dla nas
ujmująca. Brakuje tej rzeki w krajobrazie Śródmieścia, które byłoby dzięki
płynącej przez nie rzece bardziej naturalnym i atrakcyjnym miejscem
wypoczynkowym, tak samo jak brakuje bystrego nurtu Pełtewy w majestatycznym
Lwowie.
Są
rzeczy, których biegu nie da się już odwrócić. Spróbujmy więc wykorzystać tę
sytuację przynajmniej w celach promocyjnych miasta. A oto taka próba
zamieszczona w mojej książce „Wałbrzyskie powaby”:
Nad podziemną rzeką Pełcznicą
Jak
rodzynek w dobrym cieście
w
centrum miasta jest Śródmieście,
cenimy
je sobie wielce
Śródmieście,
to miasta serce,
tętni
żwawą pracą, bije,
dzięki
niemu miasto żyje.
Prześciga
starówki wszystkie
nasze Śródmieście wałbrzyskie,
wyrosłe
na górskich zboczach
lśni
zielenią parków w oczach,
kręte
drogi i ulice
przy
nich wille jak kaplice,
stary
rynek pnie się w górę
jakby
chciał doścignąć chmurę.
A
największa tajemnica,
to ukryta gdzieś Pełcznica,
płynie
sobie w niemym geście
utopiona
pod Śródmieściem.
Kiedyś
nad nią rosło miasto,
ale
stało się za ciasno,
więc
pokryto ją mostami,
a
zaś potem asfaltami.
Dziś
w kronikach można czytać,
że
pod miastem mknie Pełcznica,
śladem
Daisy wnet podąża,
oplatając
mury Książa
Trzeba
głosić w mediach co dzień:
Wałbrzych to miasto na wodzie!
Gdy
ta plotka się rozniesie
Prześcigniemy wnet Wenecję!
Mam
nadzieję, że tym żartobliwym wierszykiem uda mi się pobudzić zainteresowanie
moich Czytelników niezwykle intrygującym
wałbrzyskim potokiem o wdzięcznej nazwie Pełcznica.
Zachęcam
też do zainteresowania się losami bliskiego sercu Polaków miasta pod Wysokim Zamkiem – Lwowem.
... naczynia połączone....nie przypuszczałbym . Pozdrawiam. I.L.
OdpowiedzUsuńMoże nie "naczynia połączone:, ale mają podobną osobliwość, o której warto pamiętać. Pozdrawiam !
UsuńJugowski Potok także w dwóch zabytkowych miejscach Jugowa znika pod ziemią.W okolicy grodziska i kościoła.Dokładnie dwadzieścia lat temu,w lipcu 1997 roku pokazał"pazurki".
OdpowiedzUsuńfotokresy.blogspot.com/search/label/Lwów
https://www.youtube.com/watch?v=3sAdQv43TTU
Pozdrawiam
To ciekawostka, o której nie wiedziałem. Okazuje się, że mamy więcej takich miejsc,świadczących o tym, że ingerencja człowieka w życie natury jest nieograniczona. Pozdrawiam !
UsuńNiestety, nie znam Wałbrzycha - nigdy w tym mieście nie byłam.
OdpowiedzUsuńJestem natomiast zakochana we Lwowie. Zwiedzałam go dwukrotnie parę lat temu i poświęciłam mu rozdział w swojej drugiej książce.
Pozdrawiam serdecznie.:-)
Może kiedyś będzie taka okazja by odwiedzić Wałbrzych. Myślę, że warto, bo obok uroków Książa, można się w tym mieście zachwycić wyjatkowym położeniem w otoczeniu górskich krajobrazów i wszechobecną zielenią. Zapraszam !
Usuń