Motto:
„Wóz i koń, i pyszny pałac
dla kobiety blichtr to płonny.
Męża cień dla kochającej i kochanej żony
droższy ponad
wszystko…”
„Ramajana”
Moje
ostatnie posty piszę „z duszą na ramieniu”. Wiem, że wskoczyłem do oceanu
wiedzy, gdzie próbuję wydobyć sedno z jego przeogromnej wielości. Wymaga tego krótki tekst blogu. W efekcie
daję moim Czytelnikom suchy indeks najważniejszych wydarzeń i okruchy
refleksji. Nie mogę się rozpisywać, bo taka jest współczesna rzeczywistość, w
której parę minut czytania, to już jest duży uszczerbek czasowy, a przecież
mamy codziennie tyle rzeczy do zrobienia, zobaczenia, usłyszenia i przegadania.
A w ogóle – czytanie to dziś już nie przywilej, ani konieczność, ani obowiązek,
to tylko i wyłącznie skutek dobrych nawyków wyniesionych z lat dzieciństwa i
młodości.
Te
wyrzuty sumienia mają uzasadnienie, bo to wszystko o czym piszę chłodnym
językiem historyka działa na wyobraźnię Czytelników w sposób umiarkowany. Jest
to tylko okazja do przypomnienia lub uporządkowania wiedzy. Nie udało mi się
nawet w jednym procencie odsłonić całości wiedzy o tych odległych czasach i
wydarzeniach, stanowiącej dorobek naszej nauki, a zwłaszcza pokazać
nadzwyczajność osiągnięć umysłu i pióra najczęściej anonimowych dla nas
twórców, których dla porządku nazywamy skrybami.
Ponieważ
dotykam spraw religii wydaje się to szczególnie trudne, by nie narazić się na
zarzut bałwochwalstwa, bądź też antyklerykalizmu. A przecież to o czym można
się dowiedzieć z dawnych pism w znacznej mierze mieści się nie tyle w realnym,
co w mistycznym świecie baśni, fantazji,
iluzoryczności.
Zastanawiam
się, czy nie łatwiej i ciekawiej byłoby napisać coś więcej o Szecherezadzie, czyli o rozpalającej do
białości naszą wyobraźnię „Baśni z
tysiąca i jednej nocy”.
Książka ta opowiada o
okrutnym sułtanie, który przekonany o niewierności kobiet, po nocy poślubnej pozbawiał
życia każdą ze swych żon. Losu poprzedniczek uniknęła Szeherezada, która przez
1001 nocy opowiadała sułtanowi wymyślone przez siebie historie, nie kończąc ich
nad ranem. Sułtan, powodowany ciekawością, co dzień odkładał wykonanie wyroku.
W końcu zrezygnował z tego zamiaru, a Szeherezada na zawsze pozostała jego
jedyną małżonką.
Autentyczność postaci
Szecherezady jest wątpliwa, tak samo jak osoba sułtana wrażliwego na piękno
słowa. Na ogół przyjmuje się, że „Baśnie
z tysiąca i jednej nocy” są anonimowym zapisem ludowej literatury
perskiej.
Najstarsza arabska wersja „Księgi tysiąca i jednej nocy”
powstała zapewne w Bagdadzie na przełomie IX i X wieku. Najpóźniej w połowie
XII wieku zbiór ten został przeniesiony do Egiptu, gdzie uległ dalszym przemianom, zyskując
ostateczną formę w XV wieku.
Wspomnienie o „Szecherezadzie”
nasuwa mi się w związku z tym, co chcę napisać o najstarszej religii świata,
dziś określanej mianem hinduizmu. Wiadomo,
że jej bohaterem jest nie tylko Rama,
uznany za pierworodnego promotora tej religii, ale przede wszystkim znany nam
wszystkim z imienia – „hinduski
mesjasz” - Budda. Śledząc opisaną
przez ich następców drogę życiową trudno się ustrzec przed rodzącymi się wątpliwościami
co do prawdopodobieństwa tego przekazu. Podobnie ma się rzecz z Nowym
Testamentem, jeśli chodzi biografię Jezusa Chrystusa opisaną w kilkadziesiąt
lat po jego śmierci przez jego uczniów-apostołów. W jednym i drugim przypadku
zadajemy sobie pytanie, ile w tym prawdy, a ile literackiej fantazji.
W pierwszej połowie tysiąclecia p. n. e. rozpowszechniła się w Indiach religia opisana w
wielkim epickim poemacie - „Ramajana”. Jest
to historia tak urzekająca, że warto jej poświęcić parę słów.
Ongiś bardzo dawno temu – w
czasach nie opisanych lecz zapamiętanych -
urodził się książę imieniem Rama.
Będąc jeszcze chłopcem Rama zabił potwornego demona terroryzującego
ludność. (To coś jak nasz szewczyk Skuba, pogromca Smoka Wawelskiego).
Doszedłszy do wieku męskiego poślubił księżniczkę Sitę. Łącząc w sobie siłę,
męstwo, urodę i cnotę, wzbudził zazdrość swego ojca, który rozkazał mu opuścić
królestwo.
Legenda głosi, że opuściwszy
dwór ojca, Rama zawędrował do czarodziejskiego gaju. Tam uwolnił kilku świętych
mężów dręczonych przez złe duchy. Rozgniewany tym strażnik lasu, Rawana, porwał
jego żonę Sitę i uprowadził do swej fortecy.
Ramie przyszła z pomocą
wielka armia niedźwiedzi i małp. Pokonał on Rawanę i odzyskał swą żonę, która
by udowodnić, że dochowała mu wierności skoczyła do płonącego stosu. Z ognia wyszła jednak nietknięta, uratował ją
bóg ognia, Agni, w przekonaniu, że jest niewinna. Rama powrócił do swej krainy
i został królem. Jako władca stał się bezwzględnym propagatorem starożytnej
hinduskiej wiary. Będąca na wygnaniu Sita, której Rama nadal nie ufał, urodziła dwóch synów, a sama poprosiła ziemię,
by ją pochłonęła. I tak się stało. Rama objął synów opiekuńczymi skrzydłami, a
na koniec przekazał im królestwo, a sam
wstąpił do nieba.
Każdy Hindus zna treść
„Ramajany” liczącej 24 tysiące rymowanych dystychów. Epos ten został podobno
napisany w sanskrycie – klasycznym języku Indii. Rama jest uznawany za siódme
wcielenie boga Wisznu, za uosobienie męstwa, ogniwo łączące ludzi ze światem
bogów. Tymczasem Sita stanowi ideał hinduskiej kobiecości, wierności i cnoty,
jest przykładem całkowitego oddania się swemu boskiemu panu.
Ale w drugiej połowie tysiąclecia p.n.e. pojawił się na indyjskiej ziemi zupełnie nowy
reformator religijny – Budda.
Był on synem króla Śuddhodany z rodu Śakijów, których
państwo leżało w granicach dzisiejszych Indii i Nepalu. Jego narodziny wyznacza
się zwykle na około 563 r. p.n.e. Tradycja buddyjska utrzymuje, że już
wcześniej bramini, czyli wysocy kapłani hinduizmu wyczytali ze snu jego matki,
że zostanie on Buddą – szczęśliwym
duchem, że osiągnie prawdziwe oświecenie i harmonię z otaczającą go
rzeczywistością.
Młodego księcia otaczał
przepych, już jako dziecko zdradzał on tęsknotę do głębszych myśli i chęć
poznania istoty życia ludzkiego. Ojciec i cała rodzina oddawali mu cześć,
martwiąc się tym, że gdy dorośnie, to może ich opuścić. Gdy więc syn skończył
16 lat na życzenie ojca poślubił księżniczkę, z którą w parę lat później w
wieku 29 lat miał dziecko. Pewnej nocy książę opuścił żonę i dom rodzinny
dosiadłszy ulubionego konia i w towarzystwie wiernego sługi Czanny wyruszył w
świat. (Coś nam to się kojarzy z Don Kichotem, choć oczywiście to wszystko co
się działo na Półwyspie Iberyjskim dotyczy czasów nowożytnych).
Gautama (bo takie imię nosił
dotąd Budda) zatrzymał się w malowniczej okolicy Uruweli, gdzie dołączyło do
niego pięciu towarzyszy. Narzuciwszy sobie surowy rygor wyrzeczeń spędzili
razem 6 lat, oddając się medytacjom. Siedząc pewnej nocy pod drzewem Gautama
doznał olśnienia. Pojął, że jedyną drogą człowieka winna być „droga prawdy”,
czyli tzw. „ośmioraka ścieżka”:
poglądów, myśli, mowy, uczynków, środków utrzymania, dążeń, należytego
skupienia i medytacji. Od tej chwili
zaczęto go nazywać Buddą.
Asceci, jego towarzysze,
stali się mnichami, założycielami pierwszej buddyjskiej wspólnoty zwanej
sangha. Wkrótce dołączyli do nich świeccy neofici, którzy uznali drogę do
zbawienia – dhammę – jako właściwy sens życia. Uczniowie Buddy zostali
rozesłani po całym świecie jako wędrowni misjonarze. (Coś nam kojarzy się to ze
znacznie późniejszymi żydowskimi Apostołami, ale takich paraleli pomiędzy obu
religiami znajdziemy więcej).
Sam Budda odbywał podróże po
całych Indiach głosząc swoją naukę i pozyskując do niej królów i mędrców. W
wielu miastach doliny Gangesu zbudowano klasztory dla jego wyznawców, utworzono
też zakon żeński.
Mając 80 lat Budda
zapowiedział swą rychłą śmierć i jak zwykle w ostatnich słowach upomniał
mnichów by nie ustawali w głoszeniu jego nauk.
Budda w swym przesłaniu
zachęcał do unikania niewygód ziemskiego bytowania, dlatego potępiał
nierówności kastowego systemu Indii. Nędzę uważał za źródło zbrodni i zepsucia,
gloryfikował urodę życia i otaczającej nas przyrody, zobowiązywał wyznawców do
wzajemnej miłości i szacunku (Skąd my to znamy?).
Życie Buddy stało się
przedmiotem dociekań wielu uczonych - historyków i religioznawców.
Część badaczy uznaje, że postać
Gautamy upiększono by udramatyzować jego rezygnację z uciech tego świata.
Niektórzy uczeni wątpią w ogóle w istnienie takiego człowieka.
Wielu uczonych, badaczy,
religioznawców dostrzega wyraźne wpływy hinduizmu na wszystkie inne rodzące się
później religie na całym świecie. I to wzajemne przenikanie jest ogromną
tajemnicą, rzeczą niepojętą, która skłania współczesnych intelektualistów do
ekumenizmu, czyli porozumienia i współpracy pomiędzy różnymi wyznaniami.
Jak długi i szeroki jest
świat – wszędzie istnieją religie i znajdują rzesze wyznawców. Ludzi uznawanych
za ateistów jest znacznie mniej. Skąd się bierze potrzeba Boga? Komu i dlaczego potrzebna jest
religia? Dlaczego w pismach nazwanych świętymi tak wiele jest zjawisk
abstrakcyjnych? To tylko niektóre z pytań nasuwających się po lekturze pism
formułujących tzw. prawdy wiary. Czy nie mam racji jeśli powiem, że warto o to
uczynić podmiotem naszych medytacji ?
Przy pomocy współczesnych
środków komunikacji może ten proces trwać znacznie krócej niż sześć lat.
Fot. Zbigniew Dawidowicz
Kolejne brawa za interesujące wywody , blog świetny zaś w kwestii " medytacji " którą Mistrz zaleca , moja wyobraźnia maluje ciekawe obrazy np. Medytacje Sarmaty albo Jasio myśli , albo " mi sie zdaje " ;) ... przepraszam za nutkę koślawego humoru :) Pozdrawiam . Irek
OdpowiedzUsuńNiestety Irku, nie udało mi się dociec istoty tego, co się nazywa religią. Nie mam tej wiedzy i zadufania w sobie, co bliski Ci św. Ireneusz. Cenię ludzi, którzy mogą o sobie powiedzieć, że już wiedzą wszystko o życiu i Bogu, znajdując w tym wszystkim, co się wokół nich dzieje jakikolwiek sens. Przekazy z przeszłości wskazuję, że tacy indywidualiści byli, co można się dowiedzieć ze słowa pisanego, trudno się jednak przekonać do tego, korzystająć z rozumu. Pozostaje tylko wiara. Gratuluję Irku, że jesteś wierzący !
OdpowiedzUsuńNajnowsza religia.
OdpowiedzUsuńNowo ukoronowany prezydent Francji Emanuel Napoleon Macron powiedział,że będzie rządził jak bóg bogów rzymskich Jowisz.To nie żart.
Najwyraźniej E.Macron zamierza prześcignąć dobrego Ludwika XIV,który twierdził,że"Letat,c'est moi".pan Macron idzie dalej porównując się z bogiem.Ale dlaczego właśnie Jowisz?Dlaczego nie prezydent Saturn,Pluton?Należy spodziewać się wkrótce Nagrody Nobla dla Jowisza,bo Komitet Noblowski nie takie błędy już popełniał(Obama).
Do tego czasu pozwólmy Macronowi grać boga Jowisza.Może zapuści brodę,założy perukę.To zwiększy pewność tego biednego człowieka boga.
www.breitbart.com/london/2017/07/04/macron-announces-govern-like-jupiter-roman-king-gods/
Kościół Jimmy w USA odkrył bramę do hangaru UFO na szczycie Mt.Adams.
Czy to brama do hangaru ET?Czy to jest tylko naturalna jaskinia?
Nie wiadomo...ale to nie jest najważniejsze...ważne jest to,że tam jest
i trzeba to zbadać...a to zostało udokumentowane filmami,zdjęciami i jest 100 świadków.
Ale Kosciół Jimmy już widzi nadchodzący"Złoty Wiek"dla Ziemi przy współpracy z ET.Pokój planetarny,obfitość,zdrowy rozsądek rządzących,sprawiedliwość dla wszystkich,wolna energia.
https://www.youtube.com/watch?v=fepbvdws9Xk
https://www.youtube.com/watch?v=TQI-PqSvW1E
Pozdrawiam.