spotkanie z Olg Tokarczuk w czeskiej Rokytnicy |
„Mam
kilka lat. Siedzę na parapecie, wokół mnie porozrzucane zabawki, przewrócone
wieże z klocków, lalki o wytrzeszczonych oczach. W domu jest ciemno, powietrze w
pokojach powoli studzi się, przygasa. Nikogo nie ma; odeszli, zniknęli, słychać
jeszcze ich słabnące glosy szurania, echa kroków i odległy śmiech. Za oknem –
puste powietrze. Ciemność łagodnie spływa z nieba. Osiada na wszystkim jak
czarna rosa.
Najbardziej
dotkliwy jest bezruch: gęsty, widzialny – zimny zmierzch i słabe światło
sodowych lamp, grzęznące w mroku w odległości zaledwie metra od swego źródła.
Nic
się nie wydarza, marsz mroku ustaje przed drzwiami do domu, cały zgiełk
ciemnienia ucicha, tworzy gęsty kożuch, jak na stygnącym mleku. Kontury
budynków na tle nieba rozciągają się w nieskończoność, tracą powoli ostre kąty,
winkle, krawędzie. Gasnące światło zabiera z sobą powietrze – nie ma już czym
oddychać. Mrok sączy się teraz przez skórę. Dźwięki zwinęły się w sobie,
cofnęły ślimacze oczy; orkiestra świata odeszła i przepadła w parku ten wieczór
jest krańcem świata, wymacałam go przez przypadek w czasie zabawy, niechcący.
Odkryłam, ponieważ zostawili mnie na chwilę samą, nie ostrzegli. Jest jasne, że
oto znalazłam się w pułapce, zamknięta. Mam kilka lat, siedzę na parapecie,
patrzę na ostygłe podwórze… Chciałabym wyjść, ale nie mam dokąd. Tylko moja
obecność nabiera wyraźnych konturów, które drżą, falują i to boli. W jednej
chwili odkrywam prawdę: nic już nie da się zrobić – jestem.”
Oto początek powieści o
intrygującym tytule - „Bieguni”, za
którą Olga Tokarczuk otrzymała w 2008
roku literacką nagrodę „Nike”, a w maju tego roku stała się laureatką prestiżowej literackiej Międzynarodowej
Nagrody Bookera. Wyróżniono jej powieść "Bieguni"
("Flights") w tłumaczeniu Jennifer Croft, pierwszą powieść polskiej
autorki przełożoną na język angielski.
Pomyślałem sobie, że już tylko ten zacytowany
przeze mnie passus z książki „Bieguni” mógł wystarczyć członkom komisji
konkursowej, by uznać Olgę Tokarczuk za artystę pióra.
„Bieguni”
to powieść o egzystencjonalnej potrzebie podróżowania,
o konieczności ruchu w celu poznawania świata i ludzi. Nie można tego osiągnąć
siedząc na miejscu. Nie da się zastygnąć w bezruchu, jeśli chociaż raz
doświadczyło się korzyści ze zmiany miejsca pobytu.
W istocie człowieka tli
się iskra poznawcza, pobudzająca wszystkie zmysły, jeśli uda nam się ją
zapalić. Wystarczy ruszyć z miejsca, najpierw kilka kroków od miejsca zamieszkania,
a potem dalej i dalej pociągiem, samochodem, samolotem, a wszędzie gdzie się
zatrzymamy nie szczędzić także własnych nóg. Ci co to doświadczają, to są
właśnie „bieguni”, choć sama nazwa wywodzi się od odłamu prawosławnych
starowierców, którzy uważali, że świat jest przesiąknięty złem. Jedynym
sposobem ratunku przed złem jest podróż, ustawiczny ruch ku dobru.
I właśnie książka Olgi
Tokarczuk jest konglomeratem jej osobistych doświadczeń, wrażeń i odczuć z
nieustającej podróży po świecie:
„Ta książka – jak
stwierdza sama autorka – stara się być lojalna wobec kakofonii i dysonansu
naszego doświadczenia świata, wobec niemożliwości jego ujednolicenia, wobec
jego chaosu, rozpadania się i ponownego tworzenia nowych konfiguracji.”
Niestety, nie da się
tej książki tak streścić, jak wiele innych książek o jednolitej linii
fabularnej z rozwijającą się akcją prowadzącą konsekwentnie do punktu
kulminacyjnego. Powieść Olgi Tokarczuk, to artystyczna układanka różnorodnych
zdarzeń i wątków kunsztownie nizanych jak sznur korali, którym można ozdobić
szyję osoby nie znającej spokoju stabilnego bytowania w jednym miejscu na
świecie.
„Ale nie jest to
książka o podróży. Nie ma w niej opisów zabytków i miejsc. Nie jest to dziennik
podróży ani reportaż. „Chciałam raczej
przyjrzeć się temu, co to znaczy podróżować, poruszać się, przemieszczać. Jaki
to ma sens? Co nam to daje? – mówi Olga Tokarczuk. Pisanie powieści jest dla mnie przeniesionym w dojrzałość opowiadaniem
sobie samemu bajek. Tak jak to robią dzieci, zanim zasną. Posługują się przy
tym językiem z pogranicza snu i jawy, opisują i zmyślają”.
By doświadczyć
promieniejącego czaru obcowania z literaturą najwyższego lotu i przekonać się
do talentu pisarskiego autorki trzeba tę książkę wziąć do ręki i przeczytać.
„Może to jest najlepsza
książka Olgi Tokarczuk” – powiedział znany krytyk i historyk literatury z
Warszawy, Jerzy Jarzębski. Ale było to zanim pojawiły się największe w
rozmiarach, monumentalne pod każdym względem „Księgi Jakubowe”, nagrodzone w roku 2015 w konkursie literackim
„Nike”. Olga Tokarczuk została wtedy po raz drugi nagrodzona w Polsce.
Zaś w styczniu 2017
roku odebrała Międzynarodową Nagrodę Literacką samorządu Sztokholmu za tę samą
książkę.
„Jesteś
naszym dobrem narodowym, powiedział o Oldze Tokarczuk w
rocznicę śmierci Wisławy Szymborskiej jej sekretarz Michał Rusinek i dodał, że kiedy
rozmawiał z członkami Akademii Królewskiej w Sztokholmie i pytał o następnego
Nobla dla Polski, to większość nie miała wątpliwości, że to będzie Nobel dla
Olgi”.
Dorota Wodecka w rozmowie z Olgą Tokarczuk,
opublikowaną we wrocławskim dodatku „Gazety Wyborczej” z 14 kwietnia br.
opowiada o rzeczy przeogromnie
intrygującej. Olga Tokarczuk zapowiedziała, że zakiełkował w jej duszy projekt
napisania książki związanej z Dolnym Śląskiem:
„On się pojawił już wtedy, kiedy mieszkałam w Wałbrzychu, przez osiem
lat, dawno temu. Mój były teść przyjechał tam jako dziecko z Francji i cała
rodzina była wielką wspólnotą tych reemigrantów francuskich ze swoimi
historiami. Ale też, mieszkając w Wałbrzychu, od razu zdałam sobie sprawę, że
jest to bardzo szczególne miejsce w Polsce, bo Wałbrzych w soczewce pokazuje
właściwie to, jak Polska stawała na nogi po II wojnie światowej, w sensie
socjologicznym. Jak w tym tyglu mieszały się różne języki, kultury,
przyzwyczajenia, tradycje i chyba nie ma
takiego miasta w Polsce jak Wałbrzych, które by miało aż tyle różności w sobie”.
To fascynująca
zapowiedź Olgi Tokarczuk. Jestem pewien, że jej deklaracja stwarza nadzieję, iż
nasze miasto stanie się znów centrum zainteresowania sięgającym nawet poza
granice kraju, bo Olga Tokarczuk jest pisarzem już nie tylko polskim, ale
europejskim.
Już
wiem, że ze wszystkich książek Olgi Tokarczuk, ta właśnie o Wałbrzychu, będzie
dla mnie najlepszą!
Dla mnie "Bieguni" to arcydzieło.
OdpowiedzUsuńI całego serca życzę Pani Oldze Nagrody Nobla...
Jesteśmy tego samego zdania i myślę, że jest nas teraz dużo, dużo więcej, bo dojdzie do tego zagranica. Dziękuję Stokrotko za komentarz.
UsuńNawet nie mam odwagi napisać jakikolwiek komentarz po przeczytaniu Twojego dzisiejszego postu.Po prostu Gratulacje dla Pani Olgi i życzenia dalszych przemyśleń do nowych pozycji,oraz oby spełniły się proroctwa Pana Rusinka odnośnie Nobla Literackiego dla Pani Olgi Tokarczuk.
OdpowiedzUsuńPosłuże się zdaniem wyrwanym z kontekstu powieści "Bieguni". Po jej lekturze: "Nie będziemy się juz niepokoić z powodu utraty dóbr, z powodu upływu czasu, starzenia sie i śmierci. W ten sposób uzyskamy panowanie nad sobą i spokój ducha". Próbuję to sprawdzić na sobie. Póki co jestem na dobrej drodze, czego i Tobie życzę !
Usuń