To
było pierwsze pytanie, które sobie zadałem, po tym jak dwie filigranowe
książeczki z kobiercami stokrotek na tytułowej stronie trafiły do mojej ręki. Skąd
się wziął tytuł książki – „Zwariowałam”, a potem kolejnej książki – „Nadal
wariuję”. W dedykacji tej drugiej autorka napisała: „jak się już kiedyś
zwariowało, to ma się tylko dwa wyjścia. Albo się leczyć, albo wariować.
Wybrałam to drugie”.
Rzeczywiście, to nie jest łatwa decyzja by
napisać i wydać książkę, zwłaszcza gdy się jest już osobą „oszronioną jedwabiem
czasu”. Znacznie łatwiej jest to robić
ludziom młodym. Zdecydowanie łatwiej osobom trudniącym się pisaniem:
literatom, dziennikarzom, bibliofilom. Jadwiga
Śmigiera jest osobą nader dyskretną
w ujawnianiu tajemnic swej profesji zawodowej i przyczyn zainteresowania się
humanistyką. Można się domyślić, że wywodzi się z domu, który promieniował kulturą, a jej ojciec
był znanym na kresach wschodnich artystą
rzeźbiarzem. Zakorzeniła się na stałe w Warszawie, mieście gdzie ujrzała
światło dzienne. Tam urządziła sobie życie z mężem – historykiem, urodziła i
wychowała dwóch „Budrysów”, a potem opiekowała
się ich wnukami. Zakochała w stolicy obserwując jej odbudowę ze zniszczeń
wojennych, a Park Łazienkowski w pobliżu którego mieszka wraz z pięknie
opisanym pomnikiem Chopina na wysepce stawu z pływającymi łabędziami, stał się
nieomal jej prywatnym ogrodem.
Między
wierszami książki wyczytałem, że „Warszawska Stokrotka”, którą pozwoliłem sobie nazwać „kolejną muzą
Apolla”, zna się nie tylko na pisaniu książek, ale także na wlewanej do
kontenerów Baltic Amber ftalanie dwuoktylu, a prezes potężnej firmy chemicznej
Ciech wysyłał ją od czasu do czasu po całym świecie jako rzeczoznawcę. Dopiero
wtedy uzmysłowiłem sobie, jak trudno było Jadwidze zdecydować się, by na
emeryturze dać sobie spokój z chemią, a „poflirtować” trochę z literaturą.
Okazało
się, że to nadzwyczaj udane przedsięwzięcie. Nie mam zamiaru komplementować
Jadwigi Śmigiery i jej książek, zwłaszcza że zrobiły już to osoby bardziej kompetentne
ode mnie ze stołecznego miastaWarszawy, nie szczędząc uznania i zachwytów. Chcę
opowiedzieć o tym, co mnie szczególnie ujęło w tych książkach, co trafiło do
mojej wrażliwości i sprawiło, że obie książki są mi bardzo bliskie. No i
oczywiście zachęcić moich Czytelników, aby poszli w moje ślady.
Ku
mojemu pozytywnemu zdumieniu w książkach Jadwigi Śmigiery odnalazłem serce i
duszę podziwianego przeze mnie podróżnika i pisarza, Ryszarda Kapuścińskiego.
Podobnie jak on uwielbia Jadwiga podróżować po Polsce i świecie, odkrywać nowe miejsca i ludzi,
interesować się ich historią i współczesnością, dostrzegać rzeczy i zjawiska, które umykają
uwadze zwykłych „zjadaczy chleba”.
Książki
Jadwigi Śmigiery składają się z luźnych, oderwanych od siebie felietoników,
poukładanych w rozdziały. W pierwszej,
nieco szczuplejszej, ozdobionej kolorowymi obrazkami, znajdujemy na początku
kilka impresji z przeszłości. Jednym z nich jest wspomnienie z miejsca zamieszkania
jej rodziców, z uroczego Gródka Jagiellońskiego. W czasie podróży do Lwowa w
sierpniu 2004 roku, autobus zatrzymał się na małym ryneczku i wtedy jak pisze
autorka:
„Wyszłam
z autobusu i skierowałam się do drzwi starego XV – wiecznego kościoła. Umieszczona
na kościele tablica z napisem w języku polskim i ukraińskim informowała: „W hołdzie Władysławowi Jagielle – 1386-1434
Wielkiemu Księciu Litewskiemu Królowi Polskiemu, którego serce tu spoczywa”.
Przypomniałam
sobie, jak w dzieciństwie mama opowiadała mi, że Władysław Jagiełło zmarł w
Gródku Jagiellońskim w trakcie słuchania słowików. Weszłam do kościoła, aby
odszukać figury świętych i aniołów w ołtarzu głównym, który stworzył mój ojciec
na długo przed tym, zanim się urodziłam.
- A
pani to chyba nietutejsza? – zapytał mnie ktoś po polsku. Za mną stał polski
ksiądz. Pewnie do Lwowa pani jedzie. No
tak, tu mało kto zagląda. A szkoda, bo historia tego miasta jest bardzo bogata.
I jest ono bardzo stare.
Przeprosiłam
i wyszłam. Nie chciałam, żeby widział, że płaczę.”
Ja
też przypominam sobie swoją przygodę w Gródku (Gorodoku), obecnie już nie
nazywanym Jagiellońskim, gdy w połowie lat 90-tych wraz z żoną wybraliśmy się
„maluchem” za granicę na urlop do Bułgarii. Chcieliśmy odwiedzić przy okazji
rodzinę w miejscu urodzenia mojej żony we wsi Pnikut pod Gorodokiem. Jeszcze
dobrze nie wyjechaliśmy z rynku, kiedy dopadła nas policja. Okazało się, że na
Ukrainie będącej wtedy republiką ZSRR, obowiązywał zakaz opuszczania głównej
trasy przejazdu. Przesłuchanie na komisariacie trwało dość długo. Wizyta u
rodziny nie wchodziła w grę, chociaż żona miała w dowodzie zapis, miejsca
urodzenia – Pnikut ZSRR. Nie było mowy, by uznano ją za Ukrainkę, o czym ona
zresztą nie chciała nawet słyszeć.
Wracam
jednak do książek Jadwigi, bo przecież o nich chcę jak najwięcej napisać. Niektóre z jej felietonów przywołują reminiscencje z moich dawnych lat, tak
jakbyśmy chodzili tymi samymi ścieżkami. Okazuje się jednak, że świat Jadwigi
jest o niebo obszerniejszy i ciekawszy.
Nigdy
przecież nie byłem w Buenos Aires, nawet mi się o tym nie śniło.
W
stolicy Argentyny Jadwiga znalazła się w sierpniu 1979 roku, gdy rządziła tam
junta wojskowa. Już na lotnisku dostrzegła mnóstwo uzbrojonych karabinierów.
Okazało się, że musiała najpierw zgłosić się na policję, gdzie pobrano jej
odciski palców, a w czasie całego miesięcznego pobytu miała za sobą „aniołów
stróżów” i musiała się bardzo pilnować, by nie wpaść w ich ręce .
W
książce znajdujemy kwintesencję wiedzy o Buenos Aires wzbogaconą własnymi
impresjami. Autorka robi to z nutą sentymentalną, prezentując interesujące,
subiektywne odczucia.
Oto
maleńki tego przykład :
„Któregoś
wieczoru zostałam zaproszona do wspaniałej Cafe Tortoni. Jest to najstarsza i
najsłynniejsza kawiarnia w mieście. Założona została w 1858 roku. Spotykali się
tu wybitni intelektualiści i artyści jak Jorge Luis Borges czy Carlos Gardel.
Zaglądał tu także kiedyś Federico Garcia Lores
i Artur Rubinstein… i Witold
Gombrowicz. Opowiedziałam moim argentyńskim kolegom historię naszego
pisarza, który przepłynął
transatlantykiem Chrobry do
Buenos Aires z Gdyni… i spędził tu lata wojny i powojenne. W „Trans -
atlantyku” opisał swoje wspomnienia związane z podróżą i smutkiem na emigracji.
Może spisywał je przy jednym z marmurowych stolików w Cafe Tortoni?”
W
książce znajdujemy cudowny opis stolicy włoskiej Lombardii – Mediolanu, albo
też europejskiej stolicy kontrastów – Moskwy, można się rozczulić nad
wspomnieniami z Zaosia, Nowogródka, Świtezi, nie mówiąc już o przeuroczym
Wilnie. A jeszcze dalej – perełki starożytnej Grecji: Delfy, Korynt, Olimpia.
Osobne
rozdziały są poświęcone Polsce. Książki Jadwigi pokazują jak wciąż jeszcze za
mało ją znamy i doceniamy, jak mało o niej wiemy. Nie wyłączam tu siebie,
dopiero dzięki Jadwidze marzę by jeszcze raz odwiedzić Kazimierz nad Wisłą,
albo też przemysłowy Płock, wieloletnią stolicę
Polski, o czym wielu z nas nie pamięta.
Nie
mogę się powstrzymać od własnej refleksji, bo dane mi było gościć jako turysta w wielu
miejscach, które opisuje, więc odżyły wspomnienia sprzed lat. Ale
Jadwiga robi to z taką siłą emocjonalną, że trudno się oprzeć wzruszeniu. Z jej
znakomitych opisów wyłania się dusza osoby niezwykle wrażliwej na piękno,
czułej i serdecznej, pełnej podziwu dla świata i ludzi.
Tak
sobie myślę, że szczególnie w ostatnich latach brakuje nam takich wartości, jakie znajduję w
książkach Jadwigi Śmigiery. Brakuje nam takich książek. Jestem pewien, że nasza
Polska byłaby inna. Autorka książek pokazuje na własnym przykładzie, że
można kochać ten kraj, jest w nim tyle
rzeczy bezcennych, godnych podziwu i uznania. Trzeba tylko chcieć i umieć to
dostrzec.
To
co napisałem o książkach „Warszawskiej Stokrotki” to zaledwie kropla w morzu. Ale
blog internetowy musi by być zwięzły i konkretny. Nie potrzeba w nim promować
książek. One wypromują się same. Ja
tylko próbuję zachęcić do ich poznania. Bo warto!
Temu
celowi służy obchodzony od dawna 9 sierpnia - Dzień Miłośników Książki.
Fot. Zbigniew Dawidowicz
Fot. Zbigniew Dawidowicz
No tak.Tym tekstem zachęciłeś mnie do przeczytania książek pani Jadwigi Śmigiery.Jak tylko je zdobędę to z pewnością przeczytam je z takim samym zainteresowaniem jak Ty. Bo we mnie jest też dusza podróżnika.Te wartości przekazywałem swoim dzieciom i uczniom w szkole jako,że podróże kształcą.Dzięki nim poznajemy kulturę innych narodów ich historię i obyczaje.Wprawdzie byłem w Wilnie w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku,ale nie wiem dlaczego mnie tam ciągnie.Prawdopodobnie,tam są korzenie mojego rodu.Stąd ta chęć odwiedzenia Litwy.Natomiast wracając do książek pani Jadwigi to dzisiaj zrobiłeś jej bardzo dobrą promocję.
OdpowiedzUsuńTo się zgadza, jesteśmy z tej samej gliny i chyba dlatego nasza przyjaźń jest wieczna. Gdybyś mógł zrealizować plan podróży do Wilna, koniecznie przeczytaj te rozdziały litewskie. Jest w nich oddana tajemna więź, która tak samo jak Tobie nie pozwala Polakom zapomnieć o takich miastach jak Wilno lub Lwów.Bo tam są ich gniazda rodzinne. W każdym momencie mogę Ci te książki podrzucić do poczytania. Pozdrawiam !
UsuńO to bardzo dobrze.Przy okazji będziemy mogli pogawędzić,wspominać wspaniałe czasy kiedy nie było pisu,a Polska była normalna.Czekamy na odwiedziny.Pozdrawiam
UsuńNaprawdę nie wiem co mam napisać.
OdpowiedzUsuńPrzecież moje książki są całkiem zwyczajne. Ale może dlatego, że pisane sercem to niektórym ludziom się podobają.
Dziękuję Ci bardzo Stanisławie - to wielka radość przeczytać tak wspaniałą recenzję swoich książek.
Pozdrawiam Cię serdecznie.
P.S. Mój mąż jest historykiem.
To na pewno nie ostatnie moje pisanie o Twoich książkach. Jest w nich tyle ciekawych wątkoów, do których chetnie powrócę. Przepraszam męża za pomyłkę, już to poprawiłem. Gdzieś przeczytałem w Twojej książce, że coś "wymalował", może to była przenośnia. To skutek szybkiego czytania, bo chciałem "na gorąco" o książkach napisać. Pozdrawiam !
UsuńW "Zwariowałam" w tekście "Kwietniowy weekend z wnukami" wspominam, że Szczerbate mają dziadka-historyka.
UsuńGdybym przez jakiś czas u Ciebie nie pozostawiała komentarzy to znaczy, że z komórki nie jest to możliwe. Ale każdy tekst czytam i to kilkakrotnie i uważnie.
Mam pytanie. Czy można Twoje książki zakupić w księgarni przez bibliotekę lub prywatnie przez zainteresowanych?
UsuńChętnie podam taką informację w moim blogu.
Wciąż jestem pod wrażeniem Twoich książek, mówię szczerze, są bliskie moim zainteresowaniom i wydaje mi się sposobem przekazywania treści, ale Ty piszesz o niebo lepiej. Ja mogę tylko czerpać wzory i zachwycać się tym co piszesz, np. to wszystko co dotyczy litewskich wojaży. Mickiewicz, Słowacki, Wilno, cały polski romantyzm, to mój idealny świat z czasów młodości. Czytam i jestem wzruszony. Wiem, że ja bym nie potrafił tak o tym napisać.Serdecznie pozdrawiam !
Książki są dostępne tylko u mnie.I każdy może je kupić.
UsuńGdyby ktoś z Twoich znajomych był zainteresowany to proszę aby skontaktował się ze mną przez mój blog.
:-)