Znamy już wszyscy wałbrzyską Stokrotkę z Książa, księżnę Daisy von Pless, o której miałem okazję pisać wielokrotnie. Dziś o innej Stokrotce, tym razem z Warszawy.
Motto jej książki:
„Dla
moich najbliższych, którym wszystko zadedykowałam…
Dla
starych przyjaciół, a także dla nowych, których poznałam w Internecie…
A
może dla kogoś więcej, kogo zainteresuje moja książka?
Oto
odautorskie przesłanie z prześlicznej książeczki Jadwigi Śmigiery, p.t. „Zwariowałam”
wydanej dwa lata temu przez wydawnictwo Białe
Pióro”.
Jestem
jednym z tych nowych, których warszawska „Stokrotka”, bo takim pseudonim
podpisuje się Jadwiga w prowadzonym przez siebie blogu, poznała przez Internet,
no i jednym z tych, których obdarzyła zaufaniem i dlatego przesłała mi pocztą
dwie swoje książeczki. Drugą z nich, wydaną w rok później zatytułowała – „Dalej
wariuję”, ale o tej drugiej napiszę drugim razem, bo nie chcę by z książek „Stokrotki”
powstała w moim blogu nowa książka.
Już
na samym początku powiem, że tytuł „Zwariowałam” jest przekorny, bardziej by mi
odpowiadał tytuł „Zmądrzałam”, bo tylko w ten sposób potrafię sobie
wytłumaczyć, dlaczego „Stokrotka” już jako zaawansowana babcia, zdecydowała się
podzielić swoimi przeżyciami i doświadczeniami z całego życia, z innymi
Czytelnikami. Sama o tym pisze, że robi to nie dla sławy i nie dla pieniędzy,
nie po to by zaspokoić swoje ambicje i cokolwiek komukolwiek udowodnić. „Trzeba
bowiem naprawdę zwariować, aby będąc na bardzo zaawansowanym etapie życia
zdecydować się na tak ryzykowny krok” – pisze autorka.
A
książka jest czymś w rodzaju antologii z życia pisarki, jak to sama określiła „o
korzeniach, dzieciństwie, młodości, podróżach, dzieciach, wnukach. I o
teraźniejszości. O smutkach i o radościach. O swoich najbliższych”.
Z
książki, którą „pochłonąłem” w ciągu jednego wieczora i pół nocy (co mi się już
dawno nie zdarzyło”) wnoszę, że jest ona właśnie dowodem mądrości, bo byłoby błędem,
gdyby tak bogate w wydarzenia i przemyślenia życie, zamknąć w szufladce swojej
pamięci i zachować tylko dla siebie. Z książki rysuje mi się obraz osoby niezwykle
wrażliwej, czułej i lirycznej, osoby niezwykle inteligentnej, jak to się mówi
oczytanej, osoby zainteresowanej zagadką życia i niepojętnością świata, zarówno
przyrody jaki ludzi.
„Stokrotka”
ma nie zagasłe, wzruszające wspomnienia z lat dzieciństwa i młodości na kresach
wschodnich, a potem już w Warszawie, z którą związana jest mentalnie i
emocjonalnie, zwiedziła i poznała kawał świata (Argentyna, Słoneczna Italia,
Rosja, Litwa, Grecja) i pisze o tym tak, że zapiera dech w piersiach. Zapamiętała
mnóstwo ciekawostek z życia rodzinnego, a co szczególnie promieniuje w jej
książce – potrafi cudownie o tym opowiadać, ma dobre „białe pióro”, a Stwórca
obdarzył ją talentem, który pozwala mi nazwać „Stokrotkę” kolejną muzą Apolla.
Zdaję
sobie sprawę z tego, że odbieram tę książkę subiektywnie, bo widzę w jej
potyczkach z literaturą samego siebie. Podobnie jak Stokrotka też „zwariowałem”
na stare lata i bawię się w pisanie. W dodatku – wiele jej wspomnień jest mi
szczególnie bliskich. Miałem okazję podobnie jak Ona być w Moskwie na Kremlu i w
Wilnie, a także w starożytnej Grecji, bliskie mi są miasteczka w Polsce, o
których pisze Stokrotka i to jak pisze. Czytałem jej reminiscencje z, jak to
nazwała, „najpiękniejszego miasta w Polsce” – Kazimierza nad Wisłą, z
prawdziwym wzruszeniem, a cała książka stała się, jak sądzę na dłużej – moim talizmanem.
Obiecuję,
jak tylko ochłonę po pierwszym czytaniu, napisać coś więcej o książce Jadwigi
Śmigiery, przybliżyć najciekawsze retrospekcje i pouczające refleksje. Teraz
zabieram się do czytania jej drugiej książki, o której czytam w drobnej załączonej
recenzji: „w kolejnym zbiorze opowiadań, autorka pokazuje, że z każdego
drobiazgu potrafi zrobić ciekawą anegdotę i dostrzega wszędzie urodę świata”.
Jak
to dobrze, że Jadwiga nie poprzestała na pierwszej swej książce i z nutą humorystyczną oświadczyła w tytule swej drugiej książki - „Dalej wariuję”.
A
oto fragment interesującego wywiadu z Jadwigą Śmigierą w internetowych goglach:
WK. Dla wielu
czytelników „Zwariowałam” to powieść o charakterze pamiętnika. Czy Pani też tak
uważa?
To nie jest pamiętnik. Jest
to raczej fotografia mojego życia. Czarno- biała fotografia. Chwilami bardzo
ostra, chwilami zamglona, a czasami tajemnicza. Czasami też wesoła.
WK. Kocha Pani
podróże, gdzie najchętniej Pani wyjeżdża?
Wyjeżdżam wszędzie tam, gdzie
są ślady Polski. Jeżdżę nie tylko do stolic, także do pięknych małych
miasteczek i wsi. Nie jeżdżę natomiast do żadnych kurortów, nie zwiedzam, leżąc
pod palmami.
WK. Z Pani książki
wynika, że ukochanym miejscem w Polsce jest Kazimierz nad Wisłą. Co w sobie ma
to miasto?
To prawda. Kocham Kazimierz
nad Wisłą. Ale jeżdżę tam zawsze w zwykły dzień, gdy rynek jest pusty. Wtedy
dopiero widać urok tego miasteczka i jego „genius loci”. Ale widzę też urodę
innych małych miasteczek. I bardzo kocham Tatry.
WK. Co Panią skłoniło
do napisania tej książki?
Po prostu w dniu 13 kwietnia
2015 roku podjęłam taką decyzję…
WK. „Zwariowałam” to
także część wspomnień Pani rodziny. Czy te dawne dzieje miały wpływ na
napisanie książki?
Oczywiście, że tak. Przecież
bez rodziny, bez naszych korzeni i bez nowych gałęzi nie istniejemy.
WK. Co porabia Pani
na co dzień?
Krócej byłoby napisać czego
nie porabiam. Piszę, czytam, słucham muzyki, chodzę na wernisaże znajomych
twórców, do muzeów, na spektakle teatralne, na wieczory autorskie, na koncerty,
oglądam wartościowe filmy, jeżdżę na wycieczki po Polsce. Tylko w ubiegłym
tygodniu byłam w Zamościu, Czersku i w Ciechanowie. Bardzo często chodzę na
Warszawskie Stare Miasto i do Łazienek Królewskich, czasami jadę do Wilanowa.
Spotykam się ze znajomymi… no i prowadzę bloga.
WK. Jest Pani typową
Polką, kocha Pani swój dom, rodzinę i… lubi się opiekować wnukami. Czy czasami
nie brakuje Pani czegoś „szalonego” w monotonii życia codziennego?
Moje życie nie jest
monotonne. Czy można monotonią nazwać rozmowę po angielsku z 11-letnim wnukiem
albo opowiadanie bajek wnukowi 7-letniemu? Na początku sierpnia byliśmy razem w
Legolandzie i ZOO-Safari w Givskud w Danii. Pod koniec sierpnia wędrowaliśmy
całą rodziną po Tatrach. A szaleństwo to dla mnie nie kasyna Las Vegas tylko
zachód słońca nad Wisłą…
WK. Gdzie Pani
chciałaby mieszkać, gdyby ktoś nagle powiedział: „Jadwigo powiedz, gdzie ma być
twój dom, a ja go tam zbuduję”
Kiedyś marzyłam, aby mieć z
okna widok na Giewont. Albo żeby mój dom stał w jednym z kazimierskich wąwozów.
Ale całe życie mieszkam w Warszawie i tak już zostanie… bo stare drzewa źle
znoszą przesadzanie.
P.S. W goglach można znaleźć
pod nazwiskiem autorki i tytułami jej książki wiele innych
Informacji.
Fot.
Zbigniew Dawidowicz
Bardzo ciekawie napisałeś o Pani Jadwidze/Stokrotce/.Jest to ciekawa i interesująca osoba a ponadto swoje przeżycia/dobre i złe/przekazuje w formie blogu i w wydanych książkach.Dobrze,że o tym napisałeś bo jak tylko nadarzy się okazja to zajrzę do książek Pani Jadwigi.
OdpowiedzUsuńMyślę, że warto. Jest nam bardzo bliska, sam się o tym przekonasz. Napiszę o tym jeszcze w moim blogu, a sporo informacji możesz znaleźć w goglach pod Jej nazwiskiem. Pozdrowienia dla Ciebie i całej Rodziny !
OdpowiedzUsuńI co ja mam napisać?
OdpowiedzUsuńMogę tylko bardzo serdecznie Ci podziękować .... Bardzo się wzruszyłam...chociaż niewątpliwie przesadzasz z tym moim talentem. Jeśli jest to taki malusieńki...
Pozdrawiam serdecznie :-)
Dla mnie nie jest malusieńki. Napiszę jeszcze o tym w moim blogu.
UsuńMówię o swoich wrażeniach, a myślę, że książki piszesz nie dla krytyków literackich, ale dla takich Czytelników jak ja. Jest w Twoich książkach wiele takich momentów, które mnie zachwycają.Dziękuję za to, że się odezwałaś. Pozdrawiam !