To było 7 lat temu (jak ten czas
leci nieprzerwanie, nie ma nawet miejsca na reklamy). Zgłosiłem się do
wrocławskiego konkursu na najlepszy blog internetowy. No i udało się -
zostałem jednym z laureatów konkursu. Wówczas to dziennikarka „Gazety Wyborczej”
z Wrocławia odwiedziła mój dom, a plonem tego był obszerny artykuł pod tym samym tytułem co mój dzisiejszy post
blogowy. Zamieszczam go w całości z cichą nadzieją, że w ten sposób uda mi się
zachęcić do blogowania niezdecydowanych seniorów, a jest to zabawa niezwykle
pożyteczna na stare lata.
Oto co napisała o mnie w swoim artykule Lucyna Róg 24.09.2011
:
Ma 72 lata i zapał, jakiego
mógłby pozazdrościć mu niejeden młokos. Ma też własny blog i konto na
Facebooku. Wszystko po to, by pokazywać, że nie wiemy jeszcze wszystkiego o
ziemi wałbrzyskiej i że warto ten błąd naprawić.
Z
wytrwałością blogerów bywa różnie. Bo blog może mieć każdy - wystarczy przecież
kilka minut i odpowiednia platforma internetowa. Często jest więc tak, że na
blogu pojawia się pierwszych kilka wpisów, ale jakoś nikt nie chce ich czytać,
stronę odwiedza tylko autor, a jego słomiany zapał w końcu opada. I blog
umiera.
W internecie
takich dzienników są setki, jeśli nie tysiące. Sterczą sobie smętnie na
stronach WWW, zapomniane i nawet nieusuwane. Ale są też takie blogi, na których
codziennie pojawia się co najmniej jedna, wyczekiwana przez czytelników,
"notka", a wielu internautów od niej właśnie zaczyna swój dzień.
Z tym, że
"notka" to w internecie pojęcie umowne - wcale nie musi oznaczać
krótkiego tekstu, który ledwo rozwija temat. Blogerskie "notki" są
często pisane z pasją, wynikają z dużej wiedzy albo zainteresowania, a przede
wszystkim bije z nich autentyczność blogera, jego szczerość i chęć, by coś po
sobie zostawić.
Stanisław
Michalik z Głuszycy swoją "notkę" obmyśla przez cały poprzedni dzień,
wertując książki, przypominając sobie fakty i sprawdzając własne zapiski i
zdjęcia. Zdarza się, że praca nad "notką" trwa u niego nawet dłużej,
bo i tematy bywają trudniejsze, wymagają wielu godzin spędzonych na lekturze, a
czasem paru telefonów.
Na
komputerowy monitor tekst trafia jednak regularnie - zwykle około piątej nad
ranem. W końcu, gdy ma się 72 lata, dzień zaczyna się bardzo wcześnie, a i panu
Stanisławowi jakoś lepiej pisze się z rana, gdy ma już w głowie ułożoną całość
wpisu. W swoim pokoju na piętrze, w którym biurko z komputerem zajmują
najważniejsze miejsce, bloger ma zawsze pod ręką słownik geografii
turystycznej, kilka książek i albumów (w tym parę własnego autorstwa) i słownik
ortograficzny. Przed siódmą internauci znajdują już na jego blogu kolejny
ciepły wpis o historii regionu wałbrzyskiego, jego atrakcjach albo ludziach,
których warto tam poznać.
***
"Niestety, ręce mi się trzęsą, czuję pulsujące serce, to tak jak przed najtrudniejszym w moim życiu egzaminem - na prawo jazdy. To nie to samo, co pisanie dla siebie samego, do szuflady. Tu każdy może blog przeczytać. Jest wprawdzie szansa, że takich chętnych nie znajdę zbyt dużo. Mógłbym się o to postarać, ale wtedy po co pisać blogi?" - zapisuje 5 maja tego roku Stanisław Michalik, zaczynając swoją przygodę z blogowaniem.
Trochę jeszcze nie rozumie, co to takiego te blogi. Niby kilka poczytywał, np. blog Passenta z "Polityki", ale to nie to samo, co nagle pisać samemu. Trzeba przecież wiedzieć, jak działa platforma blogerska? Jak wsadzać do tekstu linki? A jak zdjęcia? I jak użyć skanera? Albo jak długie mają być teksty, by nie zmęczyły internauty? W początkach bloga "Tu jest mój dom" pomaga więc córka, także blogerka z zamiłowaniem pisząca o muzyce.
- Bo ja to
nie jestem za bardzo nowoczesny - przyznaje ze wstydem pan Stanisław. -
Facebooka niby też sobie założyłem, jak ktoś mnie zaprosił, ale jakoś nie umiem
się tam dobrze poruszać. Mimo to komputery mnie fascynują, a najbardziej
pisanie na nich. Są bez porównania do maszyny do pisania, na której jedna
pomyłka oznaczała pisanie od nowa! A na początku to w ogóle nie musiałem używać
komputera, bo w pracy byli młodsi, którzy się na nim znali i dopiero z czasem,
po wielu zachętach, tak dla siebie spróbowałem, co to takiego ten cały
komputer. I już mnie miał!
Cała
historia z blogiem zaczyna się od konkursu w lokalnej bibliotece.
Zaprzyjaźniona bibliotekarka zachęca młodzież, by spróbowali swoich sił w
pisaniu - ale może i pan Stanisław zechce? To przecież fajna sprawa taki blog!
I pan
Stanisław próbuje.
Rezultat?
Codziennie od 100 do nawet 300 czytelników bloga - w tym wielu wiernych,
zostawiających pod wpisami uwagi i gratulacje - a od maja ponad 8,5 tys.
wyświetleń strony. Może i niedużo, ale jak na blog młody wiekiem i
niespecjalnie promowany - całkiem sporo.
- Więc teraz nic tylko ten blog i blog - śmieje się żona, Kazimiera Michalik, spoglądając groźnie na męża. - W kółko tylko o tym blogu mówi. Do żadnej roboty nie da się go zagonić, bo wiecznie blog. Nie do wytrzymania jest!
- Więc teraz nic tylko ten blog i blog - śmieje się żona, Kazimiera Michalik, spoglądając groźnie na męża. - W kółko tylko o tym blogu mówi. Do żadnej roboty nie da się go zagonić, bo wiecznie blog. Nie do wytrzymania jest!
Pretensja
jest jednak udawana, bo cała rodzina dopinguje starszego blogera i dobrze wie,
że gdyby nie blog, to pan Stanisław i tak by pisał, tyle że do szuflady, albo
znalazłby sobie jakieś inne miejsce. Bo pisać lubi i w przeszłości robił to
często. A to publikacje o historii Głuszycy, w której mieszka, a to teksty na
portale internetowe - też historyczne, albo do gazety powiatowej. Zawsze coś
było. Teraz pisze, bo czuje, że ma misję. W końcu trzeba przekonać ludzi, że
warto w region wałbrzyski przyjeżdżać. Ale kto to ma robić?
- Niby są
uczelnie wyższe i wiele instytucji, wokół których gromadzi się inteligencja,
ale nikt się nie garnie, żeby zmieniać wizerunek Wałbrzycha - denerwuje się. -
Wszyscy myślą, że tu tylko brzydkie obdrapane kamienice i bieda. A to wcale nie
tak!
***
Bloger pisze więc. O Skrzyżowaniu Siedmiu Dróg - jednym z najpiękniejszych miejsc w Sudetach, o wałbrzyskim Białym Kamieniu i Starym Książu, o muzeum domowym jednego z mieszkańców Łomnicy, miasteczku widmie Miedziańce i cesarskim romansie w zamku Książ. Ale i o tym, jak wyglądała jego rodzinna Głuszyca po wojnie, gdzie mieści się cmentarz ofiar faszyzmu i o aktualnych problemach Wałbrzycha i okolic. Chwali dobre pomysły sąsiadów, wyciągających innych z domu i organizujących np. wieczorki poetyckie, i tych zakładających gospodarstwa agroturystyczne. Opisuje też ludzi, których jego zdaniem warto poznać. Jest więc wpis o przewodniku po zamku Grodno, ale i o zaprzyjaźnionym fryzjerze, po prostu dobrym człowieku. Są też i "notki" bardziej osobiste - jak ta o niezawodnym druhu, ukochanym psie, okraszona wierszem znalezionym "w omszałym sekretniku jednego z dworów ziemiańskich w I połowie XIX wieku". Wszystkie wpisy zdobią piękne zdjęcia zabytków ziemi wałbrzyskiej albo jej przyrody.
Bloger pisze więc. O Skrzyżowaniu Siedmiu Dróg - jednym z najpiękniejszych miejsc w Sudetach, o wałbrzyskim Białym Kamieniu i Starym Książu, o muzeum domowym jednego z mieszkańców Łomnicy, miasteczku widmie Miedziańce i cesarskim romansie w zamku Książ. Ale i o tym, jak wyglądała jego rodzinna Głuszyca po wojnie, gdzie mieści się cmentarz ofiar faszyzmu i o aktualnych problemach Wałbrzycha i okolic. Chwali dobre pomysły sąsiadów, wyciągających innych z domu i organizujących np. wieczorki poetyckie, i tych zakładających gospodarstwa agroturystyczne. Opisuje też ludzi, których jego zdaniem warto poznać. Jest więc wpis o przewodniku po zamku Grodno, ale i o zaprzyjaźnionym fryzjerze, po prostu dobrym człowieku. Są też i "notki" bardziej osobiste - jak ta o niezawodnym druhu, ukochanym psie, okraszona wierszem znalezionym "w omszałym sekretniku jednego z dworów ziemiańskich w I połowie XIX wieku". Wszystkie wpisy zdobią piękne zdjęcia zabytków ziemi wałbrzyskiej albo jej przyrody.
Czytelnicy zaglądają na blog albo z sentymentu, bo dzięki panu Stanisławowi mogą przypomnieć sobie lata swojej młodości, albo poczytać o miejscach, które przed laty opuścili, albo też z ciekawości i by poczuć klimat sudeckich miejscowości. Jak internauta "Paul", który żałuje, że nie może przyjechać do Głuszycy, żeby poczuć ducha tego miejsca i poznać mieszkających tu ludzi. Albo "Yuma", która zazdrości blogerowi energii, bo "jego buszowanie po życiu i okolicach" wymaga jej dużo więcej niż wszystkie jej rowerowe wyprawy razem wzięte.
***
Już tylko pobieżna lektura bloga wystarczy zresztą, by przekonać się, jak dużo pan Stanisław o swojej okolicy wie. Pisze o pasjonatach, np. zbieraczu pocztówek, fotografii i innych wartościowych historycznie przedmiotach, które właściciel chce pokazać na wystawie. Pokazuje też miejsca, do których koniecznie trzeba się wybrać, będąc w okolicy. I stara się zainteresować swoich czytelników historią.
- Nauczyłem się, że nie warto męczyć datami i nazwiskami. Lepiej opowiadać przez historie ludzi, którzy tu żyli i przebywali - opowiada pan Stanisław. - Czytelników bardziej zainteresuje nieszczęśliwa miłość w zabytkowej scenerii, niż sucha relacja o tym, co działo się w takim i takim roku, a przy okazji dowiedzą się, co warto u nas zobaczyć.
Przez lata Stanisław Michalik miał szansę, by poznać wielu sąsiadów, tych bliższych, ale i tych z oddalonych nieco miejscowości. Pracował jako nauczyciel, był inspektorem oświaty, potem nawet burmistrzem Głuszycy i pracownikiem starostwa powiatowego. Działał też w wielu organizacjach, promując kulturę. Za swoje zaangażowanie zyskał nawet przed pięcioma laty honorowy tytuł "Zasłużonego dla Miasta i Gminy". I te lata zaangażowania w życie okolicy procentują dziś na blogu.
Teraz zresztą pan Stanisław także nie zamierza spoczywać na laurach. Jest jeszcze tyle rzeczy do opisania i tylu ludzi. Czas, żeby inni się o nich dowiedzieli.
Blog Stanisława Michalika zdobył drugie miejsce w konkursie Blog Day 2011 na najlepsze dolnośląskie blogi. Organizowały go Pasaż Grunwaldzki i agencja Royal Brand PR pod patronatem "Gazety".
Oj, dowiedziałem się dużo o sobie w tym artykule.
Doszedłem do wniosku, ze warto czasem wspomnieć dobre momenty w życiu. Człowiek
czuje się lepiej, a mam nadzieję, że także moi Czytelnicy znajdą satysfakcję z
tego, że czytają nie byle jakiego blogera.
Fot. Zbigniew Dawidowicz
Drogi Staszku! Wspaniale napisana laurka na Twoją cześć.Pani redaktor napisała wszystko tak jak jest w rzeczywistości.Tylko aby pisać trzeba mieć dużo czasu no i oczywiście wiedzy.W Twoim przypadku tego nie brakuje.Tak jak już kiedyś napisałem byłeś najlepszym studentem na wydziale filozoficzno-historycznym kierunek historia na Uniwersytecie Wrocławskim.Ponadto w młodości dużo zwiedzałeś w tym między innymi ze mną.A dzisiaj masz w związku z tym dużo wspomnień,które przekazujesz w ramach blogu.Pisz tak dalej jak piszesz.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję Bronku za zachętę do pisania, ale jak się ma takich Czytelników jak Ty, to to jest zaszczyt i satysfakcja, a jak widzisz mam "to lubiących" coraz więcej. I rzeczywiście pokąd mogę pisać, to piszę. A poza tym nie chcę siedzieć spokojnie, kiedy widzę co się dzieje w mojej ojczyźnie. Wciąż żyję nadzieją, że ci co jeszcze tego nie widza przejrzą na oczy.Tylko trzeba im w ty pomóc.
UsuńWątpię,że coś się zmieni...w cuda nie wierzę:)
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=6RjE0X4-sA0
Pozdrawiam.
To dopiszę skromnie, że też jestem cichą wielbicielką Twojego pisania...
OdpowiedzUsuń:-)
Tak mi się zdaje, że jesteśmy sobie bliscy zainteresowaniami, poglądami i tematyką blogu, ale Ty jesteś pisarzem, a ja publicystą. Odnajduję w Twoim blogu mnóstwo mądrych sentencji i ciekawostek.Dziękuję za dobre słowo o moim pisaniu !
Usuń