Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

niedziela, 15 kwietnia 2018

Jak daleko z Głuszycy do Łodzi ?

na tej wieży można uwierzyć w cuda  -  a jest nim krajobraz Głuszycy


Warto zadać sobie to pytanie, co łączy maleńką Głuszycę z olbrzymią Łodzią. Czy w ogóle tak mocno różniące się wielkością miasta mogą mieć coś wspólnego?

Wiadomo, że kiedyś w PRL-u zespalał oba miasta dominujący w nich przemysł włókienniczy. Dla głuszyckich dyrektorów „Piasta” kierunek – Łodź był najważniejszym, bo tam mieściła się siedziba Zjednoczenia Przemysłu Bawełnianego. To właśnie w Łodzi zapadały decyzje o rozmiarach produkcji głuszyckiej fabryki i ewentualnych dotacjach na unowocześnienie parku maszyn. Tam też ważyły się losy obsady stanowisk kierowniczych w głuszyckiej fabryce.

Z Łodzią wiążą się początki głuszyckiej „Emki” w 1945 i 1946 roku, bo jej pomyślny powrót do produkcji tkanin bawełnianych, zamiast części do bombowców, jak to miało miejsce w czasie wojny,  zależał w dużej mierze od sprawności fachowców sprowadzonych nakazowo z łódzkich fabryk. Część z nich pozostała tu na stałe, a efektem ich pracy były wysokie osiągnięcia produkcyjne już na koniec 1946 roku i w dalszych latach.

Łódź była więc miastem bliskim naszym włókiennikom, a przyjazne kontakty wzmacniano w późniejszych latach wspólną wymianą w ośrodkach wczasowych i kolonijnych pomiędzy łódzkimi i głuszyckimi fabrykami bawełnianymi.

Z satysfakcją wspominam swój udział w takiej wymianie, która miała miejsce w roku 1975, kiedy to ZPB „Piast” w Głuszycy wynajął dawny pałac w Jedlince na zorganizowanie tam kolonii letniej dla dzieci i młodzieży z Łodzi, zaś nasze dzieci pojechały nad morze do ośrodków łódzkich. Byłem kierownikiem kolonii w jedlińskim pałacu i pamiętam, że odbyły się dwa turnusy kolonijne dla 180 osób w każdym turnusie.

Po przemianach systemowych po roku 1989 te ważne dla Głuszycy nici przyjacielskiej więzi podupadły, co jest zrozumiałe z powodu katastrofy przemysłu lekkiego w ogóle, także w dużej Łodzi.
Ale w specyfice obu miast dostrzegam jedną wspólną właściwość. Jest nią charakterystyczna, jedna wiodąca, ciągnąca się wzdłuż całego miasta arteria. W Łodzi jest to ulica - Piotrkowska, a w Głuszycy – ulica Grunwaldzka.

Oczywiście, porównanie obu ulic zakrawa na kpinę, bo łączyć je może tylko jedno, że są w obu miastach ulicami głównymi.

Ulica Piotrkowska w Łodzi, to prawdziwe cacko architektoniczne. W Łodzi, podobnie jak w Głuszycy, nigdy nie ukształtowało się klasyczne centrum miejskie z centralnie położonym rynkiem i współśrodkowo rozrastającymi się instytucjami handlowymi i życia publicznego.  Zadanie to przejęła ul. Piotrkowska. Dziś Piotrkowska to oś aglomeracji łódzkiej. To na niej, lub w jej pobliżu, znajdują się niemal wszystkie najważniejsze urzędy administracji publicznej, siedziby banków, sklepy, restauracje i mnóstwo pubów. To tu odbywa się większość łódzkich imprez, festynów, marszów i uroczystości państwowych. W wielu rankingach ulica Piotrkowska w Łodzi po dokonaniach rewitalizacyjnych w ostatnich latach uchodzi za jedną z najbardziej reprezentacyjnych i najokazalszych architektonicznie ulic w Polsce.  Jest to centrum kulturalne, polityczne, sentymentalne, handlowe i biznesowe Łodzi.

Ulica Grunwaldzka w Głuszycy jest też centrum handlowym, urzędowym , kulturalnym tego miasteczka. Mogłaby się stać ulicą reprezentacyjną, skupiać na sobie uwagę i budzić podziw i uznanie, ale do tego konieczna jest tak jak w Łodzi konsekwentna i na dużą skalę przeprowadzona rewitalizacja.

W trudnej sytuacji finansowej miasta można więc o czymś takim tylko pomarzyć, choć są obecnie wyjątkowe możliwości pozyskiwania środków unijnych na tego rodzaju projekty. Ulica Grunwaldzka w Głuszycy ma ku temu uzasadnione powody.

Spróbuję wskazać na niektóre z nich, nawiązując do walorów architektonicznych i zabytkowych budynków leżących przy tej ulicy.

By wyobrazić sobie tonącą w zieleni i kwiatach ulicę Grunwaldzką w Głuszycy nie potrzeba  nic więcej jak tylko skupić uwagę na jej walorach. To ulica ciągnących się po obu jej stronach urozmaiconych pod względem architektonicznym i zabytkowych budowli. Prawie, że każda z nich ma swoją bogatą historię, a o wielu można by snuć opowieści budzące podziw i wzruszenie.

Jadąc z Nowej Rudy przez Głuszycę Górną na początku miasta mijamy zabytkowy kościół Matki Boskiej Królowej Polski, obecnie kościół parafialny dla górnej i centralnej części Głuszycy ( w tym Głuszycy Górnej). Zbudowany w 1741 roku, gruntownie przebudowany w latach 1804- 1809 (dobudowano wieżę i ozdobny portyk), służył jako kościół ewangelicki, o czym najwymowniej świadczy jego architektura wewnętrzna, a następnie przejęli go katolicy. Kościół robi wrażenie masywnej budowli, dość bogato wyposażonej w dwustronne pomieszczenia chóralne w wysokiej części naw bocznych oraz zabytkowy drewniany ołtarz z figurką MB, amboną i chrzcielnicą z 1809 roku.

Obecnie kościół doczekał się nowej elewacji, a wyremontowana wieża służyć będzie jako punkt widokowy dla wycieczek i turystów, na co liczą także mieszkańcy miasta.

 W pobliżu kościoła na skarpie ciągnie się wzdłuż drogi do Kolc wyjątkowy cmentarz komunalny. Ze względu na swe kaskadowe usytuowanie cmentarz ten stanowi niezwykłą atrakcję, a w dodatku roztacza przed oczyma ujmującą panoramę gór otaczających położone w dole miasto.

 W bezpośrednim sąsiedztwie kościoła rezyduje Komisariat Policji. Ma to przynajmniej tę zaletę, że ksiądz proboszcz może w oddalonej plebanii spać spokojnie, mając zapewnione bezpieczeństwo świątyni.

To bardzo symptomatyczne, ale kolejny obiekt godny szczególnej uwagi, to oddalony o ok. 200 m. zabytkowy obiekt dawnego sądu grodzkiego, wcześniej zamek z dziedzińcem i wieżyczką. Budynek trzykondygnacyjny wielokrotnie przebudowywany, przypominający fortecę obronną, choć w otoczeniu innych budynków jakby wtopiony w wysoką skarpę. To najważniejszy budynek w mieście – obecna siedziba władz miejskich z burmistrzem na czele, a także filią Banku Spółdzielczego.

Nazywam to symptomatycznym, bo rzadko tak bywa, że na samym początku ważnej ulicy w mieście sąsiadują ze sobą dwa tak ważne obiekty, jeden dla ducha – kościół parafialny, a drugi dla ciała – urząd miejski. Dlaczego ten drugi dla ciała? Odpowiedź jest jasna dla tzw. petentów, którzy by załatwić sprawę w urzędzie zmuszeni są wspinać się po wysokich schodach, dobrze że nie na ostatnią kondygnację budynku.

Głuszyczanie wiedzą, że urząd jest na początku ulicy Grunwaldzkiej pod numerem 55, a stamtąd można spacerować dalej w kierunku centrum miasta, pozostawiając po drodze wznoszące się po prawej stronie kaskadowo budynki mieszkalne. Naszą uwagę zwróci zapewne położony po lewej stronie niedaleko od urzędu – zajazd „Pod Jeleniem”. To zabytkowa budowla z XVIII wieku, najciekawszy architektonicznie budynek w mieście. Obiekt piętrowy, siedmioosiowy, w tzw. stylu pruskim, posiada drewnianą konstrukcję szkieletową o pięknym układzie belek. Nakryty jest dachem mansardowym z łukami, zachował kamienne portale z 1784 i 1786 roku. Służył jako gospoda i zajazd. W czasie II wojny śląskiej Prus z Austrią w 1745 gościł tu sam król pruski Fryderyk II. Było to po zwycięskiej bitwie pod Dobromierzem (Hohenfrideberg), która zadecydowała o losach Śląska.

Zajazd „Pod Jeleniem” jest do zagospodarowania, niestety od paru lat stoi opuszczony i czeka na lepsze czasy. Co najgorzej, że w tym osamotnieniu nie jest jedynym. Tuż obok po przeciwnej stronie wznosi się okazała budowla, która może budzić tylko dreszcz zgrozy. To dawny pałacyk, obecnie budynek mieszkalny, komunalny, pod numerem 41, jeden z najcenniejszych zabytków architektonicznych XVIII wieku, w stylu późnobarokowym. Zbudowany na prostokącie, okazały piętrowy gmach, także z dachem mansardowym miał ozdobne portale i dekoracyjną fasadę. W 2009 roku udało się uratować dach pałacu, ale reszta jest nietknięta i czeka ostatnim tchnieniem na swego zbawcę.

W dziwnej sytuacji znalazła się szkoła i sala gimnastyczna przy Grunwaldzkiej 37, była siedziba gimnazjum, budynek o ciekawej historii, zbudowany w 1900 roku jak to ogłoszono wówczas: Bogu -  na chwałę, młodzieży -  na naukę, cnocie -  na obronę ! Okazało się, że dla otwarcia tam szkoły podstawowej brakuje dzieci. Władze miejskie zdecydowały by w tym budynku umieścić przedszkole i żłobek. Dobre i to, bo budynek jest jednym z piękniejszych zabytków w mieście.

Naprzeciwko szkoły po drugiej stronie ulicy Grunwaldzkiej mamy kolejne zabytkowe i historyczne budowle. To neoklasycystyczne budynki słynnej rodziny Webskich, współwłaścicieli zakładów lniarskich w Walimiu i nowoczesnej tkalni w Głuszycy, na Wawelu, jak to się zwykło mówić, czyli dzisiejszego „Nortechu”. Obok kamienicy, gdzie znajdowały się pomieszczenia mieszkalne, a tuż przy nich piękny park z alejkami spacerowymi, fontanną i altanami, pobudowany został na przełomie XIX i XX wieku neogotycki pałacyk z cegły klinkierowej ze strzelistą wieżyczką, stanowiący rezydencję dla przyjeżdżających gości. Obecnie pałacyk jest w remoncie i stanowi własność prywatną, a w kamienicy znajdują się biura Ośrodka Pomocy Społecznej i Urzędu Pracy.

Posuwamy się dalej ulicą Grunwaldzką, jeszcze tylko kilkadziesiąt kroków i zbliżamy się do centrum Głuszycy. To właśnie tutaj znajduje się zabytkowy budynek poszpitalny pod numerem 29, pięknie położony na wzgórzu zbudowany jako przytułek dla dzieci bezdomnych przez rodzinę Reichenheimów pod koniec XIX wieku. Po wojnie do lat 90-tych pełnił rolę szpitalną. Obecnie doczekał się remontu przez nowego nabywcę i będzie domem opieki dla seniorów.

Centrum miasta to Ogród Jordanowski z budynkiem willowym zbudowanym jako rezydencja właścicieli położonej obok tkalni i przędzalni Kaufmannów, gdzie po wojnie znajdował się Zakładowy Dom Kultury ZPB „Piast” w Głuszycy. A naprzeciwko cieszy oko zabytkowy budynek Centrum Kultury wraz z Miejską Biblioteka Publiczną, przedwojenny hotel i restauracja „Pod Słońcem”, czego dowodem jest płaskorzeźba słoneczka przy portalu wejściowym do budynku. Nieco dalej naszą uwagę zwraca zabytkowa kamienica Urzędu Pocztowego, a po przeciwnej stronie obecne centrum handlowe „Biedronki” z ogromniastym budynkiem dawnej przędzalni czesankowej GPCz „Argopol”, w którym znalazły siedzibę markety handlowe.

Tu w centrum uchował się jeszcze szczątkowy fragment dawnego „Piasta”, gdzie ma swoją fabrykę kołder i poduszek dawna „Indriana”, zaś obecnie angielska firma, której właścicielem jest John Cotton. To jedyny w Głuszycy materialny ślad dawnej świetności przemysłu lekkiego miasta.

Przy ulicy Grunwaldzkiej mamy jeszcze inne sklepy i apteki, jest siedziba Banku Zachodniego WBK, jest szereg  zabytkowych i ciekawych architektonicznie budynków.

I wszystko wyglądałoby całkiem nieźle, gdyby nie to, że czas na Grunwaldzkiej w Głuszycy stanął w miejscu. Coś tam się dzieje, ale wszystko w tempie jednostajnie spowolnionym. Używając znanego w służbie zdrowia określenia – stan naszej ulicy Grunwaldzkiej od czasów powojennych jest  stabilny.

Dlatego odpowiadając na pytanie z tytułu niniejszego postu  -  z Głuszycy do Łodzi mamy  obecnie znacznie, znacznie dalej.

Gdyby udało się  uruchomić niezwykle obiecujący plan rewitalizacji miasta, a tym samym odnowić dachy i elewacje budynków, odświeżyć, zrekonstruować, ukwiecić, wtedy dopiero okazałoby się, że mieszkamy w niezwykle pięknym, atrakcyjnym miasteczku i wcale nie mamy czego zazdrościć Łodzi, zwłaszcza jej wielkomiejskiego ruchu, gwaru i tłoku.

Gdyby… Ach ja marzę !







2 komentarze:

  1. Dobrej niedzieli Mistrzu i pozdrowienie . Łódź ma też zakątki tak brudne i zaśmiecone jak Głuszyca i jak Wałbrzych zatem wiele wspólnego . ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale ilością takich miejsc i ich rozmiarami nie możemy się równać. Możemy więc otwarcie mówić, że jesteśmy daleko do tyłu. Dziękuję Ireneuszu, że na to zwróciłecś uwagę...Pozdrawiam !

      Usuń