złota polska jesień - ruszamy w Polskę |
Przed nami październik,
a więc miesiąc, który nieodłącznie kojarzy mi się ze szkołą i
Dniem Nauczyciela. To skrzywienie zawodowe, ale trudno się dziwić
skoro w szkole spędziłem drugie tyle życia, co w domu. Najpierw
jako uczeń, potem nauczyciel. Dopiero teraz na stare lata
przyzwyczajam się żyć bez szkoły. Ale wracam do niej bez przerwy
wspomnieniami. I właśnie na tej fali retrospekcji chcę napisać o
roli i znaczeniu szkoły w poznawaniu świata.
Przypominam sobie z lat
dziecięcych jak ogromne wrażenie wywarła na mnie szkolna wycieczka
do Krakowa. To były wczesne lata pięćdziesiąte w niewielkiej wsi
nad Jeziorem Otmuchowskim. Do Krakowa pojechaliśmy pociągiem. Tak
mi się zdaje, że była to moja pierwsza podróż wagonem osobowym.
Wcześniej podróżowałem tym środkiem lokomocji w wagonie
towarowym. To była podróż tuż po wojnie ze Starego Sącza na
Ziemie Odzyskane. Ojciec powrócił po sześciu latach z niewoli
niemieckiej lecz byliśmy bez środków do życia. U niemieckiego
bauera nauczył się pracy na roli. Teraz na ziemiach poniemieckich
pojawiła się szansa na pozyskanie gospodarstwa rolnego. I tak się
też stało. Ale z tamtej podróży na zachód niewiele pamiętam.
Miałem wtedy sześć lat. Wycieczka do Krakowa, to zupełnie coś
nowego. W pociągu udało mi się zająć miejsce przy oknie. Dzięki
temu mogłem non stop oglądać przemykające przed oczyma obrazki z
naszej polskiej krainy.
Potem był rynek
krakowski, Kościół Mariacki z hejnałem płynącym z wieży i
oczywiście Wawel. Duże wrażenie wywarła na mnie wijąca się
szeroką wstęgą pod Wawelem Wisła, zaś na Wawelu - Smocza Jama.
To wszystko wryło się w pamięć i tkwi do dziś, stanowiąc
podwalinę patriotyzmu. Kraków pokochałem na zawsze, bardziej niż
Warszawę, którą poznałem znacznie później już jako
początkujący nauczyciel, współorganizator szkolnej wycieczki dla
moich uczniów w boguszowskiej szkole podstawowej. I w Krakowie, i w
Warszawie miałem okazję bywać potem częściej, ale pierwsze
olśnienia okazują się najtrwalsze.
W liceum pedagogicznym
jeździliśmy na wakacyjne obozy wędrowne w góry. W ten sposób
poznałem i Karpaty, i Sudety, i Góry Świętokrzyskie. Potem jako
nauczyciel sam stałem się organizatorem lub współorganizatorem
wycieczek szkolnych, Na takich wycieczkach poznałem Wybrzeże.
Zobaczyć Bałtyk, zanurzyć w nim stopy, to było moje marzenie od
dziecka. Teraz udało się je spełnić na obozie w Międzyzdrojach,
a potem w Ustce i w Łebie. Bałtyckie trójmiasto – Gdańsk,
Gdynię i Sopot, miałem okazję zwiedzić nieco później na
wycieczkach autokarowych organizowanych dla nauczycieli i pracowników
szkolnych z Jedliny-Zdroju. Co roku wyjeżdżaliśmy gdzie indziej, a
więc i w Bieszczady, i w Beskidy do Bielska-Białej, i do Gniezna,
Poznania, Kruszwicy. Podróżowaliśmy też pociągiem do NRD,
podtrzymując przez wiele lat koleżeńskie kontakty ze szkołą i
domem dziecka w jednym z miasteczek nad Łabą.
Było tego tak dużo, że
dziś po latach trudno byłoby to zliczyć i usystematyzować.
Wniosek nasuwa się jeden. To był niezwykle ważny i w ówczesnych
realiach ekonomicznych i ustrojowych jedyny sposób bliższego
poznania kraju. Te wycieczki były też prawdziwą szkołą życia.
Mamy dziś inną Polskę.
Świat się zmienił skutkiem rozwoju techniki (telewizji, telefonii
, komputeryzacji i motoryzacji). Łatwiej jest wyjechać w Polskę, a
punktem zainteresowań stają się atrakcyjne miejsca w całej
Europie, a nawet dalej na świecie.
Nie zmieniło się jedno.
Wciąż ważną rolę w poznawaniu świata przez dzieci i młodzież
spełnia szkoła. Nadal niezwykle cenionymi są nauczyciele
wędrownicy, a więc tacy nauczyciele, którzy potrafią rozpalić
wśród uczniów płomień zainteresowania turystyką i wraz z nimi
ruszyć w świat. A w jego poznaniu dobrze jest zacząć od własnego
podwórka. Spenetrować najbliższą okolicę, poznać walory
miejsca, gdzie znajduje się nasz rodzinny dom. A potem podążać
dalej.
Trudno znaleźć coś
równie drogocennego w pracy szkolnej. Wycieczki szkolne to
najlepszy, najbardziej skuteczny sposób zdobywania wiedzy i
kształtowania własnej osobowości. A takich nauczycieli, którzy to
robią winniśmy stawiać na świeczniku. To są na ogół pedagodzy
z krwi i kości. Należą im się słowa wdzięczności i uznania.
Warto o tym pamiętać przy okazji zbliżającego się Dnia
Nauczyciela.
Do nauczycieli - turystów
kieruję w pierwszej kolejności z tej okazji laurkę świąteczną
wierszem:
niech Wam na wycieczkach
szkolnych
czas najmilej płynie,
bo w nich uczeń jak ptak
wolny,
a pamięć nie zginie,
w sercach dzieci ślad na
życie
pozostanie trwały,
ich przewodnik –
nauczyciel
to człowiek wspaniały,
dziś przy pedagogów
święcie
nućmy wszyscy pienia
i składajmy Wam w
podzięce
najlepsze życzenia !
Fot. Ania Błaszczyk z Głuszycy
Bardzo sympatyczne wspomnienia.Jeszcze tylko dodam,że dawniej szkoła miała za zadanie wychowywać.Dzisiaj gdzieś to wychowanie umknęło.Co wodać na ulicach naszych miast,w kinie,w teatrze itp.A możesz sobie wyobrazić co usłyszysz kiedy zwrócisz uwagę.Ja raz to zrobiłem i mam nauczkę,że więcej tego nie zrobię.Usłyszałem taki stek słów ,ze opuściłem uszy i poszedłem.To taka łyżka dziekciu w tym uroczystym dla nas Dniu.Wszystkiego najlepszego.
OdpowiedzUsuń