lada dzień i znów przed nami urokliwa zima |
Brakowało
konnych zaprzęgów i skrzypiących sań, smolnych pochodni i
dzwonków, ale śniegu nasypało tej zimy jak za dawnych dobrych
czasów. W puchowej bieli Łomnica wyglądała jak kraina z baśni i
fantazji. Stylowa dacza błyszczała bielutkim stiukiem elewacji
oprawionym w lśniące złocistym lakierem, drewniane podpory.
Migoczące okna świateł zachęcały do przekroczenia gościnnego
progu. W drzwiach buchnęło ciepło rozgrzanego kominka i znajomy
zapach palonego drewna. Uśmiechnięta gospodyni zaprosiła do
zajęcia miejsc przy stole. Nie było czasu na zdawkowe uprzejmości,
na wymianę zdań. Pan Stanisław, impresario i gospodarz „spotkania
z muzyką” zapowiedział od razu: Zaczynamy od koncertu. Uwaga
wszystkich obecnych skupiła się na nieproporcjonalnie dużym w
stosunku do artysty instrumencie.
Było nim
rozłożyste, sędziwe pianino, z biało-czarną klawiaturą, a
gwiazdą wieczoru okazał się być mały Michał Literski,
adept IV klasy Społecznego Ogniska Muzycznego im. Stanisława Kazury
w Wałbrzychu, na co dzień mieszkaniec Głuszycy i uczeń
głuszyckiej „trójki”.
Obeszło się
bez konferansjera. Michał sam zapowiedział, że grać będzie
Toccatę i Fugę d-moll Jana Sebastiana Bacha, „Dla Elizy”
Ludwika v. Beethovena, Etiudę opus 276, nr 12 J.B. Duvernoy oraz
kolędy i pastorałki.
I tak się to
wszystko zaczęło., niezwykły, noworoczny, koncert, „przy sobocie
po robocie” w prywatnym domku letniskowym Krystyny i Stanisława
Szczepaniaków, na zaproszenie, z udziałem rodziny i bliskich im
osób.
Michał okazał
się utalentowanym pianistą, grał bez tremy i z wyraźną
przyjemnością. Słuchałem muzyki, kątem oka obserwując gości w
różnym wieku, od dzieci do dorosłych. Wszyscy „uroczyście”
zasłuchani, pogodni, skupieni. Oczyma wyobraźni widziałem znane z
filmów scenki w dawnych dworkach ziemiańskich, gdzie w przerwie
pomiędzy obiadem, a kawą, goście udawali się do salonu by
posłuchać muzyki i śpiewu domorosłych artystów lub zaproszonych
sław. Okazuje się, że nie wszystko co stare, to zginęło, że
jednak można, jeśli się chce i jeśli ma się w sobie szacunek do
tradycji, potrzebę kulturalnego spędzenia czasu.
Niestety, takie
spotkania należą do rzadkości. Mamy inne nawyki. Istotą
dzisiejszych spotkań towarzyskich jest suto zastawiony stół i
mnogość butelek, dopiero wtedy rozwiązują się języki, tworzy
się koleżeńska atmosfera, a na koniec gromkie okrzyki i biesiadne
śpiewy.
U
Stanisława też było po lampce wina, było świeże, domowe ciasto
i było śpiewanie. A było dlatego, że sam gospodarz grał na
akordeonie i nauczył swoich gości znanej arii z operetki „Baron
Cygański” J. Straussa,
zaczynającej się od słów: „Wielka sława to żart”.
Towarzyszyło temu pozytywne przesłanie, by na kolejny wieczór
przygotować
do tej melodii dostosowany
do naszej rzeczywistości
tekst. No i to przesłanie się spełniło.
Na
tegoroczne biesiadne spotkanie, tym razem z początkiem lata na
bajecznej podleśnej polanie z rozległą panoramą górską,
gdzie od dawna Stanisławowie organizują plenery malarskie lub
muzyczne, przygotowałem parafrazę tej
właśnie melodii, a oto
jej treść:
uroki letnich plenerów |
Na
Wzgórzu Artystów jest bal,
orkiestra
już walca gra,
niech
troski popłyną w dal,
trwaj
chwilo, zabawa trwa.
Śpiewajmy
wszyscy wraz
dopóki
nie braknie tchu,
z
radością spędzajmy czas,
pośród
łomnickich gór.
Ten
wybór najlepsza rzecz,
to
miejsce zachwytu, relaksu,
Na
Wzgórzu Artystów jest fest,
znajdziesz
wytchnienie wśród lasów.
Tu
spotkasz dusz bratnich krąg,
uroków
przyrody do cna,
gdy
w sercu usłyszysz gong,
więc
baw się orkiestra gra !
Zapytacie
Państwo po co ja o tym wszystkim mówię, zawracam głowę jakimiś
epizodycznymi zdarzeniami z prywatnej łączki, nie mówiąc o tym,
że pachną one myszką. Komu by się chciało urządzać dziś takie
„zabawy” i dla kogo.
Otóż
właśnie. Ulegamy presji nowoczesności do tego stopnia, że gubimy
to wszystko, co stanowiło dawniej istotne wartości kultury
codziennego życia i służyło rozwojowi obyczajowości. Rodzinne,
towarzyskie spotkania z muzyką, malarstwem dobrą książką,
poezją, jakie miały dawniej miejsce nie tylko w dworkach
ziemiańskich, ale także w środowiskach inteligencji miejskiej, to
rzecz ze wszech miar godna zachodu.
Okazuje
się, że „jeszcze Polska nie zginęła”, że coraz częściej
mają miejsce na naszej ziemi wałbrzyskiej pomysłowe,
interesujące, refleksyjne wydarzenia kulturalne. Bardzo chętnie
uczestniczę w licznych imprezach kulturalnych, które odbywają się
w głuszyckim CK, a jest ich kilka w każdym miesiącu. Ze
zdziwieniem obserwuję, że bierze w nich udział coraz to więcej
osób. A jeszcze nie tak dawno trudno było ściągnąć ludzi na
dużą salę koncertową CK. Czwartkowe wieczory z ciekawym filmem, z
interesującymi osobami, zarówno z wielkiego świata, jak i
rodzimymi artystami, pasjonatami, twórcami, budzą coraz to większe
zainteresowanie. W miniony czwartek zafascynował nas noworudzki
podróżnik, Bolesław Grabowski, opowiadaniami o swej
ostatniej wyprawie do afrykańskiej Etiopii. W najbliższy czwartek
zaplanowana jest kolejna video-konferencja z Grzegorzem Czepilem,
kolekcjonerem pocztówek i fotografii z przeszłości Głuszycy, a w
kolejny czwartek swój przebogaty dorobek twórczy w rzeźbie i
malarstwie zaprezentuje Henryk Janas, były Warszawiak,
osiadły od kilkunastu lat w najwyżej położonej na Dolnym Śląsku
wsi Grzmiąca k. Głuszycy. Ale o Henryku Janasie i jego twórczości
opowiem Państwu przy następnej okazji. Zapewniam, że warto będzie
o tym przeczytać.
Stachu!Czy to stare rozłożyste pianino to nie był przypadkiem fortepian z czarno białą klawiaturą ?.Ale co ja piszę przecież mnie tam nie było.
OdpowiedzUsuńBył to na pewnio instrument klawiszowy, ale zgadzam się, że powinienem umieć rozróżnić pianino od fortepianu. Dziękuję za tak celna uwage i serdecznie pozdrawiam !
OdpowiedzUsuńWitam! No dobrze nie musisz się tłumaczyć.Jesteś WIELKI a takiemu wszystko wolno a pomyłki mogą się zdarzyć szczególnie jeśli Gospodarz schroniska poczęstował czymś mocnym.Serdecznie pozdrawiamy Ciebie i Twoją małżonkę.
OdpowiedzUsuńMoże to była wódka dla koneserów,warto ją mieć w barku,rano nie boli głowa,ale lepiej z nią się nie pojedynkować-bo nokautuje.Przy wypiciu większych ilości zapomina się nazwisko i miejsce zamieszkania.Można ją kupić w Wałbrzychu w dzielnicy Przygórze i nigdzie więcej na świecie-"SZTYGARÓWKA"-tak zwie się ów popularny w całej Europie trunek.
OdpowiedzUsuń"dolnyslask24.info.pl/index.php/aktualnosci/1062-sztygarowka-walbrzyska-regionalny-produkt-podbija-europe.html"
Australijska firma wykona jeszcze dwa dodatkowe odwierty w celu lepszego rozpoznania złóż.
Ogromne pokłady znajdują się pod Nową Rudą i okolicznymi miejscowościami,ale to są"filary" których nie wolno eksploatować.Jeden z dodatkowych odwiertów będzie prowadzony obok cmentarza w Przygórzu.Może się okazać,że właśnie tam może być prowadzone wydobycie.Wkrótce zostanie zaprezentowany komputerowy model przestrzenny złoża na podstawie obecnych odwiertów i dziesiątek tysięcy historycznych dokumentacji.Będzie też film.
Na bazie tej dokumentacji powstanie projekt przyszłej kopalni.
Sprawujący od 12 lat funkcję burmistrza Radkowa-Jan Bednarczyk-podjął decyzję o opuszczeniu Aglomeracji Wałbrzyskiej.Podobno oświadczył też,że powstanie kopalni uranu na terenie gminy to racja wyższej konieczności i zaspakajania potrzeb państwa.Australii ??
Koncesję na poszukiwanie,a co za tym idzie na wydobycie posiada australijska firma European Resources.
"www.youtube.com/watch?v=jbSvcLz2zp8"
"kresy24.pl"
Pozdrawiam.
Ps."Sztygarówka" w Podgórzu!
Usuń:)
Panie Stanisławie a może te blgi wydać w wersji ksiązkowej juz się tego nazbierało,takie właśnie rozważania,wspomienia warte uwagi a książka dłużej żyje.
OdpowiedzUsuńZ poważaniem B.Solarz były uczen
Dziękuję Henryku za cenną informację o "Sztygarówce", bedę musiał popytać jak pojadę przez Podgórze. Oczywiście mam na uwadze to, by mieć coś szczególnego dla gości, bo mi się zdarza już tracić pamięć nawet po szklance wody mineralnej. A burmistrz Radkowa powinien zapoznać się z historią Miedzianki, zanim zdecyduje się narażać ludzi na choroby popromienne nie mówiąc o ruinie krajobrazu. pozdrawiam !
OdpowiedzUsuńDziękuję Bogdanie za zainteresowanie moim pisaniem. Oczywiście uzbierało by się sporo najciekawszych postów do wydrukowania dla potomnych, ale nie jest to prosta sprawa. Trzeba znaleźć wydawcę, który zrobi to dla promocji miasta, bądź też w celach zarobkowych. Ale to drugie się wiąże z ryzykiem, bo książki nie cieszą się popytem, chyba że są to książki celebrytów.
OdpowiedzUsuńUdało mi się wydać już cztery książki, co uznaję za sukces. Ale to m. in. dlatego, że nie biorę honorariów by nie zwiększać kosztów, Serdecznie pozdrawiam !