Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

niedziela, 17 sierpnia 2014

Polski sarmatyzm

O Polsce potrafimy pięknie deklamować


„Święty Jan Ewangelista mawiał: „Dziateczki, kochajcie jedni drugich”” - a ja wam to mówię, a raczej wymówię, że tak nie robicie. „Kochamy Ojczyznę” - mówicie, a między sobą w ciągłych swarach! Piękna to miłość, ojczyzny ziemię kochać, a z jej mieszkańcami się wadzić?

(Z kazania księdza Marka 4 listopada 1769 roku w kościele Ojców Bernardynów w Kalwarii z udziałem całej świty ówczesnych możnowładców wspierających konfederację barską )

To tylko jeden z interesujących wątków z historycznej książki „Pamiątki Soplicy”. Znajdziemy w niej 25 opowiadań znakomitego gawędziarza Seweryna Soplicy, cześnika parnawskiego, które zebrał i opracował do druku nieco później żyjący cioteczny wnuk po mieczu Radziwiłła Panie Kochanku, po kądzieli Tadeusza Rejtana - Henryk Rzewuski. Podobnie jak w słynnych „Pamiętnikach” Jana Chryzostoma Paska mamy w tej książce z życia wzięty, realistyczny i wymowny obraz ówczesnej szlachty polskiej, przenikniętej do szpiku kości sarmackim duchem sobiepaństwa i prywaty. Do czego to doprowadziło wszyscy wiemy z lekcji historii. Ale o upadek olbrzymiej Rzeczpospolitej od morza Czarnego do Bałtyckiego skłonni jesteśmy winić wszystkich innych, najczęściej naszych zaborców – Rosję, Prusy i Austrię, byle tylko nie siebie samych. Dokładne prześledzenie losów Polski od konfederacji barskiej do targowickiej może przyprawić o ból głowy i żołądka. Aż dziw bierze, że nikt temu co się działo na skutek wewnętrznej, ustawicznej, destrukcyjnej wojny o władzę nie potrafił postawić tamy.

Bo to był świat w każdym calu stanowy. Rządził nim egoizm warstw posiadających, które na swój użytek wykształciły prawa i obyczaje, normy moralne i reguły życia codziennego im właśnie służące. Liczyli się tylko „ dobrze urodzeni”, osoby herbowej kasty, „błękitnej krwi”, reszta to masa poddanych, wprawdzie już nie niewolnicy, ale wasale całkowicie zależni od swych mocodawców.

Skąd my to dzisiaj znamy? Czy w obserwacji współczesnej sceny politycznej nie widzimy z tamtym światem wyraźnych paranteli?

Rzetelny dziedzic nie obciążał nadmiernie poddanych. Ktoś musiał przecież mieć siły i motywację by pracować na dobrobyt powiatowych urzędników i bajeczne fortuny senatorów.
W ograniczonym do „urodzonych” świecie panowała równość. Mówi się o niej nieustannie, powtarza do znudzenia, zachłystuje się nią szlachecka „gołota”. Nobilitacja tej równości (dziś byśmy dodali do tego - wolności i demokracji” ) przynosiła namacalne korzyści, pozwalała sterować masami wyborców pod dyktando własnych interesów.

Złudność ówczesnej równości szlacheckiej razi każdego myślącego obserwatora tak samo jak złudność naszej upartyjnionej demokracji. Dawniej pozwalała ona wyższemu stanowi czerpać korzyści i apanaże, dziś służy wąskiej grupie „arystokracji politycznej” rozgrywającej między sobą swe polityczne boje o władzę, a więc o płynące stąd zaszczyty i pieniądze.

Kariera Soplicy, który wspina się od zaścianka do zasobnej egzystencji na kilku tłustych folwarkach, jako najpierw pokojowiec Ogińskich, potem pełnomocnik sądowy i klient Radziwiłłów, zawsze uległy i posłuszny, padający do nóg, ściskający za kolana swoich dobrodziejów i protektorów, przypomina kariery wielu naszych polityków, zależnych od liderów partyjnych.

Seweryn Soplica, typowy sarmacki warchoł i gawędziarz jest klasycznym przedstawicielem mas szlacheckich ówczesnej Nowogródczyzny. Wszystko co o nim wiemy da się odnieść do środowiska, w którym żyje, które go ukształtowało i któremu pozostaje wierny. W przeciwieństwie do współczesnych „Pamiątkom” młodych romantyków, takich jak Zan, Mickiewicz, uważa on swój zastany i dobrze rozpoznany świat za wspaniały, nie widzi potrzeby „by ruszyć z posad bryłę świata”. Pomaga mu w tym ugruntowany światopogląd Polaka – katolika. Nic więc dziwnego, że był najgorętszym propagatorem konfederacji barskiej, a jego bohaterami stali się dwaj jej uczestnicy, chłop Pawlik, eks-rozbójnik, ustylizowany na Wołyńskiego Janosika oraz niczym legendarny Bogdan Chmielnicki, Kozak Sawka, pod komendą którego przyszło mu służyć.

Nieskomplikowana mądrość życiowa zawarta w maksymie: „czyj się chleb je, tego bronić trzeba”, stanowiła główną wskazówkę postępowania Sopliców wobec Radziwiłłów. I nie było to efektem cynizmu, czy wyrachowania. Gmin szlachecki, choć w teorii i we własnym mniemaniu na zagrodzie równy wojewodzie, w praktyce uważał magnata za istotę nieporównywalnie wyższą, szczerze go uwielbiał i równie szczerze ubierał w wyimaginowane cnoty.
Czy trzeba szukać ze świeczką przykładów w naszym współczesnym świecie politycznym takiego płaskiego wazeliniarstwa. Tylko że dziś nie da się powiedzieć, że nie ma w tym cynizmu i wyrachowania.
Ale współczesny ogół wyborców niewiele się różni od sarmackiego. Tak samo jest bezkrytyczny i łatwowierny, ulega zbyt łatwo propagandowym sztuczkom bilbordów, medialnym trikom i sloganom. Niestety, w obecnie funkcjonującym systemie wyborczym jest zdeterminowany w najlepszym przypadku na wybór mniejszego zła, a w gorszym - na wybór pomiędzy dżumą i cholerą.

Nie będę się rozwodził o ordynacji wyborczej, dokumencie perfidnie ułożonym przez naszych wybrańców, którzy okazali się na tyle inteligentni, by zbudować fundamenty do swojej nieusuwalności (aż do śmierci).

Przykro mi, ale wszystkie słowa krytyki, apele i postulaty pod adresem posłów i senatorów są przysłowiowym uderzeniem grochem o ścianę. Wkrótce przed wyborami samorządowymi, a następnie parlamentarnymi być może pojawią się głosy rozsądku, obiecanki zmian w ordynacji wyborczej, ale wiadomo, znajdą się one w pakiecie deklaracji wyborczych, o których zapomina się w parę dni po wyborach.
O absurdach w obecnie obowiązującej ordynacji wyborczej pisałem już nieraz w moim blogu. Jest to temat dyżurny w setkach tysięcy komentarzy na stronach internetowych. Pokąd nie będzie zmian, które przekonają wyborcę, że jego głos się liczy, że nie trzeba oszczędzać na zelówkach, tylko trzeba wziąć udział w wyborach, potąd zapewnienia o naszej demokracji nie przestaną być absurdalną spuścizną sarmackiej przeszłości.

Nie próbuję rozwijać dalej tego tematu, blog internetowy nie jest najlepszym miejscem na tego rodzaju dywagacje. Na temat Rzeczpospolitej szlacheckiej mamy obecnie mnóstwo interesujących książek. Zdumiewające jest to, że wciąż nie potrafimy z naszej historii wyciągać sensownych wniosków.

W tym poście skorzystałem z książki wydanej w 1978 roku w Warszawie przez Bibliotekę Klasyki Polskiej i Obcej z „Posłowiem” opracowanym przez Zofię Lewinównę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz