dbamy o nasze otoczenie - jest coraz piękniej |
Poruszam
temat niewdzięczny, mało interesujący, oklepany do tego stopnia,
że mamy go już dość.
Nie
tak dawno był tematem wiodącym, gdy wdrażana była ustawa
śmieciowa. Miała ona przynieść ze sobą nową jakość.
Gospodarka śmieciami stała się sprawą każdej gminy osobno, ale
także osobiście każdego obywatela. Otworzyła oczy na konieczność
segregacji śmieci w każdym domu, bo inaczej nie da się osiągnąć
celów ogólnych związanych z utylizacją lub recyklingiem, a także
spalaniem odpadów. Używam tutaj wyrazów jeszcze niedawno obcych i
niezrozumiałych, ale dziś już coraz bardziej do powszechnego
użytku. I dlatego nie próbuję ich tłumaczyć, zwłaszcza że
powód poruszenia tej sprawy jest bardziej prosty i banalny.
W
związku ze stosowaną w domu wstępną segregacją śmieci od czasu
do czasu wynoszę z domu osobno odpady szklane, plastiki, makulaturę
do kontenerów wspólnych w pobliżu naszego osiedla. I byłoby
wszystko w porządku, gdyby nie to, co się dzieje w tym punkcie
zbiórki. Kontenery z plastikami wypełniają się w mgnieniu oka.
Wypróżniane są znacznie rzadziej niż wynika to z potrzeb. Wtedy
podobni jak ja segregatorzy zostawiają dostarczony „towar” obok
kontenerów. Niestety, bywa tak, że obok kontenerów wyrzucane są
nie tylko rzeczy, które się nie mieszczą, ale i inne przedmioty
domowego użytku, meble, sprzęt techniczny itp. Okazuje się, że
tego, co znajduje się obok kontenerów nikt nie ruszy palcem. Rosną
więc zwały śmieciowe, budzą zgrozę i przerażenie, straszą nie
tylko użytkowników, ale i przechodniów. Ta sytuacja trwa od samego
początku, a więc już ponad rok. Nikogo, tak się przynajmniej
wydaje, to nie interesuje. Nie ma mocnych w gminie, by albo wymusić
na firmie, która wygrała przetarg, by jej „pożal się Boże”
pracownicy, potrafili się schylić przy okazji wypróżniania
kontenerów i pozbierać to, co znajduje się obok, albo też
uruchomić służby porządkowe w mieście, by robiły taki porządek
non stop.
Nie
wiem jak mam to zrobić, by przekonać decydentów do tego, jak
niezwykle ważną jest ta pozornie błaha sprawa. Kto z normalnie
myślących mieszkańców uwierzy w to, że ta reforma śmieciowa,
która wiąże się ze wzrostem indywidualnych kosztów, cośkolwiek
przyniosła pożytecznego. Przecież dotąd mogliśmy wyrzucać
śmieci bez segregacji do pojemników przydomowych i był spokój.
Czy w reformie chodziło o to, by w kilkunastu eksponowanych
miejscach w mieście zorganizować obszary budzące wstręt i
zgorszenie. Czy ktoś potrafi zrozumieć, że nie nauczymy się nigdy
czystości i porządku jeśli nie przekonamy ludzie, że przyjęte
formy organizacyjne przynoszą efekty.
Posłużę
się tutaj drobnym przykładem z mojego doświadczenia w
Jedlinie-Zdroju. To miasteczko świeci przykładem porządku i
czystości. Nie jest to skutek, że tam mieszkają inni ludzie. W
Jedlinie od lat funkcjonują non stop służby porządkowe.
Codziennie od wczesnego rana przeczesują miasto i zbierają śmieci.
Początkowo było ich co niemiara jak w każdej gminie. Dziś jest o
wiele mniej, ponieważ ludzie się przyzwyczaili do tego, że warto
nie śmiecić, że czystość jest ważna i potrzebna, że komuś
na tym zależy, że ktoś o to dba.
Jeśli
w mojej gminie nikomu na tym nie zależy, nie ma ludzi we władzach
samorządowych, by kogoś to ruszyło, rzeczywistość jest taka jaka
jest.
Mój
osiedlowy „śmietnik” znajduje się vis a vis pięknej,
nowoczesnej, nowo otwartej restauracji, tuż obok budowane są nowe
domki jednorodzinne. Stanowi więc budzący grozę kontrast i swą
ohydą woła na cały głos o ratunek !
Czytam z błogą nadzieją
o porozumieniach zawartych pomiędzy Polską, a Szwecją w sprawie
promocji szwedzkich inwestycji i osiągnięć organizacyjnych w
gospodarce odpadowej. Szwecja obok Niemiec, to europejscy liderzy w
odzysku, recyklingu i spalaniu odpadów. Termicznemu
unieszkodliwieniu poddaje się ponad 50 % odpadów, a na wysypiska
trafia zaledwie ok. 1 % śmieci. To co ma miejsce w Polsce stanowi
zagrożenie nie tylko dla Polaków, ale także najbliższych
sąsiadów, nawet trudno to sobie wyobrazić – niebotyczne góry
śmieci, których coroczny przyrost w postępie geometrycznym stanowi
zagrożenie zdrowia i życia biologicznego przyrody i człowieka.
Mamy w kraju realny
program ratunkowy zwany „Zielone Światło”, który m. in.
promuje tworzenie tzw. zielonych miejsc pracy. Chodzi o energetyczne
wykorzystanie śmieci do pozyskiwania energii cieplnej i biogazu.
Pozwoliłoby to zmniejszyć import gazu ziemnego. Proekologiczne
inwestycje w sektorze małych i średnich firm mogą pozwolić na
utworzenie w Polsce nawet 1,2 mln. miejsc pracy. Szansa jest ogromna
jeśli potrafimy skorzystać ze szwedzkich doświadczeń, unikając
ich błędów i niedociągnięć w początkowym okresie wdrażania. W
ramach szkoleń, które rozpoczęły się w kwietniu,
przedstawiane są modele biznesowe zarządzania odpadami,
systemowe rozwiązania gospodarki odpadowej na przykładzie Szwecji,
metody zbiórki śmieci czy techniki sortowania odpadów. Promowane
będą również techniki pozwalające wykorzystać wartość
energetyczną odpadów komunalnych. Na wszelkie inwestycje
proekologiczne można skorzystać ze środków unijnych, trzeba tylko
umieć to robić.
Ile w Polsce mieliśmy
już różnych programów? Ile pięknie oprawionych pękatych tomów
strategii rozwojowych leży w biurkach lub szafach notabli. Ile
nadziei rozbudzonych politycznymi deklaracjami?
Ale doświadczenie
wskazuje, że w Polsce potrafimy coś osiągnąć, gdy mamy nóż na
gardle. Już coraz wyraźniej go czujemy. Niezmierzone tony śmieci z
każdego domu, z każdego zakładu pracy, z placówek handlowych i
usługowych, muszą ulec przeobrażeniu, nie da się dalej wywozić
je w pole, bo wysypiska staną się obszarowo większe od
największych miast.
Musimy też wzajemnie się
mobilizować i wdrażać porządek w gospodarce śmieciowej w każdej
gminie, w każdym miejscu na ziemi. To już najwyższa pora, nikt
tego za nas nie zrobi. Trzeba o tym mówić i pisać, przypominać i
ostrzegać. Trzeba pamiętać szczególnie teraz w związku ze
zbliżającymi się wyborami samorządowymi.
Głosujmy na ludzi, do
których mamy zaufanie, że zrobią wszystko co możliwe, aby nie dać
się zaśmiecić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz