Coraz częściej i coraz
głośniej słyszymy złowieszcze jeremiady rodzimych wieszczów,
którzy wzorem tebańskiej Kassandry straszą nas krwiożerczym
Putinem i rychłym rozprzestrzenieniem się zawieruchy ze wschodniej
Ukrainy na terytorium naszego kraju. Co dziwne, najmocniej czynią to
apologeci spod znaku PiS-u, którzy przecież powinni spać
spokojnie, bowiem to oni zadbali już wcześniej o nasze
bezpieczeństwo jako inicjatorzy osobliwej uchwały sejmowej. Winna
ona trafić od zaraz do Księgi Guinnessa jako rzadki okaz kpiny z
prawodawstwa kraju, który w swej konstytucji głosi zasady
oddzielenia Kościoła od państwa. No ale stało się i już się
nie odstanie. Swego czasu pisałem o tym w moim blogu w poście pt.
„Czekanie na cud”. Ale miało to miejsce z początkiem roku 2014,
kiedy to zagrożenie wojną nie było tak wyraźne, a sprawę
kuriozalności uchwały sejmowej można było potraktować jako
„wypadek przy pracy”. Doszedłem do wniosku, że warto
przypomnieć tę sprawę, zwłaszcza teraz, gdy potrzebny nam jest
spokój i ufność w dobroczynną rękę Świętego, która uchroni
nas od złego.
Kto z nas pamięta, że
6 grudnia 2013 r. Sejm RP
przyjął uchwałę w sprawie ustanowienia roku 2014
rokiem św. Jana z Dukli.
W głosowaniu wzięło udział 390 posłów, 42 było przeciwnych,
zaledwie 18 wstrzymało się od głosu.
Pustelnik z Dukli przez najbliższe dwanaście
miesięcy stał się patronem Polaków. Jednak o jego życiu wiadomo
tak niewiele, że dla wielu decyzja Sejmu może być kolejnym
paradoksem, tym razem współczesnej historii.
Okazją dla objęcia roku 2014 patronatem świętego
jest sześćsetletnia rocznica jego urodzin oraz dwustu
siedemdziesiąta piąta rocznica ustanowienia go patronem Polski.
"Sejm Rzeczypospolitej Polskiej, mając na
uwadze zasługi świętego dla naszego kraju, oddaje mu hołd" -
czytamy w pierwszym zdaniu uchwały. Niemałą burzę wśród posłów
wywołało trzecie zdanie uchwały, które ostatecznie przyjęto w
formie: "Niech pamięć jego działań, zmierzających do troski
całego Narodu o wspólne dobro w duchu sprawiedliwości społecznej
i miłości bliźniego, będzie fundamentem naszej tożsamości w
Europie". W pierwszej wersji projektu uchwały, którą
przedstawiła komisja pod przewodnictwem Andrzeja Dąbrowskiego,
pamięć o aktywności św. Jana z Dukli, miała być "fundamentem
naszej katolickiej tożsamości w Europie".
Sporny przymiotnik "katolicki" pojawiał
się i znikał z treści projektu, jeszcze przed samym głosowaniem w
sprawie patronatu św. Jana z Dukli. Posłowie toczyli o niego
batalię. Ostatecznie Sejm odrzucił poprawkę zgłoszoną przez
posłów PiS, która miała przywrócić sformułowanie z pierwotnej
wersji projektu. Jak argumentowała Małgorzata Kidawa-Błońska: -
Nie wiem, dlaczego państwo uparli się, by zawężać patrona roku
tylko dla katolików i dla tożsamości katolickiej Europy. To jest
postać tak ważna, że powinna być wzorem do naśladowania dla
całej Europy i dla wszystkich Polaków.
Patronat św. Jana z Dukli nie wydaje się wcale tak
oczywisty. Znamy tylko orientacyjną datę urodzin świętego,
niewiele wiemy na temat jego życia. Punktowane przez komisję
pracującą nad projektem uchwały argumenty pochodzą głównie z
przekazów hagiograficznych i skupiają się na pośmiertnych
zasługach Duklanina. Jak zatem możemy odczytywać ten osobliwy,
mimo wszystko, patronat? I jak poszukiwać w nim owych "wartości
uniwersalnych”.
Argument o ważności postaci nie spotkał się ze
zrozumieniem wszystkich posłów. Najsilniej sprzeciwiał się Roman
Kotliński z Twojego Ruchu. - W uzasadnieniu czytamy, że największą
zasługą Jana z Dukli było to, że obronił Lwów przed najazdem
Kozaków w XVII wieku, 200 lat po swojej śmierci. Mianowicie
lewitował nad Lwowem, fruwał, czy latał - ironizował poseł.
Historia ta faktycznie znana jest z wielu przekazów
i dotyczy oblężenia Lwowa przez Tatarów w 1648 r. W relacji
XIX-wiecznego lwowskiego historyka, Ludwika Kubali, czytamy:
"Ten niespodziewany odwrót nieprzyjaciela, a z
nim ocalenie miasta, przypisywano cudowi i opowiadano, że
Chmielnicki i Tuchajbej ujrzeli w chmurach wieczornych nad klasztorem
bernardynów postać zakonnika klęczącego z wzniesionymi rękami i
widokiem tym przestraszeni dali znak do odwrotu. OO. Bernardyni
uznali, że to był błogosławiony Jan z Dukli".
Świadkami tego objawienia byli podobno dwaj
mieszczanie, Maciej Szykowicz i Mikołaj Bernacik, którzy
potwierdzili swoje zeznania nie tylko przed radą miejską, ale
również przed samym królem Janem Kazimierzem. Zasadne wydaje się
jednak pytanie o to, czy faktycznie owo objawienie powinno być
głównym argumentem w sprawie patronatu św. Jana z Dukli. Dla nas w
1914 roku?
Jan urodził się około 1414 roku w Dukli, zmarł
70 lat później we Lwowie. Dukla to obecnie bardzo małe miasto w
województwie podkarpackim. Jej ludność liczy niewiele ponad 2 tys.
mieszkańców. To miejsce z bogatą historią, o której niewiele już
jednak przypomina.
W czasach św. Jana Dukla była miastem ważnym,
przede wszystkim dlatego, że wiodła przez nią droga na Węgry –
jeden z największych szlaków handlowych ówczesnej Europy. Feliks
Koneczny (1862-1949), polski historyk o nachyleniu
narodowo-katolickim, którego prace są cennym źródłem informacji
o życiu Jana z Dukli, niewiele pisze o rodzinie świętego. Jan miał
wywodzić się z mieszczan. W 1435 roku jako 21-letni młodzian
rozpoczął naukę na Uniwersytecie Jagiellońskim. Niestety z powodu
kłopotów finansowych, szybko musiał zrezygnować ze studiów i
powrócić do rodzinnego miasteczka.
Jego przyjazd do Dukli był początkiem gwałtownej
przemiany. Jak pisał Koneczny: "Przejęty żarem powołania
duchownego, a pełen żalu z powodu doznanych zawodów, usuwa się od
ludzi. Wycofawszy się od wszelkich związków z otoczeniem, osiadł
w puszczy leśnej pod wsią Cergową opodal Dukli". Jan zaszył
się w grocie skalnej na wzgórzu Zaśpit w Trzciance koło Dukli.
Wiódł tam życie pustelnicze, wypełnione umartwianiem się i
modlitwą.
Pustelnię opuścił po około trzech latach. Według przekazów
Konecznego, zrobił to za namową św. Jana Kantego, który
przechodził przez Wąwóz Dukielski w czasie swojej pielgrzymki z
Rzymu do Palestyny. On to właśnie skłonił pustelnika, by wstąpił
do klasztoru.
W zakonie franciszkanów Jan został gruntownie
przygotowany do pełnienia roli kapłana. Żył ściśle według
franciszkańskiej reguły. Rozdał majątek ubogim, był oddany pracy
misyjnej i rekolekcyjnej. Szybko dał się poznać jako wybitny
spowiednik i kaznodzieja.
Jan z Dukli zapisał się w historii zakonów
franciszkańskich w Krośnie i Lwowie jako gwardian, czyli
przełożony. Prawdopodobnie pomiędzy rokiem 1443-1461 pełnił
urząd kustosza. W 1463 roku mając 60 lat, przeniósł się do
zakonu bernardynów.
W zakonie bernardynów Jan nie pełnił istotnych
funkcji, przynajmniej nie zachowały się żadne źródła, które
coś by na ten temat mówiły. Prawdopodobnie chciał wieść życie
spokojne i ciche, wypełnione gorliwą modlitwą. Wsławił się tam
jako wyznawca kultu Maryjnego. Pod koniec życia stracił wzrok, miał
również poważne problemy z nogami. Zmarł 29 września 1484 roku
we Lwowie.
Po śmierci Jana z Dukli bardzo szybko rozwinął
się jego kult. Był on żywy nie tylko wśród katolików, ale
również wśród prawosławnych i Ormian. "Przy grobie
Duklanina działy się liczne cuda. Odzyskiwali zdrowie nie tylko
katolicy, lecz również Rusini i Ormianie, wtedy jeszcze
schizmatycy. A zatem modlili się do niego także prawosławni;
nawracał ich jeszcze po śmierci", pisał Koneczny. Owo
nawracanie było jednak sprawą wysoce problematyczną. Mikołejko,
nawiązując do działalności misyjnej Jana z Dukli, zaznaczał
wyraźnie: "nie był to żaden ekumenizm, lecz nawracanie na
katolicyzm".
Jan z Dukli już za swojego życia wsławił się w
obronie ziem chrześcijańskich przed muzułmanami. W 1474 roku,
kiedy Tatarzy oblegali Lwów, Jan z Dukli urządził uroczystą
procesję wokół miejskich murów. Swoją postawą dodał na tyle
otuchy mieszkańcom, że Ci nie tylko obronili miasto, ale także
przepędzili Tatarów daleko poza jego granice. "Nazywano odtąd
tego świętego męża »gromem na bisurmanów«", pisał Feliks
Koneczny.
Wobec doniesień o licznych cudach, które dokonać
się miały po śmierci św. Jana, jego grób stał się celem
licznych pielgrzymek. Wśród pątników nie zabrakło również
koronowanych głów. Do miejsca spoczynku bernardyna podróżowali
m.in. Zygmunt III Waza, Władysław IV Waza, Jan Kazimierz, Michał
Korybut Wiśniowiecki czy nawet Jan III Sobieski. Wizyta tego
ostatniego ma znaczenie w kontekście jego wygranej walki z siłami
imperium osmańskiego pod Wiedniem w 1683 r.
W 1733 roku papież Klemens XII ogłosił Jana z
Dukli błogosławionym, a w 1739 roku patronem Korony i Litwy. Proces
kanonizacyjny rozpoczął się w Rzymie w roku 1948. Duklanina
kanonizował papież Jan Paweł II w Krośnie 10 czerwca 1997 roku.
Kościół katolicki obchodzi jego wspomnienie liturgiczne 8 lipca.
Relikwie świętego od 1945 roku znajdowały się w rzeszowskim
kościele bernardynów, zaś od 1974 roku w rodzinnej Dukli, również
w kościele bernardynów.
Św. Jan z Dukli jest patronem archidiecezji
przemyskiej i Lwowa. Patronuje także rycerstwu polskiemu. Od 2007
jest też patronem "Centrum Onkologii Ziemi Lubelskiej".
Co
najważniejsze św. Jan z Dukli jest patronem wszystkich Polaków,
każdego dnia 2014 roku, bo
taka jest uchwała naszego Sejmu.
Co oznacza ów patronat? Pewną odpowiedź niesie zakończenie
uchwały:
"Św.
Jan z Dukli żyjąc zgodnie z testamentem i regułą św. Franciszka
z Asyżu jest wzorem troski o drugiego człowieka w duchu miłości
bliźniego i sprawiedliwości społecznej, reprezentuje ideał
jedności Narodów. Takie przesłanki są trwałym fundamentem do
budowy zarówno życia osobistego, jak i publicznego".
Co znaczy
w przypadku świętego Jana z Dukli określenie „ideał jedności
Narodów”, albo co
miała na myśli komisja, pisząc dalej: "Życie świętego
Jana z Dukli jest przeciwieństwem dehumanizacji i depersonalizacji
naszego życia społecznego"? To
nie jedno z nasuwających się pytań,
Trudno powiedzieć, czy życiorys tego surowego pustelnika,
oddalonego jednak od - pełnych miłosierdzia i opartych na
naśladownictwie Chrystusa - zasad świętego Franciszka
z Asyżu, może być dla Polaków jakąkolwiek wyraźną wskazówką.
Taki
wniosek wysnuwa Emilia Padoł, autorka artykułu na
stronie internetowej „gazeta pl”,
z
którego
skorzystałem
w tym poście
Pocieszam się jednym.
Jan z Dukli ogłoszony patronem roku 2014 w III RP w razie
jakiegokolwiek zagrożenia pojawi się jak ongiś nad murami Lwowa,
klęcząc z rękoma uniesionymi w niebiosa i w ten sposób
przestraszy złowrogie moce, przynosząc nam, narodowi
przesiąkniętemu humanitaryzmem i miłością do bliźniego,
ratunek i pełne bezpieczeństwo. Rzecz najważniejsza, pamiętajmy
kto jest patronem roku 2014 ogłoszonym przez naszą najwyższą
władzę ustawodawczą i ufajmy, że w w momencie zagrożenia dla
Polski tak jak ongiś „uchroni nas od burzy”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz