Motto:
Czy obchodzi ciebie gasnące światło
może znasz śpiew bieszczadzkich gór
płynące wody tętniących strumieni
obmywają wysiłek życia
słodko szeleszczą listki płatki ziół
potem pszczół
wsparta na kiju staruszka dłoń
wspomnieniami podpiera się
roznosząc pyłek życia rodzinnych stron
a ptak
w najcichszym oddechu powietrza
unosi jego radość
ponad
wielobarwność roześmianych kwiatów
na naprężonych łodyżkach
wznoszących dziecięce główki
wielotwarz nieba
z pokorą się pochyla
w szum pulsujący
gdy kończy się czyjś czas
(16.08.2018. Danuta Capliez-Delcroix Bylińska)
Z początkiem lipca tuż przed wyprawą rowerową w Bieszczady knurowski tramp, a zarazem poeta, ex-sztygar kopalni Szczygłowice, ale także głuszycki patriota, Marek Juszczak, napisał do mnie w poczcie mailowej:
Wczorajszy
wieczór spędziłem na pakowaniu sakw i oglądaniu meczu. Byłem jeszcze u
mechanika z rowerem i kończę pakowanie. Mam nadzieję, że pogoda w Bieszczadach
będzie lepsza niż do tej pory. Obawiam się trochę rozzuchwalonych wilków i
niedźwiedzi, bo jak czytam na portalu o Bieszczadach, to sobie podchodzą do
ludzi i ludzkich siedzib...No ale miejmy nadzieję, że mnie ominą szerokim
łukiem. Jeśli będę miał możliwość to się odezwę, ale będę musiał oszczędzać
baterię w telefonie. PIERWSZY KROK w BIESZCZADACH to będzie Komańcza. Mam
wstępnie zgodę Przełożonej Sióstr Nazaretanek, że będę mógł się tam zatrzymać
3-4 dni...być może ich wstawiennictwo pomoże mi w dalszej podróży....no ale
dość żartów. Chcę trochę pochodzić po górach...oraz iść śladami Stasiuka, Stachury
i Harasymowicza. Zahaczę również o Słowację.
No i stało się to, co było do przewidzenia. Udało
się, bo ani wilki, ani niedźwiedzie nie zrobiły Markowi krzywdy, Znany nam z
moich licznych postów blogowych, a myślę że dla wielu Czytelników także
osobiście, Marek Juszczak, którego mamy okazję gościć dość często w głuszyckim
Centrum Kultury, w szkołach i przy innych okazjach, miłośnik pięknego języka,
tudzież jazdy na rowerze i tym razem nie zawiódł. Przez cały miesiąc odizolował
się od świata, zdając się na własne siły, jeśli chodzi o podróżowanie i na
niezbędne minimum pomocy ze strony życzliwych mieszkańców polskich i słowackich
Bieszczadów, zdołał więc osiągnąć cel swej podróży i wrócić szczęśliwie do
Knurowa.
Oddaję głos ponownie Markowi, który po
zakończeniu eskapady napisał do mnie, co następuje:
Była to w większości moja samotna
wyprawa w miejsca gdzie nie było czasami prądu, zasięgu internetu i
komórek...dosłownie dzicz...Pogoda płatała figle, od upałów po potężne burze. Spotkałem
wielu ciekawych ludzi, znanych z seriali Discovery...Przystanek Bieszczady, jechałem
śladami Stasiuka, Harasymowicza Stachury, Przybosia, Andy Warchola.
Wyciszyłem się mieszkając tydzień w
Klasztorze w Komańczy...takie moje sacrum. Pracowałem ciężko z wypalaczami węgla
drzewnego w Maniowie i nabierałem sił w Polańczyku nad Soliną. Wędrowałem z
plecakiem po połoninach i na szczyty gór...na TARNICĘ. Wyprawa inna niż do tej
pory...nie gonił mnie czas…
Oto
skromne zapiski z kolejnej wyprawy rowerowej Marka, tym razem prawie że
krajowej, nie licząc małego wypadu na słowacką stronę Bieszczadów. Jestem
pewien, że Marek ma do opowiedzenia wiele interesujących szczegółów i że
spotkały go jak zawsze frapujące przygody, ale to wszystko wraz z kolekcją
znakomitych fotografii pozostawił na spotkanie, jakie zorganizujemy wkrótce w
naszym CK, kiedy odwiedzi znów nasze miasto.
Mój
post wzbogaciłem refleksyjną miniaturką Danuty, której wiersze mamy okazję poznać w internetowym facebooku. Myślę, że
poecie Markowi sprawi to dodatkową satysfakcję.
Nie
ukrywam, że traktuję mój dzisiejszy post jako zapowiedź kolejnego wieczoru z
Markiem, co może stanowić dobrą zachętę do takiego sposobu wykorzystania
wakacji. Nowych adeptów podróżowania
rowerem po Polsce wciąż przybywa, zaś nasze miasto Głuszyca staje się coraz bardziej
ważnym miejscem popularyzacji jazdy na rowerze, nie tylko w celach sportowych.
Piękna rowerowa podróż niezwyklego człowieka w ciągle mało znane Bieszczady. Na dodatek okraszona pięknym wierszem wspaniałej poetki i opisana przez wyjątkowego człowieka.
OdpowiedzUsuńBardzo, bardzo dziękuję.
Dziękuję Stokrotko za te słowa krzepiące jak zwykle i podnoszące na duchu. Miłej niedzieli !
OdpowiedzUsuńCiekawa wyprawa. Sam nie wybrałbym się nigdy na taką wyprawę. Natomiast Pana Marka podziwiam. Wprawdzie jeżdżę około 15 km dziennie to z Panem Markiem się nie porównuję..Proszę przy okazji złożyć mu gratulacje od rowerzysty amatora.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMyęlę, że to przeczyta, co napisałeś w komentarzu i będzie mu bardzo miło. Ma też gratulacie od p. Kalety i Stokrotki, a myslę że też od innych Czytelników. Ja też myślę, ze nie zdobyłbym się na taki wyczyn, oczywiście nawet kilkadziesiąt lat wcześniej. Ale Marek ma za sobą Biegun Północny, Bornholm i Morze Czarne, a ostatnio także trasę wzdłuż Dunaju. Tak więć Bieszczady, to dla niego "małe piwo". Życzę Ci Bronku miłych wrażeń na trasie wokół Piławy G. To też nie byle co...
UsuńTo miłe Stanisławie,że mogę gościć na Twoim poczytnym blogu.Dziękuję za miłe słowa Tobie i Twoim zacnym czytelnikom,to dopinguje do dalszych wyzwań.W Głuszycy bedziemy jak zawsze mogli porozmawiać o wielu sprawach w naszej ,,polowej,,kafejce pod świerkami...
OdpowiedzUsuń