Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

środa, 14 marca 2018

Złote kartki z historii okryć podziemnych sztolni "Riese"

największa sztolnia w podziemiach Osówki


Zagadkową inwestycją militarną III Rzeszy w Górach Sowich zainteresowała się w1964 roku warszawska gazeta „Kulisy. Express Wieczorny”. Pod jej auspicjami we współpracy z „Żołnierzem Wolności” oraz Główną Komisją do Badania Zbrodni Hitlerowskich zorganizowana została kilkunastoosobowa wyprawa w Góry Sowie złożona z żołnierzy saperów i specjalistów grotołazów.

Okazało się, że ten spontanicznie zaimprowizowany rekonesans zrobił piorunujące wrażenie na uczestnikach.  W zamieszczonym na pierwszej stronie artykule pod  tytułem „Czy kryptonim „Wielka Sowa” kryje w sobie tajemnicę Wunderwaffe von Brauna ?” czytamy: „po przeczesaniu terenu o przestrzeni kilkunastu kilometrów zlokalizowanych zostało 19 wejść i otworów podziemnych tuneli, zamaskowane i ukryte w lasach, prowadzące w głąb ziemi sztolnie, prostokątne bunkry wielkości kamienicy wbudowane w ziemię, sztuczny las posadzony w beczkach dla zamaskowania terenu, pozostałości obozowych baraków, resztki wysadzonych budynków, wykopy, nasypy, bunkry. Samo przejście labiryntu, a raczej szachownicy podziemnych korytarzy, gdyż przecinają się one ze sobą pod kątem prostym i dokładne ich zbadanie – to robota na wiele tygodni dla kilku takich grup jak nasza. A przecież warto by jeszcze spróbować usunąć z drogi przeszkody i przynajmniej w kilku miejscach przebić się przez zwały kamiennego gruzu, w głąb zasypanych podziemi, aby przekonać się, co usiłowali ukryć przed ludzkim okiem ci, którzy je zawalili.”

I dalej bardzo znamienna refleksja autorów artykułu:

„Jedno jest pewne: jeżeli hitlerowski przemysł zbrojeniowy wyczerpawszy niemal wszystkie rezerwy stali i betonu na budowę wału atlantyckiego i umocnień na wschodzie, podjął się zakrojonej na tak wielką skalę budowy podziemnych i naziemnych instalacji urządzeń wojennych, to musiała to być na pewno sprawa o pierwszorzędnym znaczeniu strategicznym.”

Trzeba z uznaniem i podziwem odnieść się do wniosków grupy autorów artykułu, B. Świątkiewicza i B. Węgierskiego, którzy nie ulegli  pogłoskom o kwaterze Hitlera w Górach Sowich.  Z obserwacji poczynionych przez grupę poszukiwaczy wynikało jasno, że tak szeroko zakrojona i z takim rozmachem prowadzona inwestycja musiała służyć znacznie poważniejszym celom.

Duża część artykułu w „Kulisach”  poświęcona jest makabrycznym warunkom, w jakich wykonywane były roboty górnicze i budowlane przez dziesiątki tysięcy najpierw jeńców wojennych z całej Europy, a następnie więźniów obozu koncentracyjnego Gross Rosen. Cytowane są listy Czytelników, byłych więźniów pracujących przy drążeniu podziemnych tuneli w Górach Sowich, którym cudem udało się uratować życie.

Interesujące jest zakończenie artykułu, gdzie odkrywamy zagadkę zasygnalizowaną w jego tytule, a dotyczącą tajemnicy Wernhera von Brauna:

„Jest pewien człowiek w Ameryce, który mógłby uchylić rąbka tajemnicy i powiedzieć, jakim celom służyły instalowane tu żelazo-betonowe urządzenia. Znamy jego adres i wiemy, że dalej interesuje się tymi sprawami, i pracuje w tym samym zawodzie  - na innym terenie. Tym człowiekiem jest Werner von Braun, dyrektor techniczny paliw płynnych i wyrzutni rakietowych w Peenemünde, generalny dowódca i ekspert od tych spraw w czasie wojny w Trzeciej Rzeszy Hitlera, a obecnie obywatel amerykański, zamieszkały w stanie Alabama i będący na usługach USA.

Możemy się domyślić, że nie było takich możliwości, by dotrzeć i cokolwiek wydobyć od pracującego wówczas dla Amerykanów niemieckiego naukowca von Brauna. Był to czas „zimnej wojny” pomiędzy Wschodem i Zachodem, a tajemnice hitlerowskich planów produkcji zbrojeniowej chronione są przez wszystkie wywiady państw zainteresowanych do dziś, mimo że mamy już NATO i Unię Europejską.

Ale „Kulisy” nie zrezygnowały tak łatwo z interesującego tematu – zagadki: co się kryje w tajemniczych podziemiach Włodarza. 

czeluście podziemne budzące grozę i zdumienie
 
W kilka lat później, w 1971 roku przybyła tutaj następna grupa wywiadowcza, tym razem złożona z uczniów IV Liceum Ogólnokształcącego nr 5 w Warszawie oraz członków klubu turystyki pieszej „Nietoperz” z Wałbrzycha. Akcja „Sowa 71” miała na celu penetrację i sporządzenie planów podziemi w Walimiu i okolicach oraz zebranie materiałów na temat przemysłu zbrojeniowego III Rzeszy. Głównym organizatorem ekspedycji był młody licealista z Warszawy, Zbyszek Dawidowicz, zainspirowany  artykułami na ten temat w stołecznej prasie. To właśnie jemu w dużej części poświęciła obszerny artykuł w „Kulisach” Lilianna Olchowik. Oto co dowiadujemy się o efektach tej wyprawy, która rozpoczęła się 26 czerwca z udziałem 13 uczestników, zaopatrzonych w niezbędne narzędzia i sprzęt prze Ligę Obrony Kraju.:

„Spędzili w Walimiu ponad miesiąc. Udało im się przy pomocy Kazimierza Fedorowicza, przewodniczącego Koła ZBoWiD w Walimiu, który praktycznie sam usiłuje opiekować się olbrzymim terenem, przemierzyć kilkadziesiąt kilometrów tuneli. Odkryli nieznane jeszcze odcinki lochów na zboczu Jawornika, dotarli do komory składającej się z trzech sal, w której gazowano więźniów spalinami, mierzyli głębokość sztolni ukrytych w lesie, zbierali relacje mieszkańców okolicznych miejscowości, troskliwie zabezpieczali każdy ślad męczeństwa więźniów drążących ongiś fortecę.”

Zbyszek Dawidowicz miał wielkie plany zabezpieczenia i ochrony miejsc, gdzie prowadzone były roboty w kompleksie „Riese”. Ale miał przed sobą studia na wydziale historycznym Uniwersytetu Warszawskiego, ale po studiach nie przestał interesować się tajemnicą Gór Sowich. Wiadomo, że pozostał wierny do dziś swej młodzieńczej pasji, podobnie jak późniejszy inny odkrywca, Jerzy Cera z Krakowa. Obaj prowadzą nadal badania i piszą książki rozszerzające wiedzę o niemieckich wojskowych przedsięwzięciach inwestycyjnych na tym terenie.



Nie ma w tym nic dziwnego,  wierny Warszawie Zbyszek Dawidowicz mimo upływu lat jest wciąż z nami, od czasu do czasu przyjeżdża w Góry Sowie by zaobserwować jaki jest postęp prac odkrywczych tajemniczego „Olbrzyma”.

Dziś już nie ma wątpliwości co do faktycznych planów sztabu wojennego A. Hitlera w Górach Sowich. W tej chwili zagadką jest nad jakimi konkretnymi rodzajami broni mieli pracować naukowcy w tutejszych podziemnych laboratoriach, co miało tam być wytwarzane i czy miała to być broń nuklearna. W książce, o której już pisałem w moim blogu, „Podziemia III Rzeszy” Jerzego Rostkowskiego, poznajemy w szczegółach plany produkcji bomby atomowej w podziemiach kopalnianych pod Wałbrzychem. Jedne i drugie podziemia (pod Wałbrzychem i w Górach Sowich) miały zapewne stanowić system naczyń połączonych, tak jak cały region wałbrzyski miał się stać centrum przemysłu zbrojeniowego III Rzeszy.



4 komentarze:

  1. Wielkie uznanie dla autora blogu mojego przyjaciela Staszka oraz dla Pana Zbigniewa Dawidowicza z W-wy,który przyczynił się do odkrycia tuneli pod Olbrzymem.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To było na owe czasy rewelacyjne odkrycia. Tak opisywano je w prasie i na tym się kończyło. Trudno dziś pojąć dlaczego w tej tak newralgicznej sprawie jak wojenne III Rzeszy Hitlera istniała tajemnicza "zmowa milczenia". Zbigniew Dawidowicz wspomina o tym w swojej książce "Riese" Hitlerowskie Podziemia śmierci". Znajdujemy w niej pasjonujacy opis jednej z pierwszych amatorskich ekspedycji badawczych w G. Sowich.

      Usuń
  2. I ja pozostawiam wyrazy uznania dla Pana Zbigniewa Dawidowicza i Pana Stanisława Michalika.
    Pozdrawiam też serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Stokrotko za słowa uznania pod moim adresem, ale ja jestem tylko "małym pisarczykiem z Głuszycy", który dostrzega wagę i znaczenie dokonań młodych zapaleńców z Warszawy w pierwszych latach 70-tych. Nawet gdyby to miała być kwatera Hitlera, to warto było tą sprawą się zainteresować, skoro Gierłoża k. Kętrzyna cieszyła się takim rozgłosem nie tylko w Polsce. Tymczasem okazało się, że ogrom tej podziemnej inwestycji przerasta najśmielsze wyobrażenia. Okazuje się, że młodzieńcza pasja odkrywcza Zbyszka Dawidowicza nie poszła na marne, chociaż trzeba było z tym poczekać do przełomu solidarnościowego. dziękuję Styokrotko za komentarz.

      Usuń