Zamek "Książ" wciąż zagadką w tyn co się kryje pod ziemią |
Już od dawna zastanawiałem się nad tym, czy powracać do tego
tematu. O zagadkowej i niezidentyfikowanej do końca osobie inżyniera Antoniego
Dalmusa, jednego z głównych budowniczych kompleksu „Riese”, spisano już
całe tomy. Sam osobiście rozwijałem gdzie się tylko dało ten frapujący wątek.
Drugą zagadką, mniej znaną, ale niemniej interesującą, jest korespondent
„Trybuny Wałbrzyskiej” z 1959 roku o
nazwisku Ryszard Makowski. To właśnie on przesłał redakcji w parę lat po
cyklu artykułów Z. Mosingiewicza o podziemiach Gór Sowich sensacyjne informacje
o tym, że Antoni Dalmus żyje i ma się dobrze, że przekazał mu wiele interesujących szczegółów o „Riese”.
To był plon długotrwałych poszukiwań Ryszarda Makowskiego.
Powinny one poruszyć „niebo i ziemię”, by jak najszybciej odsłonić tajemnice
tego kompleksu. Niestety, nic takiego wówczas się nie stało, mimo że jak donosi
Redakcja TW po opublikowaniu materiałów zgłosili się ludzie, którzy kiedyś, w
przeszłości, mieli coś wspólnego z tymi podziemiami. Przede wszystkim byli to
robotnicy i więźniowie zatrudnieni przy drążeniu podziemnych tuneli. Tajemnicą
„Riese” zainteresowało się także „Polskie Radio” i popularny tygodnik „Świat”
przysyłając do redakcji TW specjalnych wysłanników. Znamiennym było jednak to, że po ukazaniu się
kilkuczęściowego reportażu nie zgłosił się nikt z tzw. czynników oficjalnych.
Nikt nie zabrał głosu. Po prostu sprawę podziemi traktowano jako coś nieistniejącego.
Z relacji Ryszarda Makowskiego wynikało, że Antoni Dalmus
był inżynierem, głównym energetykiem w jednym z dużych zakładów przemysłowych
na Opolszczyźnie, w Prudniku. (Przypominam, to miało miejsce w 1959 roku).
Liczył sobie już wtedy 65 lat życia. Był typowym służbistą - „ordnung mus
sein”, „Dienst is Dienst”... Przez wiele lat służył w wojsku. Miał ukończone
dwa fakultety: Technichchochschule - Berlin i Technischebauhochschule - Wiedeń.
W okresie I wojny był w wojsku w stopniu leutnanta wojsk
technicznych. W ostatniej wojnie nosił mundur majora, ale funkcje które
zajmował były ważniejsze niż stopień wojskowy. Miał doskonałą pamięć. Dokładnie
pamiętał wszystkie daty. Bez zająknienia wymieniał wysokość racji żywnościowych
jakie pobierali robotnicy i więźniowie pracujący pod ziemią i na powierzchni.
Pamiętał nazwiska Żydów, którzy w celach samobójczych rzucali się pod koła
pociągu. Znał nazwiska osób, które przechowywały zbiegów, dopomagały im w
uzyskaniu cywilnego ubrania fałszywych dokumentów. Znał wiele ciekawych
szczegółów, ale nie pamiętał lub nie chciał pamiętać wiele innych istotnych
faktów...
Znał osobiście wielu dygnitarzy III Rzeszy. Często bywał w
sztabach, gdzie przez jakiś czas był doradcą w sprawach budownictwa
fortyfikacyjnego. Jego serdecznym przyjacielem był słynny „lis pustyni”, który
tak dobrze dał się poznać Anglikom pod El Alamein w Libii - generał Rommel. Z
generałem tym, już po jego powrocie z Afryki wielokrotnie spotykał się na
terenie Francji w czasie budowy „Wału Atlantyckiego”.
wybetonowana część podziemi "Osówki" w Głuszycy |
Po zwycięskiej ofensywie wojsk radzieckich gdy front szybko
zbliżał się do granic byłych Prus Wschodnich naczelne dowództwo niemieckich sił
zbrojnych zdecydowało przenieść kwaterę Hitlera na inne tereny. Rozważano wiele
możliwości jej lokalizacji. Były różne propozycje, ale wybór jednak padł na
okolice Wałbrzycha. Dlaczego?... Podobno zadecydowało położenie geograficzne.
Proszę sprawdzić na mapie. Linia proste przeprowadzone od Przylądka Północnego
(Norwegia 25 południk) na wschód od Greenwich do Przylądka Passera (Włochy,
Sycylia 15 południk) i do miasta Ufy znajdującego się na krańcach Europy przed
górami Ural krzyżują się w pobliżu
Wałbrzycha.
Biorąc pod uwagę ewentualną inwazję Amerykanów na zachodzie,
miejsce to było znacznie oddalone od Atlantyku. Z południa kwaterę broniły
liczne pasma górskie a przede wszystkim Alpy. Od neutralnej Szwecji i Bałtyku
Niemcy czuli się zabezpieczeni. Nikt nigdy nie przypuszczał, że ze wschodu
związek Radziecki przysłowiowy jak mówili Niemcy „kolos na glinianych nogach” -
potrafi się nie tylko bohatersko bronić, ale i atakując trafić w samo serce III
Rzeszy, do Berlina. Sztab niemiecki widać wszystko przewidywał, ale nie liczył
się z wielką zwycięską ofensywą Armii Czerwonej.
W roku 1943 wyznaczono miejscowości i okolice w których
miały się mieścić betonowe schrony siedziby Hitlera, Goeringa, Himmlera i
innych dostojników. Wybór padł na Góry Sowie (Eulen Gebirge). Latem 1943 roku
do Walimia, Jugowic, Nowej Rudy, Ludwikowic, Głuszycy, Jedlinki i Wałbrzycha
przyjechali niemieccy geolodzy. To oni właśnie ostatecznie orzekli, że Góry
Sowie są górami starymi, niepodlegającymi już gwałtownym ruchom tektonicznym.
W październiku tego samego roku przytransportowano duże
ilości różnego sprzętu budowlanego. Narody podbite dostarczały odpowiedniej
siły roboczej. Specjalistów od podziemnych tuneli i betonowych budowli
sprowadzono z Włoch, Francji, Norwegii, Austrii i naturalnie z Niemiec.
Fachowcy ci, to długoletni pracownicy zatrudnieni przy budowie osławionej
„Linii Zygfryda” (niemiecki odpowiednik francuskiej Linii Maginota), Wału
Atlantyckiego, kwater w Berchtesgaden, w Kętrzynie i innych tego typu
inwestycji.
„Nasz” major A.D. przyjechał do Walimia wprost z Cherbourga,
gdzie nadzorował budowę ostatnich umocnień Wału. Oddelegowany został po to, aby
„zrobić porządek na tej baustelli” (w Walimiu). Tak mieli się wyrazić jego
zwierzchnicy. A trzeba tu powiedzieć, że na budowach tych panował bezład i
korupcja. Kradzież materiałów i artykułów żywnościowych była na porządku
dziennym.
W tym czasie (jesień 1943 roku) w Jedlinie, w byłej
rezydencji pewnego barona (pałac w Jedlince), znajdowała się główna siedziba
generalnego zarządcy budowy - generała Majera. Tu także, w tej miejscowości,
znajdował się obóz dyspozycyjny - rozdzielczy (obok Fabryki Papy) siły roboczej
- więźniów i robotników. Była to główna baza zaopatrzeniowa, materiałów
budowlanych, sprzętu, mieszkali tu najlepsi różnego rodzaju fachowcy. Stąd
kierowali oni byli na poszczególne odcinki robót.
podziemne sztolnie Osówki |
O rozmachu tej kolosalnej inwestycji i tempie tej budowy
niech świadczy fakt, że przy drążeniu podziemi pracowały 23 wielkie firmy.
Między innymi firmy (Weiss und Freilag”, dalej „Filip Holzman”, „Dywidag” i
inne). Te wszystkie firmy (różnych specjalności) miały do swej dyspozycji 38 tysięcy
robotników. Według słów majora A.D. zatrudnionych tu było 18 tys. Żydów, 12
tys. Włochów. Do pozostałej reszty zaliczano Polaków (ale nie Żydów obywateli
polskich), Ukraińców, Rosjan i Serbów. Poza Żydami, których przywieziono tu z
gett całej podbitej Europy, pozostali robotnicy to byli przeważnie ludzie
pochwyceni w ulicznych łapankach. Poza 38 tysiącami więźniów i przymusowych
robotników pracował tu liczny nadzór techniczny, administracyjny, brygada
Organizacji Todt oraz około 5 tysięcy wachmanów z oddziałów SS. Ogółem liczba
zaangażowanych przy tej gigantycznej budowie ludzi sięgała 50 tys. !
Roboty wykonywano nie tylko ręcznie (tania siła robocza) ale
i przy pomocy najnowszych w tym czasie maszyn budowlanych. Wystarczy tu
wymienić ogromne agregaty prądotwórcze, potężne kompresory poruszające tysiące
pneumatycznych wiertarek drążących skały, elektryczne sprężarki itp., itp.
O pośpiechu przy tej budowie świadczy to, że normalnie na
budowach używa się 300-400 litrowe betoniarki. Przy tej inwestycji używane były
betoniarki o pojemności 4 tys. litrów, a więc 10 razy większe niż normalne.
Ryszard Makowski podaje dalsze szczegóły życia obozowego
Żydów i robotników. Największy obóz znajdował się przy kamieniołomach w
Głuszycy. Przy stacji kolejowej Głuszyca Górna był obóz liczący około 300
kobiet żydowskich. Zatrudnione były przy innych pracach... Duży obóz znajdował
się w Jugowicach Górnych, następnie w Kolcach (Fabryka Dywanów), obok stacji
Ludwikowic. Obowiązki „kapo”w tych obozach pełnili przeważnie sami Żydzi, z
czasem Niemcy, kryminaliści. Jak nas poinformował A.D. w Głuszycy Dolnej w
obozie kapem był sam rabin. Z zawieruchy wojennej podobno ocalał, a obecnie
przebywa w Izraelu. Cieszył się on wielkim uznaniem Żydów jak i Niemców.
Odkrycia Ryszarda Makowskiego były na owe czasy rzeczywiście
rewelacyjne, Może zbyt fantastyczne i dlatego potraktowane jak baśń „z tysiąca
i jednej nocy”. Rzecz dość dziwna, bo o Antonim Dalmusie znacznie wcześniej w
TW napisał dość sporo Z. Mosingiewicz. Trudno pojąć z jakich powodów Antoni
Dalmus zyskał ochronę osobistą ze strony bezpieki, skutkiem czego niemiecki
oficer i inżynier budowy „Riese” mógł
spokojnie po wojnie przebywać i pracować w Polsce.
Ryszard Makowski dał się uwieść A.D, którego ideą fix, jak
się okazuje, było wyprowadzenie w maliny wszystkich zainteresowanych
podziemiami w Górach Sowich, że to miała być kwatera Hitlera. Chodziło o
ukrycie militarnego przeznaczenia Riese. Ale wszystkie inne szczegóły dotyczące
rozmachu tej inwestycji i warunków, w jakich była realizowana są jak
najbardziej prawdopodobne. Szkoda, że o Ryszardzie Makowskim wiemy tak
niewiele, a przecież warto docenić jego trud w odsłonięciu tajemnic kompleksu
„Riese”.
Myślę, że warto powracać przy każdej okazji do zagadek
ostatniej wojny w Górach Sowich, tak ważnych z chwilą, kiedy wreszcie po
upływie półwiecza nieco szerzej otwarły się wrota zainteresowania i oficjalnych
dociekań badawczych związanych z tajemniczą niemiecką inwestycja militarną w
Górach Sowich.
Z ogromnym aplauzem przyjąłem wiadomość, że jeszcze w tym
roku jesienią zostaną otwarte podziemia
zamku Książ. To może stanowić dobry wstęp do dalszych poszukiwań. Wiadomo
przecież, że do zwiedzania udostępniona będzie tylko część podziemnej budowli.
Pozostała jest zablokowana zawałem, a jego usunięcie nie jest łatwe z uwagi na
to, że w książańskich podziemiach znajduje się biuro badawcze ruchów
górotwórczych i trzęsień ziemi Instytutu Naukowego z Warszawy. Być może pojawią
się ludzie, którzy znajdą rozwiązania pozwalające dotrzeć do zamkniętej części
podziemi. Tylko w ten sposób można będzie odsłonić największą zagadkę „Riese”.
Staszku.Kolejny bardzo dobry tekst na temat"Riese".Jak na historyka przystało potwierdzasz swoją wiedzę dostępnymi zródłami. Ciekawa jest osoba Antoniego Dalmusa,inżyniera,który zajmował się od 1943 r. budową kompleksu Riese,a następnie po wojnie zacierał ślady przeznaczenia tego kompleksu.Zaraz tą Twoją wiedzę udostępniam moim znajomym.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńKolejne karty historii... z zainteresowaniem - otwieram, dziękuję - za treść bogatą. Pozdrawiam... Staszku :)
OdpowiedzUsuń