Swego czasu dostałem pocztówkę z Istambułu. W
latach szkolnych skakałbym z radości, bo był na niej oryginalny znaczek Turkiye
Cumhuriyeti Posta za 1.30 türk (ras). Na odwrocie zaś fotografia zabytkowej
części miasta nad Cieśniną Bosfor z monumentalną katedrą Hagia Sophia, obraz barwny, przejrzysty,
egzotyczny. Ten widoczek ucieszył mnie
bardziej niż znaczek. Naczytałem się o tym zabytku sztuki bizantyjskiej,
którego początki sięgają roku 325 n.e.,
czyli czasów Konstantyna Wielkiego. To on jako pierwszy z cezarów rzymskich
przyjął chrześcijaństwo i przeniósł stolicę Cesarstwa z Rzymu do Bizancjum,
nazwanego później od jego imienia Konstantynopolem. Zawsze marzyłem by to cudo
zobaczyć i doznać podobnych wrażeń jak wtedy, gdy z moim serdecznym druhem,
Bronkiem z Piławy Górnej, wspinaliśmy się schodami Propyleje na ateńską górkę
Akropol by podziwiać boską Atenę Promachos, Kariatydy dźwigające na barkach
strop Erechtejonu i najważniejszą budowlę starożytną - świątynię Partenon. Było to sporo lat temu, a
naszą podróż odbyliśmy cudem ówczesnej techniki motoryzacyjnej, tyskim fiatem
126p, potocznie zwanym „maluchem”. Auto było po przeglądzie, toteż udało nam
się po trzech dobach dojechać do Aten z kilkoma tylko przystankami remontowymi
(wymiana łożyska, wyciek płynu hamulcowego). O drodze powrotnej nie będę
wspominał, bo obiecałem sobie, że będę zawsze zapamiętywał rzeczy przyjemne.
Przyjemną była satysfakcja, kiedy tubylcy w Atenach na widok naszej „maszyny”
stukali się w czoło z podziwu, a może zdumienia.
Istambuł widziałem potem na własne oczy, ale z
okien samolotu. I było to nocą. Pilot obniżył znacznie pułap lotu i wtedy
ujrzałem łuny świateł wielkiego miasta po obu stronach kanału, niekończące się
girlandy oświetlonych ulic i placów, różnokolorowe neony i reklamy, poruszające
się jak w mrowisku pojazdy, przycumowane do brzegu pudełka statków, coś czego
się nigdy nie zapomni. Ale wtedy leciałem na „wyspę szczęścia”, gorący,
olśniewający słońcem Cypr.
Kolorowa widokówka z Istambułu ożywiła
wspomnienia z egzotycznych dla mnie podróży, których miałem niewiele i być może
dlatego tak ważnych, pełnych podziwu i wzruszenia. Ale ta pocztówka wzbudziła
mój podziw jeszcze z innego powodu.
Przysłał mi ją nie kto inny, tylko Marek
Juszczak, nasz rodzimy górnik – poeta, który swego czasu wyemigrował z Głuszycy
do Knurowa, tam się zagnieździł na stałe, w kopalni Szczygłowice awansował na
sztygara i wreszcie – dorobił się emerytury. Ma to tę zaletę, że teraz nie musi
już czekać miesiącami na urlop, by realizować swoje uboczne „szaleństwo”. Taki
właśnie epitet mi się nasunął, bo nazwanie tego co robi zwyczajnym hobby, to
zdecydowanie za mało. Tak mógłbym nazwać inną jego pasję – pisanie wierszy.
Natomiast Marek do Istambułu dotarł
najtańszym, najbardziej ekologicznym, najzwyczajniejszym środkiem
lokomocji, a mianowicie rowerem. I to właśnie budzi mój
nieustający podziw.
Oto właśnie wciąż jeszcze żywe reminiscencje,
które skłoniły mnie, by sięgnąć do kart historii
Imperium Osmańskiego i przypomnieć moim Czytelnikom to, co mogło ulec
zapomnieniu, a co wydaje się ogromnie ważne i interesujące.
Zacznę od oficjalnego
tytułu jednego z władców państwa, o którym chcę opowiedzieć, by pamięć o minionych i to wcale nie tak odległych
czasach pozwoliła nam spojrzeć na to, co się dziś dzieje wokół nas innymi
oczami.
„Sułtan nad
sułtanami Wschodu i Zachodu, zrodzony
pod szczęśliwą konstelacją, władca państwa Rzymian, Persów i Arabów, Bohater
wszystkiego, co istnieje, Chluba Kręgu Ziemi i Czasu, Pan Morza Śródziemnego i
Czarnego, czcigodnej Kaaby i prześwietnej Medyny, szlachetnej Jerozolimy i
tronu Egiptu – tej perły wieków; prowincji Jemenu, Adeny, Sany i Bagdadu –
ostoi prawości; Basry,al.-Hasy i miast Nuszirawanu; krain Algieru i
Azerbejdżanu; stepów Kipczaku, krainy Tatarów, Kurdystanu i Lurystanu; krajów
Rumelii i Anatolii, Karamanu i Wołoszczyzny, Mołdawii i Węgier – ich wszystkich
i wielu innych jeszcze królestw i krain, pełen chwały: sułtan i padyszach”
Kim był
Sulejman Wspaniały i jak do tego doszło, że stał się spadkobiercą wciąż żywych
tradycji Cesarstwa Rzymskiego?
Świat Orientu od dawna fascynował Europejczyków.
Zainteresowanie to doszło do zenitu z chwilą, kiedy nieomal cały Bliski Wschód
z olbrzymimi przyległościami stał się domeną jedynego z rodów tureckich, a
europejskie monarchie znalazły się na krawędzi bezpieczeństwa.
Przełomowe wydarzenie historyczne miało miejsce
nocą 28 maja 1453 roku. To właśnie wtedy
udało się staranować fragment murów obronnych chrześcijańskiego Konstantynopola
po prawie dwumiesięcznym oblężeniu, a islamskie hordy tureckie sułtana Mehmeda II, nazwanego później Zdobywcą, wdarły się do miasta. Na
placu boju poległ cesarz rzymski Konstantyn XI, a zgromadzone na modlitwę w świątyni
Mądrości Bożej (Hagia Sophia) tłumy
mieszczan salwowały się ucieczką. Wielu z nich straciło życie, a miasto zostało
splądrowane. Cesarstwo Bizantyjskie
przestało istnieć. Sułtan bezzwłocznie ogłosił Konstantynopol stolicą Państwa Osmańskiego. Polski kronikarz
Jan Długosz na wieść o zdobyciu przez muzułmanów miasta napisał, że wyłupiono
jedno z dwóch oczu chrześcijańskiego świata. Na domiar złego największy
chrześcijański kościół w mieście, Świątynia Mądrości Bożej, na polecenie
Mehmeda został przemieniony w meczet. Turcy nie zniszczyli jej wnętrza tylko
pokryli tynkiem ścienne malunki, a sam budynek wzbogacili w minarety, mihrab i
minibar. Z czasem wokół meczetu postawiono kolejne budowle, a obecnie Hagia
Sophia otoczona jest grobowcami, biblioteką i fontannami.
Zdobycie miasta nad Bosforem było od dawna
marzeniem sułtanów dynastii osmańskiej, którzy znali doskonale historię
podbojów Aleksandra Wielkiego i Juliusza Cezara. Teraz okazało się, że Mehmed
II jest bliski podobnego sukcesu. Po zdobyciu ogromnego miasta, które
przemianował na Stambuł, turecki
władca nie zamierzał osiąść na laurach. Otwarły się przed nim szerokie pola
nowych podbojów. Jego wojska podbiły Serbię, Bośnię, a dalej podporządkował
sobie Albanię, Mołdawię i Wołoszczyznę, na koniec zaś w latach 70-tych XV w.
chanat krymski.
I w ten
oto sposób Państwo Osmańskie docierając swymi granicami do Odessy stało się
sąsiadem granicznym wielkiej polsko-litewskiej Rzeczpospolitej.
Sułtan uważał się za bezpośredniego następcę
cesarzy bizantyjskich. Stworzone przez niego państwo stało się potęgą
gospodarczą i militarną, przed którym drżała cała chrześcijańska Europa.
Stambuł stał się centrum politycznym i kulturalnym państwa, które od nazwy
panującej dynastii nazwano Państwem
Osmańskim.
Sułtan na zdobytych terytoriach prowadził dość
tolerancyjną politykę zezwalając na wyznawanie własnej religii i języka, gdy
tymczasem w Europie obowiązywała zasada cuius regio – eius religio (czyje
królestwo – tego religia). W efekcie Imperium Osmańskie stanowiło mieszaninę
etniczną i wyznaniową, ale sprzyjało to rozwojowi gospodarczemu imperium.
Zdobywca Konstantynopola, Mehmed II nie był ani
pierwszym, ani największym władcą tureckim. Ród Osmanów stał się dynastią
panującą znacznie wcześniej. W naszej historii znany jest fakt słynnej bitwy
pod Warną w 1444 roku, w której to poległ król Węgier i Polski Władysław III ,
syn Władysława Jagiełły. Stał on wówczas na czele koalicji europejskiej
pragnącej powstrzymać ekspansję turecką na Bałkanach. Zwycięzcą w tej bitwie
był ojciec Mehmeda II Zdobywcy, Murad II.
Złotymi zgłoskami zapisał się w historii Turcji Sulejman I Wspaniały, a jego panowanie
w latach 1520 – 1566, to okres największego rozkwitu Państwa Osmańskiego. Za jego
panowania było ono u szczytu rozwoju
terytorialnego, obejmując tereny na trzech kontynentach – w Afryce, Europie i
Azji. Gdy sobie to uzmysłowimy, to wtedy nie zdziwi nas tak bardzo zacytowany
na wstępie jego dość obfity w swej formie zaszczytny tytuł sułtana.
Imperium Osmańskie było jednym z najbardziej zmilitaryzowanych
państw na świecie, a jego historia, to ciąg nieustannych podbojów i zatargów
wojennych z sąsiadami. W XVII wieku do tej rywalizacji wciągnięta została Rzeczpospolita Polska. Warto zwrócić uwagę,
ze obok Imperium Osmańskiego była ona drugim pod względem terytorialnym
mocarstwem europejskim. Nic więc dziwnego, że i nasza historia obfituje w
wyprawy wojenne i różnego rodzaju zatargi, z których chlubimy się bitwą pod
Chocimiem w 1622 roku, kiedy to wojska tureckie poniosły klęskę i nie udało im
się podbić tej twierdzy, tak jak to uczynili kiedyś z Konstantynopolem.
Ówczesna Rzeczpospolita Jagiellonów sięgająca od
Morza Bałtyckiego do Morza Czarnego i Państwo Osmańskie ze stolicą w Stambule,
to znacznie więcej niż reszta terytorium Europy. Niestety, armia polsko-litewska
budowana na zasadzie pospolitego ruszenia nie umywała się do potęgi armii
tureckiej złożonej ze stałych oddziałów janczarskich zajmujących się tylko i wyłącznie
rzemiosłem wojennym. Toteż częściej ponosiliśmy klęski niż zwycięstwa.
W tę historię obopólnych konfliktów wpisuje się
okazale pamiętne wydarzenie z czasów króla Jana III Sobieskiego, a dotyczy jego
wyprawy zbrojnej w obronie oblężonego przez wojska tureckie Wiednia w 1683
roku. Zwycięstwo pod Wiedniem nie
tylko obroniło chrześcijańską Europę przed muzułmanami, ale też zapoczątkowało
serię klęsk Turcji, a Polska odzyskała część Ukrainy Prawobrzeżnej i Podole,
które Turcy zajęli w 1672 roku.
Bardzo mało się o tym mówi i niewiele osób zdaje
sobie sprawę z tego jak ogromny wpływ na naszą historię wywarła Turcja
Osmańska. Obok oficjalnych stosunków dyplomatycznych miał miejsce ustawiczny
ruch wymienny pomiędzy ludnością Rzeczpospolitej, a Turcją. Dotyczy to
zwłaszcza naszych rubieży wschodnich. Znakomicie pokazała to wszystko co się działo
na kresach Rzeczpospolitej pod koniec
XVIII wieku w swym monumentalnym dziele „Księgi Jakubowe” nasza
powieściopisarka Olga Tokarczuk.
Mamy z Turcją wiele wspólnego. Razem stanowiliśmy
potęgę terytorialną w Europie w XV, XVI i XVII wieku. Razem potrafiliśmy to
wszystko roztrwonić. Rzeczpospolita Polska stała się łupem trzech zaborców, a
Imperium Osmańskie się rozprysło jak bańka mydlana. Niestety, takich paradoksów
w historii mamy krocie. Odmalował je z niezwykłą skrupulatnością w sążnistej
księdze „Zaginione Królestwa” wybitny historyk, Norman Davies.
Powinniśmy w tym roku cieszyć się ze stulecia
niepodległości, warto przy tej okazji pomyśleć o tym jak łatwo można tę
niepodległość utracić. Doświadczały to wielkie imperia, ale także pomniejsze
kraje. Słyszę coraz częściej we śnie jak bije dzwon. Zrywam się z trwogą i
konstatuję, czy nie dzwoni on dla Polski!
Fot. Zbigniew Dawidowicz
Bardzo dobrze napisany tekst.Każdy student historii mógłby po przeczytaniu tego tekstu przystąpić do egzaminu z Historii Powszechnej XVI-XVIII w. dot. Turcji. Oczywiście bez osobistych spostrzeżeń z naszej eskapady do Grecji w 1980 r.Moje przeżycia i odczucia były i są pozytywne.Pozdrawiam i dziękuję za przypomnienie.
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=eyalHnzc3Xw
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dziękuję Henryku za tego linka. Pozdrawiam !
UsuńTwoje teksty są na tak wysokim poziomie że za każdym razem boję się coś pod nimi napisać aby się nie wykazać niewiedzą.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
To samo myślę, jak czytam Twoje posty, ozdobione do tego dobrymi ilustracjami.Serdecznie dziękuję za to, że w ogóle chcesz czytać moje dywagacje. Pozdrawiam !
Usuń