pomarzyć można |
W mojej internetowej szufladzie natrafiłem na wywiad jaki przeprowadziłem będąc przed laty redaktorem lokalnej gazety „Głos Głuszycy” . Był to wywiad z człowiekiem, który wzbudził mój podziw i szacunek, a został przeprowadzony bezpośrednio po interesującej wystawie pamiątek z podróży jaka miała miejsce w naszym głuszyckim Centrum Kultury.
Zdecydowałem
się przytoczyć w moim blogu ten wywiad z kwietnia 2009 r. w całości, a to
dlatego, że wydał mi się szczególnie interesujący.
Mam nadzieję, że mimo upływu lat zainteresuje on moich Czytelników ,bo pozwala mimo
swej autentyczności przenieść się w „ krainę baśni
i fantazji”. Oto pełny tekst wywiadu z Jakubem
Bortnikiem, głuszyckim podróżnikiem
po Ameryce Południowej:
Red. Chcielibyśmy
poznać bliżej Jakuba Bortnika. Prosimy więc na początek - parę
słów o sobie
J.B. Mogę powiedzieć, że jestem rodowitym Głuszyczaninem. Tu się urodziłem
w pamiętnym roku 1980, tu uczyłem się w „jedynce”, a następnie w liceum
zawodowym tutejszego Zespołu Szkół. Moim hobby stało się odkrywanie tajemnic
ukrytych w okolicznych górach, zbieractwo pamiątek z przeszłości, gromadzenie
źródeł materialnych, militariów, dokumentów, staroci, słowem tego, co do dziś
kryją jeszcze podziemne sztolnie, lochy, jaskinie, a także zakamarki strychów, piwnic, poddaszy. Inną
pasją stało się też zbieractwo minerałów, osobliwości naszej przyrody.
W
bezpośrednim poznawaniu tajemnic II wojny światowej pomagali mi koledzy z
Wałbrzyskiej Grupy Sztolniowej, a następnie z Towarzystwa Eksploracji na
Włodarzu, gdzie zaangażowałem się na dłużej w odkrywaniu tajemnic podziemi.
Kompleks „Riese” jest mi znany z autopsji, bo spenetrowałem go wzdłuż i wszerz,
zwłaszcza Osówkę i Sobonia.
W
Głuszycy jest mój dom rodzinny, niestety mama zmarła nagle. I tato, i siostry,
i ja odczuwamy boleśnie jej bark.
Red. Czy pasja podróżowania zrodziła się od tak z niczego, czy też ma swoje
głębsze korzenie ?
J.B. Podróżowanie stało się moim marzeniem już od dziecka. Niepoślednią rolą
odegrał w tym mój wspaniały dziadek, Mieczysław Wajda . To on otworzył
przede mną świat. Barwne opowieści z jego przedwojennych i wojennych przeżyć
budziły moją ciekawość świata i ludzi.
Potem były książki podróżnicze, geograficzne, historyczne, sensacyjne, fachowe z dziedziny poszukiwań skarbów, były
czasopisma i wędrówki w Sudety i Karpaty. Przyszedł wreszcie czas na podróże
zagraniczne. Na początku były Czechy, nasz najbliższy sąsiad, potem wyjazdy
auto-stopem do Włoch, Austrii, Francji, Hiszpanii. Dalekość mnie pociągała
zawsze. Europę traktowałem jako preludium, mały wstęp do odkrycia świata. Dziś
nie pamiętam już dokładnie kiedy zrodził się zamiar wyprawy na Daleki
Wschód -
Mongolia, Tybet, Chiny. Tam chciałem wybrać się w pierwszej kolejności.
Ale na to trzeba pieniędzy. Szansą stała się praca w Anglii. Pozwalała też
szlifować język. Bez znajomości angielskiego trudno mówić o podróżach po
świecie.
Red. Jak to się stało, że zamiast do Chin wybór padł na Amerykę Południową.
Dlaczego właśnie tam, a nie do Stanów Zjednoczonych, Kanady?
J.B. No właśnie, dlaczego ? To nie będzie żadnym odkryciem, że dość często o
losach mężczyzn stanowią kobiety. Los tak widocznie chciał, że na swej drodze
spotkałem kobietę, i to jaką, niezwykłą, nauczycielkę, ale nie tańca, jak to
było w czeskiej piosence, tylko matematyki. Karolinę poznałem przez internet,
potem było spotkanie na jakiejś koleżeńskiej imprezie w Anglii, a potem
pierwsze bezpośrednie w kawiarni. Okazało się, że choć jesteśmy z różnych stron
Polski mówimy tym samym językiem. Mamy podobne hobby, tylko że ja nie
próbowałem tak jak ona spadochroniarstwa. Karolina wywodzi się z Kaszub, gdzieś
tam w Rokitkach jest jej dom rodzinny. Ale tak samo jak ja jest złakniona
świata. To ona przekonała mnie, że nie ma ciekawszych miejsc na świecie jak
stolica starożytnego państwa Inków – Cusco, zbudowana z kamiennych bloków lub
zawieszone pomiędzy niebem i ziemią, tajemnicze miasto Inków - Machu Picchu,
jak zagubione w ostępach leśnych wioski, w których czas się zatrzymał w okresie
Pizarra i konkwisty, że nie ma nic bardziej magicznego niż kraj kondorów
- Peru. Nie potrzeba było wiele
zabiegów. Decyzja zapadła - jedziemy razem do Ameryki Południowej. Stany
Zjednoczone nie wchodziły w grę. Nas interesuje poznawanie świata, który jest
jak najdalej od współczesnej cywilizacji. To miało miejsce pod koniec stycznia
2008 roku. Na przygotowanie podróży wyznaczyliśmy sobie pół roku. Ja zajmowałem
się logistyką, ustaleniem marszruty, zdobywaniem map, informacji koniecznych do
podróży. Karolina planem finansowym, aprowizacją, kulturą.
Red. Karolina Karszna to tak samo jak pan, panie Jakubie, niespokojna dusza,
ale przecież płeć piękna nie jest predysponowana do wspinania się na
niebotyczne szczyty, przeczesywania gąszczy dżungli lub pieszych wędrówek z
plecakiem przez pustynię i to jeszcze w
piekielnym upale. Jak ona to zniosła
- oto jest pytanie?
J.B. Myślę, że warto byłoby ją o to zapytać. Mogę powiedzieć, że jestem pełen podziwu, że przetrwała ciężkie odcinki
trasy, które wymagały nie byle jakiej kondycji, hartu ducha i wytrzymałości.
Zwłaszcza przez dżunglę lub pustynię. Kobieta z natury rzeczy jest mniej
odporna fizycznie, bardziej wrażliwa na higienę i skłonna do złych nastrojów.
Ale Karolina miała niezwykle silną motywację. Jej celem było Machu Picchu. Nie
załamała się nawet utratą plecaka i tym, że trzeba było później w stolicy
Boliwii La Paz
przez cały tydzień odtwarzać skradzione dokumenty.
Red. Poproszę teraz o praktyczne
rady. Co jest niezbędne do odbycia dalekich podróży, czy konieczne są duże
pieniądze, znajomość języków obcych, doświadczenie w tego rodzaju wyprawach ?
J.B. O powodzeniu w takiej wyprawie w gruncie rzeczy decydują dwie rzeczy:
plecak i buty. Najważniejszy jest plecak, a właściwie jego zawartość. Zabieramy rzeczy niezbędne. Namiot, śpiwór
jak najlżejsze. Odzież ograniczamy do minimum. Eliminujemy rzeczy niepotrzebne.
Trzeba pamiętać o apteczce, antybiotykach. Buty powinny być sprawdzone,
rozchodzone.
Najdrożej
kosztuje przelot samolotem. Podróżując auto-stopem oszczędzamy znacznie
wydatki. Samo wyżywienie nie jest tak drogie, mieści się w granicach 5 dolarów
dziennie . Dochodzą do tego noclegi, tam gdzie nie da się spać pod namiotem, no
i środki lokomocji - pociąg, autobus, samochód. Oczywiście konieczna
jest znajomość angielskiego, dobrze jest znać język miejscowy przynajmniej w
niezbędnym zakresie. W Ameryce Południowej przydatny jest hiszpański. Trzeba
się przygotować kondycyjnie by móc pokonywać wiele odcinków pieszo i to zarówno
przez dżunglę jak i przez pustynię. A także wspinać się na szczyty górskie w
Andach lub Kordylierach, o jakich nam się w Polsce nie śniło. Potrzebna jest
niebywała cierpliwość i determinacja. Bywało, że na pojazd, którym moglibyśmy
posunąć się dalej auto-stopem, czekaliśmy kilka, a nawet kilkanaście godzin.
Nasza wyprawa trwała pół roku, to wystarczający okres by na własnej skórze
odczuć to, co się pięknie nazywa - nostalgia.
Red. Czy na podjecie decyzji miała wpływ lektura książek, artykułów
prasowych, programów TV, czy też jeszcze inne motywy?
J.B. Nie było takiej książki, ani też takiego podróżnika, który bezpośrednio
wpłynąłby na podjęcie wyprawy do Peru. Natomiast książek podróżniczych było
wiele, także artykułów prasowych. Telewizja odegrała tu najmniejszą rolę. Od
dawna brakuje mi czasu na ślęczenie przed ekranem TV.
Moim
przewodnikiem duchowym jest Ryszard Kapuściński. Jego książki są dla mnie
ideowym drogowskazem. Szanuję go za życzliwy stosunek do ludzi, do prostych,
zwykłych, napotkanych po drodze mieszkańców tej ziemi. Zapadło mi głęboko w pamięci jego powiedzenie
o tym, co jest niezbędne do dobrej książki podróżniczej: rok czytać, rok
jeździć, rok pisać. Dlatego nie myślę o pisaniu na temat mojej podróży do
Ameryki Południowej. Nie spełniam dwóch pierwszych warunków. Karolina
sporządzała notatki. Niestety - w Boliwii skradziono jej plecak. Obok
dokumentów i wszystkich innych rzeczy była tam też jej kronika.
Po
tym przykrym doświadczeniu nie miała już chęci by cokolwiek zapisywać.
Red. A teraz rzecz najważniejsza, kilka słów o samej podróży, trasa wyprawy,
najciekawsze miejsca, największe przeżycia i wrażenia?
J.B. Początek naszej wyprawy, to 2 września 2008 roku. Wylecieliśmy
samolotem z Warszawy do Sao Paulo. To największe miasto w Brazylii (ponad 13
mln. mieszkańców), ale nie zwiedzanie miasta, ani też słynny na całym świecie
wieżowiec hotelu Hilton były celem naszej podróży. Udaliśmy się daleko od
aglomeracji na wieś, gdzie czekał na nas mój kolega Brazylijczyk, którego
poznałem w Anglii. Okazało się, że znajduje się tutaj duże środowisko
polonijne. Przez parę dni skorzystaliśmy z ich gościnności, a potem ruszyliśmy
w drogę przecinając wszerz południową
część Brazylii do Paragwaju, a stamtąd
do Argentyny, Chile i Boliwii. Ostatnim miejscem naszej eskapady było
wymarzone przez Karolinę - Peru.
Podróżowaliśmy
korzystając z nadarzających się różnych środków komunikacji, najczęściej
stopem, bo tak było najtaniej. W kilku miejscach zatrzymaliśmy się dłużej, a
więc na dwa, trzy, cztery tygodnie, najdłużej, rzecz ciekawa w Boliwii, która
stanowiła dla nas pod wieloma względami prawdziwe odkrycie.
Etapami
podróży były najatrakcyjniejsze miejsca turystyczne, krajobrazowe,
przyrodnicze. Ameryka Południowa nazywana jest kontynentem rekordów natury.
Kilka z nich udało się nam zobaczyć i doświadczyć na własnej skórze. W
Brazylii, Argentynie i Chile nie zagrzaliśmy długo miejsca, bo tu było
najdrożej. Znacznie tańsze są Paragwaj, Boliwia
i Peru (za wyjątkiem znanych miejsc turystycznych w Peru). Pomiędzy tymi
pierwszymi i drugimi krajami widoczna jest przepaść w rozwoju techniki i poziomie życia. Jak już
wspomniałem zaskoczyła nas Boliwia .Najpierw negatywnie, z powodu kradzieży
plecaka, ale potem już bardzo pozytywnie. Kraj ubogi, ale ludzie nadzwyczaj
życzliwi. Nie zapomnimy boliwijskich steków wołowych, najlepszych na świecie
Jest tutaj niewyczerpany ogrom atrakcji przyrodniczych i krajobrazowych, ale
źle lub wcale nie rozreklamowanych, nieznanych na rynku turystycznym. To
właśnie w Boliwii zachwycił nas księżycowy krajobraz Salar de Uyuni, wyschniętego
jeziora o nieogarnionych brzegach, albo żeglownego jeziora Titicaca,
wypełniającego olbrzymią depresję równiny wysokogórskiej długości 230 i
szerokości 97 km.
To jezioro jest położone na wysokości 3820 m
n.p.m. (najwyżej na świecie). Niegdyś zamieszkałe przez Tiahuanaco, lud
o bogatej kulturze, której zabytki wzbogacają muzea La Paz, najwyżej położonej
stolicy na świecie. Z La Paz
prowadzi karkołomna droga, nazwana drogą śmierci. Z wysokości 4725 m zjeżdżamy wiszącą nad
przepaściami wąską, krętą, kamienistą drogą na złamanie karku do Coroico,(1100 m n.p.m.), miasta – bramy do boliwijskiej dżungli.
W
Ameryce Południowej, jak już wspomniałem jest wiele miejsc, o których możemy
mówić, zaczynając od przyrostka „naj”. Na granicy Brazylii i Argentyny widzieliśmy
wodospady Iquazu, największy zespół wodospadów na świecie. Jest ich w sumie
275, co jeden to większy, najwspanialszy Gardziel Diabła (Gargantua del Diablo)
ma szerokość 2 i pół kilometra. Proszę sobie wyobrazić ścianę wodną spadającą z olbrzymiej wysokości na tak dużej
przestrzeni. Albo wulkan Misti, w regionie Arequipa w Peru wysokości 5820 m n.p.m. Albo
peruwiańskie Iquitas, miasto w amazońskiej dżungli, do którego można przylecieć
samolotem, albo dopłynąć łodzią dopływami Amazonki, innej drogi nie ma, chyba z
maczetą przez dżunglę. Niezapomniane wrażenie pozostawiła pustynia Atakama w
Chile, miejsce zabójcze, ciągnące się 150 km. z temperaturą ponad 50 stopni Celsjusza,
o średnich opadach rocznych kilkakrotnie mniejszych niż na Saharze. W centrum
jest tak zwana Księżycowa Dolina, gdzie nie spada ani kropla deszczu,
najbardziej jałowe miejsce na ziemi. W Chile podziwialiśmy ciągnące się
kilometrami winnice, w Boliwii - rozmaitość kaktusów, w Amazonii dżungle,
obfitujące w miejsca, gdzie jeszcze nie stąpała noga ludzka.. Tego się nie da
powiedzieć, to było mimo ciągnącego się czasu (pół roku), takie nagromadzenie
przeżyć i wrażeń, że do dziś jeszcze nie można się z tego otrząsnąć. Obydwoje z
Karoliną wracając z Machu Picchu przyrzekliśmy sobie - tu
jeszcze wrócimy, to jest nasze pierwsze, zaledwie muśnięcie, przeogromnych
bogactw przyrodniczych i krajobrazowych Ameryki Południowej.
Red. No właśnie. Mam jeszcze jedno na koniec
pytanie Co dalej? Czy ta podróż wystarczy na jakiś dłuższy czas, czy też już
rodzą się pomysły i plany kolejnych wojaży ?
J.B. Ta podróż, to początek. Lada
dzień wyjeżdżamy do pracy w Anglii by uzbierać pieniądze na kolejną wyprawę.
Chyba zostaliśmy dotknięci tą chorobą, o której mówił Ryszard Kapuściński.
(patrz: motto do relacji z wystawy). Mam
nadzieję, że tym razem będzie to Daleki Wschód. Widzę siebie z Karoliną jak
kroczymy z plecakami murem chińskim, albo po stepach Mongolii, jak wspinamy się
po stromiznach Himalajów w Nepalu. Marzymy o Tybecie, ale tam sytuacja polityczna
jest niejasna.
Red. Trzymamy kciuki za pomyślną realizację planów. Mamy nadzieję, że się
spotkamy na kolejnej wystawie fotografii z kolejnej wyprawy. Dziękujemy za
interesującą rozmowę.
Jak
się okazuje nie była to ostatnia wyprawa Karoliny i Jakuba w daleki świat. O kolejnej opowiem w następnym poście. Zapraszam,
bo warto.
Fot Zbibniew Dawidowicz
Witam! Podobnie jak Twoj znajomy z Głuszycy, w Liceum i póżniej miałem marzenia podróżnicze zafascynowany byłem książkami Arkadego Fodlera a póżniej pismem Kontynenty p.Badowskiego i programem TV Tony Halika.Niestety nadmiaru pieniędzy w mojej rodzinie nie było.Wprawdzie po zakupieniu malucha 126p zwiedziłem prawie całą Europę ale na podróże egzotyczne Peru,Boliwia,Meksyk nie było mnie nigdy stać.Ważniejsze było dla mnie wykształcenie córki i syna.Mnie natomiast mnie pozostalo czytanie książek podróżniczych.Obecnie kończę czytać książkę Karin Miller "W Imperium Słońca.Wędrówki śladami Inków".Czytając tą książkę znalazłem się w dzisiejszym Peru i Boliwii oraz w starożytnym państwie Inków.Ciekawe.
OdpowiedzUsuńZdobycie i zobaczenie Machu Picchu jest moim niezrealizowanym marzeniem.
OdpowiedzUsuńAle jest nadzieją że to marzenie się spełni.
Muszę po prostu najpierw pojechać do Głuszycy...
:-))
I to jest największy komplement dla mnie i mojego miasteczka. Jestem pewien, że się spełni. Pozdrawiam !
Usuń