w gąszczu |
To
nie jest bagatela, obok której można spokojnie przejść do
porządku dziennego. To poważny syndrom choroby zakaźnej. Pojawiła
się ona tego roku w niespotykanej dotąd skali. Przez parę tygodni
w okresie kampanii wyborczej byliśmy atakowani drobnoustrojami
chorobotwórczymi nie zdając sobie z tego sprawy. Infekcja dotknęła
nieomal wszystkich. Jeśli nawet nie poszli na wybory, to nie znaczy
że ochronili się przed zarazą. A nosi ona nazwę epidemia
wyborcza.
Jakie
są jej przejawy ?
W
niewielkich miastach i gminach, a więc tam gdzie ludzie na ogół
się znają pojawiły się na murach przeogromne banery z
uśmiechniętymi twarzami kandydatów do władz różnych szczebli. W
ślad za tym na tablicach ogłoszeniowych mogliśmy obserwować
prawdziwy ranking plakatów wyborczych. To był konkurs polegający
na tym kto kogo przerośnie rozmiarami, kto kogo zasłoni. Obfitość
plakatów była znaczna, bo kandydaci widocznie uznali, że tylko tym
sposobem mogą pozyskać głosy wyborców. Były też bezpośrednie
spotkania przedwyborcze w różnych częściach miasta lub gminy.
Bardziej wytrawni kandydaci promowali się w internecie na facebooku,
bądź też w lokalnych gazetach, radiu i telewizji. Oczywiście
wyszli też na ulice, by zbliżyć się do ludu, dotarli do domów z
kolorowymi folderami i gazetkami. Tam obok fotogenicznych portretów
nieodzownym atrybutem był program wyborczy. Wiadomo, im lepszy
program, tym większa szansa na pozyskanie głosów.
Kandydaci
reprezentujący partie mieli zdecydowaną przewagę, bo przecież
wiadomo, kampania wyborcza słono kosztuje, ale partie sejmowe są
finansowane z budżetu państwa, a więc z naszych podatków, a więc
mają z czego się promować.
Okazuje
się, że jeśli chodzi o wybory nie mamy żadnych ograniczeń. Nie
liczą się koszty. Liczy się cel, a jest nim wygrana w wyborach, bo
gwarantuje różnorakie korzyści.
Z
badań marketingowych wynika, że w wyborach liczy się przede
wszystkim reklama. To czy kandydat ma wiedzę, doświadczenie i
gotowość do poświecenia się w pracy społecznej, to jest mniej
ważne. Trzeba umieć się pokazać, wylansować swoją osobę,
zdystansować innych. Wybory to jest gra, tak samo jak cała
demokracja, w której decyduje większość, nawet wtedy gdy nie ma
racji, gdy nie jest to zgodne ze zdrowym rozsądkiem.
W
gąszczu plakatowym trudno było się doszukać oficjalnych list
kandydatów. Wyborcy poznawali je dopiero w lokalu wyborczym. Tych
list było sporo w różnych kolorach. Lista sejmikowa składała się
z kilkunastu stron i kilkudziesięciu nazwisk. O wyborze decydował
najczęściej przypadek.
A
oto spektakularny przykład, jak demokratyczne media mogą robić
człowiekowi wodę z mózgu. Mam na uwadze tzw. wieczór wyborczy
w telewizji. Jeszcze dobrze nie zakończyły się wybory a już w
kanałach telewizyjnych rozpoczęła się gra wyborcza. Wielka
sportowa rozgrywka. Kto kogo położy na łopatki. Nie ma jeszcze
oficjalnych wyników, a już się robi fetę. Triumfalne bicie w
dzwony. Rzecz niebywała. Ośrodek Badawczy obwieścił zwycięstwo
PiS-u. Roześmiana jak nigdy od ucha do ucha buzia Prezesa Jarosława.
PiS prześcignął o 3 procent PO. A więc tyle ile wynosi
dopuszczalny błąd w badaniach opinii publicznej. Ale ten błąd
może być większy. Czy nie lepiej poczekać na oficjalne wyniki.
Gdzie
się podział zdrowy rozsądek. Przecież wiadomo, że niewielka
przewaga PiS-u w poszczególnych sejmikach wojewódzkich nie
gwarantuje mu przejęcia władzy. Do tego potrzebny jest koalicjant,
a nim nie może być ani PSL, ani SLD. Na domiar wszystkiego okazuje
się, że w dużych miastach nie liczą się kandydaci PiS-u na
prezydentów, tylko albo z PO, albo z komitetów obywatelskich. Nie
ma więc z czego tak się cieszyć. A w ogóle to trzeba poczekać na
oficjalne wyniki wyborów. Niestety, jak się okazuje czekać trzeba
długo, bo zwiodły komputerowe serwery. Ale dla naszych mediów to
jest mało ważne. Liczy się spektakl, gigantyczna gra wyborcza,
studium telewizyjne zamienia się w kasyno, na telebimie obserwujemy
wyniki wyborcze w różnych konfiguracjach, tylko że przypuszczalne,
bo wciąż jeszcze nie ma oficjalnych. Komentują to wszystko tuzy
naszej politycznej sceny. Jest elegancko, poważnie i świątecznie.
To przecież najważniejsze wydarzenie w demokratycznym kraju, raz na
cztery lata – wybory samorządowe.
Widz
telewizyjny, to po prostu ciemna masa. Kupi wszystko co mu się
wciśnie za pomocą obrazu i dźwięku. Podobnie jest z kampanią
wyborczą. Liczy się efekciarstwo, a potem dziwimy się, że efekty
zabawy w demokrację są takie, a nie inne.
Fot. Stasys Eidrigevicius
Ja bym tym komputerom za żaden grosz nie ufał. One się zawsze, co wiadomo nie od dziś, pomylą przy dodawaniu. Na szczęście nasze państwo jest zdrowe, silne i przede wszystkim istnieje nie tylko na papierze. Jestem dumny, że wybieram od lat właśnie tych ludzi i że płacę na nich podatki. Jestem coraz bardziej dumny z tego, że jestem patriotą i jestem Polakiem. Cieszę się, że kolejne pokolenie zaczyna tak samo pracować ku chwale naszej ojczyzny.
OdpowiedzUsuńIle się trzeba przecież narobić, by było po staremu?
P z W !
To nie epidemia,to pandemia,gorsza od eboli!!Smród tego szamba czuć od Bałtyku po Tatry!!
OdpowiedzUsuń"www.youtube.com/watch?v=X354ooM54nU"
"www.youtube.com/watch?v=kyS6R5DIUHU"
"naszeblogi.pl/50816-ruskie-serwery-system-pkw-bezradnosc-i-wspoludzial-opozycji"
UsuńDemokracja jak Dąb Chrobry-płonie!
"wpolityce.pl/polityka/222892-polska-demokracja-plonie-na-naszych-oczach-niczym-dab-
chrobry-a-my-mamy-wierzyc-ze-nic-sie-nie-stalo"
Pozdrawiam.
Skopiowałem jeden z komentarzy odnoszący sie do amoku wyborczego niektórych polityków z tego powodu, ze nie zadziałał sprawnie system komputerowy i nastąpiło tygodniowe opóźnienie ogłoszenia wynikow:
OdpowiedzUsuńKiedy w końcu politycy i media zauważą, że te wybory różnią się całkowicie od wyborów prezydenckich czy parlamentarnych? To są wybory do samorządów lokalnych, tu ludzie mają w nosie partie i walkę w kisielu pomiędzy PO i PiS, tu się głosuje na znajomych ludzi bądź lokalne komitety.
Głosy nieważne nie znaczą, że Polacy to idioci, tylko że nie chcą głosować na ludzi nieznanych i mają dosyć klucza partyjnego.
W całej rozciągłości potwierdzam to zdanie. Dodam jeszcze, że nie można było doszukać się list kandydatów na tablicach ogłoszeniowych w mieście. Listę sejmikową poznałem dopiero w lokalu wyborczym. Przeogromna ilość komitetów i nazwisk spowodowała, że ją wrzuciłem bez skreśleń.
I dlatego mamy powtarzać wybory, a co z tymi którzy w ogóle nie poszli na wybory. To przecież ich osobisty świadomy wybór.
Dodam jeszcze jeden cytat: "Jednak to nie wszystko. - Pierwszego dnia, podczas wieczorów wyborczych zmanipulowaliśmy opinię publiczną w Polsce, serwując ludziom nieudany, kompromitujący sondaż Ipsos jako wyniki wyborów - grzmiał Gugała. - Mało tego, przedstawiając to jako wyniki do parlamentu, a nie wyborów samorządowych - dodał. I wskazywał na komentarze "młodych dziennikarzy" wstrząśniętych wynikiem PSL i mówiących, że rekordowy wynik jest "niesamowity", bo normalnie ta partia dostaje w sondażach 5-7 proc. - Pomieszanie z poplątaniem! - mówił publicysta.
OdpowiedzUsuńTo cytat z portalu "Gazeta pl - Polska i świat", ale z dn. 26 listopada br. Okazuje się, że nie pomyliłem się opisując "na gorąco" moje wrażenia.