![]() |
tak to się zwykle odbywa |
Dzisiejszy post związany ze zbliżającym się
Świętem Niepodległości zacznę od rzeczy niewątpliwie
zaskakującej, od apologii Anglika, Normana Daviesa. Nie będę mówił
zbyt szczegółowo kim jest Norman Davies. Z jego biografią możemy
się zapoznać z łatwością w Internecie. Najważniejszym jest, że
ten wybitny angielski historyk nauczył się języka polskiego (m.
in. z powodu żony, Polki), stał się autorem kilku najgłośniejszych
książek związanych z historią Polski, a cały świat naukowy
uważa go za jednego z najwybitniejszych znawców naszej historii.
Wszystkie jego książki to dzieła wysokiego lotu, cieszą się też
ogromnym zainteresowaniem, wśród nas Dolnoślązaków, szczególnie
książka o Wrocławiu – „Mikrokosmos”. Największy rozgłos
zdobyła kilkusetstronicowa historia Polski „Boże Igrzyska”,
stając się absolutnym bestsellerem (przeszło 150 000 egzemplarzy).
Tytuł książki wywodzi się z fraszki Jana
Kochanowskiego „Człowiek boże igrzysko”. Dla Normana Daviesa
takim miejscem igrzysk bożych była Polska, której los często
płatał złośliwe figle, ale żywe poczucie humoru towarzyszyło
zawsze Polakom w ich walce o narodowe przetrwanie. O książce tej
pisał Stanisław Barańczyk, co następuje:
„To dzieło jest doprawdy wspaniałe i bez
wątpienia stanowi najlepsze dostępne wprowadzenie do
nieprawdopodobnie zagmatwanej historii Polski. I nie chodzi tu tylko
o jego zalety naukowe i badawcze, Ani o to, że książkę czyta się
znakomicie dzięki niezwykle barwnemu stylowi autora, trafnemu
wyborowi źródeł historycznych i ogromnemu poczuciu humoru.
Najważniejsze, że profesor Davies zdołał zachować równowagę
pomiędzy wyrozumiałością i obiektywnością, współczuciem i
krytyką”
Dla mnie osobiście wyjątkowość tej książki
wynika z niebywałego talentu Normana Daviesa w pisaniu historii
językiem literackim, w sposób taki, że chce się ją czytać.
Każda jego książka wciąga jak powieść sensacyjna i zaskakuje
znajomością nie tylko historii, ale i literatury. Autor z ogromnym
wyczuciem wybiera teksty pisane, wiersze i anegdoty, bardzo często
dowcipne i humorystyczne, ubarwiając w ten sposób tok interpretacji
wydarzeń historycznych.. To jest po prostu zadziwiająca komasacja
ciekawostek, które zgromadził Norman Davies w trakcie pracy
twórczej, przy czym można odnieść wrażenie, że wszystkie one
były tak samo interesujące i intrygujące dla autora jak stają się
dla czytelnika.
Otóż to, kocham Daviesa za jego „policentryzm”.
Gdyby nie jego nazwisko i to, że już wcześniej dowiedziałem się,
że jest Anglikiem, mógłbym sądzić, że jest to autentyczny
Polak-patriota. Zdumiewa mnie także niepospolity ogrom wiedzy
historycznej Normana Daviesa, zdolność oglądu polskiej historii w
kontekście tego wszystkiego, co się działo wcześniej i później
na Wschodzie i Zachodzie kraju, który znalazł się z upływem czasu
w kleszczach dwóch rosnących w potęgę mocarstw – Rosji i Prus
(a następnie Niemiec). Doszła do tego monarchia austriacka,
uznawana za „więzienie narodów”.
Trudno się dziwić, że I wojna światowa
stała się dla mądrych Polaków grą o wszystko. Po raz
pierwszy w tej wojnie starli się ze sobą zaborcy Polski, dotychczas
zgodnie tłumiący wszystkie zrywy niepodległościowe Polaków. W
dodatku stała się rzecz nieprawdopodobna. Wszyscy trzej zaborcy
ponieśli w tej wojnie klęskę. Upadł carat rosyjski w wyniku
Rewolucji Październikowej. Klęskę w starciu z entantą ponieśli
Austro-Węgry i Niemcy. Ziemie polskie stały się sceną igrzysk
zbrojnych pomiędzy zwaśnionymi stronami, ale także miejscem
przetargu w pozyskaniu Polaków do wojny po jednej lub drugiej
stronie.
Jak pisze Norman Davies w takiej właśnie sytuacji
we wrześniu 1914 roku Edward Słoński napisał najlepiej może
znany wiersz lat wojny:
Rozdzielił nas, mój bracie,
zły los i trzyma straż –
w dwóch wrogich sobie szańcach
patrzymy śmierci w twarz.
W okopach pełnych jęku
wsłuchani w armat huk
stoimy na wprost siebie –
Ja – wróg twój, ty - mój wróg !
A gdy mnie z dala ujrzysz,
od razu bierz na cel
i do polskiego serca
moskiewską kulą strzel.
Bo wciąż na jawie widzę
i co noc mi się śni,
że ta co nie zginęła
wyrośnie z naszej krwi.
Zaiste trzeba było proroczej wizji, by już na
początku wojny przewidzieć jej nieprawdopodobny finał.
Trzeba też było rozsądku politycznego i odwagi
Józefa Piłsudskiego, by odmówić w odpowiednim momencie współpracy
z Niemcami, a następnie zdecydować się na objęcie władzy na
zdruzgotanym wojną obszarze rodzącej się do życia
Rzeczpospolitej.
Norman Davies przytacza bardzo ważny i nie
pozostawiający żadnych złudzeń co do postawy Józefa Piłsudskiego
dokument z 21 lipca 1917 roku. Jego rozmowa z von Beslerem,
niemieckim generał-gubernatorem Warszawy, miała przebieg absolutnie
bezkompromisowy:
-„Czy sądzi Pan, Ekscelencjo – powiedział
Piłsudski- że Naród da się oszukać frazesem lub obietnicą? Czy
myśli Pan, że jeżeli nalepicie orła polskiego na każdy palec u
ręki, która nas dławi, to przez to Polacy zaczną uważać
morderczy uścisk tej ręki za wyraz miłości i przyjaźni?
Von Besler zrywa się, staje przed brygadierem
czerwony z uniesienia.
-Herr von Piłsudski! – krzyczy – krótko i
węzłowato. W tym wielkim historycznym momencie Polsce potrzeba
wielkich ludzie. Pan jest jedynym jakiego znam, jakiego odkryłem.
Niech Pan pójdzie z nami. Damy Panu wszystko, siłę, sławę,
pieniądze. Pan zaś odda olbrzymią przysługę swojej ojczyźnie.
Piłsudski słucha, bębniąc palcami po stole.
-Pan mnie nie rozumie, Ekscelencjo – odpowiada
spokojnie – Pan nie chce mnie zrozumieć. Gdybym przyjął Pańską
propozycję, wy Niemcy, zyskalibyście jednego człowieka, ja zaś
straciłbym cały Naród.
To była właśnie gra o wszystko. Pójście
na współpracę z Niemcami mogło zniweczyć cały dotychczasowy
trud i poświęcenie Legionów Polskich. Piłsudski nie dał się
kupić Niemcom. Ten moment zaważył na przyszłości Polski.
Cytowałem niedawno „złotą myśl” Pawła Jasienicy o tym, że
bardzo często umysły i charaktery pojedynczych osób wpływają na
dzieje państw, a nieraz rozstrzygają o nich. Tak było w tym
niezmiernie ważnym momencie dziejowym.
Mam nadzieję, że te rozważania stanowią dobry
przyczynek do naszego narodowego Święta Niepodległości.
Obchodzimy je co roku, ale niestety, tak jakby to wynikało z
narzuconego nam przez władze obowiązku, a nie z potrzeby serca i
duszy. Wciąż jeszcze funkcjonują wśród organizatorów dawne
nawyki – jak jest święto, to musi być pompatyczna akademia, a
zarazem patos przemówień i celebra. Warto pomyśleć nad tym co
zrobić, by to święto nie było wykorzystywane dla doraźnych celów
politycznych, nie dzieliło nas Polaków, lecz łączyło, żeby
stało się świętem dumy narodowej z powodu odzyskania w 1918 roku
niepodległości, ale zarazem świętem radości i młodzieńczego
entuzjazmu, żebyśmy mogli w tym dniu się cieszyć, zabawić i
zrelaksować. Co zrobić by tak jak Boże Narodzenie lub Wielkanoc
zagościło ono na stałe w naszych domach, nie tylko poprzez
wywieszenie biało-czerwonej flagi?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz