Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

sobota, 21 maja 2011

W Wałbrzyskie - po zdrowie

Od samego początku ta książeczka jest dla mnie zupełnym zaskoczeniem. Dysponuję siermiężnym wydaniem z 1974 roku  okazji Dziewiątych Dni Henryka Wieniawskiego przez Towarzystwo Muzyczne im. Henryka Wieniawskiego i Dyrekcję P. P. Uzdrowisko Szczawno-Jedlina. Książeczka liczy sobie ponad 50 stron szarego papieru i czarno-białych fotografii rozrzuconych w tekście. Dziś byłoby to nie do przyjęcia, by taką książkę wydawać w tak zgrzebnej szacie. Dlaczego „taką książkę” piszę tłustym drukiem. Bo uważam, że jest to najlepsza książka jaką udało mi się przeczytać o Szczawnie-Zdroju i Wałbrzychu. To co uczynił doktor Alfons Szyperski dla odsłonięcia odległych kart przeszłości Szczawna-Zdrój, Wałbrzycha i całego Przedgórza Wałbrzyskiego zasługuje na podziw i uznanie. A jeszcze do tego napisał o tym wszystkim z ogromnym talentem i nie ukrywanym emocjonalnym zaangażowaniem. Dla mnie osobiście ta wzruszająca  książeczka stanowi inspirację do jeszcze głębszego poznania ciekawej przeszłości tej ziemi, na której przyszło mi już ponad pół wieku żyć, pracować i zachwycać otaczającą nas przyrodą.
„Pogórze Wałbrzycha – Zagłębiem Zdrowia” to tytuł pierwszego rozdziału książki „Polacy w dawnym Szczawnie i Starym Zdroju”, zasłużonego dla ziemi wałbrzyskiej badacza historii tych ziem, niestety nieżyjącego już od lat doktora Alfonsa Szyperskiego.
Pisać o Zagłębiu Zdrowia w Wałbrzyskim Zagłębiu Węglowym wydawało się rzeczą dość osobliwą. Wałbrzych lat 60-tych i 70-tych nie przypominał miasta, do którego można byłoby przyjechać na kurację, a i Szczawno-Zdrój  pozostawało w cieniu wielu innych, renomowanych uzdrowisk w Polsce, takich chociażby jak Krynica, Szczawnica, Nałęczów, Ciechocinek, nie mówiąc o uzdrowiskach w Kotlinie Kłodzkiej lub Jeleniogórskiej. Wiecznie zadymiony, cuchnący pyłem węglowym i koksowym, brudny, zaniedbany
Wałbrzych odciskał swoje piętno na bezpośrednio przyległym, stanowiącym jakby nierozerwalną część wielkiego Wałbrzycha, maleńkim szczawieńskim uzdrowisku. Pisząc o Wałbrzyskim Zagłębiu Zdrowia miał Alfons Szyperski  przede wszystkim przed oczyma nieodległą przeszłość tego regionu, który pod wpływem przeobrażeń industrializacji utracił w znacznej mierze swe dawne predyspozycje leczniczo-wypoczynkowe. Przemysł okazał się wszechwładny, wszechogarniający, zapanował w regionie, podporządkowując swoim potrzebom naturalne warunki środowiskowe. 
Co więc spowodowało uznanie przez szczawieńskiego historyka Pogórza Wałbrzyskiego mimo wszystko za obszar wybitnie zdrowotny?

Zanim odpowiem  na to pytanie, oddajmy głos autorowi książki, cytuję:

„Rezerwaty świeżego powietrza w Sudetach i pięknego krajobrazu, urozmaicona rzeźba terenu koją system nerwowy ludzi potrzebujących wczasów i regeneracji sił. Leczą tu - przyroda, klimat, „zdroje zdrowe” - jak pisano w przewodnikach sprzed dwustu laty”.

Otóż to, piękne krajobrazy, bogactwo przyrody, źródła  mineralne, czystość powietrza, łagodny klimat, a w ślad za tym postępujący rozwój bazy materialnej uzdrowisk i miejscowości wypoczynkowych – to wszystko składało się od najdawniejszych czasów na rosnącą sławę regionu wałbrzyskiego jako regionu leczniczo-wypoczynkowego. A najświetniejszy okres, to druga połowa XVIII i pierwsza połowa XIX wieku. Wtedy miał miejsce rozkwit lecznictwa uzdrowiskowego w tym regionie, które było w stanie bronić się jeszcze przed dominacją przemysłu.

Alfons Szyperski wspomina Tytusa Chałubińskiego, najsławniejszego lekarza polskiego XIX stulecia, który  kierował rokrocznie dziesiątki chorych w Sudety Wałbrzyskie, bo jak pisał „sam pobyt w górach umiarkowanego wzniesienia przywraca zdrowie”. Oczkiem w głowie lekarza z Zakopanego było wówczas Sokołowsko, gdzie próbował ratować również swego syna chorego na gruźlicę. Zanim rozwinęło się Sokołowsko, gruźlicę leczono w Szczawnie-Zdroju i Jedlinie. W Szczawnie od roku 1820 zastosowano kurację serwatkową. Oprócz serwatek oferowano ser kozi, owczy i krowi, także kefir. Lekarz zdrojowy dr Falk napisał całą książkę o wartościach leczniczych serwatek. Wałbrzyski przemysł ceramiczny dostarczał przeróżnych dzbanków, dzbanuszków, kubków, kielichów, czarek i czasz do serwatek z napisami zalecającymi taką kurację. Specjalny sposób leczenia za pomocą żętycy wychwalał Wissarion Bieliński, filozof i krytyk literacki i czołowy przedstawiciel rewolucyjnych demokratów w Rosji. To właśnie tu w Szczawnie-Zdroju napisał słynny swój „List do Gogola”, rewolucyjny „testament” podsumowujący działalność społeczną i literacką Bielińskiego, a jego towarzyszami podróży byli wówczas Iwan Turgieniew, wybitny pisarz rosyjski, przedstawiciel rosyjskiego realizmu krytycznego i Paweł Annienkow, krytyk literacki i pamiętnikarz, wydawca dzieł Puszkina.

Jakie choroby leczono w pierwszej fazie rozwoju uzdrowiska, to jest po wojnach napoleońskich , w pierwszej połowie XIX wieku?
Jak pisze Alfons Szyperski leczono w Szczawnie: „przewlekłe katary dróg oddechowych i płuc, gruźlicę, kaszle, astmę, spazmy płucne, przy czym za podstawowy lek służyło ośle mleko mieszane z wodą źródlaną. Źródła szczawieńskie miały pomagać również w przypadkach hipochondrii, histerii, melancholii, dolegliwości menstruacyjnych, reumatycznych, kamieni, obstrukcji dziecięcych, chorób na robaki, a także leczyć serce.

Kuracja w renomowanym uzdrowisku jakim był ówczesny Salzbrunn była dość droga. Kuracjusze poszukiwali więc tańszego miejsca na rekonwalescencję.
Najczęściej przeprowadzano się chętnie… proszę zgadnąć gdzie? Otóż do sąsiadującego ze Szczawnem – Wałbrzycha, a ściślej do jego dzielnicy – Stary Zdrój. Ale o tym uzdrowisku w następnym blogu.

Powrócę teraz do pytania postawionego na samym początku, czy Pogórze Wałbrzyskie może się stać ponownie Zagłębiem Zdrowia?
Odpowiedź twierdząca, może budzić wątpliwości, choć jest rzeczą niewątpliwą, że bliżej nam teraz do spełnienia takich oczekiwań, niż w czasach PRL-u..
Przede wszystkim Wałbrzych nie jest już Zagłębiem Węglowym, a dymiące kominy, płonące ogniska koksowni, szare powietrze przesiąknięte pyłem węglowym – należą do niechlubnej przeszłości. Wałbrzych staje się miastem nowoczesnym. Rozwijający się przemysł w Wolnej Strefie Ekonomicznej nie zagraża środowisku naturalnemu i nie utrudnia życia mieszkańcom. Wałbrzych pięknieje, wprawdzie powoli, lecz sukcesywnie, zachwyca nowymi dzielnicami mieszkaniowymi, wyremontowanymi kamienicami i budynkami publicznymi w różnych częściach miasta. Mamy już nowoczesne centra handlowe i usługowe, planowane są dalsze inwestycje podnoszące rangę miasta. Widoczne zmiany w kierunku turystyczno-rekreacyjno- sportowym i leczniczym mają miejsce w otaczających Wałbrzych gminach. Dawne uzdrowiska, Szczawno-Zdrój i Jedlina-Zdrój, rozwijają się z rozmachem i odzyskują dawną sławę. Powoli wkracza na tę drogę także Sokołowsko.
Osobiście opowiadam się, jeśli już chcemy trzymać się epitetu „Zagłębie” za nieco szerszym i bardziej chyba  trafnym określeniem dla regionu wałbrzyskiego  –  Zagłębie Turystyczne. Ale widzę to jako cel strategiczny, do którego winniśmy zmierzać z  pełną świadomością,  uporem i poświęceniem.
Jest sprawa oczywistą, że najwięcej zależy od Wałbrzycha, który w sposób naturalny jako największe miasto położone w centrum regionu winien się stać bazą wypadową w otaczające nas góry, a zarazem miejscem przyciągającym turystów i wczasowiczów własnymi atrakcjami turystycznymi. Wałbrzych musi się stać autentycznym centrum turystycznym regionu, tak jak Jelenia Góra lub Kłodzko. Wiele zależy od mądrości i przedsiębiorczości gospodarzy miasta, ale jeszcze więcej od jego mieszkańców. Ale to już jest osobny temat. Warto, aby był tematem wiodącym w najbliższych latach. To bardzo dobrze, że ważne pismo lokalne, „Tygodnik Wałbrzyski”, stanęło na czele społecznej akcji pod hasłem „Nie oczerniajmy Wałbrzycha”. Najwyższy czas, aby zdjąć z miasta odium zatęchłej dziury, gdzie panoszy się brud, smród, ubóstwo i biedaszyby, a na ulicach można spotkać tylko pijaczków i zbieraczy  złomu. Trzeba pokazać prawdziwy obraz miasta, w którym tak samo jak w innych miastach na Śląsku obok trudnych problemów społecznych dzieje się też wiele dobrego. Posłużę się tutaj fragmentem z artykułu „Tygodnika Wałbrzyskiego”:
Są tutaj „niesamowici, wyjątkowi ludzie, pełni pomysłów, wyjątkowe instytucje kultury, wielokrotnie nagradzane w Polsce i poza jej granicami; inwestycje, które zmieniają oblicze górniczego niegdyś miasta, chociażby rewitalizacja starówki, przywracająca blask dawnym mieszczańskim kamienicom… Taki obraz miasta chcielibyśmy widzieć w mediach, taki obraz miasta chcemy promować..”
Żyjemy o otoczeniu cudownej przyrody górskiej, mamy mnóstwo walorów  turystyczno-krajobrazowych, uzdrowiskowych, sportowych,  zabytków architektury i pomników dawnej świetności. Jesteśmy spadkobiercami wielowiekowych osiągnięć naszych poprzedników. Jesteśmy bogaci w to, czego nie da się uzyskać przy pomocy nauki i techniki, co jest dziełem matki-natury. Trzeba zrobić wszystko, by rozsądnie wykorzystać dobra materialne pozostawione przez dotychczasowych gospodarzy, a zarazem nauczyć się żyć w zgodzie z naturą, by ten dar niebios uchronić przed ponowną dewastacją przemysłową i mądrze wykorzystać dla promocji regionu i poprawy życia mieszkańców.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz