jeden z pałacowych salonów księżnej Daisy |
Takie odnoszę wrażenie, że nasze
wałbrzyskie środowisko kulturalne i dziennikarskie potraktowało zbyt poważnie
przesłanie wynikające z tytułu książki Daisy von Pless - „Lepiej przemilczeć”.
Wydarzenie, które powinno być gromem z jasnego nieba i wywołać głośne,
nieprzebrzmiewające echa, ucichło wkrótce po jego zaistnieniu Nie potrafię
sobie tego wytłumaczyć, że tak świetnie wydana, intrygująca i mądra książka, w
dodatku rzecz tak ściśle związana z nieodległą historią zamku Książ i jego
niezwykłą pierwszą damą, księżną Daisy, przeminęła z wiatrem. Trudno sądzić, że
książka została przez wielu nabywców przeczytana od deski do deski, bo wtedy
wywołałaby żywszą reakcję, skłoniła do podzielenia się wrażeniami, obojętnie jakie by nie były,
przyczyniła do szerszego nagłośnienia i promocji. Odnoszę wrażenie, że gdyby to
się stało we Wrocławiu wiedziałaby o tym cała Polska, a w naszym Wałbrzychu o
książce cicho, sza ! Cieszyć się może tylko Mateusz Mykytyszyn, prezes Fundacji
Księżnej Daisy, no może jeszcze parę osób z zamku Książ lub Biblioteki pod
Atlantami. A Wałbrzyskie środowisko kulturalno-intelektualne, wałbrzyskie
media, wałbrzyscy radni – przeszli nad tym jak w wielu innych przypadkach do
porządku dziennego.
Mówię o tym powodowany zachwytem i
wzruszeniem wywołanym książką, być może dlatego, że księżna Daisy jest mi bliska już po lekturze pierwszej części jej
pamiętnika „Taniec na wulkanie”, a losy zamku-pałacu Hochbergów w Książu
interesowały mnie od dawna. A teraz mamy drugą część wciągającą w pompatyczny
świat życia wyższych sfer jak bajki z tysiąca i jednej nocy. Ale ten świat jest
prawdziwy, realny, a w nim ważą się losy wielu narodów i krajów ówczesnej
Europy. Warto dodać, że rodzina Hochbergów była jedną z najbogatszych w
ówczesnych Niemczech, a mąż Daisy książę
Hans Heinrich XV Hochberg von Pless, bliskim doradcą i totumfackim
cesarza niemieckiego.
Obie części pamiętnika pisanego
przez osobę obracającą się w wysokich kręgach władzy, na dworach monarszych i w
najświetniejszych salonach, to wierna
kopia tego wszystkiego, co się działo w okresie ćwierćwiecza, przed wybuchem I
wojny światowej.
Książka „Lepiej przemilczeć.
Prywatne pamiętniki Księżnej Daisy von Pless z lat 1895-1914” przełożona z
angielskiego przez Barbarę Borkowy jest dużym osiągnięciem wydawniczym
młodej jeszcze Fundacji Księżnej Daisy von Pless, działającej przy zamku
Książ. Ukazała się pod koniec 2013 roku, była zaprezentowana na spotkaniach
promocyjnych w Książu, pojawiły się o tym wydarzeniu pozytywne informacje i
recenzje w lokalnych mediach, a potem sprawa jakby przycichła. A szkoda, bo
książka jest niewątpliwie osiągnięciem wydawniczym, do czego przyczynił się
wydatnie prezes Fundacji Księżnej Daisy von Pless, a zarazem redaktor
prowadzący Mateusz Mykytyszyn wraz z prezesem spółki Zamek Książ, Krzysztofem Urbańskim. Książka dużego formatu w twardej oprawie jest
wzbogacona w cenne fotografie i przypisy oraz indeks miejsc i nazwisk jak
przystało na solidne opracowanie o charakterze historycznym.
O swojej książce sama Daisy
napisała, co następuje:
„Jeżeli nie mogę się pochwalić,
że żyłam w samym środku wielkich wydarzeń, to z pewnością mogę stwierdzić, że
przebywałam w ich orbicie. Dlatego może
to, co myślałam i powiedziałam było więcej niż prywatnym zdaniem. Wszyscy żywimy nadzieję lub ułudę, że to, kim jesteśmy i co robimy ma znaczenie. Pragniemy
pozostawić po sobie pewien, jakkolwiek skromny, memoriał, który przetrwa próbę
czasu i utrzyma o nas pamięć żywą i pachnącą jak kwiat, kiedy nie będzie już na
ziemi tych, których znaliśmy i kochaliśmy. Jest to jeden z powodów publikacji
mojej następnej książki.”
A jeszcze dalej księżna Daisy von
Pless tak oto uzasadnia motywy parafrazy własnego pamiętnika w formie
książkowej: „Jedną ze znamiennych i niepodważalnych wartości prowadzonego
przeze mnie dziennika, którego kartki przewracam, jest możliwość osądzenia
samej siebie na podstawie własnego rejestru wydarzeń” .
O walorach książki pisze Barbara
Borkowy we wstępie:
„Wraz ze śmiercią wybitnych osób
żyjących w tamtych czasach historycy piszący ich biografie odkryli na nowo
pamiętniki księżnej Daisy von Pless, znajdując w nich bezcenne źródło
informacji. Jej książki dały im i ciągle dostarczają unikalną wiedzę na temat
życia i charakteru ich bohaterów, nie mówiąc o możliwościach przytoczenia
anegdot i odtworzenia kolorytu epoki o której wszyscy mamy przeświadczenie, że
była niepowtarzalną. To że księżna Daisy, będąc naocznym świadkiem tamtych czasów,
pozostawiła nam ich bogatą dokumentację, jest chyba największą po niej
spuścizną”.
Przemienione w książki pamiętniki
Daisy von Pless znajdowały ( zwłaszcza w Anglii) i znajdują czytelników, którzy
czytają je jednym tchem. Obok barwnych opisów życia na zamku Książ i w
europejskim świecie arystokratycznym niezwykle
interesujące okazują się znakomite relacje z podróży po nieomal całym
globie, a także ciekawe próbki literackie dotyczące zwłaszcza opisów
egzotycznej przyrody.
O swojej pasji podróżniczej pisze
Daisy, co następuje:
„Moją życiową potrzebą były
zawsze podróże. Pragnęłam ich tak bardzo, jak mężczyzna pragnie wina.
Uwielbiałam przemieszczanie się na piechotę, koniem, automobilem, samolotem,
ale chyba najbardziej statkiem. Ciągle tęskniłam za nieznanymi scenami, ludźmi
i przeżyciami...”
Pociągały ją niezwykłe zjawiska
przyrody i krajobrazów i to zarówno te wywołujące zachwyt w czasie poznawania
wielkiego świata, jak i te w najbliższym otoczeniu Książa:
„Lubię swój ogród, ponieważ
przypomina mi dzieciństwo, a poza tym wiem doskonale gdzie rośnie w nim każdy
kwiatek. Ale ku prawdziwej radości i upojeniu, proszę mi dać przestrzeń i
nieskończoność; nie płoty, lecz wolność, w jakiej moje myśli zabłądzą do
przepięknych ogrodów wyobraźni”.
„Najbardziej ulubionym artykułem,
który napisała w kilka lat po ślubie i przesiedleniu się z rodzinnej Walii do
zamku Hochbergów, był „Mój ogród w Książu”, opublikowany w „Księdze Piękna” z
1902 roku. Oto próbka jej talentu literackiego, a zarazem autentyczny dowód bystrej
obserwacji i jej podziwu dla piękna przyrody:
„Potem przychodziła jesień, z
cudownymi odcieniami złota. Każda ściana i każdy balkon pokryte były liśćmi
dzikiego wina: żółtymi,purpurowymi i brązowymi, harmonizującymi z czerwienią
zachodzącego słońca i pomarszczoną poświatą, jaką rzucało ono na dolinę
poniżej. Zamek wyglądał wtedy jak zbudowany ze ścian ognia, z jarzącymi się
niczym małe, jasne płomienie oknami”.
A oto próbka refleksji na temat
przyrody o charakterze filozoficznym:
„Kiedykolwiek żywię jakieś
wątpliwości, mam w zwyczaju zwracać się do natury po pomoc i wskazówki i prawie
zawsze je tam znajduję. Drzewa i kwiaty mają swoje korzenie głęboko w ziemi,
ale żeby przeżyć muszą posiadać własną wrodzoną siłę, bez względu na
pochodzenie. Wyskakują z gruntu i natychmiast odwracają się w kierunku słońca
po światło i życie tego dnia i tej
godziny nie oczekując, że dawne promienie słoneczne, które grzały ich gatunek,
będą częścią ich pokarmu.
Przytaczam urywki z książki Daisy
von Pless „Lepiej przemilczeć” z cichą nadzieją, że potrafią one zachęcić do jej nabycia i przeczytania
znacznie bardziej, niż jakiekolwiek moje osobiste peany. A jest to książka
wyjątkowa na naszym lokalnym rynku wydawniczym, bo wciąż mamy za mało książek
tak mocno związanych z historią ziemi
wałbrzyskiej. I dlatego tej książki nie wolno przemilczeć.
P.S. Książka jest do nabycia w
wałbrzyskich księgarniach, a także na zamku „Książ”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz