![]() |
fotografia księżnej Daisy |
Zdecydowałem
się powrócić do tematu Księżnej Daisy z Książa, choć wydawałoby się wszystko
już o niej zostało powiedziane. Działająca od kilku lat na zamku Książ niezwykle prężna i skuteczna
Fundacja Księżnej Daisy pod przewodem Mateusza Mykytyszyna uczyniła z niej
osobę niezwykle ważną i przydatną dla promocji całego Wałbrzycha. Księżna stała
się patronką miasta i corocznie skupia wokół siebie tysiące Wałbrzyszan przy
okazji organizowanych przez Fundację Dni Księżnej Daisy. Brakowało nam w
Wałbrzychu takiego autorytetu z przeszłości, a Księżna nie dość że sympatyczna
i urodziwa, to w dodatku Angielka z
zacnego walijskiego rodu, dobrze odnosząca się do Polaków, a zarazem krytyczna
wobec Niemców, włącznie ze swoim mężem, Hansem Hochbergiem, panem na zamku
Książ i pałacu w Pszczynie, właścicielem większości ziem i kopalni węgla wokół Wałbrzycha.
Warto
powracać do biografii księżnej, bo wiele szczegółów wciąż umyka naszej uwadze,
a przecież by szczycić się jej autorytetem, winniśmy jak najwięcej o niej
wiedzieć.
Oto
wybrane przeze mnie najciekawsze szczegóły z jej życiorysu
.
.
8 grudnia 1891 r. (po roku
czasu od nawiązania znajomości) osiemnastoletnia donna Daisy poślubiła
majętnego księcia pszczyńskiego Hansa Heinricha XV Hochberga, Ślub odbył się w
londyńskim Opactwie Westminsterskim, a świadkiem był Edward, ks. Walii.
Rodzina Hochbergów była
wówczas trzecią najbogatszą rodziną w Niemczech i siódmą najbogatszą w Europie.
Przed I wojną światową Hochbergowie prowadzili bardzo wystawne życie. Na taki
styl życia pozwalała im olbrzymia fortuna, byli bowiem właścicielami licznych
kopalń, hut, elektrowni, cementowni, domów handlowych, zamków w Pszczynie
(Pless) i Książu (Fürstenstein), dworków na Riwierze, w Berlinie, lasów, pól,
cegielni, młynów i hoteli. Co prawda, ojciec Jana Henryka wybrał mu na żonę
inną posażną pannę, ale cóż było robić, skoro syn zakochał się od pierwszego
wejrzenia w walijskiej Stokrotce. Ona też uległa czarowi dystyngowanego
arystokraty, choć uczucie z jej strony nie było tak silne. To raczej jej
rodzina – biorąc pod uwagę majątek Hochbergów - zadecydowała o tym
zamążpójściu. Było to małżeństwo bardziej z rozsądku niż z miłości. Jak pisała
w swoich pamiętnikach, jej przyszły mąż pouczał ją, iż prawdziwa miłość
przyjdzie z czasem. Jednak nigdy nie doczekała się tej chwili.
Ślub był niezwykle okazały,
odbił się echem w szerokim świecie, zjechała się na niego elita polityczna i
arystokratyczna ze wszystkich stron Europy. Po uroczystościach weselnych Daisy
wraz ze swoim mężem przybyła do Książa. Poczuła się w tym miejscu jak
księżniczka z bajki: miała swój zamek, swoją służbę, przepiękne stroje i...
strasznie daleko do swojego ojczystego domu w Anglii.
Masywny zamek w otoczeniu
parkowym nad urwiskiem bystrego potoku nie był azylem dla młodej damy, która
potrzebowała towarzystwa bliskich sobie osób. Dlatego też intensywnie
podróżowała z mężem po Europie. Nie było chyba takiego państwa europejskiego,
którego by wspólnie nie odwiedzili. Nic więc dziwnego że księżna rzadko
przebywała w domu, w którym czuła się jak intruz. Najczęściej odwiedzała swoją
ukochaną Anglię, bywała także w Berlinie, Paryżu, Petersburgu, Rzymie i w
Sztokholmie, dotarła do Egiptu, Indii i na Malaje. Grała w ruletkę w Monte
Carlo i polowała na lwy w Afryce. Wzbudzała zachwyt i podziw wielu mężczyzn.
W czasie jednej z takich
podróży Jan Henryk ofiarował pięknej Daisy naszyjnik z pereł. Nie były to byle
jakie perły, ale specjalnie dobierane wielkie perły wyławiane na zamówienie z
Morza Czerwonego. Sam zaś naszyjnik był „nader skromny”, miał tylko… sześć
metrów długości. Był to czas, kiedy wydawało się, że między nimi coś
zaiskrzyło.
Z czasem jednak skończyły się i podróże, i prezenty. Księżna wróciła do Pszczyny, drugiego majątku Hochbergów, a książę zajął się sprawami państwa i poświęcał jej coraz mniej czasu. W majątku pszczyńskim Daisy nie czuła się dobrze, krępowała ją wszechobecna służba. Księżna nigdzie nie mogła pójść sama, n.p. w czasie przejażdżki konnej musiało jej towarzyszyć co najmniej pięć osób. Pomimo wielu zakazów i sztywnej etykiety utrzymywała kontakty z pisarzem Bernardem Shaw, darzyła sympatią potępianego wówczas Oscara Wilde'a oraz przyjaźniła się z cesarzem Niemiec, co wzbudzało zazdrość męża i podejrzenia pałacowej kamaryli.
Księżna
pszczyńska Maria Teresa von Pless, zwana również Daisy, pani na zamku
Książ, budziła emocje już za życia. Jedni ją kochali, wręcz ubóstwiali,
podziwiali nie tylko jej urodę, ale także talent polityczny. U innych jednak
wywoływała niechęć, a nawet nienawiść. Szokowała współczesnych nietypowym
zachowaniem, posądzano ją o intrygi polityczne, a w czasie wojny oskarżono
nawet o szpiegostwo.
Cóż życie nie jest usłane
różami, okazuje się, że dotyczy to nie tylko zwykłych szaraków, borykających
się na co dzień z biedą i brakiem perspektyw. Jak się wkrótce przekonamy, także
osoby, którym szczęśliwy traf wydawałoby się przyniósł w darze wszystko, co
dusza zapragnie, napotykają na te same problemy związane z brakiem zrozumienia,
aprobaty, tolerancji innych, a nawet odchodzą z tego świata, w samotności i
zapomnieniu.
Podczas trwania małżeństwa
Daisy i księcia na świat przyszło czworo dzieci: córeczka, która zmarła jako
niemowlę i trzech synów: Jan Henryk XVII (Hensel), Aleksander ( Lexel,
przeszedł na katolicyzm, przyjął obywatelstwo polskie, a podczas II wojny
światowej był oficerem u boku generała Sikorskiego w armii Andersa), Konrad,
zwany Bolkiem, sympatyzujący z Polakami, zgładzony przez gestapo Adolfa
Hitlera.
Jak już wspomniałem początkowo
życie rodzinne księżnej von Pless układało się pomyślnie, ale szczęście
małżeńskie nie trwało długo. Nadszedł okres pierwszej wojny światowej i w
Pszczynie była główna kwatera cesarza Wilhelma II, a Jan Henryk był jego
osobistym adiutantem. Tymczasem Daisy wraz z synami, ze względów
bezpieczeństwa, przebywała w Berlinie. Prasa oskarżyła ją o szpiegostwo na
rzecz Anglii, a mąż nie ujął się za swoją angielską żoną.
I wojna światowa wywarła
duże wrażenie na księżnej, która nie mogła się pogodzić, że jej najbliżsi
znaleźli się po obu stronach frontu. Stała się zdecydowaną pacyfistką, wysyłała
dramatyczne apele do rządów o ludzkie traktowanie jeńców wojennych. Pracowała w
pociągach sanitarnych na frontach serbskim, francuskim i austriackim, a także w
szpitalu. Zwróćmy na to uwagę, księżniczka otoczona od rana do wieczora służbą,
której w pałacu pszczyńskim nie wolno było samej nawet otworzyć okna, teraz z
własnej woli pracuje jako sanitariuszka. To godna podziwu i uznania forma
poświęcenia się dla ojczyzny.
Po I wojnie światowej w
1923 roku Daisy ostatecznie rozwiodła się z mężem. Miała wówczas 50 lat. Książę
Jan Henryk ożenił się z młodą arystokratką hiszpańską Klotyldą Silva y
Candanamo.
Pełne pruderii i zakłamania
życie rodzinne Hochbergów w pałacu pszczyńskim poznajemy w niezwykle
sugestywnym filmie Filipa Bajona p.t. „Magnat”, ze znakomitymi rolami Grażyny
Szapołowskiej, Jana Nowickiego, Bogusława Lindy. Film przeniesiony został na
ekran telewizyjny jako serial p.t. „Biała wizytówka”.
Podobieństwo urody,
poglądów i kolei losów sprawia, że dziś ludzie porównują Daisy do księżnej
Diany. Ale to nie jedyne wspólne cechy . Obie potrafiły sobie zjednywać
sympatię ludzi całkowicie im oddanych, totumfackich i adoratorów. Obie
błyszczały jak gwiazdy na firmamencie w zakompleksionym i sformalizowanym
świecie życia dworskiego. Daisy romansowała i trudno się dziwić osobie tak
urodziwej, której mąż zdawał się z biegiem czasu tego nie dostrzegać. Plotka o
jej burzliwym związku z cesarzem Wilhelmem II zniszczyła jej małżeństwo.
Nad życiem Daisy pojawiły
się czarne chmury. Gniazdo rodzinne uschło skutkiem burzliwych wydarzeń
wojennych i zawirowań politycznych Z byłym mężem nic ją nie łączyło poza
sprawami majątkowymi. Znaczną część swego uposażenia przeznacza na działalność
charytatywną Coraz bardziej czuje się osamotniona, stroni od towarzystwa,
rezygnuje z podróży. W dodatku podupada na zdrowiu. W Książu otacza ją garstka
wiernej służby.
W 1938 roku umiera Jan
Henryk XV. Rok później nadchodzi okrutny okres drugiej wojny światowej. Wybuch
wojny zastał księżnę Daisy w zamku Książ. Chorowała prawdopodobnie na
stwardnienie rozsiane. Najbliżsi ją opuścili. Zdana była na pomoc oddanej
służącej Dolly. Księżna po dojściu do władzy nazistów i Hitlera nie akceptowała
jego polityki. Wraz ze swoimi synami przeciwstawiała się totalitaryzmowi
Hitlera, co przyniosło za sobą tragiczne skutki. Między innymi, Księżna Daisy
straciła najmłodszego z synów, Bolka, w wyniku okrutnych przesłuchań.
Pod koniec wojny, zgodnie
ze swoim antywojennym nastawieniem starała się pomagać więźniom dostarczając im paczki żywnościowe. W 1941
roku władze III Rzeszy podjęły decyzję o skonfiskowaniu posiadłości, na której
ciążył ogromny dług. Księżna musiała opuścić zamek.
„To był upalny początek
lata, pamiętam jak wynoszono księżnę na noszach do ambulansu – wspomina Dorota
Stempowska, wówczas 5-letnia córka stajennego Hochbergów. Pracownicy
właścicieli Książa utworzyli szpaler, a dzieci, wśród których byłam, wręczały
księżnej kwiaty. Daliśmy jej bukiety nagietków”.
Wysiedlona z zamku przez
nazistów zmarła 29 czerwca 1943 roku w willi przy pałacu Czetritzów w
Wałbrzychu. Jako przyczynę zgonu podano zatrzymanie krążenia. Tak więc odeszła
w wieku 70 lat. Do niedawna nie była znana dokładna data śmierci
księżnej, jednak udało się odnaleźć w archiwach wałbrzyskiego kościoła
ewangelicko-augsburskiego autentyczny akt zgonu. Znajdował się on pośród
dokumentów pozostałych po zlikwidowanej parafii ewangelickiej w Szczawienku, do
której należała księżna.
Według relacji córki stajennego Hochbergów, Daisy została
pochowana w mauzoleum rodzinnym znajdującym się w parku zamkowym. Po
splądrowaniu grobowca przez żołnierzy Armii Czerwonej (trumnę księżnej
rozłupano), służący postanowili przenieść jej szczątki w bezpieczniejsze
miejsce. Księżna początkowo spoczęła w parku, niedaleko mauzoleum, jednak
świeży grób na tyle zwracał uwagę czerwonoarmistów, że ostatecznie, pod osłoną
nocy, przeniesiono zwłoki na parafialny cmentarz ewangelicki w Szczawienku
(Nieder Salzbrunn). W latach osiemdziesiątych XX w. podzielił on losy wielu
innych niemieckich nekropolii z terenu Dolnego Śląska: został zrównany z
ziemią, bez przeniesienia znajdujących się na nim szczątków, a później
wybudowano tam osiedle domów jednorodzinnych.
Pamięć o księżnej Daisy
przetrwała w opowieściach mieszkańców i nielicznych publikacjach na jej temat.
Jej imieniem nazwane zostało urokliwe jeziorko położone w lasach koło Lubiechowa.
Na dziedzińcu pałacu Czettritzów przy ul. Zamkowej w Wałbrzychu postawiono w
2007 roku postument upamiętniający księżną, która zmarła obok w sąsiedniej
willi. Dopiero teraz, po upadku systemu komunistycznego zaczęto z pewną
nieśmiałością podkreślać jej zasługi dla Wałbrzycha. Ogromnym wydarzeniem była
przeniesiona z pałacu w Pszczynie i umieszczona na jakiś czas w Książu wystawa
42 fotografii Daisy, sfotografowanej
podczas jej pobytu w Anglii w październiku 1901 roku, w czasie którego
odwiedziła studio Lafayette‘a i pozowała mu do serii portretów.
Przetrwała legenda o księżniczce Daisy jako „dobrym duchu” zamku
Książ i miejmy nadzieję, że tak pozostanie. Obecnie znalazła miejsce w
panteonie gwiazd naszego regionu, a nasi rajcowie miasta czczą z szacunkiem
księżnę Daisy Hochberg von Ples, panią na Książu i Pszczynie, osobę tak
znaczącą w dziejach zamku Książ i wyjątkową w trudnych czasach światowych
zawieruch wojennych.
I tak oto przedstawia się
wzruszająca historia walijskiej księżnej, która ośmieliła się być nie tylko
piękną, ale i mądrą. Okazuje się, że ani uroda, ani książęce pochodzenie, ani
wielki majątek, nie potrafiły jej ustrzec na stare lata przed chorobą,
opuszczeniem i samotnością. Ale pozostała w naszej pamięci. To dobrze, że
możemy z jej życiorysu czerpać doświadczenia i wzory,
Myślałam że budowanie osiedli domków na terenach dawnych cmantarzy to wymysł amerykańskich horrorów.
OdpowiedzUsuńNiestety, mamy wiele przykładów na to, że polscy osadnicy na tych ziemiach zachowywali się jak barbarzyńcy. Niszczenie poniemieckich cmentarzy to tylko drobny fragment polityki zacierania wszelkich śladów po Niemcach na Ziemiach Zachodnich. Dobrze, że dziś potrafimy się przynajmniej do tego przyznać.
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz, Pani Różo, pozdrawiam !