Bardo - widok ogólny |
Mój stały
komentator Henryk z Jugowa zachęcał w ostatnim poście na wycieczkę
do Barda. On sam wybiera się tam na spływ kajakowy Nysą Kłodzką,
która wokół Barda zatacza łuk, czyniąc pływanie po niej
niezwykle atrakcyjnym. Pomyślałem, ze warto przypomnieć to, co
swego czasu napisałem o Bardzie, które wciąż, mimo licznych
inwestycji i pozytywnych przemian w
turystyce pozostaje
w cieniu innych klejnotów Dolnego Śląska.
Malownicze miasteczko otwierające drogę z
Wrocławia przez Łagiewniki, Niemczę, Ząbkowice Śląskie w
Kotlinę Kłodzką i Sudety, położone na wzgórzach nad zakolami
głębokiego przełomu Nysy Kłodzkiej, mogłoby być już od dawna
miejscem niekończących się pielgrzymek, wycieczek autokarowych,
indywidualnych wypraw turystów pieszych, zmotoryzowanych lub
kolejowych. Piszę o mieście, jednym z najstarszych na Dolnym
Śląsku, posiadającym udokumentowany swój rodowód słowiański i
piastowski, urzekającym pięknem krajobrazów, bogactwem zabytkowych
budowli i obiektów kultu maryjnego, o miasteczku, które można
uznać za swego rodzaju alter ego bliższych Wałbrzychowi
Wambierzyc. Powinno się już od dawna uznać je za rezerwat
kulturalno – krajobrazowy. Niezależnie od atrakcyjnego układu
urbanistycznego miasta, w którym centralne miejsce zajmuje
monumentalny, barokowy kościół Nawiedzenia Najświętszej Marii
Panny, mamy tu majestatyczny, wzniesiony na wysokim wzgórzu zamek,
liczne zespoły klasztorne, kaplice, stacje Męki Pańskiej na
Kalwarii i Różańcowej, rozległe, dwuczłonowe grodzisko, położone
w zakolu Nysy Kłodzkiej oraz inne zabytki.
Oczywiście do Warty Śląskiej, jak nazwano
to miasto zaraz po wojnie, a następnie Barda Śląskiego,
obecnie zaś tylko Barda, przybywają coraz liczniej turyści
i pątnicy, ale miasto miało czas zastoju w PRL-u, zamiast się
rozwijać z trudem ratowało się przed całkowitym zubożeniem i
zabiegało o pomoc w ratowaniu zabytków i promocję turystyczną.
Nie zapomnę wrażenia z któregoś słonecznego,
jesiennego exodusu moim niezawodnym „maluchem”, gdy znalazłem
się na drodze z Ząbkowic Śląskich do Kłodzka. To było po
południu, teren równinny, pola uprzątnięte przed zimą, wstążka
drogi prościutka, gdzieniegdzie połyskujące w słońcu kępy drzew
i krzewów. I nagle pojawiła się przed oczami ściana wznoszących
się pod niebo gór i lasów. W mgnieniu oka zostałem wchłonięty w
ich ramiona, znalazłem się w głębokim jarze nad bystrą, szeroką
wstęgą płynącej rzeki, pojawiły się porozrzucane gdzie się
tylko dało kolorowe domostwa, tonące w poszyciu krzewów i kwiatów.
Po obydwu stronach drogi wyrastały niebosiężne, różnokolorowe
wzgórza, jechałem przez wysoki most nad rzeką, wokół zabudowania
kaskadowo pnące się wzwyż. To było coś, czego nie potrafię
opisać, takie wrażenie jakbym znalazł się w świecie
fantasmagorii. Nic dziwnego, że już w XVIII wieku nazywano to
miejsce - „złotą bramą hrabstwa kłodzkiego”.
Bardo Śląskie, znane mi było od dziecka, bo
przypominam sobie, że z matką i starszym bratem byliśmy tutaj
niejeden raz na Kalwarii. Ale wtedy nie robiło to na mnie takiego
wrażenia. Zapamiętałem, że bolały mnie nogi i chciało mi się
pić, bo trzeba było się wspinać pod górkę w tłumie rozlicznych
pielgrzymów, a po drodze nie było nawet kulawego sprzedawcy z
saturatorem. Gdy podrosłem był taki czas, że jeździłem pociągiem
romantyczną trasą z Kamieńca Ząbkowickiego przez Bardo do
Kłodzka. Mogłem wtedy podziwiać w Bardzie przez okno wysoką górę,
gdzie znajdowała się kaplica na końcu drogi krzyżowej. Teraz po
latach zobaczyłem to miasto innymi oczami. Dostrzegłem urzekające
piękno położenia, krajobrazów, wkomponowanych w przyrodę iście
wysokogórską, alpejską zabudowań sakralnych i świeckich.
Genialny chirurg przeciął skalpelem masyw Gór Bardzkich, ale
przyrząd zawirował mu w ręce, więc powstało zakole, wypełnione
przez rzekę i drogę, a wokoło po obu jej stronach od dołu do góry
urosło miasto. To jest cudowne miejsce, nie dziwię się, że dzieją
się tam cuda, że cudami słynący obraz Matki Boskiej Bardzkiej
przyciąga tłumy pielgrzymów.
I jeszcze jedna paralela mi się nasuwa, ale to
głównie z powodu esowatych zakrętów jakimi płynie tutaj Nysa
Kłodzka. Podobne widziałem w czeskim Krumlovie, średniowiecznym
miasteczku nad wijącą się w tym miejscu jak wąż Wełtawą. Ale
Krumlov, to sztuka dla sztuki, to perła w koronie czeskich
zabytkowych miast, zachowana przez całe stulecia w nienaruszalnym
kształcie, zadbana z czeską pedanterią i perfekcją po to, by
ściągać tu turystów z całego świata , by mieli co podziwiać i
mogli mile spędzić czas
.
Bardo, małe miasteczko zagubione w głębokim
kanionie, ma jeszcze przed sobą daleką drogę, by sprostać wymogom
dzisiejszej turystyki zagranicznej. Ale w kraju jest znane jako
miejsce pielgrzymek, funkcjonuje na rynku turystycznym, rozwija się
i pięknieje. Nie tak dawno znalazło się w granicach
administracyjnych województwa wałbrzyskiego, ale nie trwało to
zbyt długo i nie przyniosło spodziewanego renesansu. Dziś w
gąszczu atrakcji turystycznych Dolnego Śląska jeszcze trudniej się
wypromować.
Zadaję sobie pytanie, ilu Wałbrzyszan tam
pielgrzymuje lub jeździ w celach turystycznych? To przecież
niedaleko. Ilu zna i docenia Bardo, ilu dostrzegło wyjątkowość
położenia i niezwykłość tego miejsca?
To jeszcze nie koniec mojego pisania o Bardzie. W
kolejnym poście postaram się pokazać bogactwo historii i walory
współczesne tego nadzwyczajnego miasteczka. Może uda mi się
zachęcić do jego bliższego poznania. Ale żeby bliżej poznać,
trzeba się tam koniecznie wybrać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz