nasze okno - na świat |
To o czym chcę dziś powiedzieć nurtuje mnie od
dawien dawna. Już w szkole średniej, a było to co najmniej z pół
wieku temu, przypominam sobie dyskusję na lekcji polskiego na temat
satyry „Żona modna” Ignacego Krasickiego. W XVIII wieku, w
czasach naszego Oświecenia bezmyślne, ślepe naśladowanie
cudzozimszczyzny spotkało się z dosadną kpiną w wierszu księdza
biskupa warmińskiego. Nawiązał do tego także nasz wieszcz
narodowy, Adam Mickiewicz w „Panu Tadeuszu” wskazując na
znacznie większe walory krajobrazowe litewskiej brzeziny od
cudzoziemskich gajów, którymi bezkrytycznie zachwycał się
Hrabia.
Mam
nadzieję, że może to wyrwać nas choć
na moment z czegoś w rodzaju letargu, kojarzącego się z dającą
dużo do myślenia nazwą jednej z miejscowości w Polsce -
Zaniemyśl. Ta
przypadłość doświadcza nas jak zaraza od dawien dawna i niestety,
przybiera coraz wyraźniej znamiona constans.
Oszałamiający rozwój kinematografii, telewizji,
techniki wideofonicznej, telekomunikacji, słowem nowa wirtualna
rzeczywistość uczyniły świat mały, łatwo dostępny, poznawalny.
Z rosnącym zainteresowaniem obserwujemy życie na Zachodzie, to
wszystko, co dotąd było dla nas ukryte, dalekie, obce. Dziś wciska
się do każdego nieomal domu drzwiami i oknami amerykański styl
życia. Zapatrzeni jak w obraz, zauroczeni, podekscytowani
chwytamy bezkrytycznie tamte wzory, starając się uczynić je
naszymi. Tymczasem pasują one do naszej rzeczywistości jak
przysłowiowa pięść do nosa. Pisał o tym swym znakomitym
piórem niezmordowany felietonista „Polityki”, Daniel Passent:
„Amerykańska middle-class (klasa średnia)
decydująca o ogólnym image tego kraju, uwielbia maskarady, gadżety,
parady uliczne, papierowe kapelusze, rozjarzone reklamy i
pozamiejskie weekendy z kasetami Beatlesów, grup big bitowych
przygrywających rock-and- rolla lub rythm-and- bluesa. Dziewczętom
wybujałym w biuście, dla których najśmielszym marzeniem jest jazz
rodem z Harlemu, albo party w Klubie Playboya imponują młodzi,
ekscentrycznie ubrani i wystrzyżeni chłopcy, obsypujący je z
okazji Walentynek błyszczącymi maskotkami.
Obraz Ameryki wydaje się dla Europejczyka światem
ułudy. Ekscytuje i zniewala w każdej cząstce swej obyczajowości i
kultury podobnie jak Elvis Presley tysiące fanów na swych
koncertach.”
Import do Polski włoskiej architektury, francuskiej
mody, niemieckiej muzyki ma swoje proweniencje od czasów Renesansu.
Nieco później przyszedł czas na małpowanie wzorów
anglo-amerykańskich. Ten trend w obecnej chwili przeżywa swoje
apogeum. Nie przyjęło się jeszcze amerykańskie Święto
Dziękczynienia z obowiązkowym pieczonym indykiem spożywanym w
gronie rodzinnym z równą apoteozą jak u nas karp wigilijny, ani
też lunch wigilijny z kurczakiem pieczonym w kociołku, ale upiorne
mroczne Halloween, z pogańskim, celtyckim rodowodem, ogarnęło
dzieciarnię na skalę zadziwiającą, bo ani dynia nie jest u nas
uprawiana na szerszą skalę, ani zwyczaj straszenia makabrycznym
wyglądem nie cieszy się takim wzięciem jak u naszych zamorskich
sąsiadów. Mieliśmy dawniej dziś już zapomniany, znany głównie
z mickiewiczowskich „Dziadów” zwyczaj czczenia zmarłych w Dzień
Zaduszny na wiejskich cmentarzach. W jakiejś tam mierze zachował
się w obrzędach religijnych we Wszystkich Świętych.
Kontynuujemy nasze staropolskie zwyczaje wróżenia z wosku na
Andrzejki, puszczania wianków na wodę i palenia ognisk z okazji
Nocy Świętojańskiej lub kolędowania z gwiazdą, turoniem, szopką
betlejemską w święta Bożego Narodzenia. Mamy jeszcze wiele innych
rodzimych tradycji, głównie religijnych z okazji Świat Wielkanocy,
Trzech Króli, Niedzieli Palmowej, ale także świeckich jak
chociażby PRL-owski Dzień Kobiet. Moglibyśmy na tym poprzestać.
Niestety, przeszczepianie „szlagierów” z tamtego, „lepszego”
świata, stało się naszą drugą naturą. Świętowanie Walentynek
przyjęliśmy z dozą daleko idącej ambiwalencji. Sprzyjają temu
media (nie mówiąc o biznesowym świecie hipermarketów), promując
wśród młodych zachodni zwyczaj składania sobie życzeń,
obdarowywania prezentami z kiczowatym, czerwonym, pluszowym
serduszkiem. Jest nam jeszcze daleko do Szwecji, w której nastolatki
13 grudnia, na świętą Łucję, tuż przed świętami Bożego
Narodzenia, pojawiają się ubrane na biało z błyszczącym
wianuszkiem i świecącymi lampkami na głowie. Tradycja tego święta
sięga głęboko w przeszłość i ma w Szwecji swoją bogatą
oprawę.
Pytanie tylko, czy to dla nas powinno być takie
ważne, tak bardzo potrzebne? Czy musimy bezkrytycznie importować
obce trendy subkultury zachodniej. Czy nie potrafimy czerpać z
rodzimych korzeni bogatej kultury i obrzędowości?
To pytanie jest stare jak Polska. Od zarania jej
dziejów płynie z Zachodu mistyczna aura cywilizacyjnej wyższości,
której łakniemy jak kwiat dżdżu, a tymczasem mamy u siebie
niezmierzone krynice w każdej dziedzinie kultury, sztuki,
obyczajowości, wystarczy tylko je dostrzec, wydobyć, przetworzyć i
docenić. Tak jak to czynił nasz wielki mistrz fortepianu, Fryderyk
Chopin, albo organista – kompozytor, Stanisław Moniuszko, albo
malarz, dramatopisarz i poeta, Stanisław Wyspiański, albo
powieściopisarze, Henryk Sienkiewicz, Władysław Reymont, Stefan
Żeromski.
Mit niezwyciężonego Brusa Lee lub Rambo wciąż
góruje nad mitem Janosika lub Wołodyjowskiego, a czarodziejski
świat „Władców Pierścieni” z krainy Mordor Tolkiena, gdzie
Bilbo Baggins wyprawił się do Samotnej Góry z 13 krasnoludkami po
skarb smoka Smanga nie może się równać z bajeczną krainą
Koszałka Opałka z baśni Konopnickiej „O krasnoludkach i sierotce
Marysi”, ani legendami o Kraku, szewczyku Skubie i Smoku Wawelskim,
ani z barwnymi przygodami Tomasza z powieści „Pan Samochodzik i
skrab Atanaryka” Nienackiego.
Pomiędzy Hollywood, a Łódzką Wytwórnią Kina
rozciąga się via dolorosa economica komunizmu, której zniwelowanie
wymaga dziesiątków lat. Amerykańskie kino efektów specjalnych
działa na młodego widza jak opium. Sztuczny świat techniki
filmowej kamerzystów i operatorów dźwiękowych jawi się jako
kraina iluzji i fantasmagorii. Trudno więc się dziwić, że
chwytamy każdy pojawiający się medialny megahit jak byka za rogi i
próbujemy przeszczepiać go na grunt polski. I to jest chyba
odpowiedź na pytanie dlaczego obce nam, odlegle i niesamowite bajki
o Hobbitach wywołują więcej zainteresowania i emocji,, niż nasze
rodzime opowieści science-fiction jak chociażby „Astronauci”,
„Solaris”’ „Powrót z gwiazd”, „Obłok Magellana”, czy
też „Cyberiada”, by nie wymieniać dalszych tytułów
znakomitych książek nieśmiertelnego Stanisława Lema?
Czy należy, parafrazując słynny passus poety –
„ojczyzna moja wolna, wolna, więc zrzucam z siebie płaszcz
Kordiana” przyjąć, że wyzwolenie się z totalitarnego systemu
czasów PRL-u, odzyskanie swobód demokratycznych i obywatelskich
legitymuje nas do pełnej swobody wyboru stylu życia, ideałów i
światopoglądu, że w tej sferze nie liczą się tradycje
narodowościowe, religijne, rodzinne ? Czy idea Wspólnoty
Europejskiej równa się z odrzuceniem tego co nasze, rodzime,
staropolskie w imię doścignięcia rzekomo wysokiego poziomu
cywilizacyjnego Zachodu? Czy amerykański styl życia, to
rzeczywiście wartość nadrzędna, godna podziwu i adoracji?
Pozostawiam te pytania do przemyślenia i
rozstrzygnięcia we własnym sumieniu, zanim ruszymy hurmem po
gadżety do wałbrzyskiej galerii „Viktoria” lub też innych
dyskontów lub marketów. Mamy tyle innych okazji (chociażby
imieniny, urodziny) i tyle innych sposobów by wyrazić swojej
sympatii gorące uczucia miłości, czy musimy to robić tak jak
wszyscy inni i w tym samym czasie. Zachęcam też przy okazji
kolejnej, zbliżającej się maskarady Halloween do podzielenia się
na ten temat własnymi opiniami i spostrzeżeniami w gronie
rodzinnym, w gronie bliskich i znajomych.
Fot. Stasys Okno.
"www.racjonalista.pl/kk.php/s,4167/q,Globalizacja.a.kultura.swiatowa"
OdpowiedzUsuń"The devil is not so black as he is painted"
"Nie taki diabeł straszny,jak go malują"
Urzędnicy papiescy wprowadzali w pogańskim kalendarzu nowe i obce dla Słowian zwyczaje-
ogniem i mieczem.
Dzisiaj wszystkie te święta są okresem żniw dla firm-komercja.
A nasze piękne polskie krzewy,czy nie zostały wyparte z naszych ogrodów i parków przez
orientalne iglaki.
Sklepy ogrodnicze niemal w ogóle nie mają w ofercie naszych-polskich-krzewów,jedynie ich mutacje lub gatunki obce.Leszczyna-to turecka,jałowiec-to chiński,jeśli dereń-to kanadyjski.
Zapomniano o polskich krzewach!
Współczesne polskie ogrody popadły bowiem zupełnie w cudzoziemszczyznę,trudną już chyba
do odwrócenia.
W polskiej kulturze głogi patronują zwaśnionym małżeństwom,kalina obdarza powabnymi koralami i czaruje kochanków,śliwa tarnina broni przed wszelkim złem,a żarnowiec daje surowiec na
miotły do wypędzania czarownic.Magiczne właściwości ma bez czarny.W kulturze ludowej
uważano jego obecność przy domu za niezbędną,a karczowanie oznaczać miało rychłą śmierć.
Również kłokoczka(krzew różańcowy),szakłak,leszczyna i trzmielina mają swe miejsce w dawnych wierzeniach.O jarzębinach,kalinach i głogach śpiewano dawniej w piosenkach,
znaleźć je też można w wierszach polskich poetów.
Ludziom silnej wiary proponuję kłokoczkę,osobom słabej woli-trzmielinę,artystyczne dusze ucieszą się z jałowca,a kruszyna,dereń i szakłak uradują każdego.
I jeszcze pomijana-miododajność krzewów,oraz funkcja ptasiej stołówki.Mało kto zwraca uwagę,że orientalne iglaki są zupełnie bezużyteczne dla naszej pszczoły miodnej.
Polski krzew w polskim lesie i przy polskim domu powinien cieszyć nie tylko wierzących
i wątpiących,zakochanych i marzycieli,lecz także turystów,cyklistów,pszczelarzy,...amatorów nalewek,nie mówiąc już o ptakach i pszczołach.
Rozdawanie czasu
Komu rozdajesz swój czas?
Ile godzin dla TVN ?
Ile dni w tygodniu dla stacji radiowych ?
Ile dla ulubionego serialu ?
Ktokolwiek to jest,rozdajesz swoje życie,
Cenne nienaprawialne minuty życia-dla niego !
Wybieraj je mądrze.
Najlepiej jak możesz !
Pozdrawiam.
Cóż, takie obyczaje, jakie czasy:(
OdpowiedzUsuńNie jestem zwolenniczką - nie fanką! - przestrzegania rygorystycznego starych polskich zwyczajów, ale nie podoba mi sie też przeszczepianie na nasz grunt zwyczajów obcych, bez uzasadnienia.
Nie lubię więc Halloween, bo jest mi obce kulturowo, denerwują mnie Walentynki, bo też są zbyt anglosaskie, ale - za tym wszystkim stoi tak naprawdę nie moda, a biznes! Albo inaczej - modę wywołał biznes, bo na niej zyskuje.
Indyk nam raczej nie grozi, jednak umocowany jest w historii Stanów;)
Mam przynajmniej taką nadzieję..
Ale też będąc na nie, myślę sobie, że są rzeczy, których w naszej kulturze nie lubię, np. naszej muzyki ludowej, tych wszystkich usia siusia, zdecydowanie bardziej mojemu uchu podoba się ludowa muzyka irlandzka, na przykład.Nie przepadam za odpustami, wszelkimi festynami ludowymi, ale w końcu nie muszę, prawda?
Poza sferą kulturowa jest parę rzeczy, które bym jednak zmałpowała, np. zasady działania słuzby zdrowia w Niemczech, co Pan na to?
:)