Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

środa, 14 listopada 2012

Kurort w Jedlinie - do trzech razy sztuka





By pokazać choć trochę interesujących szczegółów z historii jedlińskiego zdroju poświęciłem już temu tematowi dwa poprzednie posty. Dziś w trzecim i ostatnim spróbuję zaprzątnąć uwagę Czytelników dalszymi ciekawostkami z historii zdroju od drugiej polowy XIX  do czasów współczesnych. Zadanie bardzo ambitne, myślę że się uda, ale dobrze będzie lekturę poniższej, trzeciej części poprzedzić przeczytaniem pierwszej i drugiej.

W 1861 roku uzdrowisko wraz z majątkiem i pałacem w Jedlince zakupił Carl Krister, śląski przemysłowiec z Wałbrzycha. Wykupił on nie tylko sam zdrój, ale też tereny rekreacyjne urządzone wcześniej przez Karola Beinerta. W krótkim czasie zmodernizował Dom Zdrojowy, powiększając jego powierzchnię. Przy promenadzie zbudował nową halę spacerową i pawilon muzyczny, zadbał o odnowę urządzeń i roślinności Karlshein (Lasku Karola).
Carl Krister przebudował też pałac w Jedlince, a dla Jedliny zasłużył się jeszcze jednym przedsięwzięciem. Zakupił parcelę pod budowę nowego kościoła ewangelickiego z cmentarzem. Budowę kościoła zakończono w 1863 roku. Na cmentarzu wydzielono  miejsce pod budowę kaplicy grobowej Kristerów.




 Powojenne losy kościoła są godne osobnego opisu. Warto przypomnieć, że pozostawiony bez opieki obiekt niszczał przez lata, bo jako ewangelicki nie znajdował w nowej, polskiej rzeczywistości wiernych. gotowych by o niego zadbać. W miarę upływu lat został doszczętnie ograbiony i zdewastowany. Dość wspomnieć, że był taki czas w latach 90-tych, kiedy służył jako magazyn dla miejscowej fabryki izolatorów elektrycznych „Zofiówka”. Zupełnej dewastacji uległ także przykościelny cmentarz, z którego co rusz wywożono cenniejsze płyty nagrobne i eksponaty. Po kaplicy Kristerów nie ma dziś śladu.  Zrujnowany kościół przejęty niedawno przez parafię rzymskokatolicką jest w trakcie odbudowy. Położony w centrum miasta dzięki odzyskaniu nowej elewacji, cieszy dziś oczy mieszkańców i przyjezdnych gości. Historia odbudowy cennej architektonicznie i doskonale wkomponowanej w pejzaż miasta budowli zasługuje na swoja kronikę jako bezcenny klejnot w naszyjniku jedlińskiego kurortu.


centrum uzdrowiska dziś - po lewej - wyremontowany fronton "Teresy"


Powróćmy jednak do wcześniejszej historii. W czasie wojny austriacko-pruskiej w 1866 roku, w Domu Zdrojowym i pałacu w Jedlince zakwaterowano dowództwo wojsk pruskich Główna strażnica wojskowa mieściła się w starym budynku szkoły przy promenadzie w części uzdrowiskowej (budynek został później rozebrany). W hali spacerowej urządzono punkt zaprowiantowania i szpital polowy. W hotelach Preussiche Krone (nieistniejący przy ul. Chojnowskiej) i Friedenshoffnung (dziś budynek przy ul. Piasowskiej 28) założono punkty alarmowe. 14 lipca 1866 roku z kwatery w Książu przybył do Jedliny na inspekcję król Fryderyk Wilhelm. Była to kolejna gościna w tym mieście władcy pruskiego. Wydarzenia wojenne nie przyniosły miastu żadnych poważniejszych strat poza przerwaniem na jakiś czas działalności kuracyjnej. Jednakże rola i znaczenie zdroju znacznie podupadły. Dał się zauważyć kryzys w rozwoju uzdrowiska spowodowany też zmianami jego właścicieli.
W 1874 roku warto odnotować wyplantowanie ścieżki spacerowej, nazwanej Aleją Ottona Bismarcka długości 410 m. (obecna Aleja Niepodległości), przy której postawiono dwa pomniki - Bismarcka, a nieco dalej  pomnik wojenny.

W latach 1876 – 1880 trwała budowa linii kolejowej Wałbrzych-Kłodzko z trzema tunelami i pięcioma wiaduktami. Przedsięwzięcie to na trwale zapisało się w historii jako wybitne osiągnięcie budownictwa kolejowego. Do prac zaangażowano robotników sprowadzonych z Włoch. Uroczyste otwarcie linii i dworca w Jedlinie miało miejsce 16 sierpnia 1880 roku.

W cztery lata później uzdrowisko przejęła gmina, wykupując je z rąk właściciela posiadłości w Jedlince, Artura von Klitzinga. Naczelnik Charlottenbrunn, a zarazem inspektor zdroju, Wilhelm Loose, zapisał się złotymi zgłoskami w historii miasta przede wszystkim jako jego dobry gospodarz. Pod jego patronatem kurort powrócił do dawnej świetności. Około roku 1900 gmina poszerzyła obszar podlegający jej administracji, a w samym mieście wydzielono i utwardzono płytami kamiennymi chodniki i jezdnie, ulice zostały oświetlone lampami gazowymi, a budynki uzdrowiskowe – światłem elektrycznym, powiększono „Szwajcarkę” przy parku leśnym Karlshain. Na skwerku przy kościele ewangelickim stanął Pomnik Zwycięstwa wykonany przez rzeźbiarza Niggla z Wrocławia. Do wszystkich domów doprowadzono instalację wodociągową z naturalnie gazowaną wodą mineralną z miejscowych źródeł.
Proszę sobie wyobrazić, odkręcamy kran, a z niego płynie strumień wody mineralnej Charlotta lub Eliza. Mamy wewnętrzną świadomość, że w ten sposób jesteśmy zdrowsi i sprawniejsi, więc możemy z powodzeniem korzystać z boisk do tenisa i krykieta oraz placu zabaw dla dzieci, o których wybudowanie w mieście zadbał naczelnik Loose.
Nie chcę tutaj doszukiwać się paraleli z dzisiejszym burmistrzem Jedliny, ale ona nasuwa się sama. Obecny burmistrz, Leszek Orpel, dołożył do kortu tenisowego jeszcze bulodrom, halę gimnastyczną, boisko Orlika i coroczny festiwal terenoterapii. Jak dobrze pójdzie, to wnet popłynie też z kranów woda źródlana. Póki co płynie dobrze chlorowana, ale mineralną możemy już  nabyć w odrestaurowanej, uzdrowiskowej Pijalni. Obok jedlińskiej Charlotty mamy jeszcze do wyboru szczawieńską Dąbrówkę i Mieszka. Zaledwie parę lat temu można było o tym tylko pomarzyć.


Pijalnia Wód przy Placu Zdrojowym dziś

Na początku minionego stulecia w 1903 roku wybudowana została nowa szkoła katolicka z dwiema klasami i mieszkaniem dla nauczyciela, zaś 1 grudnia 1904 roku otwarto dworzec kolejowy w Jedlince wraz z linią kolejową, tzw. Weistritzthalbahn. Był on zarazem końcową stacją trasy kolejowej z Wrocławia przez Sobótkę, Świdnicę do Jedliny-Zdroju.


Z pełnym przekonaniem można powiedzieć, że Bad Charlottenbrunn przed I wojną światową obok walorów uzdrowiskowych stało się miastem nowoczesnym i dobrze prosperującym w wielu dziedzinach życia gospodarczego, społecznego i kulturalnego. Największym jego walorem było jednak atrakcyjne położenie w majestatycznym otoczeniu lasów i gór.
I wojna światowa nie przyniosła ze sobą zniszczeń i strat materialnych, ale spowodowała zahamowanie rozwoju i ograniczenie ruchu turystyczno-leczniczo-wypoczynkowego.

Dopiero w latach 30-tych możemy znów zaobserwować ruch do przodu. W latach 1932-34  postawiono kościół katolicki Św. Trójcy przy ul. Piastowskiej, według projektu i pod nadzorem architekta Alfonsa Weigera z Wałbrzycha przy współudziale malarza Paula Meyera-Speera z Hofheim-Taunus, a ozdobne barwione szkło okien z cytatami biblijnymi i scenkami figuralnymi wykonał artysta Richard Süssmuth z Pieńska.
W tym samym czasie miała miejsce gruntowna przebudowa głównych urządzeń uzdrowiska, m. in. hali spacerowej, pijalni wód, Domu Zdrojowego. Z funduszy społecznych i przy czynnym udziale mieszkańców miasteczka zbudowano kąpielisko wysoko położone w górze przy ul. Chojnowskiej.

W okresie międzywojennym utrzymywała się ranga Jedliny-Zdrój jako znanego na Śląsku uzdrowiska z szeroką działalnością kulturalno-rozrywkową., m.in. koncertami orkiestr i chórów, festynami leśnymi, turniejami tanecznymi. Większość spektakli odbywała się w parku leśnym Karlshain, gdzie w 1834 roku założono scenę.

W pamiętnym 1939 roku w uzdrowisku funkcjonowały dwa źródła Thereseien-Quelle (dawniej Charlotte-Quelle} oraz odkryte w 1928 r. Neue Quelle. Obydwa źródła znajdowały się  w pawilonie umiejscowionym pośrodku Placu Zdrojowego. W uzdrowisku działało 6 hoteli oraz kilkadziesiąt domów gościnnych dla kuracjuszy.

Po roku 1945 zaniechano eksploatacji wód mineralnych, Jedlina-Zdrój utraciła status uzdrowiska. W 1962 roku została włączona do zespołu uzdrowisk w Szczawnie-Zdroju.
O współczesnej Jedlinie-Zdrój napisałem obszerniej w książce „U źródeł Charlotty”. Z przeszłości historycznej uzdrowiska i z poczynań władz miejskich w ostatnich latach wniosek nasuwa się tylko jeden  -  Jedlina-Zdrój jest na dobrej drodze by znów zaistnieć jako samodzielne, dobrze prosperujące uzdrowisko i jako atrakcyjne i gościnne miasto. Tak było na samym początku w połowie XVII wieku, kiedy to dzięki staraniom Charlotty von Seher-Toss udało się założyć i wypromować uzdrowisko, tak było po wojnach prusko-austriackiej w 1866 i prusko-francuskiej w 1870 – 71 roku, kiedy to aktywność i zaangażowanie Carla Beinerta, a następnie naczelnika Wilhelma Loose  pozwoliły wyjść miastu i uzdrowisku z kryzysu i odzyskać renomę czołowego uzdrowiska na Śląsku, tak powinno się stać obecnie, bo przecież znane porzekadło głosi  -  do trzech razy sztuka.

Fot. archiwalne i ze zbiorów Alicji Gisterek.
Przy opracowaniu tekstu korzystałem ze Słownika geografii turystycznej Sudetów pod redakcją Marka Staffy  oraz Studium historyczno-archiwalnego pod red. Bożeny Adamskiej.

2 komentarze:

  1. Gdybym był...fragment.
    U stóp mych Jedlina
    ze zdroju słynąca,
    czy to sen czy jawa
    cud imaginacji
    jak można pomieścić
    w jednym ornamencie
    tyle inkrustacji.
    Nie dziw,że w bezruchu
    padam oniemiały
    dosięgając bruku......

    Szkoda,że kościół został wcześniej zdewastowany,teraz remont pochłonie duże pieniądze.

    ”Człowiek wszystko najpierw musi zniszczyć,żeby potem chwalebnie i za wielką kasę próbować odnawiać”
    Gdyby jeszcze”Szwajcarkę”doprowadzić do stanu z przed wojny-a była wspaniałym obiektem.
    A dla czytających tego bloga proponuję:
    warszawa.naszemiasto.pl/artykuł/177883,jedlina-zdrój-do-czarodziejskiej-góry,id,t.html*czytaj-dalej
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję Henryku za szczególnie dla mnie miłą niespodziankę w postaci wiersza skądś mi znanego. To prawda, powinniśmy się wstydzić za to, co się działo na Ziemiach Zachodnich z wielowiekowym dorobkiem wcześniejszych gospodarzy,choć mamy na usprawiedliwienie - powojenną biedę i system ustrojowy, który ograniczał jakąkolwiek inicjatywę.
    "Szwajcarki" już nie odzyskamy, ale "Szwajcar" by się przydał, np. z bryndzą i żętycą, jeśli nie na codzień, to przynajmniej od święta.
    Linku o Czarodziejskiej Górze nie udało mi się odczytać. Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń