Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

sobota, 28 września 2013

Bywa, że spełniają się sny

Otynkowana sztolnia, obecnie galeria obrazów

Jeszcze nie tak dawno, dokładnie 17 lat temu, gdy uruchamialiśmy trasę podziemną pod Osówką wielu radnych i mieszkańców miasta odnosiło się do tego z daleko idącą powściągliwością. Niektórzy kazali się stuknąć palcem w czoło, a snute przez nas prognostyki, że Osówka stanie się atrakcją turystyczną o znaczeniu nie tylko krajowym, ale i zagranicznym, uznawano za mrzonki. Trudno było wówczas zdobyć się na optymizm mając za sobą smutne doświadczenia dziesiątków lat PRL, kiedy to idea rozwoju ruchu turystycznego była tylko pięknym hasłem w programach rozwojowych regionu wałbrzyskiego, a miasto Wałbrzych nie było w stanie uporać się z ratowaniem niszczejącego zamku Książ lub palmiarni Lubiechów. Głuszyca jako miasto turystyczne wywoływała pusty śmiech. Kto przyjedzie do miasta, w którym nie ma ani jednej restauracji , żadnego miejsca noclegowego, a domy mieszkalne i budynki publiczne wyglądają tak jakby to dopiero wczoraj skończyła się wojna. Trudno było przekonać malkontentów, że rozwój turystyczny miejscowości zaczyna się od właściwego wyeksponowania atrakcji turystycznych i ich promocji, że nie da się tego osiągnąć od zaraz, wymaga to konsekwentnych działań i czasu. Dopiero rozwijający się ruch turystyczny wyzwala inicjatywy uruchamiania miejsc noclegowych, gastronomii, usług i rzemiosła. Daje się to obecnie zaobserwować w całej gminie o czym pisałem wcześniej w moim blogu.


Nieotynkowane podziemne korytarze Osowki

Dziś można się przekonać, że ówcześni optymiści mieli rację. Głuszyca nie jest jeszcze gminą turystyczną w całym tego słowa znaczeniu, ale obserwujemy z nadzieją postępujący ruch do przodu. Oczywiście liderem jest Podziemne Miasto Osówka, które zdołało się wpisać już na stałe na listę najważniejszych dolnośląskich atrakcji turystycznych. Dowodzi tego kolejna informacja prasowa, o której przeczytałem z satysfakcją na portalu internetowym wrocław, gazeta.pl.

Okazuje się, że przedstawiciele 20 rosyjskich biur podróży z Kaliningradu od poniedziałku zwiedzają Dolny Śląsk. Przylecieli rejsowym samolotem z Gdańska. Wycieczkę po Dolnym Śląsku zaczęli w Kliczkowie, potem w programie mieli m.in. zwiedzanie manufaktury w Bolesławcu, browaru w Lwówku Śląskim, Karpacza oraz zamków: Czocha i Książ. Nocowali m.in. w hotelu Gołębiewski w Karpaczu. Spodobał się im nasz region, więc jest szansa, że do końca tego roku zostaną uruchomione pierwsze loty czarterowe do Wrocławia.


Rosyjscy tour - operatorzy są zachwyceni naszym regionem. Najbardziej podobały im się Cieplice, sztolnie w Złotym Stoku, Osówka i Western City pod Karpaczem - bo tam można aktywnie spędzać czas.


ekspozycja starej broni poniemieckiej w jednej z  podziemnych hal

Tak więc mamy szansę, że Dolny Śląsk przyciągnie rosyjskich turystów, a nasze atrakcje turystyczne – Książ i Osówka – staną się żelaznym punktem programów wycieczkowych. Już nie tylko zagraniczni turyści z zachodu, Niemcy, Czesi, Francuzi, ale także ze wschodu, w tym Rosjanie, tak samo mocno związani z historią ostatniej wojny, będą naszymi gośćmi. Bywa, że spełniają się nawet najbardziej optymistyczne sny.



nowoczesny obiekt turystyczny pod Osówką (biura, restauracja, toalety)

Fot. Robert Janusz



czwartek, 26 września 2013

Miło, świątecznie i interesujaco


Centrum Kultury i Biblioteka w Głuszycy


Niezwykle sentymentalna jesień w CK MBP w Głuszycy”, tak zatytułowano na miejskiej stronie internetowej relację z poniedziałkowej imprezy kulturalnej, która otwiera bogatą w wydarzenia tegoroczną jesień w tym mieście. Wzbogacono ją w kilkadziesiąt fotografii. Przytaczam treść:

„Pełne emocji, wzruszeń i zaskakujących zwrotów było jesienne spotkanie z poezją i muzyką otwierające nowy sezon w Centrum Kultury-Miejskiej Bibliotece Publicznej w Głuszycy. Miłość do Głuszycy poeci zamknęli w słowach, a występujący na scenie artyści, uzupełnili dzieła, przedstawiając muzyczne interpretacje utworów poetyckich. Dopełnieniem spotkania była opowieść o pasji podróżowania. Całość spotkania poprowadził Stanisław Michalik, miłośnik Głuszycy, pisarz i bloger. Wspólnym mianownikiem przybyłych do CK-MBP artystów była Głuszyca, jako miejsce urodzenia, pochodzenia lub zamieszkania. Poeci: Romana Więczaszek i Marek Juszczak, urodzeni i wychowani w Głuszycy, zaprezentowali swoją twórczość, której tematykę stanowiło ich rodzinne miasto. Interpretacje utworów w wykonaniu autorów, przeplatały się wspomnieniami i historiami o Głuszycy z lat młodości artystów. Występujący w recitalu Janusz Pawłowski zaprezentował na scenie własną muzykę do utworów Marka Juszczaka, co spotkało się z ogromnym aplauzem zarówno licznie zgromadzonej publiczności, jak i ogromnym wzruszeniem poety. Co więcej, Marek Juszczak, podzielił się z publicznością jeszcze jedną swoją pasją: podróżami rowerem, opowiadając o liczącej 6060 km wyprawie na Biegun Północny. Muzycznie wieczór zakończył mieszkający w Głuszycy Krzysztof Karwowski, prezentując polską i czeską poezję śpiewaną. W spotkaniu, przygotowanym przez głuszycką Miejską Bibliotekę Publiczną, wzięli udział m. in. Starosta Wałbrzyski Józef Piksa oraz Alicja Ogorzelec Burmistrz Głuszycy. Całość poprowadził inicjator Jesiennych Spotkań z Poezją – Stanisław Michalik”.

Rzeczywiście spotkanie było emocjonujące, odbiegało daleko od pompatyczności i sztampy wielu podobnych imprez. Nasi goście potrafili nawiązać kontakt z wypełnioną przede wszystkim dziećmi i młodzieżą salą widowiskową, a rangę spotkania umocniła obecność wielu dorosłych, wśród nich tak ważnych w mieście, jak starosta powiatowy, burmistrz miasta, dyrektorzy szkół, dyrektor Podziemnego Miasta „Osówka”, prezes Stowarzyszenia Przyjaciół Głuszycy i wielu innych cieszących się autorytetem mieszkańców miasta. Swoją opowieść o wakacyjnej wyprawie rowerowej na Biegun Północny wzbogacił Marek Juszczak ekspozycją fantastycznych zdjęć na telebimie. Można z nich było poznać trudy i niebezpieczeństwo arktycznej podróży, którą Marek odbywał w towarzystwie Dominika, kolegi z kopalni węgla „Szczygłowice” w Knurowie, a obfitowała ona w wydarzenia mrożące krew w żyłach i trwała 50 dni, a więc nieomal całe wakacje.

Z tej wyprawy nasuwa się jeden wniosek. Arktyka, to nie jest miejsce na podróżowanie rowerem. Niskie temperatury, anomalie pogodowe, wichury i deszcze, olbrzymie przestrzenie niezamieszkałe przez nikogo, tylko zwierzęta północy - renifery, niedźwiedzie, horror przejazdów tunelami, częste wspinaczki pod górę i karkołomne zjazdy w dół, to okoliczności towarzyszące na co dzień tej podróży. Św. Mikołaj z Rovaniemi, w dalekiej Laponii, pukał się w głowę, gdy usłyszał, że nasi „straceńcy” zamierzają na rowerze jechać jeszcze dalej na północ do Nordkapp, czyli na sam koniec Norwegii, 2000 kilometrów od Bieguna Północnego. Dla Finów lub Norwegów taka podróż dobrym samochodem jest wyzwaniem, a o rowerze nawet nikt nie myśli. A przecież po zdobyciu Nordkapp, trzeba było pedałować setki kilometrów przez Narwik do portu nad Bałtykiem, gdzie promem można było powrócić do Polski.

Wyprawa zakończyła się pomyślnie, ale było to igranie z losem na granicy bezpieczeństwa, tak więc nie należy jej polecać. Jest wiele innych atrakcyjnych miejsc w Europie i na świecie, gdzie warto się wybrać na rowerze, jest nasza Polska warta bliższego poznania, znakomity temat do spełnienia na początek prób podróżowania rowerem.


Zespół Szkół w zimowej szacie

    Taką właśnie konkluzją skończyło się jeszcze jedno, środowe spotkanie z młodzieżą Marka Juszczaka, tym razem w głuszyckim Zespole Szkół, gdzie został zaproszony, by podzielić się wrażeniami ze swojej podróży z większą liczbą uczniów i nauczycieli.

Tegoroczne „jesienne spotkania z poezją” w CK w Głuszycy były jubileuszowe, bo już dziesiąte z kolei. Był to dodatkowy powód, by miały charakter uroczysty, świąteczny. I tak też się stało. A ponieważ było i poetycko, i muzycznie i rozrywkowo, trudno się dziwić, że trzy godziny tego wieczoru prysnęły jak batem strzelił. A na koniec nasi goście składali autografy pod swoimi tomikami wierszy. Z dużym zainteresowaniem spotkała się też świeżutka, bo wprost z drukarni, moja książka, II część „Głuszyckich kontemplacji”. Jest ona już do nabycia na Osówce i w mieście w punkcie informacyjnym „Podziemnego Miasta Osówka”.



sobota, 21 września 2013

Głuszyca nostalgiczna


Romana Więczaszek na jednym ze spotkań z młodzieżą w CK w Głuszycy



Początek książki o moim mieście jest liryczny. Ono na to zasługuje ze wszech miar. Jego historia i współczesność mają w sobie wymiar heroiczny. Ile to razy, po kolejnych katastrofach, jak Feniks z popiołów budziło się do życia. Dziś też dźwiga się z agonii po upadku fabryk włókienniczych, które stanowiły podstawę bytu mieszkańców. Oto co napisał o niej nasz rodzimy poeta




Marek Juszczak w swoim żywiole
 „Miasteczko moje kochane
wśród gór domami rozsiane
jak wstęga
ciszą napełniasz dolinę
a cisza jak rzeka płynie
do serca sięga

piękne o każdej porze
czy ciepło czy zimno na dworze
czy wiatr
takie wspominam cię zawsze
gdy na fotografię patrzę
sprzed lat

miasteczko moje rodzinne
ty sny spokojne dziecinne
pierwsze wzruszenie
ty miłość i pierwszy wiersz
o którym ty tylko wiesz
… moje natchnienie”



Wiersz jest o Głuszycy, rodzinnym miasteczku Marka Juszczaka emerytowanego już obecnie sztygara kopalni „Szczygłowice” w Knurowie na Górnym Śląsku. Czy można tęsknić za Głuszycą? Czy to normalne, by pisać o niej pełne miłości i tęsknoty wiersze?
Okazuje się, że można i nie jest to przypadek odosobniony. Pisałem już o tym wielokrotnie, że obok Marka Juszczaka mała Głuszyca może się szczycić tym, iż wspomina ją z nostalgią krajowej sławy pisarz i poeta, Natan Tenenbaum, autor wiersza „Modlitwa o wschodzie słońca”, który stał się hymnem ruchu „Solidarność”, albo też Romana Więczaszek, polonistka z Brzegu nad Odrą, autorka kilku tomików wierszy i redaktorka artykułów w lokalnej prasie promujących jej miejsce urodzenia – Głuszycę.
Tak napisał Marek Juszczak, a nasza znakomita Romana Więczaszek robi to po swojemu:

„Drzewa moje z dzieciństwa
zabrałam

Te z góry wysokiej
iglaste
wiecznie pijane z nadzieją

Zabrałam drzewa liściaste z parku
bo wesołe ich ramiona
nawet w zimie grzeją

Jadą ze mną jak druhny
białe brzozy
Tulę do nich swe czoło
i welon ślubny

Mam też łopiany
znad Bystrzycy
co były domem
dla misia ślepego

Wzięłam bzy kolorowe
gdyż pachną tak krótko

Jest mi dlatego ciężko…”

Niech mi ktoś powie, że Głuszyca, to głucha zapyziała wiocha, zasłonięta górami i lasami. Może dla niektórych Głuszyczan tak, ale nie dla wszystkich. Coraz częściej dowiadujemy się o tym, że może być dla wielu emigrantów powodem autentycznej nostalgii, a dla jej mieszkańców miejscem radosnej egzystencji w bliskości z pięknem przyrody i krajobrazów.
Już za dwa dni w poniedziałek o godz. 17-tej w Centrum Kultury w Głuszycy na głównej sali widowiskowej możemy się spotkać z nimi bezpośrednio, posłuchać recytowanych przez nich wierszy, porozmawiać o sztuce pisania, a także poznać inne szczegóły z ich życia. A ponieważ będzie im towarzyszyła muzyka i piosenka, kolorowe slajdy z naszego miasta i z podróży rowerowej Marka Juszczaka na Biegun Północny, będzie to zapewne interesujące spotkanie. Warto wygospodarować czas i skorzystać z okazji, która zdarza się raz na rok.


Uwaga! Po spotkaniu można będzie nabyć po cenach promocyjnych nowy tomik wierszy Romany Więczaszek „Słowa jak uściski”, a także nowo wydaną II część mojej książki „Głuszyckie kontemplacje”.
Zapraszamy !


piątek, 20 września 2013

O mojej książce " Głuszyckie Kontemplacje" cz. II


Na początek trzy fragmenty książki wyjaśniające powody jej napisania:

- Nie mówi się zaś o tym wcale i my sami, nie zwracamy na to
uwagi, jak pięknie położona jest Głuszyca w majestatycznej kotlinie, otoczonej ze wszystkich stron zalesionymi wierzchołkami gór, jaką atrakcją się stała z chwilą turystycznego zagospodarowania podziemnych sztolni pod Osówką,
jak wiele jest tutaj innych miejsc interesujących i tajemnych, czekających
na swoich odkrywców. W moim blogu, którego zwierciadlanym odbiciem 
jest ta książka, powtarzam jak dzwon z wieży kościoła parafialnego, że nasze
poranne zorze zwiastują codziennie misterny urok tego miejsca na ziemi, ale
tylko tym, którzy tego chcą. Trzeba chcieć i umieć to piękno dostrzec i docenić,
trzeba mu poświęcić odrobinę uwagi, trzeba wzbogacać swoją wiedzę
poznawczą i wrażliwość emocjonalną. I temu celowi służy ta książka.

- Myślę sobie, kocham to miasto, ma swój czar. Wiem, są setki, tysiące piękniejszych
miast, ale umiem się cieszyć tym co mam. Tutaj zakorzeniłem się na
stałe, a w miarę upływu czasu, dostrzegam coraz to nowe uroki. Zwłaszcza na
Osiedlu, skąd roztacza się znakomity widok na otaczające nas krajobrazy.
Lubię spacery główną ulicą Grunwaldzką, która ożyła parę miesięcy temu,
gdy uruchomiono w centrum nowo zbudowany market „Biedronka”. To
tak, jakby po katastrofie bankructw fabryk włókienniczych w mieście wróciło
tu nowe życie.

- Przedstawiłem pokrótce trasę moich spacerów i oglądane po drodze górskie
otoczenie miasta, ale brakuje w tym rzeczy najważniejszej. Niestety, tego
nie jestem w stanie opisać, to trzeba zobaczyć własnymi oczami.
Te widoki są przepiękne, często wręcz oszałamiające. Wschodzące słońce
ozdabia promieniami lasy, polany leśne i chmury. Bardzo często ponad lasami
wznoszą się obłoki parującej ziemi. Zmienne są kolory drzew i krzewów.
W słońcu to wszystko co nas otacza potrafi zachwycić. Ale i w dni
pochmurne można odnaleźć uroki górskiego położenia miasta.
Nie zawsze potrafimy to docenić.
Spójrzmy na to z optymizmem, obiektywnie i dojrzale, a będzie to dla nas
powód do afirmacji życia i osobistej satysfakcji.






A teraz kilka zdań o tym, co możemy znaleźć w tej książce, o czym przeczytać?


Najpierw o samym mieście, jego walorach i mankamentach, a dalej o tym co go otacza.
A więc o masywie Włodarza w Górach Sowich, o Szpiczaku zamykającym przełom Łomnicy, o Ostoi, Słodnej i Gomólniku w Górach Suchych, a także Borowej w Górach Wałbrzyskich, o naszych rzekach - Bystrzycy i Rybnej.
Ważną część książki zajmuje niewyczerpany i wciąż fascynujący temat Osówki i całego kompleksu Riese, a więc i Sobonia, i Sokolca, i Ludwikowic Kłodzkich.
Znajdziemy w książce interesujące wiadomości z historii Łomnicy i Grzmiącej, opisy walorów zabytkowych kościółków w Sierpnicy, Grzmiącej, Rybnicy Leśnej i Olszyńcu.
Jest rozdział o Zespole Szkół w Głuszycy, nad którym wciąż wisi miecz Damoklesa.
Jest też kilka innych ciekawych tekstów z mojego blogu, a wśród nich refleksje z przeczytanych książek moich idoli - Normana Dawesa, Pawła Jasienicy, Ryszarda Kapuścińskiego. A na samym końcu możemy przeczytać trzymającą w napięciu relację z podróży do Rosji i na kontynent azjatycki głuszyckiego obieżyświata Jakuba Bortnika. Znajdziemy w książce garść moich osobistych wspomnień i refleksji z czasów minionych.
W książce znajdziemy trzy wkładki ze znakomitymi fotkami Roberta Janusza. Noszą one tytuły: Głuszyca, miasto-zagadka, Głuszyca - bajkowa głusza, Głuszyca – raj na ziemi. Szkoda, że są to obrazki małych rozmiarów, nie oddające w pełni walorów tych artystycznych fotografii.

Na koniec rzecz godna uwagi. Wydawcą książki jest Podziemne Miasto Osówka spółka z o.o. Przed jej dyrektorem Zdzisławem Łazanowskim chylę czoła, bo zawdzięczam mu to, że moja książka mogła ujrzeć światło dzienne. Myślę, że z pożytkiem dla nas wszystkich w Głuszycy, a także dla przyszłych pokoleń.


Obejrzyjmy jeszcze kilka innych fotografii Roberta Janusza:






 

czwartek, 19 września 2013

Bibliofil - to brzmi dumnie



Żyjemy w erze kultury obrazkowej, czytanie jest niemodne, książka stała się eksponatem muzealnym, a ponieważ umieszczamy ją na regale, to zdarza się, trafia do naszych rąk przy okazji odkurzania półek. Obiecujemy sobie w tym momencie, że trzeba znaleźć wreszcie czas na jej przeczytanie, ale w programie TV tego wieczoru są wiadomości, seriale, filmy, a przecież trzeba zajrzeć na portale internetowe, na you tube i do facebooku. Kolejnego dnia jest to samo i tak co dzień, a czas ucieka. Tymczasem książek nam przybywa, bo byliśmy wychowani w kulturze słowa i w głębi ducha odnosimy się do nich z szacunkiem i sentymentem, więc poddajemy się zbiorowej sugestii i nabywamy kolejne nowości wydawnicze ze szczerym postanowieniem zgłębienia ich od deski do deski. Póki co umieszczamy nowy nabytek w eksponowanym miejscu na półce i siadamy przy komputerze lub telewizorze.
Wiemy o tym i pocieszamy się, że starsza generacja ma w sobie nie wykorzenionego do reszty bakcyla bibliofilskiego, który wcześniej, czy później da o sobie znać, a młodzież jak się wyszumi, to wróci do dawnych tradycji. Książka jest więc wciąż pożądanym produktem. I skutkiem tego pisanie książek nie zamiera. Wręcz odwrotnie, liczba frustratów-autorów jest odwrotnie proporcjonalna do liczby frustratów - czytelników.

Po co ja o tym piszę w internetowym blogu? Przecież to jest, przynajmniej u mnie, przede wszystkim tekst do czytania, a nie oglądania. Czy uda mi się tym sposobem zachęcić internautów do czytania książek? Czy ich przekonam, że bibliofil to brzmi dumnie, nie będąc pewnym, że skuszą się na przeczytanie tego postu?

Otóż to... Należę właśnie do tej plejady blogerów, którzy nie stracili wiary w znaczenie i wartość słowa pisanego. Daję temu wyraz od samego początku, hołduję zasadzie, że kolorowy obrazek jest tylko oprawą zdobniczą do zamieszczonego tekstu. Tekst jest dla mnie najważniejszy. Najlepsze fotografie bez opisu tracą na znaczeniu.

Żeby zaś podtrzymać dobrą tradycję bibliofilską wiele z moich postów blogowych umieściłem w książkach. Blog internetowy, podobnie jak gazeta jest do obejrzenia i przeczytania na dziś, w danej chwili, żywotność jego zapisów jest krótkotrwała. Książka pozostaje na długie lata. Przypadkowość tego, że jednak wpadnie w ręce kogoś, kto ją przeczyta i coś wartościowego z niej wyniesie jest znacznie większa. A przecież po to w ogóle coś piszemy, by ktoś to przeczytał.

Nie jestem pewien, czy jest to właściwy wstęp do promocji mojej nowej książki, ale to tylko wstęp, a promocja nastąpi w kolejnym poście. Zapraszam do p r z e c z y t a n i a najpierw postu, a potem książki.

poniedziałek, 16 września 2013

Urok naszych łąk i pól




 Niestety, lato już za nami, prysnęło jak bańka mydlana, odleciało w siną dal. Dobrze, że mamy obecnie techniczne możliwości by jego refleksy zatrzymać na dłużej, utrwalić w pamięci, skupić się na szczegółach, które w skwarze słonecznym umykają naszej uwadze.
O urokach naszych sudeckich krajobrazów można znaleźć w moim blogu sporo materiału. Obok opisów barwne fotografie. Wszystko po to, by podzielić się z Czytelnikami osobistymi fascynacjami i zachęcić do bliższego poznania naszych stron ojczystych.
Bardzo się cieszę, że znajduję w moich zachwytach wielu sojuszników, ich pozytywne komentarze, rozwinięcia i uzupełnienia, sprzyjają lepszemu poznaniu otaczającej nas przyrody i krajobrazów, służą poprawie nastroju i optymistycznemu podejściu do życia.
O tym, że jest się czym zachwycić i że wcale nie muszą to być miejsca widokowe w górach, ale wystarczą nasze polany leśne, pola i łąki pod lasami, świadczy moje niezapomniane przeżycie, z którym chcę się podzielić z moimi Czytelnikami. Pamiętam, że było to na wiosnę 1996 roku, kiedy oddawaliśmy do użytku zagospodarowaną turystycznie część głuszyckich podziemi pod Osówką. Ponieważ zadanie to było realizowane w części ze środków unijnych przyjechał do nas na inspekcję brukselski urzędnik, Anglik, w towarzystwie tłumaczki z naszego świdnickiego WOPR-u. Kiedy podjeżdżaliśmy pod Osówkę duże połacie przydrożnych łąk pod lasami pokryte były dywanami polnych  różnokolorowych kwiatów. Normalnie nie zwrócilibyśmy na to uwagi. Tymczasem baczny obserwator z Londynu dostrzegł rzeczywiście niezwykłe piękno tych miejsc i począł dokładnie wypytywać o nazwy i  szczegóły uprawy tych kwiatów, kto się tym zajmuje, gdzie można nabyć nasiona. Nasza tłumaczka nie wiedziała co ma powiedzieć. Aby zrobić dobre wrażenie poprosiłem tłumaczkę by przekazała Anglikowi, że jest to zastrzeżona tajemnica naszych ogrodników, a nasiona można nabyć w każdym sklepie ogrodniczym. Faktem jest, że kwitnąca łąka robiła rzeczywiście duże wrażenie i trudno uwierzyć, że była samoistnym tworem przyrody bez jakiegokolwiek udziału człowieka. Po całej inspekcji Anglik powiedział, że Osówka wywarła na nim duże wrażenie, ale największe  -  nasze kobierce kwiatowe.
A że jest się czym zachwycić, świadczyć mogą kolejne, świeże jak bułeczki wprost z piekarnika, tegoroczne fotki z naszych łąk i pól.











Fot. Marzena Michalik

wtorek, 10 września 2013

Polako - czeski Szpiczak

To właśnie czeskla wieżą na Szpiczaku







Panorama z wieży na Szpiczaku



Z głuszyckiego osiedla mieszkaniowego „Słoneczne Wzgórze” w kierunku zachodnim rozpościera się widok ciągnącej się pomiędzy górami przełęczy, którą zamyka na końcu wierzchołek wyraźnie odcinającej się od reszty zalesionej częściowo góry. Przy dobrej pogodzie  można dostrzec na szczycie metalową konstrukcję wieży. Dla Głuszycy ta góra jest czymś podobnym jak dla Wałbrzycha Chełmiec. W przełęczy prześwitują kolorowe dachy, pnących się wzwyż budynków, utopionych w zieleni drzew i krzewów. Wiele z nich uderza świeżością jasnych elewacji. Miejscowi wiedzą, że to odradzająca się z marazmu Łomnica, niegdyś znana jako jedna z najpiękniejszych wsi letniskowych w Górach Suchych. Zamykająca przełęcz łomnicką góra warta jest bliższego poznania.
Po niemiecku Spitzberg, po czesku Ruprechticky Špičak, po polsku Szpiczak, to nic innego jak graniczny szczyt wysokości 800 m. npm., najwyższe wzniesienie czeskiej części Gór Suchych, zwanych Javoři hory. Wyrasta stromym stożkiem ponad grzbietami ciągu gór stanowiących granicę państwową pomiędzy Polską i Czechami. Dla nas jest też granicą administracyjną gminy Głuszyca. Sąsiaduje od wschodu z Płońcem, a od północnego-zachodu z  Granicznikiem i dalej z najwyższym w Górach Kamiennych – Waligórą.
Otwarcie granic w ramach Unii Europejskiej ożywiło polsko-czeski ruch turystyczny. Po prostu idziemy na Szpiczaka jak na górę , która już nie dzieli tylko łączy. A wspinamy się tam często z powodu wieży widokowej, którą parę lat temu postawili Czesi, a korzystanie z niej nie podlega żadnym ograniczeniom.
Dla Głuszyczan widok z wieży Szpiczaka to rzecz niewiarygodna. Stąd właśnie możemy obserwować jak na dłoni panoramę swojego miasta. Doskonale jest widoczne kolorowe osiedle, ale także wijące się wzdłuż głównych ulic miasta, Grunwaldzkiej i Sienkiewicza, urozmaicone architektonicznie zabudowania. Cieszy oko urodą Łomnica, ale najbardziej zachwyca majestatyczna ściana Gór Sowich z Włodarzem i Wielką Sową.
Oczywiście z wieży na Szpiczaku możemy podziwiać nie tylko Głuszycę. Mamy tu po drugiej stronie równie ciekawą panoramę Mieroszowa oraz rozległą przestrzeń Obniżenia Ścinawki z czeskim Broumovem i rysujące się na horyzoncie Broumovske steny w Górach Stołowych. Przy sprzyjającej pogodzie jest co obserwować, jeśli do tego mamy ze sobą lornetkę, to możemy w pamięci utrwalić na dłużej obrazy, o których nam się nie śniło.
Osobiście wolę wybierać się na Szpiczaka latem. Podjeżdżając do Radosnej samochodem w trzy godziny można zrobić sobie wycieczkę tam i z powrotem, spędzając na wieży kilkadziesiąt minut. Na Szpiczaka można się też wybrać spod „Andrzejówki” szlakiem turystycznym pod Waligórą. Nie jest to daleko, a widoki z wieży złagodzą wszelki trud podchodzenia pod górę.



Przejście graniczne dziś wabi turystów

Widoki z wieży na Szpiczaku mogą zawrócić w głowie


Popularność Szpiczaka była zawsze większa po czeskiej stronie niż polskiej, ale to dlatego, że mamy po naszej stronie znacznie wyższe szczyty, na czele z Waligórą (936 m. npm.). Teraz dzięki wieży na Szpiczaku jego popularność znacznie wzrosła. Dowodzi to, co znaczy jak się wybuduje w dobrych miejscach widokowych dodatkowo wieżę. Naszym punktem honoru winno być, by taka wieża pojawiła się jak najszybciej na Waligórze. Może preferowana przez prezydenta Wałbrzycha idea aglomeracji wałbrzyskiej pozwoli zebrać siły i środki, by taką wieżę postawić na Waligórze, najwyższym szczycie Gór Kamiennych.

Aż dziw, że się te sosny ostały przed leśnikami



Powyższy tekst, to fragment mojej nowej książki. Jest nią druga część „Głuszyckich kontemplacji”. Podobnie jak część pierwsza, to efekt osobistych zainteresowań, obserwacji i przemyśleń dotyczących Głuszycy i najbliższej okolicy. Wiele z nich znalazło swoje odbicie w tym oto blogu. Książka znajduje się już na maszynach drukarskich wałbrzyskiego „Poldruku”, a jej wydawcą jest Zakład Turystyczny „Osówka” w Głuszycy. Chylę czoła przed wydawcą, dla którego jest to duży wysiłek finansowy, ale co się nie robi dla dobrej promocji gniazda rodzinnego. Mam nadzieję, że druga część „Głuszyckich konfrontacji” będzie nie gorsza niż część pierwsza i znajdzie nabywców przede wszystkim wśród bliskich mi osób, a na takich Czytelnikach bardzo mi zależy. Niestety nie będzie tam zdjęć z tego postu, zrobionych niedawno przez moją córkę Marzenę, natomiast w książce znajdziemy fotogramy głuszyckiego artysty-fotografika, Roberta Janusza, którego dzieła mogliśmy już wielokrotnie oglądać w tym blogu O książce napiszę więcej po jej ukazaniu się być może już za tydzień, a dziś na zachętę zamieszczam fantazyjną fotokopię okładki:





 Fot. Marzena Michalik

.


poniedziałek, 9 września 2013

Niebo nad Głuszycą


poczujmy się jak w niebie


Niebo nad Głuszycą, tak zatytułowała Marzena plik plenerowych fotografii. Kilka z nich zdobi dzisiejszego posta. Niebiański tytuł tego pliku skojarzył mi się jednak z zupełnie ziemskimi wydarzeniami, mającymi miejsce w naszym mieście, a obracającymi się wokół promieniejącej słońcem jedynej placówki kultury. Nosi ona dziwaczną nazwę - Centrum Kultury Miejska Biblioteka Publiczna, ale to dlatego by ze względów finansowych zmieścić wszystko co się wiąże z kulturą w jednej instytucji i w jednym budynku. A budynek jest pakowny i ma za sobą barwną przeszłość jako przedwojenny hotel z restauracją, co przetrwało jakiś czas po wojnie, aż się skończyło w latach 80-tych, gdy zabrakło gości hotelowych i konsumentów. Pogodna nazwa tego obiektu „Pod Słońcem” funkcjonuje do dziś i być może odciska swoje znamię na działalności kulturalnej, bo od pewnego czasu coraz więcej dzieje się tutaj dobrego.


jasne niebo odsłania uroki ukwieconych łąk



Nie będę bawił się w relacjonowanie wydarzeń kulturalnych, które miały miejsce w ostatnim czasie w CK MBP. Zainteresowani znajdą wszystko na stronie internetowej miasta i CK, mogą też pooglądać dziesiątki barwnych fotografii. Najświeższe z nich dotyczą sympatycznej zabawy w publiczne czytanie wierszy Aleksandra Fredry, co miało miejsce w minioną sobotę w położonym naprzeciw domu kultury Ogródku Jordanowskim.


te smugi zwiastują nowe



Moje szczególne zainteresowanie wzbudziła nadzwyczajna oferta programowa CK MBP w Głuszycy, ogłoszona w sposób niekonwencjonalny na olbrzymim plakacie na zewnątrz budynku, ale także na plakatach rozwieszonych w mieście i na stronach internetowych. Można o niej przeczytać na portalu internetowym „wałbrzyszek com”. Oto co nam proponuje głuszycki „pałac kultury”:
tańce latynoamerykańskie, zumba, hip-hop, śpiew, teatr, balet, fotografia, dziennikarstwo, gra na gitarze, keyboardzie, projektowanie artystyczne i użytkowe, ceramika , malowanie ciałem, praca w glinie i masie solnej, lego budowanie, papieroplastyka, nauka języków obcych…A może marzysz o karierze wokalisty lub aktora?… Przyjdź, do nas, do Centrum Kultury-MBP i zapisz się na zajęcia – czytamy w ogłoszeniach - Pomożemy Ci rozwijać Twoje pasje i zainteresowania.
Oferta rzeczywiście na miarę czasów i zawierająca coś zupełnie nowego. Jest ona uszczegółowiona w dalszej części dla odpowiednich kategorii wieku dzieci i młodzieży, no i oczywiście osób dorosłych. Warto zainteresować się tym programem, poszukać coś dla siebie i wykorzystać szansę. Jest nadzieja, że CK zatętni nowymi impulsami współczesności.



Romana i Marek na spotkaniu w Zespole Szkół w Głuszycy

A ja wracam do tradycji, bo czas nagli. Pozostało jeszcze tylko dwa tygodnie. W poniedziałek 23 września o godzinie 17.00 spotykamy się „Pod Słońcem” na corocznych spotkaniach z poezją.
Sygnalizowałem to wydarzenie kulturalne w moim blogu informując, że przyjadą do nas jak zwykle, Romana Więczaszek i Marek Juszczak, nasi rodzimi poeci, zakochani w swych rodzinnych stronach goście spoza Głuszycy. Romana opowie nam o swoim nowym tomiku wierszy drukowanym w Krakowie, ale także o swoich wspomnieniach z lat dzieciństwa i młodości w naszym miasteczku, a Marek, obieżyświat, o swoim ostatnim wakacyjnym wyczynie – wyprawie rowerem na Biegun Północny.
By zaś było kameralnie, swojsko i sympatycznie ubarwią wieczór recitalem dwaj nasi lokalni artyści, muzycy i wokaliści - Krzysztof Karwowski i Janusz Pawłowski.
Tak więc już za dwa tygodnie odsłoni się w całej swej okazałości niebo nad Głuszycą. Liczymy na obecność dzieci, młodzieży i osób dorosłych. Warto choć na chwilę oderwać się od codziennych trosk i kłopotów i przenieść w idylliczny świat poezji i dobrej muzyki.
CK MBP w Głuszycy gorąco zaprasza. Wstęp wolny i nieprzymuszony.

Fot. Marzena Michalik


czwartek, 5 września 2013

To trzeba zobaczyć

Piękno natury

Obejrzałem serię fotografii mojej córki z weekendowego pleneru na koniec wakacji i pomyślałem co ja właściwie robię w tym blogu. Czy to ma jakiś senes ? Staram się jak mogę opisywać piękno krajobrazów Gór Suchych i Sowich, zachęcić do zobaczenia atrakcyjnych miejsc wokół Głuszycy, namówić do wycieczek w góry, gdzie czekają na nas różne niespodzianki. Okazuje się, że najpiękniejsze wyrazy i literackie zachwyty nie są w stanie pokazać tego tak wyraziście i sugestywnie jak dobra fotografia.
I na tym zasadza się właśnie nowoczesność form przekazu. Kulturę słowa, o czym wspomniałem w ostatnim poście, zastępuje kultura obrazu. A fotografia ma tę przewagę nad telewizyjnym lub filmowym video, że jest stabilna, nie ucieknie, nie pryśnie jak bańka mydlana. Można nią się nacieszyć, nasycić wzrok i zachować na dłużej w szufladce lub albumie, po to by można do niej wracać.
Te fotografie mówią wszystko co chcielibyśmy wiedzieć, znacznie więcej niż da się napisać. Deklasują najlepszą promocję słowną. Z prawdziwą przyjemnością zamieszczam kilka z nich z pełnym przekonaniem, że wzbudzą utajoną, drzemiącą gdzieś w głębi serca tęsknotę za sielskim sposobem bytowania, bezpośrednio na łonie przyrody, w otoczeniu cudów natury, których nie są w stanie zastąpić najnowocześniejsze produkty miejskiej architektury.

I żeby było jasne - fotografie pochodzą z Łomnicy i Głuszycy Górnej, spod Ostoi i Raroga, nieomal na obrzeżach miasta Głuszycy.



w gospodarstwie agroturystycznym "Podkówka" w Łomnicy

przejażdżki konne polnymi dróżkami

chętnych nie brakuje

czy można sobie wymarzyć coś piękniejszego?

przed nami jeziorko po byłym kamieniołomie

to prawdziwe uroczysko górskie

barwa wody dostosowuje się do pory roku i dnia

tak, tu można wypocząć

w dole ukryta w gąszczu drzew Łomnica

przed nami nowo zbudowany obiekt schroniska górskiego " Łomnicka chata"

i ślady rolniczej działalności człowieka

 Tu trzeba przyjechać i to zobaczyć na własne oczy. A czasu jeszcze sporo pozostało do zimy. Przed nami złota polska jesień. Oj, będzie się dopiero działo jak las przed nami zmieni swoje barwy, zakwitnie kolorami tęczy.  Trzeba będzie to uchwycić okiem obiektywu. Wrócimy tu w październiku.

Fot. Marzena Michalik